Gdy sięgałam językiem do pleców, poczułam znajomy słodki zapach. Melodyjny Trel właśnie dreptała w moją stronę. Spojrzałam na nią, uśmiechając się ciepło. Jasno-szylkretowa kocica w końcu dotarła do mnie.
— Witaj, Pietruszkowa Łapo. W końcu wyzdrowiałaś, więc możemy wrócić do treningów. Dzisiaj zaczniemy od czegoś ważnego, ale nie będziemy za dużo biegać — oznajmiła i od razu obróciła się na pięcie, idąc kłusem do wyjścia z jaskini.
Szybko ruszyłam za nią, starając się jej nie wyprzedzać, co było łatwym zadaniem, patrząc na jej krótkie łapki. Wyszłyśmy tuż za patrolem, jednak szybko się od niego oddzieliłyśmy.
Ostrożnie stawiając łapy, przeszłyśmy nad przepaścią, a następnie zeszłyśmy w dół do wody. Zastanawiałam się, co będziemy dzisiaj robić i po co nam woda. Melodyjny Trel rozglądała się uważnie, aż w końcu wskoczyła do wody i po chwili rzuciła mi pod łapy kraba. No tak! Polowanie na kraby! Nie było to najprostsze, ale potrzebne.
— Polowanie na kraby nie jest takie trudne. Uciekają, widząc cień nad sobą lub zbliżającego się drapieżnika. Trzeba szybko reagować i łapać je za pancerz. Uzyskanie z nich pożywienia jednak nie jest proste. Spójrz, jak ja to robię — wyjaśniła, po czym przewróciła kraba na plecy. Chwyciła duży płaski kamień i wsadziła go w szczelinę między grzbietem a brzuchem zwierzęcia. Dopiero wtedy dostrzegłam, że pancerz kraba składa się z dwóch części i jedną z nich trzeba podważyć! Moja mentorka szybkim ruchem otworzyła kraba i pokazała mi jego wnętrze. Nie wyglądało to apetycznie, więc zmarszczyłam nos z obrzydzeniem. Szylkretowa kocica zerknęła na mnie i prychnęła rozbawiona pod nosem.
— Zabierzemy to do klanu. Teraz twoja kolej. Dobrze polujesz, więc złapanie kraba nie powinno być trudne — miauknęła, patrząc na mnie wyzywająco.
Przełknęłam ślinę i zaczęłam wypatrywać poruszeń w wodzie. Dostrzegłam kamienie! Idealne miejsce na ukrycie się. Zbliżyłam się do kamieni i zaczęłam węszyć. Kraby miały specyficzny wodnisty zapach. Pomimo, że słońce dopiero wschodziło, starałam się zachowywać tak, jakby było w zenicie, aby później łatwiej było mi polować w dzień! Przymknęłam oczy i nastawiłam uszy, szukając jakiegoś szelestu. W oddali wyczułam nornicę, ale to nie ona była moim celem. Gdy tylko usłyszałam stukot odnóży o kamienie, zamarłam i otworzyłam pomarańczowe oczy. Rozejrzałam się i dostrzegłam kraba. Wynurzał się zza skał. Przykucnęłam i pomału zbliżałam się do skorupiaka. W końcu wyskoczyłam do przodu i chwyciłam kraba za pancerz. Prawie wyślizgnął mi się spomiędzy zębów, ale udało mi się rzucić go na ziemię i przewrócić na grzbiet. Moja mentorka w tym czasie obserwowała mnie, co jakiś czas przejeżdżając językiem po futerku. Złapałam płaski kamień i wsadziłam go w to samo miejsce, co wcześniej Melodyjny Trel. Za pomocą łap udało mi się otworzyć kraba! Byłam z siebie bardzo dumna!
— Dobrze ci poszło. Nie będziemy dłużej tu siedzieć. Otwarcie krabów nie jest aż tak trudne, jak może się wydawać. Dzisiaj jeszcze nauczę cię wspinać się na drzewa. I zapolujemy. Nie jestem pewna, czy zdążymy przed największym upałem, więc musimy przyspieszyć — oznajmiła, po czym schowała kraby pod piaskiem i kamieniami. — Prowadź do najbliższego lasu. Pamiętasz nasze tereny?
— Oczywiście! — miauknęłam pewnie i rozejrzałam się dookoła. Strzepnęłam piach z ucha, po czym ruszyłam do góry biegiem. Szybko jednak zwolniłam, by mentorka mogła mnie dogonić. Kłusem podreptałam w stronę lasu, obok którego znajdowała się studnia.
Zbliżając się do drzew, moje prawe ucho zatrzepotało na dźwięk szelestu. Odwróciłam głowę i między liśćmi dostrzegłam stworzonko o burej sierści. Zerknęłam na mentorkę pytająco, a ta kiwnęła głową. Uśmiechnęłam się, zachwycona, że mogę pokazać swoje umiejętności łowieckie. Zbliżyłam się do gryzonia ukrytego w zaroślach, wybiłam się na tylnych łapach i chwyciłam ryjówkę. Podniosłam triumfalnie głowę i zakopałam gryzonia, po czym kontynuowałam podróż do lasu.
***
W samym środku boru Melodyjny Trel podeszła do jednego z drzew, jakby sprawdzając, czy nadaje się do wspinaczki.— Dobrze, zacznijmy. Ja niestety mam problemy ze wspinaczką z powodu krótkich łap, ciężko mi podskakiwać. Jednak znam bardzo dobrze teorię! W łapach masz pazur z boku, który pomaga ci się chwytać kory. Wchodząc na drzewo, odpychasz się tylnymi łapami, a przednimi chwytasz. Pazury muszą być wysunięte cały czas. Balansujesz ciałem i ogonem. Gdy chcesz wejść na gałąź, musisz wspiąć się delikatnie wyżej niż ona i na nią zeskoczyć. Zejście jest trudniejsze. Możesz schodzić tyłem, puszczając się przednimi łapami i ześlizgując z kory, albo po prostu zeskakiwać z gałęzi. Jednak nie zawsze jest to dobry pomysł. Na tym drzewie gałęzie są niskie, więc nie musisz wspinać się wysoko — wyjaśniła i wzięła wdech, po czym usiadła, wskazując głową na drzewo, zachęcając mnie do spróbowania.
Spojrzałam zmieszana na dużą roślinę, jednak szybko nabrałam pewności siebie. Skakanie wychodziło mi z łatwością! Podeszłam do pnia, wysunęłam pazury i skoczyłam, chwytając się drzewa. Czułam się bardzo dziwnie, tak wisząc. Machałam ogonem na boki, by tylko nie spaść. Sama nie wiedziałam czemu, ale obawiałam się poruszyć. Nie wisiałam wysoko nad ziemią, a jednak czułam niepokój. Po kilku wdechach i wydechach odbiłam się tylnymi łapami, jednocześnie chowając przednie pazury. Wyskoczyłam wzdłuż pnia i znów chwyciłam się drzewa czterema łapami. Postawiłam uszy, zaskoczona udaną akcją. Krew w żyłach zaczęła płynąć mi szybciej i dudnić w uszach. Zagryzłam zęby i wspięłam się jeszcze wyżej, na najbliższą gałąź, na której przysiadłam. Chwilę się pobujałam, po czym zaczęłam obserwować wszystko z góry. Melodyjny Trel spojrzała na mnie z dumą, a ja zastanawiałam się, jak teraz zejść. Mogłam zeskoczyć albo zejść tyłem. Przełknęłam ślinę i wróciłam na pień. Zejście w dół zdawało się straszniejsze niż wspinaczka w górę. Moje próby ześlizgnięcia się skończyły się na tym, że zleciałam z pnia. Moje ciało szybko jednak odwróciło się tak, że bezpiecznie wylądowałam na czterech łapach. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, a futro podniosło się wysoko do góry. Melodyjny Trel podeszła do mnie i liznęła po barku.
— Dobrze ci poszło. A teraz znów to samo! Musisz ćwiczyć, by wchodzenie było szybkie i płynne. Schodzenie aż tak ważne nie jest. Podczas walki, ucieczki czy polowania warto umieć czmychnąć na drzewo — oznajmiła i usiadła, znów patrząc na drzewo, dając mi znać, że nie ma na co czekać.
***
W końcu, po wielu wejściach i zejściach, zakończyłyśmy trening. Siedziałam zdyszana, nie mając sił się ruszyć. Ciągłe wspinanie się na różne drzewa, a potem schodzenie z nich, nieźle dało mi w kość. Raz nawet udało mi się przeskoczyć z jednego drzewa na drugie! Jednak nad tym musiałam jeszcze popracować. Na razie wspinaczka szła mi bardzo sprawnie, ale schodzenie nadal było trochę niezgrabne — wolałam zeskakiwać z gałęzi niż schodzić tyłem.— Możemy wracać do obozu. Po drodze zabierzmy ryjówkę i kraby. Resztę dnia masz wolną. Wieczorem jednak wyruszymy na patrol z innymi — miauknęła spokojnie i ruszyła w stronę obozu.
***
Obie wróciłyśmy do obozu i odłożyłyśmy zdobycz na stos. Dumnie kroczyłam z krabem i ryjówką w pyszczku, tak by każdy kot mógł to zobaczyć! Oczywiście najbliższemu mi kocurowi to nie umknęło. Liliowy wojownik otarł się o mnie i zaczął myć moje futerko.— Tato! Układałam już futerko! — pisnęłam, próbując wyślizgnąć się z uścisku ojca.
— No już dobrze! Po prostu moja córeczka jest taka duża i już tak świetnie poluje! — miauknął liliowy kocur, ocierając łzy dumy. — Chcesz ze mną zjeść? — zaproponował nagle Bławatkowy Wschód, po czym wyjął ze stosu zająca i, nie czekając na moją odpowiedź, podreptał na półki wojowników. Bez zgody starszych uczniowie nie powinni wchodzić w te miejsca, więc czułam się wyjątkowo, mogąc spoglądać na całą jaskinię z góry. Przysiadłam w pozycji chlebka i czekałam na swoją kolej przy posiłku. Ojciec wziął kawałek zająca, po czym przesunął go w moją stronę.
— Pietruszkowa Łapo, jak mijają ci treningi? Dziś to twój pierwszy od kiedy wyzdrowiałaś, dobrze się już czujesz, prawda? — zapytał mnie z troską. Uśmiechnęłam się do niego i połknęłam kawałek zwierzyny.
— Jest dobrze! Niestety długo jeszcze nie będę mianowana na wojowniczkę, ale Melodyjny Trel nie straciła do mnie zapału i nadal dzielnie mnie szkoli! Dziś uczyłam się otwierać kraby i wspinać na drzewa. A wieczorem mam iść na patrol! — miauknęłam podekscytowana, potrząsając wąsami.
— Cieszę się, że wszystko u ciebie dobrze. Porozmawiaj też czasem z bratem. Odkąd zostaliście uczniami, prawie nie rozmawiacie — mruknął do mnie. Ja jedynie westchnęłam. Nigdy nie przepadałam za Mroźną Łapą. Mimo, że był moim bratem, nie czułam, by cokolwiek nas łączyło.
— Jasne… porozmawiam z nim, jak go gdzieś złapię — zamruczałam, spoglądając na tatę i uśmiechając się niepewnie.
***
Po miłym posiłku i pogawędce z tatą w końcu byłam wolna! Od razu wróciłam do legowiska i padłam na posłanie, zmęczona. Zanim zasnęłam, zerknęłam jeszcze w stronę grupki uczniów. Rozmawiali i dobrze się bawili. Trochę im tego zazdrościłam. Westchnęłam, oparłam pysk na przednich łapach i zamknęłam oczy. Musiałam nabrać energii na wieczorny patrol![1500 słów + otwieranie krabów, wspinaczka na drzewa]
[przyznano 30% +5% +5%]
Wykorzystane NPC: Melodyjny Trel, Bławatkowy Wschód
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz