Ta nowa urodziła. Kto był ojcem? Nie chciała zdradzić. Daglezjowej Igle nie było tego szkoda, ponieważ przynosiło jej to rozrywkę w postaci wsłuchiwania się w teorie znajomych na ten temat. Bo jeśli owocniaki coś potrafiły, to wciskać nos w nieswoje sprawy. Ona z resztą też.
Gruszka na przykład sądziła, że, najzwyczajniej, Kosodrzewina miała po prostu partnera, który musiał ją zostawić czy umrzeć. Ślimak za to podejrzewał, że ojcem kociaków mógł być Skrzyp – chmurka była liliowa jak i on, a Puma był wykapaną mamą, więc o nim nie było co mówić. Sadzawka natomiast powtarzała już któryś raz, że dziwnie wokół karmicielki kręci się Przebiśnieg (a bardziej po prostu, jako jeden z nielicznych, z nią rozmawia) i zdradza Witkę. Chociaż... Witka była naprawdę ładną, niewiele starszą od nowej medyczką o przyjemnym charakterze. Kosodrzewina za to nawet nie wyrażała pyskiem żadnych emocji, trzymała się na uboczu. Była... w najlepszym przypadku ekscentryczna. Właściwie, pasowaliby do siebie. Daglezjowa Igła nigdy nie była fanem Przebiśniega, jego zachowanie uważała za irytujące i wielokrotnie w myślach rzucała przekleństwa, kiedy po raz kolejny kocur zaczynał coś mówić, udając tajemniczego i zwodniczego. Z marnym skutkiem. Kto byłby lepszy dla dziwaka niż kolejny dziwak?
Postanowiła przejść się do żłobka, ten jeden raz, chociaż nie lubiła dzieci. Ile można było leżeć i obgadywać niesfornych uczniów? Wprawdzie już nikt nie mógł już przyjść i wsadzić ją na patrol za obijanie się (chyba, że Fretka, ale zdawało się rudej, że ta była w środku codziennego ćpania leków), ale nadal czuła potrzebę zrobienia czegoś. Jeszcze nie rozmawiała z Kosodrzewiną od momentu, gdy się tu pojawiła. Może to będzie dobra okazja? Z resztą, dobrze będzie zapoznać ze sobą najmłodszych członków klanu, zanim zrobi to ktoś inny. Tak, ledwo potrafiły mówić, ale co gdyby taki Lśniąca Tęcza zechciał przekabacić je na swoją stronę? Z Leszczyną już mu się udało. A co jeszcze mogło siedzieć mu we łbie...
— Witaj, Kosodrzewino. — Lekkim, pełnym gracji krokiem przeszła przez krzaki, by znaleźć się w kociarni. W zębach zastępczyni trzymała złapaną z grzeczności ze stosu sójkę, nie chcąc wyjść na niekulturalną. Kiedy weszła, Kosodrzewina podniosła głowę, przestając lizać swoją córkę na moment. — Chyba nie masz nic przeciwko wizytom? Chciałam pogadać. Jesteś tu przecież nie od dziś, a chyba nigdy nie miałyśmy czasu, by razem przysiąść. Pozwolisz? — zapytała jeszcze, stojąc w przejściu.
— Tak, oczywiście — wymamrotała kotka, poprawiając się na miejscu i przykrywając łapy ogonem. Dwie pary bardzo ciekawskich oczu zaczęły bacznie przyglądać się rudej, gdy ta podawała ich matce posiłek. Daglezjowa Igła uśmiechnęła się do malców.
— Puma i Chmurka, słyszałam już, ładne imiona — pochwaliła, chociaż nie były dla niej niczym specjalnym. — Piękna, zdrowa parka. Niejedna matka mogłaby pozazdrościć — zaśmiała się. — Grzeczne są?
— Tak. Jeszcze nie nauczyły się broić — miauknęła krótko czekoladowa i patrzyła na to, jak Chmurka chowa się w jej puszystym futrze.
— Mamo, kto to? — zapytał piskliwym głosem Puma. W przeciwieństwie do swojej siostry pewnie i z zaciekawieniem podchodził do nowego obiektu, który znalazł się w żłobku. Spodobało jej się to.
— Z chęcią ci się przedstawię. — Przykucnęła, zniżając łeb do poziomu kociaka. — Daglezjowa Igła, jedna z dwóch zastępczyń Owocowego Lasu. Bardzo miło mi cię poznać.
<Puma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz