– Przestańcie – warknęła, ale jej słowa nawet do nich nie dotarły – PRZESTAŃCIE! – wrzasnęła głośniej, zwracając na siebie uwagę dwóch kotów – Uszy. Mi. Przez. Was. Więdną! – wysyczała.
– A mi więdną przez wasze ciągłe zabawy, nie wtrącaj się smarku! – odparowała liliowa karmicielka – Idź na zewnątrz, jak tak to ci przeszkadza.
O. dostała pozwolenie na wyjście. Coś nowego. Ruszyła do obozu, lecz zatrzymała się, dostrzegając, jak w jej stronę idzie młodszy od niej Sumik.
– Też chcę wyjść – miauknął, kładąc uszy.
– Dobra – rzekła chłodno – Tylko mnie nie spowalniaj. – dodała jeszcze stanowczo, wychodząc ze żłobka.
Chwilę zajęło, aby jej oczy przystosowały się do światła. Gdy w końcu zaczęła widzieć ostro, ruszyła przed siebie, a za nią potruchtał niebieski. Niestety mimo bycia poza terenem kociarni, krzyki rodziców kocurka dalej były słyszalne nawet tutaj.
Stanęła na środku obozu, zastanawiając się, co zrobić. Po chwili podeszła do stosu ze zwierzyną i wyciągnęła z niego mysz. Sumik podszedł bliżej i chciał dotknąć jej łapą, ale szybko odsunęła ją od niego.
– Jesteś za młody, by to jeść. – rzekła.
Kocur napuszył się, ale nie odpowiedział. Razem odeszli gdzieś dalej i usiedli sobie na uboczu, a Wir rozpoczęła pałaszowanie gryzonia, obserwowana przez dwoje zielonych oczu.
– Co – spytała, czując na sobie spojrzenie kocura.
– Nico! – warknął, siadając. Kolejny krzyk z kociarni sprawił, że jego ogon zaczął latać na boki.
Arlekinka sapnęła z irytacją.
– Jak zwykle… – burknęła.
Spojrzała na wyjście z obozu. Dostrzegła wchodzące dwie wojowniczki. Jedna była srebrna, druga niebieska szylkretowa w pręgi. Wir wbiła w nie spojrzenie przymrużonych oczu, co również zrobił Sumik za jej przykładem. Spojrzenie pomarańczowych oczu spotkało się z tymi należącymi do córki dawnego zastępcy, jednak kotka nie odwróciła wzroku. Wir uniosła lekko podbródek, by wyglądać bardziej przyzwoicie i z klasą. Rzuciła starszej chłodne spojrzenie. Wyglądała na zadbaną. Chyba nazywała się… Makowe Pole.
<Mak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz