Była tu ledwo chwilę, a miała wrażenie, że czas uciekał jej nieubłaganie. Ileż mogła udawać chorą? Jeśli przesadzi, to też pomyślą, że ma jakąś nieuleczalną zarazę i stanowi zagrożenie. Niby poznała sporo kotów, wydawali się pozytywnie nastawieni w jej kierunku, ale bała się, że to wciąż za mało. Niektórzy ani trochę nie kryli się z niechęcią wobec niej. I cóż, znając ich ostatnią sytuacją to rzeczywiście, mieli ku temu prawo. Nie mogła nikogo winić za to nastawienie.
Skryła pysk w łapach, kuląc się w kącie legowiska. Gdy Szepczącej Pustki nie było obok niej, jej pewność siebie spadała blisko poziomu dna. Przy nim prezentowała się jakkolwiek pozytywnie, miała wrażenie, że jeśli inni widzieli, iż on czuje się przy niej swobodnie, to udzielało im się to i nie obawiali się jej.
Przez chwilę rozważała, by poznawać innych tylko w jego obecności, a wtedy, gdy jest sama, próbować zaciskać więzy z tymi, których już zna. Była zmęczona powtarzaniem "Przepiórka". To imię nie było najgorsze, zdołała się już przyzwyczaić i nawet gdyby los kazał jej wrócić do pierwotnego domu, na dzień dobry przedstawiłaby się nowym imieniem.
Przeszył ją chłodny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy do środka legowiska wsunęła się ruda kotka o wykręconych uszach. Szylkretka zmrużyła oczy. Klan Burzy miał jakąś ich plagę. Ku jej dalszemu zdziwieniu, przybyła, zamiast podejść do Margaretki, skierowała swe kroki w jej stronę.
Gracja zamrugała. Po jej kryzysowych myślach ktoś do niej szedł? Czy jakaś siła wyższa ingerowała w tym momencie i zsyłała jej pomoc?
— Dzień dobry? — Brzmiało to bardziej na pytanie, niż powitanie, ale przyglądające jej się w zamyśle żółte ślepia, nie pozwalały jej milczeć.
— Tak, dzień dobry — mruknęła. — Cóż, a więc ty jesteś tą pieszczoszką, co trafiła tu na kurację? — zagadnęła. Nie brzmiała, jakby miała złe zamiary, co lekko rozluźniło szylkretkę.
— Pieszczoszką już od dawna nie jestem, ale tak, jestem tu tymczasowo, by się wyleczyć — przyznała, wrzucając na pysk ten standardowy, delikatny uśmiech. — Przepiórka mi na imię.
Ruda przytaknęła głową.
— Lwia Paszcza.
I tu czekoladowa zastygła w takim bezruchu, że kolejna chwila bez oddechu mogłaby ją pozbawić życia.
Jej mina wyrażała jedno, gdy usłyszała imię kotki.
"O nie".
Szepcząca Pustka kazał na nią uważać. A ona przywędrowała wprost pod jej łapy. Czy tak miał wyglądać jej koniec? Nie no, nie mogło być aż tak źle. Co on jej mówił, że ma być miła, a najlepiej to siedzieć cicho i potakiwać na wszystko głową? Warto spróbować.
— Bardzo ciekawe imię — stwierdziła, starając się brzmieć przyjaźnie, choć samo nawiązanie do tej "Paszczy" wydawało jej się głupim posunięciem i miała ochotę wyfikołkować z tego miejsca z powodu wysokiego poziomu zażenowania własną osobą. — Ładne mam na myśli. Na swój sposób — plątała się. — Nie, żeby pasowało do ciebie. Masz ładny, normalny pysk, a nie żadną paszczę — dodała jeszcze, by na pewno nie zostać źle zinterpretowaną.
W odpowiedzi dostała głośne westchnięcie, na co automatycznie zaczęła wyobrażać sobie własną śmierć. Oczywiście, że musiała coś powiedzieć nie tak! Miała się nie narażać, ale gdy główne zagrożenie samo do niej przyszło, to wszystko zaczynało iść nie po jej myśli.
— Moje imię nawiązuje do kwiatka, ale większość kotów urodzonych w klanach nie potrafi tego ogarnąć, no, chyba że mają w rodzinie samotnika — odparła w końcu. Gracja zesztywniała. Powinna jako "pieszczoszka" znać ten okaz flory? — Nie bierz go na poważnie. To w rzeczywistości bardzo ładna roślina. Większość imion mało co odzwierdciela któregokolwiek kota, przyzwyczaj się. Oczywiście są wyjątki, dla przykładu Szepcząca Pustka, co cię tu przyprowadził — podkreśliła. — W jego przypadku bierz imię dosłownie, bo on ma tylko pustkę w głowie. Swoją drogą, uważaj na niego. Mógł udawać miłego, gdy cię tu prowadził, ale w rzeczywistości prędzej czy później zobaczysz, jaki jest naprawdę.
Uśmiechnęła się sztucznie. Jej skromnym zdaniem Szept inteligencją nie zawsze grzeszył, ale nie mogła powiedzieć tego na głos.
— Tak, przyprowadził mnie tu, mieliśmy okazję poznać się trochę wcześniej, niż tego dnia, którego akurat zachorowałam i natrafiłam na niego, prosząc o pomoc. Skoro jednak tak mówisz, wezmę sobie tę radę do serca i będę ostrożniejsza w jego towarzystwie — zapewniła.
— Oh, znacie się dłużej? — spytała, z zaintrygowanym spojrzeniem. — Swoją drogą, jesteś tu kilka dni, pewnie zdążył ci trochę opowiedzieć o Klanie Burzy — mruknęła, na co poczęła intensywnie przytakiwać. — A mówił coś na mój temat?
— Tak, Szepcząca Pustka trochę mi o tobie opowiadał — przyznała zgodnie z prawdą, co spotkało się z przenikliwym spojrzeniem rudej.
— Tak? A co ciekawego mówił na mój temat? — kontynuowała, czym coraz bardziej zaczęła ją stresować.
Czekoladowa przełknęła ślinę. Miała do wyboru dwie opcje.
— Aa, to zależy od tego, jaką odpowiedź preferujesz... — zaczęła wymijająco.
— Jak najszczerszą. Jestem pewna, że to, co o mnie mówił, musi być niezwykle interesujące i szkoda, byś przeinaczała prawdę — przyznała, a wzrok tych żółtych ślepi jak nic będzie dręczył Grację w nocy tak samo, jak pełne oschłości i wzgardy spojrzenie brązowych oczu Różanej Przełęczy nie pozwalało jej spokojnie spać. Na tej podstawie kotka uznała, że te dwie się pewnie lubią. Pod jakimś względem wydawały się podobne.
— A no wspominał o twoich dzieciach, rodzeństwie i mówił, że są spoko...
— A ja też w jego mniemaniu jestem "spoko?" — zapytała.
— Cóż, nie powiedział, że nie, więc można uznać, że tak? — zasugerowała. — Wydajesz się miła, więc wierzę, że tak jest. Raczej mówił, by ci nie wchodzić w drogę, ale to rozumiem, że masz jakiś cięższy okres w życiu i to było powiedziane ze zwykłej troski z jego strony o ciebie, więc postaram się ci nie przeszkadzać, jednak wiedz, że miło poznać. — Wysiliła się na uśmiech, prosząc w duchu, by jej test cierpliwości i dobrego serduszka zakończył się tu i teraz, zanim Lew doprowadzi ją do zawału, tylko z zupełnie innych powodów, niż to robił Szept.
Skryła pysk w łapach, kuląc się w kącie legowiska. Gdy Szepczącej Pustki nie było obok niej, jej pewność siebie spadała blisko poziomu dna. Przy nim prezentowała się jakkolwiek pozytywnie, miała wrażenie, że jeśli inni widzieli, iż on czuje się przy niej swobodnie, to udzielało im się to i nie obawiali się jej.
Przez chwilę rozważała, by poznawać innych tylko w jego obecności, a wtedy, gdy jest sama, próbować zaciskać więzy z tymi, których już zna. Była zmęczona powtarzaniem "Przepiórka". To imię nie było najgorsze, zdołała się już przyzwyczaić i nawet gdyby los kazał jej wrócić do pierwotnego domu, na dzień dobry przedstawiłaby się nowym imieniem.
Przeszył ją chłodny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy do środka legowiska wsunęła się ruda kotka o wykręconych uszach. Szylkretka zmrużyła oczy. Klan Burzy miał jakąś ich plagę. Ku jej dalszemu zdziwieniu, przybyła, zamiast podejść do Margaretki, skierowała swe kroki w jej stronę.
Gracja zamrugała. Po jej kryzysowych myślach ktoś do niej szedł? Czy jakaś siła wyższa ingerowała w tym momencie i zsyłała jej pomoc?
— Dzień dobry? — Brzmiało to bardziej na pytanie, niż powitanie, ale przyglądające jej się w zamyśle żółte ślepia, nie pozwalały jej milczeć.
— Tak, dzień dobry — mruknęła. — Cóż, a więc ty jesteś tą pieszczoszką, co trafiła tu na kurację? — zagadnęła. Nie brzmiała, jakby miała złe zamiary, co lekko rozluźniło szylkretkę.
— Pieszczoszką już od dawna nie jestem, ale tak, jestem tu tymczasowo, by się wyleczyć — przyznała, wrzucając na pysk ten standardowy, delikatny uśmiech. — Przepiórka mi na imię.
Ruda przytaknęła głową.
— Lwia Paszcza.
I tu czekoladowa zastygła w takim bezruchu, że kolejna chwila bez oddechu mogłaby ją pozbawić życia.
Jej mina wyrażała jedno, gdy usłyszała imię kotki.
"O nie".
Szepcząca Pustka kazał na nią uważać. A ona przywędrowała wprost pod jej łapy. Czy tak miał wyglądać jej koniec? Nie no, nie mogło być aż tak źle. Co on jej mówił, że ma być miła, a najlepiej to siedzieć cicho i potakiwać na wszystko głową? Warto spróbować.
— Bardzo ciekawe imię — stwierdziła, starając się brzmieć przyjaźnie, choć samo nawiązanie do tej "Paszczy" wydawało jej się głupim posunięciem i miała ochotę wyfikołkować z tego miejsca z powodu wysokiego poziomu zażenowania własną osobą. — Ładne mam na myśli. Na swój sposób — plątała się. — Nie, żeby pasowało do ciebie. Masz ładny, normalny pysk, a nie żadną paszczę — dodała jeszcze, by na pewno nie zostać źle zinterpretowaną.
W odpowiedzi dostała głośne westchnięcie, na co automatycznie zaczęła wyobrażać sobie własną śmierć. Oczywiście, że musiała coś powiedzieć nie tak! Miała się nie narażać, ale gdy główne zagrożenie samo do niej przyszło, to wszystko zaczynało iść nie po jej myśli.
— Moje imię nawiązuje do kwiatka, ale większość kotów urodzonych w klanach nie potrafi tego ogarnąć, no, chyba że mają w rodzinie samotnika — odparła w końcu. Gracja zesztywniała. Powinna jako "pieszczoszka" znać ten okaz flory? — Nie bierz go na poważnie. To w rzeczywistości bardzo ładna roślina. Większość imion mało co odzwierdciela któregokolwiek kota, przyzwyczaj się. Oczywiście są wyjątki, dla przykładu Szepcząca Pustka, co cię tu przyprowadził — podkreśliła. — W jego przypadku bierz imię dosłownie, bo on ma tylko pustkę w głowie. Swoją drogą, uważaj na niego. Mógł udawać miłego, gdy cię tu prowadził, ale w rzeczywistości prędzej czy później zobaczysz, jaki jest naprawdę.
Uśmiechnęła się sztucznie. Jej skromnym zdaniem Szept inteligencją nie zawsze grzeszył, ale nie mogła powiedzieć tego na głos.
— Tak, przyprowadził mnie tu, mieliśmy okazję poznać się trochę wcześniej, niż tego dnia, którego akurat zachorowałam i natrafiłam na niego, prosząc o pomoc. Skoro jednak tak mówisz, wezmę sobie tę radę do serca i będę ostrożniejsza w jego towarzystwie — zapewniła.
— Oh, znacie się dłużej? — spytała, z zaintrygowanym spojrzeniem. — Swoją drogą, jesteś tu kilka dni, pewnie zdążył ci trochę opowiedzieć o Klanie Burzy — mruknęła, na co poczęła intensywnie przytakiwać. — A mówił coś na mój temat?
— Tak, Szepcząca Pustka trochę mi o tobie opowiadał — przyznała zgodnie z prawdą, co spotkało się z przenikliwym spojrzeniem rudej.
— Tak? A co ciekawego mówił na mój temat? — kontynuowała, czym coraz bardziej zaczęła ją stresować.
Czekoladowa przełknęła ślinę. Miała do wyboru dwie opcje.
— Aa, to zależy od tego, jaką odpowiedź preferujesz... — zaczęła wymijająco.
— Jak najszczerszą. Jestem pewna, że to, co o mnie mówił, musi być niezwykle interesujące i szkoda, byś przeinaczała prawdę — przyznała, a wzrok tych żółtych ślepi jak nic będzie dręczył Grację w nocy tak samo, jak pełne oschłości i wzgardy spojrzenie brązowych oczu Różanej Przełęczy nie pozwalało jej spokojnie spać. Na tej podstawie kotka uznała, że te dwie się pewnie lubią. Pod jakimś względem wydawały się podobne.
— A no wspominał o twoich dzieciach, rodzeństwie i mówił, że są spoko...
— A ja też w jego mniemaniu jestem "spoko?" — zapytała.
— Cóż, nie powiedział, że nie, więc można uznać, że tak? — zasugerowała. — Wydajesz się miła, więc wierzę, że tak jest. Raczej mówił, by ci nie wchodzić w drogę, ale to rozumiem, że masz jakiś cięższy okres w życiu i to było powiedziane ze zwykłej troski z jego strony o ciebie, więc postaram się ci nie przeszkadzać, jednak wiedz, że miło poznać. — Wysiliła się na uśmiech, prosząc w duchu, by jej test cierpliwości i dobrego serduszka zakończył się tu i teraz, zanim Lew doprowadzi ją do zawału, tylko z zupełnie innych powodów, niż to robił Szept.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz