***
Otworzyła ostrożnie jedno zielone oczko, a następnie drugie. Uszka uchyliły się nieznacznie, dopuszczając do siebie tylko małą gamę dźwięków. Wszystko było za głośne. Obóz poza żłobkiem buzował życiem, a jesienne słońce wpychało swoje promienie do oczu koteczki. Nagle, do środka głowę wsunął czarno-rudy nieznajomy. Leżąc plackiem na ziemi podniosła zaskoczona główkę. Kocura otaczał niezbyt znany jej do tej pory zapach, który do kociarni przynosił tylko taki biały… A w sumie liliowy pan, na którego w teorii powinna mówić “tata”. Ale ona nie wiedziała, co to znaczy. Poza tym, ilość zrozumiałych odgłosów, których z siebie wydała, można było policzyć na pazurach dwóch łap. Przynajmniej w stosunku do kogoś innego niż mama czy siostra.
Wojownik trzymał w pyszczku coś futrzastego. Czy to inny kociak? Przekręciła główkę. Niee, był za duży. I jakiś śmiesznie wyglądający. Jej mama zaczęła coś mówić. Odwróciła się w tamtą stronę. Czarny kot (jak go postanowiła nazwać) pozostawił przed nią trzymaną wcześniej zdobycz, i uśmiechnął się nieznacznie. Oklapłe uszy rodzicielki zadrżały, a kąciki mordki podniosły się. Wymienili parę zdań, podczas gdy ona obserwowała. Miała do tego idealne miejsce – schowana za ciałkiem siostry miała zapewniona barierę ochronną. W łaciaty bok uderzyła ją kulką mchu, wyrywając z zamyślenia. Położyła po sobie uszy, a chichot Pierwomrówki sprawił, że pacnęła czekoladową po zadku.
Gdy z powrotem spojrzała na mamę i czarnego kota, już tam go nie było! Przegapiła całe przedstawienie, co za pech. Jednak nie została pozostawiona w spokoju – puchata łapka zasłoniła jej oczy. Z jej gardła wyrwał się głośny pisk zaskoczenia. Wygramolila się z uścisku siostry, posyłając jej naburmuszone spojrzenie. Chwiejnie wstała z ziemi, chcąc kierować się w stronę mamusi. Zielonooka mruknęła coś pod nosem, przewracając się na plecy. Firletka wcale nie miała ochoty na jej niewinne przepychanki. Wcześniejszej nocy dostała od niej kopniaka! Może i nie celowo, ale nadal. Odsunęła się kawałek, pozostawiając siostrzyczkę sam na sam z jej zabawką. Gdy podniosła wzrok, mama nadal była zajęta. Jadła. Tak, chyba tak. Westchnęła cichutko, sama do siebie. Nie będzie jej teraz zawracać głowy, to by było przecież niemiłe! Rozejrzała się dookoła. Na podłożu leżało parę kolorowych, kwiatowych płatków. Przekonała tatusia, aby je jej przyniósł. Miały rożne, bardzo ładne kolorki – jedne różowe, drugie białe, a jeszcze inne przypominały barwą słoneczko na niebie. Przesunęła jeden purpurowy bliżej tego śnieżynkowego, kątem oka spoglądając na Pierwomrówkę, a potem spowrotem na roślinki. Położyła jeden trochę wyżej, i dołożyła dwa żółte po bokach. Siostra niczym malowana! Nieskazitelne podobieństwo, tylko… Jedna wersja może trochę bardziej kolorowa.
Ktoś przytuptał bliżej. O wilku mowa – czekoladowa zajrzała jej przez ramię, oddechem łaskocząc w policzek.
— Co to?
— Ty — mruknęła nieśmiało — Tylko trochę… Kolorowa.
Koteczka przytaknęła zamyślona, wyraźnie rozważając następny ruch. Przyjrzała się portretowi jeszcze bliżej.
— Naprawdę widzę podobieństwo — oznajmiła w końcu — Tylko… Hm, czegoś tu brakuje.
Niezgrabnie dosięgając łapą nad barkiem siostry próbowała coś przesunąć, jednak płatki kwiecia wzbiły się w powietrze. Liliowa otworzyła szerzej oczy, a kotka za nią cofnęła łapę.
— Ups — odchrząknęła — No cóż, teraz nie przypomina nikogo.
Wąsy Firletki zadrżały.
— No… Nie bardzo — przyznała — Nie przejmuj się. Zaraz zrobimy to na nowo.
— Ja się nie przejmuję — zaznaczyła czekoladowa — Tylko oznajmiam fakty.
Przytaknęła z nerwowym uśmiechem. Zgarnęła bliżej siebie roślinki, które niefortunnie odfrunęły. Jednak brakowało jej kilku. Rozejrzała się, próbując znaleźć jakiś z nich. Dojrzała różowy świstek tuż obok łapki Przepiórczego Puchu, i niezgrabnie podniosła się na puchate nóżki.
— Zaraz wrócę — zapewniła siostrzyczkę, która tylko mruknęła coś do siebie — Jeden zaatakował mamę.
Próbując nie potknąć się o własne nóżki, powoli dotarła do rodzicielki. Uniosła główkę do góry, uśmiechając się niewinnie. Szylkretowa zaprzestała jedzenia, odwracając spojrzenie na córkę.
— Mamoo — zaczęła nieśmiało, szybko przygarniając płatek do siebie — Co robisz?
Uważała, że jeżeli odeszłaby sobie tak bez słowa, to byłoby to głupie. A więc, co jej szkodzi?
<Mamusiu?>
npc: Gradowy Sztorm (czarny kot)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz