Ciężko było odpowiedzieć na jego pytanie, gdy nie mogła oddychać. Kaszlała, spazmatycznie wypluwała z siebie wodę i otrzepywała się z wilgoci na zmoczonym futrze. Nie mogła wziąć oddechu przez krótki moment, ale wkrótce sytuacja uspokoiła się, a ona zakaszlała po raz ostatni. Spojrzała na kocura z głową opuszczoną ku ziemi.
— Ciężko mówić, by było w porządku, skoro omal się nie utopiłam — rzuciła sarkastycznie. Dlaczego ją uratował? Nie widziała, co działo się za jej plecami, była zajęta próbowaniem utrzymać się na powierzchni. Samotnik coraz bardziej ją zaskakiwał. — Po co mnie uratowałeś?
Jego sierść przylegała teraz do ciała, a ona spostrzegła bliznę sięgającą od połowy głowy do samej potylicy. Rozszerzyła oczy, ale nie skomentowała tego widoku.
— Przecież obiecałem, że cię nie utopię, czyż nie? — przypomniał jej o tym, pozwalając, aby woda muskała jego namoczoną sierść, jak i łapy kotki. — Dałaś się porwać panice. Chaotyczne ruchy na to wskazywały. Ale rozumiem, że to twój pierwszy raz i się boisz. Ze mną jednak nie ma czego. Spójrz. Trzymaj się mnie mocno — i to powiedziawszy zawrócił na głębsze wody, aby zaraz zaczął płynąć z kocicą na swym grzbiecie. Nie zwracał uwagi na to, że przez jej ciężar jego ciało, jak i łeb od czasu do czasu szły pod wodę. Mocnymi łapami odpychał się miarowym, spokojnym tempem, tak jakby dryfował, robiąc dla kocicy za łódkę. Gdy zrobił takie kółeczko, wrócił łapami na stały grunt, wypuszczając nosem wodę i oblizując pysk.
— I co? Było strasznie?
Pokręciła głową.
— Nie, dopóki to nie ja się topię — parsknęła, a gdy jej łapy wreszcie dotknęły ziemi, jej ciało oblała nagła ulga. Musiała jednak przyznać, że była to całkiem dobra zabawa. Dotrzymał słowa. Może to był tylko drobny gest, ale nawet członkom byłego gangu nie zaufałaby w tej kwestii. Działała emocjonalnie, ale nie była w stanie nad tym panować. Nigdy nie czuła się tak dobrze od czasów dołączenia do ograniczającego ją pod każdym względem klanu. Tęskniła za domem, a w tym momencie poczuła się, jakby znów była wolną, niezależną samotniczką. Przyzwyczaiła się do Klanu Wilka, może i nawet go pokochała, ale za szeregiem plusów stało dwa razy więcej minusów.
Gdy ogarnęła się po przyjściu na ląd, spojrzała na kocura. Żeby spojrzeć mu prosto w oczy, musiała zadrzeć łeb.
— Było całkiem zabawnie. Dziękuję. Z początku zaczynałam żałować decyzji, że ci zaufałam, ale miałeś wiele okazji, by mnie zabić... Zawsze powodujesz tyle rozterek u nieznajomych? — spytała z przekorą.
— Cóż... Bycie wyrośniętym kotem onieśmiela wielu. Jednakże nie oznacza to, że jestem krwiożerczym potworem czy mordercą. Cieszy mnie to, że ci się podobało. — Zastrzygł uchem, gdy usłyszał alarmujący jego zmysły dźwięk. Uniósł łeb wyżej, ponad kotkę, po czym zawęszył. Ktoś tu zmierzał. — Twoi przyjaciele nadchodzą. Lepiej, aby mnie tu nie zobaczyli. Cieszę się, że mogłem cię uszczęśliwić. Jutrzejszego poranka też będę na ciebie czekał — to powiedziawszy wycofał się głębiej w wodę, a następnie w niej zniknął, jak gdyby stanowiła jego naturalne środowisko.
Z krzewów zaraz wyszła grupka rozgadanych wilczaków, którzy ujrzeli Wilczą Tagję, przemoczoną i stojącą samotnie nad brzegiem rzeki. Zdumienie to mało powiedziane co malowało się na ich pyskach. Podeszli i zaczęli wypytywać o to co się stało, czy wpadła do rzeki i co tu właściwie robiła. Kotka przez moment jeszcze wpatrywała się w bystrą taflę wody, utwierdzając się w przekonaniu, że ten osobnik był... Dziwny i osobliwy. Ale tym samym dość interesujący.
Odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała kroki patrolu. Wbiła im do głów na szybko jakąś historyjkę o tym, jak to przegoniła samotnika przebywającego na tutejszych terenach, walcząc z nim aż do samej wody. Talentu aktorskiego może i wybitnego nie miała, ale potrafiła się wybronić, gdy było trzeba.
<Śmierć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz