Ostatnie treningi z Agoną skupiały się głównie na nauce kompleksów miejskich ulic. Oczywiście, że potomstwu jednego z najbardziej wpływowych miejskich kotów wypadało znać rozmieszczenie ulic i orientować się w swych własnych terenach na wylot.
Spamiętanie tego wszystkiego początkowo wydawało się ciężkie, ale z naukami mentorki Betelgezie się to udało. Czuła się już dużo bardziej komfortowo, spacerując po ulicach miasta i nie musiała martwić się o to, że się zgubi i ktoś mógłby to wykorzystać.
Agona jej nie oszczędzała. Kazała jej prowadzić wprost do Kasztelana, co arlekinka musiała zrobić bez jej pomocy. Zgubiła się przy tym co najmniej kilkukrotnie, a biała kotka wcale nie zamierzała jej naprostowywać, zatem włóczyły się dość długo, ale przyniosło to efekty - Geza od początku swojego życia musiała być samodzielna i polegać szczególnie na sobie, ale sposób, w jaki Agona podchodziła do treningów, znacząco ukształtował jej niezależność.
"Znajomość miasta to twoja przewaga, Betelgezo. Zaprowadź kogoś w ciemną uliczkę i patrz, jak trudzi się, by odnaleźć właściwą drogę. Czy jest lepszy sposób pozbycia się problemu, niż sprawienie, by zabiła to jego własna niewiedza?"
Wówczas zdawało się to młodej kotce brutalne i napawało smutkiem, ale teraz, z perspektywy czasu, uważała, że Agona musiała wykazywać się nie lada mądrością. Był to jeden ze sposobów, w jaki oszukiwano koty w Betonowym Świecie - pieszczochy ledwo znały świat poza swoim domem, a gdy zostawały porzucone przez Dwunogów, były zdesperowane, by znaleźć jakąkolwiek pomoc. Podróżni, którzy nie byli rdzennymi mieszkańcami miasta, nie znali ulic tak dobrze, by samodzielnie w nich nawigować. Zatem w obu przypadkach koty te wybierały sobie przewodników, sądząc, że zwiększy to ich szanse na przeżycie w tym ciężkim i niebezpiecznym środowisku. Ale miejscy samotnicy wcale nie zamierzali im pomóc - prowadzili ich w najbardziej ślepe drogi, a następnie pozostawiali na pewną śmierć. Niektórzy robili to dla zwykłej satysfakcji. Inni - by pożywić się mięsem umarłych, co zdarzało się głównie wśród pospólstwa. Na ulicach nigdy nie było co jeść, zaczęto więc szukać różnorakich sposobów, by napełnić głodne brzuchy.
Znajomość miasta była zatem cenną kartą przetargową, za którą sporo kotów mogłoby wiele poświęcić.
Agona uczyła ją również polityki. To było dla Gezy szczególnie ważne, bo cała jej przyszłość miała opierać się na filarach polityki. Musiała więc dowiedzieć się jak najwięcej.
W pamięci wyryły jej się te szczególne słowa mentorki:
"Koniec końców, w mieście nic się nie ostaje."
Cokolwiek by się nie robiło, jakkolwiek chcianoby oszukać naturalną kolej rzeczy własną chciwością, władza była zbudowana z kruchych filarów piasku, gotowa zburzyć się w każdym momencie. Mogła zostać wytrącona z łap z dnia na dzień. Z prawdziwego autorytetu, na którego imię drżą najwięksi wrogowie można zmienić się w plebejskiego przybłędę żerującego na najniższych partiach miejskiej hierarchii.
Zapamiętała to sobie. W mieście wszystko było chaotyczne, śmierć wszechobecna, a anarchia sprawiała, że żaden czyn nie był osądzany przez sumienie. Wszyscy byli zepsuci. Wszyscy byli źli.
To była esencja miasta, którą kotka kochała.
Agona nauczyła kotkę także polowania, choć ta umiejętność nie była zbyt potrzebna miejskiej arystokratce. Mimo to, dobrze było ją znać, by pozostać niezależnym w tej kwestii. Poświęciły na to parę treningów, ale Geza dość szybko opanowała tę umiejętność, dlatego biała kotka skupiła się na rzeczach dużo bardziej priorytetowych dla miejskich kotów.
Właśnie z tego powodu dzisiejszego dnia Agona miała nauczyć ją walki. W tym celu wyruszyły o świcie do głębi miasta i Betelgeza dorównywała kroku mentorce, choć, co prawda, nie wiedziała, dokąd ta ją prowadzi.
— Co pierwsze przychodzi ci do głowy na myśl o walce? — spytała. — Najprawdopodobniej myślisz o amoku przyćmiewającym umysł, gdy wymierzasz kolejny cios w ciało przeciwnika. To oczywiście całkowicie trafne spostrzeżenie. Walka jest jednak podstawową umiejętnością w Betonowym Świecie. To, powiedzmy, fundament, na którym opiera się cała hierarchia miasta. Walka jest tutaj najwyższą walutą, najwyższą wartością, na podstawie której wycenia się kota. Nikt nie kupi kogoś, kto nie potrafi utrzymać ciała na własnych łapach. Gdy matki sprzedają gangom swoje kocięta, jak myślisz, ile z nich rzeczywiście dożywa dorosłości?
Jeszcze nie tak dawno temu poczułaby ukłucie bólu, że miejska rzeczywistość była tak ponura i pełna przemocy wobec niewinnych istnień. Teraz jednak tylko zastanowiła się nad słowami mentorki, przyzwyczajona do tego, że przemoc była po prostu wszechobecną koniecznością i nie dało się jej uniknąć, a była za to cennym narzędziem, który mógłby się jej przydać. Oczywiście, że było to przykre i brutalne, ale w życiu mało co było kolorowe. Tego Geza zdołała się nauczyć od najmłodszych księżyców. Świat nigdy nie był uroczy i nie należało naiwnie w to wierzyć.
— Niewiele — odparła. — Zakładam, że połowa ze sprzedawanych kociąt zostaje szybko zabita. Okazują się zbyt słabe, prawda?
— W punkt — miauknęła Agona, gdy mijały kolejne zakamarki, kierując się w nieznane uczennicy miejsce, ku któremu prowadziła ją biała kotka. — Być może w innych zakątkach świata umiejętność walki traktowana jest wyłącznie jako narzędzie służące do samoobrony, jednak tu, w mieście, to podstawa wszelkich podstaw, to fundamentalna czynność, która pozwoli ci nie tylko zachować życie, ale także status i dobre mienie. W kryzysowych sytuacjach pozwoli ci zachować autorytet i pokonać trudne okoliczności, a także sprawia, że twoje życie ma dla innych dużo większą wartość. W ten właśnie sposób powinnaś o niej myśleć. To zbawienny przyrząd, Betelgezo. Nie wahaj się go stosować i doceniaj go u innych.
Pokiwała głową, spisując w głowie wszystkie te informacje. Nagle spostrzegła, że zbliżali się do jakiegoś spustoszałego dziedzińca, wokół którego rozrastał szeroki budynek. Był zaniedbany i najpewniej opuszczony.
— Nauczę cię walki taką, jaką ona jest, Betelgezo — miauknęła. — Okrutną. Stań przed jej prawdziwym obliczem, a staniesz się w tym fachu doskonała.
I nagle, zanim kotka mogła w jakikolwiek sposób zareagować, biała kotka rzuciła się w jej stronę. Arlekinka nie zdążyła odskoczyć, gdy została przygnieciona jej ciężarem. Kotki poturlały się w mocnym uścisku. Agona wyrżnęła jej z łapy prosto w głowę, sprawiając, że uderzyła nią o chłodną posadzkę. Syknęła z bólu, gdy obraz przed jej oczami rozmazał się na moment. Ta krótka chwila osłupienia wystarczyła, by Agona docisnęła ją do ziemi. Pazury starszej kotki rozerwały jej płachtę futra, a kotka poczuła, jak krew zaczęła sączyć się z jej barku.
— Walka to równomierna praca umysłu i mięśni — zaczęła Agona, cały czas przyszpilając kotkę do podłoża. — Skup się na tym, co jest słabością przeciwnika. Wychwyć jego czułe punkty i uderz tam, gdzie zaboli najmocniej.
Mówiąc to, biała kotka kopnęła córkę Jafara w brzuch, sprawiając, że ta ryknęła głośno z bólu. Wierciła się, próbując wydostać z uścisku, ale to wszystko na nic.
— A czym owe czułe punkty są? Pomyśl — i mówiąc to, uderzyła ją po raz kolejny, wymierzając jej bolesny policzek w pysk. — Trzy są najważniejsze i śmiertelne.
Geza kłapnęła szczęką przed gardłem samotniczki. Agona uśmiechnęła się tym swoim chłodno-ciepłym uśmieszkiem, wyraźnie zadowolona z kroków podejmowanych przez uczennicę. Przycisnęła swoją łapę do pyska kotki, sprawiając, że nie mogła podnieść własnej głowy z ziemi.
— Doskonale. Gardło, którego rozszarpanie będzie wiązało się z wykrwawieniem i natychmiastową śmiercią. Brzuch, który to ochrania wszystkie najważniejsze narządy naszego organizmu. I głowa, rzecz jasna, której zbyt mocne uderzenie na zawsze uciszy wroga.
Warknęła cicho, siłując się z kotką na łapy. Złociste oczy kotki błysnęły, jakby rzucała młodej wyzwanie.
— Kolejne z nich są przewodnikami naszych zmysłów. Najważniejsze - oczy, łapy i wibrysy. Pozbądź się ich, a sprawisz, że twój wróg będzie spowolniony i nieporadny. Czyżby zabrakło ci sił?
Gdy arlekinka usłyszała te słowa, skupiła całą swoją wolę i siły, by wykonać następny ruch. Nie mogła ślepo marnować energii na nic nieznaczące ciosy - musiała wykorzystać umysł, tak, jak Agona ją uczyła. Nie bez powodu byli zdolni do myślenia.
Dopiero zauważyła, że tuż za nią leżała fala odłamków stłuczonego dawno temu szkła. Ugryzła Agonę w łapę i korzystając z wolnej chwili, złapała w ziemię jeden z większych odłamków. Praktyka kompletnie durna i niebezpieczna, ale zdołała pochwycić go tak, by w pysku trzymała stronę bardziej gładką, zaś po zewnętrznej stronie - ostrą. Wbiła szkło w bok swojej mentorki, która wrzasnęła z bólu. Odskoczyła od uczennicy, dając jej wystarczająco czasu, by mogła się podnieść.
— No proszę, uczysz się bardzo szybko — zamruczała.
— Słabości, o których mówiłaś — wydyszała Geza. — To nie tylko czułe punkty w ciele, ale też słabe punkty indywidualne dla każdego kota, prawda? Twoją słabością jest to, że walczysz zbyt pewnie, jakbyś nie spodziewała się, że mogłabym cię pokonać.
— Hmm, możesz wyjść na koty — miauknęła Agona. Spojrzała na Betelgezę z góry, tym swoim wzrokiem - władczym i oceniającym, który jednak nie przerażał jej tak bardzo jak wzrok Matki, a zamiast tego wypełniał ją czymś w rodzaju komfortu. — Orientuj się.
Zanim Betelgeza zdołała zareagować, jakaś ciemna masa wyskoczyła z parapetu okna z wybitą szybą, powalając ją na ziemię. Zdążyła tylko wrzasnąć z zaskoczenia. Na dziedzińcu ukazała się trójka obcych jej kotów - Agona jednak usiadła spokojnie, owijając łapy swoim ogonem i cierpliwie obserwując poczynania swojej uczennicy. Betelgeza podejrzewała, że byli to członkowie gangu ojca, którzy zostali tu zabrani w ramach szkolenia. Taką przynajmniej miała nadzieję... Agona nie mogła chcieć jej śmierci, prawda? Gdyby miała w planach celową zdradę następców Jafara, już dawno by ją zabiła. Miała do tego wiele okazji. Arlekinka spostrzegła również, że Agona nie wyciągnęła ze swojego boku odłamka szkła. Czy to po to, by nie sprowokować krwawienia? Być może. Geza zdążyła poczuć ukłucie wyrzutów sumienia, gdy wir walki sprawił, że na nowo zapomniała o słabych uczuciach, które w tym momencie nie były ważne. Agona mogłaby zmiażdżyć jej narządy wewnętrzne i wcale nie czuć wyrzutów sumienia, czemu więc ona miałaby?
Ciężko było walczyć z trzema kotami na raz. Dostrzegła, że koty, z którymi przyszło jej walczyć, były raczej młode - prawdopodobnie po to, by nie dawać jej zbyt trudnego zadania na pierwszy raz, ale jednocześnie zapewnić przynoszącą efekty naukę.
Zapamiętała, co mówiła Agona - należy w pierwszej kolejności chronić swoje największe słabości i szukać ich u wrogów. Zaatakowała burego kocura, który akurat napatoczył się jej pod łapy i zadrapała go w czoło. Ten ugryzł jej łapę, na co kotka syknęła z bólu i zgięła się instynktownie, w czasie gdy dwóch kolejnych gangsterów zaszło ją od tyłu, atakując kolejno jej kark i prawy bok. Poczuła, jak zęby zaciskają jej się boleśnie na karku i zanim zdążyła w ogóle zadaptować to, co się działo, jej ciało zostało ciśnięte wprost pod ściany dużego budynku. Uderzyła w chłodny murek i poczuła ból w grzbiecie. Podniosła się, czując, jak trójka silnych, młodych kocurów rusza w jej stronę. Agona tymczasem przyglądała się walce z bezpiecznej odległości, lustrując wzrokiem każdy następny ruch młodej kotki.
— Oczy są zwierciadłem duszy. Wyznają ci wszystko, czego potrzebujesz, by pokonać swojego przeciwnika. Wsłuchuj się w każdy jego oddech i zwracaj uwagę na każdy ruch jego kończyn, bo wygrać walkę możesz tylko wtedy, jeśli nie dasz się zaskoczyć. A by to zrobić, musisz przewidywać ruchy napastników. Niektórzy mrużą oczy, nim zamachną się nad twoją głowę, inni unoszą łapę, zanim wystrzelą do przodu w szarży, a jeszcze inni patrzą się w miejsce, które zamierzają zaatakować. Śledź ruch wroga i przekonaj się, które działania są najbardziej prawdopodobne, by zostały przez niego wykonane, a wówczas przewidzisz jego plany i zdołasz skutecznie się obronić — powiedziała Agona niemal na jednym tchu, mówiąc tonem tak rzeczowym, że faktycznie musiała doskonale się na tym znać. Betelgeza zdecydowanie nie zamierzała tego kwestionować.
Tym razem to kocur o płomiennorudej sierści ruszył w jej stronę. Uważnie się mu przyglądała. W co będzie celował? Najpewniej w łapy. Przeciwnik jest najbardziej bezbronny, gdy leży na ziemi i nie ma wystarczająco czasu, by się podnieść. Odkrywa wtedy brzuch i inne ważne części swojego ciała, których uszkodzenie prowadziłoby do śmierci.
Zgodnie z jej przewidywaniami, kocur chciał zastawić jej łapy, by przewróciła się i upadła. Zdołała jednak wyprzedzić go na tyle, żeby wcześniej - w momencie, gdy jego pysk kierował się ku jej łapom - złapać go za kark. Zacisnęła szczęki na jego karku i szarpnęła mocno, czując metaliczny smak krwi na swoim języku. Przycisnęła go do ziemi i naporem przednich łap uniemożliwiła mu podniesienie się. Tymczasem dwójka pozostałych kotów już zmierzała w jej stronę - jeden z prawej, sporych gabarytów bury kocur - i drugi z lewej, nieco mniejszy i drobniejszy, ale równie silny niebieski van.
Podzielność uwagi to nie była jej najmocniejsza strona. Obracała się to w lewo, to w prawo. Zauważyła, że bury kocur porusza lekko tylnymi łapami, jakby próbował odpowiednio je ustawić i przeniósł na nie ciężar swojego ciała, lekko je uginając. To był drobny ułamek sekundy, ale wystarczył, by zaalarmować kotkę o następnym ruchu kotów. W momencie, gdy ich łapy odbiły się od ziemi, ta wyskoczyła do przodu, zgrabnie unikając ich ataku. Ruszali w jej stronę szybką szarżą i była zbyt wolna, by zdążyła uniknąć kolejnego ataku - została popchnięta, a gdy upadła na twardy chodnik, jeden z kotów przycisnął do ziemi jej głowę, a drugi natomiast tylne łapy. Początkowo wierzgała nimi i wierciła się, by się uwolnić, ale zaraz przypomniała sobie, że w takich sytuacjach nie należało bezmyślnie marnować energii, a zostawić ją na bardziej przemyślane decyzje. Ugryzła kocura, który trzymał ją za głowę w łapę i gdy odsunął ją błyskawicznie, uwolniła się i podciągnęła się do góry, chwytając go za szyję. Zrobiła to mocno, ale oczywiście nie dostatecznie, by go nie skrzywdzić. Następnie wymierzyła mu bolesny cios w skroń, a ten zatoczył się do tyłu i zgiął na łapach. W tym momencie w grze został już tylko jeden z nich, który wciąż blokował jej łapy. Zaskoczyła się, gdy wbił się w jej tylną łapę i począł ciągnąć ją po twardej nawierzchni, utrzymując cały czas w pozycji leżącej i nie dając jej się podnieść, co znacznie ograniczało jej możliwości obrony. W końcu udało jej się podciągnąć na tyle, by dosięgnąć go łapami. Pazurami odchyliła jego głowę do przodu i użyła jego łba jako podpory, by całkowicie podnieść się z ziemi, co musiało być co najmniej bolesne. Łapa nieprzyjemnie ją bolała, choć nie była uszkodzona. Kocur wymierzył w jej stronę silnego kuksańca, ale w odpowiednią porę zwinęła się do dołu, czując, jak bryza powietrza przepływa nad jej głową. Za drugim razem samotnik nie chybił i uderzył ją boleśnie w głowę, a potem w klatkę piersiową. Zatoczyła się do tyłu, a ten skoczył do przodu i pociągnął ją za sobą. Potoczyli się w uścisku.
Był od niej dużo silniejszy i czuła, że gdyby walka była poważna, mogłaby nie mieć z nim szans. Uderzyli w ścianę i dopiero wtedy rozłączyli się. Kocur zmierzał w jej stronę, a ona odskakiwała do tyłu za każdym razem, gdy kierował ku niej żelazne ciosy. Wreszcie dojrzała swoją szansę w parapecie jednego z okien, na który wskoczyła, wspominając liczne nauki ze swoją Matką. Bastet niejednokrotnie tłumaczyła jej sztukę wspinania się po budynkach i teraz zamierzała ją wykorzystać.
Kocur oczywiście był zbity z tropu. Nie spodziewał się z jej strony takiego ruchu. Wykorzystywała żywioł, w którym była najlepsza. Jeśli ptak miał wybór, zawsze walczył w powietrzu.
Zdziwiła się jednak, gdy ten spróbował wskoczyć za nią i udało się to mu. Uważając, by jej łapy nie ześlizgnęły się z powierzchni parapetu okna, skoczyła na następny sąsiedni parapet - i na następny, z każdym krokiem bardziej oddalając się od przeciwnika, któremu kolejne skoki przynosiły coraz więcej wysiłku. Wkrótce zrezygnował i zeskoczył z powrotem na bok, a Agona wstała powoli i Betelgeza mogłaby przyrzec, że gdyby kocie ciała na to pozwalały, biała kotka zaklaskałaby teraz w łapy.
Betelgeza zeszła na dół i poszło jej to dość zgrabnie. Oczywiście, radziła sobie dużo gorzej, niż Matka, ale miała wrażenie, że krok po kroku coraz lepiej się wspinała i coraz lepiej skakała. Nawet na treningach z Bastet ta zabierała ją już nie na drzewa, a na niższe i wyższe budynki, widząc znaczne postępy w pracy córki.
— Zadowalająco — podsumowała oszczędnie Agona. — Zabić byle samotnikowi z pewnością byś się nie dała, ale zawsze możesz być lepsza.
Geza przekręciła głowę. Niemal wyzionęła ducha.
— Musisz popracować nad umiejętnością przewidywania ruchów przeciwników. A jeśli chodzi o pozostałe aspekty twojej walki - cóż, mogę śmiało stwierdzić, że twoje istnienie będzie dla mnie chlubą. Zasłuż się ojcu, moja droga, a moja reputacja podniesie się jeszcze wyżej.
Geza przewróciła oczami. Z jakiegoś powodu spodziewała się po mentorce większej bezinteresowności, ale teraz zrozumiała, że to było głupie i naiwne z jej strony. Oczywiście, że Agona miała swoje własne materialistyczne pobudki, by przykładać się do jej szkolenia. No i najprawdopodobniej nie chciała skończyć jako kolejna odcięta przez ojca lub jego koty główka, gdyby dowiedział się, że zaniedbuje jej trening. Mimo wszystko poczuła w swoim sercu rozczarowanie.
— Nie obrażę się, jeśli szepniesz swojemu ojcu miłe słówko na mój temat.
Otworzyła usta, by odpowiedzieć, gdy w nieoczekiwanym momencie biała kotka zamachnęła się i wymierzyła jej solidny cios w głowę. Fałda bólu przeszła po jej skroniach burzą i młoda zatoczyła się lekko do tyłu.
— Co to było?!
— Łatwo się dekoncentrujesz — prychnęła mentorka. — Dziwię się, że wciąż spodziewasz się po mnie czegokolwiek dobrego.
Geza podrapała się po głowie. Czy Agona naprawdę potrafiła tak dobrze czytać w myślach?
— Ja też się dziwię — mruknęła, kręcąc głową. — Nie powinnam. Myślałam, że z tego wyrosłam.
— Rzecz jasna, że wyrosłaś, ale sumienie czasem lubi o sobie przypominać — odparła spokojnie Agona, a ton jej głosu śmiało można by było uznać za pocieszający. — Nie słuchaj go.
— Nie zrobiłam ci dużej krzywdy tym... Czymś? — spytała niepewnie, wskazując na kawałek szkła, który wbił się w jej bok. Agona machnęła łapą.
— Myślisz, że to robi na mnie wrażenie? Mam odpowiednią wiedzę, by zatamować krwawienie i zapobiec infekcji. W swoim życiu uczestniczyłam w zbyt wielu wojenkach, żeby starania podrostka mogły mnie skrzywdzić. Nie marnujmy więcej czasu. Chodź. Twoja matka chciała zabrać cię na trening... Hm, tego, czym się zajmuje. Nie zrobi tego, jeśli będziesz się włóczyć.
Wykonała to polecenie, głównie dlatego, że Agona była naprawdę przerażająca, gdy się denerwowała, co jednak nie zdarzało się zbyt często. W trakcie, gdy szły, mentorka kontynuowała swój wywód.
— Będziemy utrwalać umiejętność walki jeszcze przez parę następnych treningów. Nie myśl sobie, że ci odpuszczę. Choćbyś miała płakać z bólu, jeśli coś jest w stanie nauczyć cię przetrwania i walki, to ból i zmęczenie. Łatwo jest zapomnieć o granicach swojego ciała, gdy piastuje się wysokie stanowiska.
Betelgeza idąc spoglądała na własne łapy. Było w tym dużo prawdy. Mimo swojego statusu chciała wiedzieć wszystko, co pozwoliłoby jej przetrwać, gdyby coś miało się zmienić.
— Powinnaś przestać tyle myśleć o pobudkach swojego głupiego sumienia, Betelgezo. Jego głos jest nieważny i pokierowany tępotą naszych pierwotnych uczuć. To, co się liczy, to jesteś ty i twój dobrobyt. Przestań spodziewać się dobra po miejskich samotnikach. Oni są zepsuci do cna, są wynaturzeniem i każdy z nas już dawno to zaakceptował. Wszyscy jesteśmy krętaczami i oszustami. To nasza wspólna tożsamość. I nie zmienisz tego, zacznij więc z tym żyć. Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie ci walczyć z tymi, których kochasz. Nie przywiązuj się więc do nikogo.
Agona przerwała i zatrzymała się na moment.
— Ale jeśli wpuścisz kogoś do swojego serca i zaczniesz żyć w zgodzie z obłędem, który przychodzi z uczuciami, chroń go tak, jak tylko pozwala ci na to stan rzeczy. Rozgnieć kości każdemu, kto ośmieli się mu zagrozić, skręć karki tym, którzy będą o nim źle mówić i zniszcz ich życia tak doszczętnie, aż zostanie z nich tylko popiół. Przelej krew każdego, kto zadrze z tym, kto znalazł miejsce w twoim sercu.
Te słowa były bezpośrednie i ostre. Wprawiły Gezę w dreszcze, ale gdy przysłuchiwała się im, w milczeniu pokiwała głową. Tak, była do tego zdolna. Była gotowa zrobić najokrutniejsze rzeczy wobec tych, którzy ośmieliliby się skrzywdzić ojca, matkę, rodzinę, wyznawane przez nią wartości czy kogokolwiek, komu oddałaby część siebie. Kiedyś być może wyparłaby to z myśli, ale teraz była pewna - jeśli uważała coś lub kogoś za wartościowe, cena za tego podważenie będzie wysoka i okrutna, podobnie jak okrutne jest występowanie przeciwko jej zasadom.
[3251 słów]
65%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz