TW: Opowiadanie zawiera opisy porodu
Bolało, bardzo... bolało, rozrywało od środka. Różnorakie, znane jej zmysły traciły na swej ostrości, gdy gdzieś tam z tyłu odczuwała nasilające się skurcze związane z macicą. Brzuch zastępczyni był ogromny, co nie tylko dziwiło Bielicze Pióro, która towarzyszyła kotce podczas wydawania dzieci na świat, ale też murowało Kunią Norkę, odbierającą dziś łaskawie niechciane smrody. Ponoć w Klanie Wilka nie spotykano się jak dotąd z takim rozmiarem kałduna, więc Szakal buchała niepokojem, a drgające kończyny w tym dodatkowo nie pomagały, bardziej doprowadzając do wewnętrznego szału niż czegokolwiek innego. Teraz, gdy przeżywała katusze, żałowała podjętego wyzwania na prośbę Irgowego Nektaru; mogła postawić na swoim, a jednak poszła za głosem logiki, wykonując życiowego fikołka do tyłu. Brawo ona.
Złota sapała nerwowo, gdy analizowała położenie. Bała się głównie komplikacji; faktu, że może zejść przez te niewinne dzieci wprost w łapska Mrocznej Puszczy na własne życzenie. Wzrok kotek wyrażał wszystko. Nieraz przyszłe karmicielki nie dawały sobie rady. Ona też... może być tym nieszczęśliwym przypadkiem, jeżeli zabraknie jej sił. Tak myślała, tak czuła. To było prawdziwe wyzwanie, większe od wojny z Burzakami... Z resztą, kto by też pomyślał, że pazury nie ranią na tyle mocno co natura urodzin? Na pewno nie Szakal.
Złota sapała nerwowo, gdy analizowała położenie. Bała się głównie komplikacji; faktu, że może zejść przez te niewinne dzieci wprost w łapska Mrocznej Puszczy na własne życzenie. Wzrok kotek wyrażał wszystko. Nieraz przyszłe karmicielki nie dawały sobie rady. Ona też... może być tym nieszczęśliwym przypadkiem, jeżeli zabraknie jej sił. Tak myślała, tak czuła. To było prawdziwe wyzwanie, większe od wojny z Burzakami... Z resztą, kto by też pomyślał, że pazury nie ranią na tyle mocno co natura urodzin? Na pewno nie Szakal.
— Pchaj! — poleciła medyczka — Idzie ci świetnie, naprawdę! Jeszcze tylko trochę, a przyjdzie pierwsze kocię.
Nie potrzebowała dopingu, tylko ciszy. Hałas nie poprawiał humoru. Miała ochotę wydrzeć się na starszą burą, która niepotrzebnie memłała językiem, ale jej pysk został zakneblowany poprzez wielki patyk podany ukradkiem od przyjaciółki pod tytułem "pani wielbię bachory". Serio? Akurat teraz? Zamordowała wzrokiem córkę Mrocznej Gwiazdy, jednakże nie odezwała się, skupiając mięśnie na parciu świeżego mięsa. Zamierzała porozmawiać z nią później, gdy szkraby zaczną ssać mleko. Oj, na pewno.
— Zagryź ten badyl, uśmierć! — dodawała otuchy Bielicze Pióro — Wyobraź sobie, że to nasz wróg albo zwierzyna.
Wróg? Zamknęła oczy i mocą wyobraźni wymalowała sobie czarnego wojownika z białymi łatami, Astrowy Migot. Nie żył, jego duch uleciał, lecz Szakal nadal kipiała nerwami przez to, jak ciągnął swego czasu za sznurki przeznaczenia. Manipulacja złem wszechświatów - sądziła. Zacisnęła szczęki, które teraz powinny być na gardle kocura, a patyk pękł pod naciskiem, wydając hałas. Wraz z nim poczuła coś wylewającego się z dróg rodnych i od razu zamarła z przerażenia, nie wiedząc co się właśnie wydarzyło. Zawyła w panice.
Nie potrzebowała dopingu, tylko ciszy. Hałas nie poprawiał humoru. Miała ochotę wydrzeć się na starszą burą, która niepotrzebnie memłała językiem, ale jej pysk został zakneblowany poprzez wielki patyk podany ukradkiem od przyjaciółki pod tytułem "pani wielbię bachory". Serio? Akurat teraz? Zamordowała wzrokiem córkę Mrocznej Gwiazdy, jednakże nie odezwała się, skupiając mięśnie na parciu świeżego mięsa. Zamierzała porozmawiać z nią później, gdy szkraby zaczną ssać mleko. Oj, na pewno.
— Zagryź ten badyl, uśmierć! — dodawała otuchy Bielicze Pióro — Wyobraź sobie, że to nasz wróg albo zwierzyna.
Wróg? Zamknęła oczy i mocą wyobraźni wymalowała sobie czarnego wojownika z białymi łatami, Astrowy Migot. Nie żył, jego duch uleciał, lecz Szakal nadal kipiała nerwami przez to, jak ciągnął swego czasu za sznurki przeznaczenia. Manipulacja złem wszechświatów - sądziła. Zacisnęła szczęki, które teraz powinny być na gardle kocura, a patyk pękł pod naciskiem, wydając hałas. Wraz z nim poczuła coś wylewającego się z dróg rodnych i od razu zamarła z przerażenia, nie wiedząc co się właśnie wydarzyło. Zawyła w panice.
— Brawo, mamy to!
Kącikiem oka dojrzała kulkę owiniętą w krwiste błony, inaczej łożysko, i zmarszczyła nos. Czyli to tak przyszła na świat wraz z siostrą? Ohyda. Medyczka usunęła krew z bobasa, pokazując tym samym młodej matce czarno-białe futro potomka podobnego do Mrocznej Gwiazdy i zamruczała, kiedy mokre ciałko dotknęło sutka. Kociak bez wątpienia odziedziczył cechy po Kwitnącym Łosiu - na całe szczęście lub nieszczęście zastępczyni.
— Kocurek!
Amatorska karmicielka chciała się uśmiechnąć - pierwsze koty za płoty, lecz wtem skurcz przybrał na sile, wyciskając łzy z oczu. Złotawa zaczęła na nowo histeryzować - kłamstwo, wszystko kłamstwo! Macierzyństwo miało zapalić instynkt typowej, cukierkowej matki; hormony spowodować, że pokocha wypierdki. Tymczasem traciła kontakt z rzeczywistością i nie potrafiła ustalić co się dzieje, gdy organizm od tak sobie postanowił wypluć drugi zmięty okaz ryczący zaraz po zetknięciu z bezwodną rzeczywistością. Poród przerastał ją emocjonalnie. Miała ochotę płakać jak bóbr przy towarzyszach niedoli. Zapaść się pod ziemię.
— Twoje drugie dziecko to złota kotka!
Szakal runęła zdyszana pyskiem na mech. To koniec, prawda? ...Prawda? Zielone ślepia padły na Kunią Norkę, doszukując się w niej bożka o siedmiu twarzach i czterech parach skrzydeł, gdy ta sprawdzała łapą brzuch wciąż napęczniały od wijących się maluchów. No tak - sapnęła. Okłamywała siebie, najgorsze nie minęło.
— Wyczuwam jeszcze kolejną dwójkę. — stwierdziła — Muszę przyznać, że przodkowie serio obdarowali cię masą futrzastego szczęścia. Teraz odpocznij i zjedz sobie coś pomiędzy wysiłkiem. Potrzebujesz energii do dalszego porodu.
Te kociaki nie były masą szczęścia, a zmartwień - pomyślała sobie i wstała, by choć na sekundkę rozciągnąć zdrętwiałe kończyny. Kocięta rzecz jasna rozpoczęły chór pisku - małe i nieco słodkie pisklaki, nieświadome całkowicie odmiennego otoczenia. Bielicze Pióro usadowiła złotawą na miejsce, a następnie kazała otulić noworodki ogonem, gdy próbowała uciec od koszmaru. W takich okolicznościach przyszli na świat Brzask i Świt; nieprzeciętnie fatalnych.
Kącikiem oka dojrzała kulkę owiniętą w krwiste błony, inaczej łożysko, i zmarszczyła nos. Czyli to tak przyszła na świat wraz z siostrą? Ohyda. Medyczka usunęła krew z bobasa, pokazując tym samym młodej matce czarno-białe futro potomka podobnego do Mrocznej Gwiazdy i zamruczała, kiedy mokre ciałko dotknęło sutka. Kociak bez wątpienia odziedziczył cechy po Kwitnącym Łosiu - na całe szczęście lub nieszczęście zastępczyni.
— Kocurek!
Amatorska karmicielka chciała się uśmiechnąć - pierwsze koty za płoty, lecz wtem skurcz przybrał na sile, wyciskając łzy z oczu. Złotawa zaczęła na nowo histeryzować - kłamstwo, wszystko kłamstwo! Macierzyństwo miało zapalić instynkt typowej, cukierkowej matki; hormony spowodować, że pokocha wypierdki. Tymczasem traciła kontakt z rzeczywistością i nie potrafiła ustalić co się dzieje, gdy organizm od tak sobie postanowił wypluć drugi zmięty okaz ryczący zaraz po zetknięciu z bezwodną rzeczywistością. Poród przerastał ją emocjonalnie. Miała ochotę płakać jak bóbr przy towarzyszach niedoli. Zapaść się pod ziemię.
— Twoje drugie dziecko to złota kotka!
Szakal runęła zdyszana pyskiem na mech. To koniec, prawda? ...Prawda? Zielone ślepia padły na Kunią Norkę, doszukując się w niej bożka o siedmiu twarzach i czterech parach skrzydeł, gdy ta sprawdzała łapą brzuch wciąż napęczniały od wijących się maluchów. No tak - sapnęła. Okłamywała siebie, najgorsze nie minęło.
— Wyczuwam jeszcze kolejną dwójkę. — stwierdziła — Muszę przyznać, że przodkowie serio obdarowali cię masą futrzastego szczęścia. Teraz odpocznij i zjedz sobie coś pomiędzy wysiłkiem. Potrzebujesz energii do dalszego porodu.
Te kociaki nie były masą szczęścia, a zmartwień - pomyślała sobie i wstała, by choć na sekundkę rozciągnąć zdrętwiałe kończyny. Kocięta rzecz jasna rozpoczęły chór pisku - małe i nieco słodkie pisklaki, nieświadome całkowicie odmiennego otoczenia. Bielicze Pióro usadowiła złotawą na miejsce, a następnie kazała otulić noworodki ogonem, gdy próbowała uciec od koszmaru. W takich okolicznościach przyszli na świat Brzask i Świt; nieprzeciętnie fatalnych.
***
Walka była włączona na trybie kontynuacji. Minęła nie godzina, nie dwie, lecz właśnie, ile? Zielone oczy mogły tylko ocenić, że z zewnątrz dmuchał w pysk coraz zimniejszy wiatr, a w kąciku medyka robiło się ciemno. Cóż za niespodzianka. Pewnie dochodziło do wieczoru, a ona nie przestawała rodzić, próbując wypchnąć ostatniego kociaka.
Ostatniego? Tak, ostatniego. Niczym proces defekacji usunęła z organizmu kolejne dwie kotki - Jutrzenkę i Poranek, podziwiając następnie ich niecodzienne kolory. Rzędy Wilczaków wypełniła niebieskawa kluska o pręgowaniu dzikim z akcentami i szarawy patyczak o podobnym umaszczeniu co siostra. W rodzinie tworzyła się tęcza - tak bardziej dosłownie, niż myślała.
Ale to nie był jedyny prezent dnia dzisiejszego. Z czterech wyliczonych kociąt nagle doszło do dodania liczby jeden, przez co powstała piątka mini-schabów. A mina Szakal? Dla każdego przechodnia była bezcenna, gdy złota słuchała w osłupieniu niespodziewanej wiadomości; bo w końcu myślała, że dostanie maksymalnie trójkę i da sobie radę, a tu nagle z nieba lecą krocie kocich łapek jak manna biblijna. Los postanowił zastępczyni napluć na twarz, jak gdyby śmierć lidera nie była wystarczająca. A dlaczego? Tego nawet Klan Gwiazdy nie wiedział.
— Że co KURWA? — wykrzyczała, kiedy Kunia Norka oznajmiła pomyłkę w obliczeniach — Pięć?! PIĘĆ?! Chcesz, abym zeszła na zawał przez ciebie?
Pomimo zwisających błon z okolicy tyłka wstała gwałtownie z miejsca, chcąc rozszarpać medyczkę na drobne kawałeczki. Tak. Bardzo. Była. Rozjuszona. Od tragedii odciągał ją tylko wojownik, który z całych sił trzymał za kark i ogon oraz skurcz, będący nieustanną przeszkodą w funkcjonowaniu.
— T-to naprawdę niespotykane! — wypiszczała — Ale jestem pewna, że masz jeszcze jedno kocię. Organizm zachowuje się inaczej, gdy jest już po porodzie, a u ciebie nie widzę charakterystycznych reakcji. U-uwierz mi na słowo!
Szakal niemal przemocą została usadowiona z powrotem na mech, by móc dokończyć dzieło rozmnożenia się. Skoro rzeczywiście pozostała ostatnia buba do zapieczętowania wiecznej klątwy, to już nie mogło być gorzej - przynajmniej taka nadzieja zaświeciła gdzieś z tyłu głowy. Natychmiastowo uspokoiła się. Po zapewnieniu parła dalej, ażeby zadowolić kult finalnym pomiotem szatana. Chciała już zasnąć i zapomnieć o tym, co niedawno przeżyła.
Po kilku chwilach... udało się. Gdy zachód słońca był widoczny jak mrówka pod lupą, do armii mlekojadów dołączyła niebieskawa kupka z zabawnymi i pięknymi wzorkami na boku, miałcząc niczym oszalały cielak. Zielonooka przyjrzała się jej wywiniętym uszom i wystającemu różowiutkiemu językowi, a po rozmowie z Bieliczym Piórem postanowiła nazwać ją Zmierzchem, zgodnie z nadchodzącą porą dnia, która rzucała ostatnie ciepłe promienie słońca na kolejny cykl życia.
Nietypowa decyzja, nieprawdaż? - tak by pomyślał każdy normalny kot, lecz burej należał się zaszczyt w postaci nadania imienia. W końcu zaplanowały wychowywać maluchy razem, jak gdyby byli prawdziwą rodzinką. Dwie mamusie... miały namieszać w głowie pociechom.
Złotawa otworzyła jedno oko, gdy usłyszała hałas dochodzący z zewnątrz. Przesłyszała się? Nie, ktoś nadchodził. Niedługo po tym starsze łapy stanęły przed majestatem zastępczyni, by puknąć ją lekko w rozczochraną głowę. Gość przy górowaniu księżyca... nie był raczej typowy.
— Wybacz, że przeszkadzam. — zamruczała kotka. Szakal zerwała się na nogi, rozpoznając głos. — Spokojnie, spokojnie! Przyszłam zobaczyć dary Mrocznej Puszczy.
Kultystka zamrugała skonfundowana.
— W nocy? Dlaczego akurat teraz?
Tajemnicza persona, którą okazała się Irgowy Nektar w najpiękniejszej formie, zakasłała lekko. Zasłoniła pysk łapą i zakołysała się, gdy płuca pozbywały się ciała obcego.
— Jestem cieniem samej siebie, już nie wiem ile wytrzymam. Nie potrafię zasnąć. Mam wrażenie, że co jakiś czas tracę oddech, by go zaraz łapczywie odzyskać. — powiedziała tak cicho, że sama Szakal ledwo ją dosłyszała pomimo doskonałego słuchu — Nie mogę dłużej czekać, rozumiesz?
Wiedziała, co to oznacza. Te nieklarowne słowa, które niósł tylko podmuch. Te trzęsące się łapy, utrzymujące resztki światełka w kościstej lampeczce. Z oczu młodszej wylały się łzy zaciskające pierścień wokół gardła. Nie... nie mogła jeszcze umrzeć!
— Ciiii... wszystko jest dobrze. Taka kolej rzeczy. Musimy odchodzić, inaczej zabrakłoby miejsca na nasze łapy. — Pazurem zebrała kropelkę smutku. — Spotkamy się, gdy nadejdzie twój czas. Obiecuję.
Ostatniego? Tak, ostatniego. Niczym proces defekacji usunęła z organizmu kolejne dwie kotki - Jutrzenkę i Poranek, podziwiając następnie ich niecodzienne kolory. Rzędy Wilczaków wypełniła niebieskawa kluska o pręgowaniu dzikim z akcentami i szarawy patyczak o podobnym umaszczeniu co siostra. W rodzinie tworzyła się tęcza - tak bardziej dosłownie, niż myślała.
Ale to nie był jedyny prezent dnia dzisiejszego. Z czterech wyliczonych kociąt nagle doszło do dodania liczby jeden, przez co powstała piątka mini-schabów. A mina Szakal? Dla każdego przechodnia była bezcenna, gdy złota słuchała w osłupieniu niespodziewanej wiadomości; bo w końcu myślała, że dostanie maksymalnie trójkę i da sobie radę, a tu nagle z nieba lecą krocie kocich łapek jak manna biblijna. Los postanowił zastępczyni napluć na twarz, jak gdyby śmierć lidera nie była wystarczająca. A dlaczego? Tego nawet Klan Gwiazdy nie wiedział.
— Że co KURWA? — wykrzyczała, kiedy Kunia Norka oznajmiła pomyłkę w obliczeniach — Pięć?! PIĘĆ?! Chcesz, abym zeszła na zawał przez ciebie?
Pomimo zwisających błon z okolicy tyłka wstała gwałtownie z miejsca, chcąc rozszarpać medyczkę na drobne kawałeczki. Tak. Bardzo. Była. Rozjuszona. Od tragedii odciągał ją tylko wojownik, który z całych sił trzymał za kark i ogon oraz skurcz, będący nieustanną przeszkodą w funkcjonowaniu.
— T-to naprawdę niespotykane! — wypiszczała — Ale jestem pewna, że masz jeszcze jedno kocię. Organizm zachowuje się inaczej, gdy jest już po porodzie, a u ciebie nie widzę charakterystycznych reakcji. U-uwierz mi na słowo!
Szakal niemal przemocą została usadowiona z powrotem na mech, by móc dokończyć dzieło rozmnożenia się. Skoro rzeczywiście pozostała ostatnia buba do zapieczętowania wiecznej klątwy, to już nie mogło być gorzej - przynajmniej taka nadzieja zaświeciła gdzieś z tyłu głowy. Natychmiastowo uspokoiła się. Po zapewnieniu parła dalej, ażeby zadowolić kult finalnym pomiotem szatana. Chciała już zasnąć i zapomnieć o tym, co niedawno przeżyła.
Po kilku chwilach... udało się. Gdy zachód słońca był widoczny jak mrówka pod lupą, do armii mlekojadów dołączyła niebieskawa kupka z zabawnymi i pięknymi wzorkami na boku, miałcząc niczym oszalały cielak. Zielonooka przyjrzała się jej wywiniętym uszom i wystającemu różowiutkiemu językowi, a po rozmowie z Bieliczym Piórem postanowiła nazwać ją Zmierzchem, zgodnie z nadchodzącą porą dnia, która rzucała ostatnie ciepłe promienie słońca na kolejny cykl życia.
Nietypowa decyzja, nieprawdaż? - tak by pomyślał każdy normalny kot, lecz burej należał się zaszczyt w postaci nadania imienia. W końcu zaplanowały wychowywać maluchy razem, jak gdyby byli prawdziwą rodzinką. Dwie mamusie... miały namieszać w głowie pociechom.
***
Nadeszła noc. Szakali Szał smacznie spała w żłobku, mając za towarzystwo Płonącą Duszę wraz z Nocką i Piórkiem, które tuliły się do puchatego dwukolorowego futra. Czuła się przy karmicielce nieswojo, niekomfortowo - bądź co bądź to właśnie z nią walczyła o tytuł wojownika, waląc jej czaszką o spróchniały pień. Dziwiła się, że tamta zachowuje spokój, gdy przebywa zaraz obok agresywnej zastępczyni - przecież mogła uczynić tą okropność ponownie bez większego powodu. Od tak dla pokazania dominacji w stadzie jak bezmyślny zwierz. A mimo tego również smacznie chrapała, niosąc na pysku słodkawy uśmiech. Złotawa otworzyła jedno oko, gdy usłyszała hałas dochodzący z zewnątrz. Przesłyszała się? Nie, ktoś nadchodził. Niedługo po tym starsze łapy stanęły przed majestatem zastępczyni, by puknąć ją lekko w rozczochraną głowę. Gość przy górowaniu księżyca... nie był raczej typowy.
— Wybacz, że przeszkadzam. — zamruczała kotka. Szakal zerwała się na nogi, rozpoznając głos. — Spokojnie, spokojnie! Przyszłam zobaczyć dary Mrocznej Puszczy.
Kultystka zamrugała skonfundowana.
— W nocy? Dlaczego akurat teraz?
Tajemnicza persona, którą okazała się Irgowy Nektar w najpiękniejszej formie, zakasłała lekko. Zasłoniła pysk łapą i zakołysała się, gdy płuca pozbywały się ciała obcego.
— Jestem cieniem samej siebie, już nie wiem ile wytrzymam. Nie potrafię zasnąć. Mam wrażenie, że co jakiś czas tracę oddech, by go zaraz łapczywie odzyskać. — powiedziała tak cicho, że sama Szakal ledwo ją dosłyszała pomimo doskonałego słuchu — Nie mogę dłużej czekać, rozumiesz?
Wiedziała, co to oznacza. Te nieklarowne słowa, które niósł tylko podmuch. Te trzęsące się łapy, utrzymujące resztki światełka w kościstej lampeczce. Z oczu młodszej wylały się łzy zaciskające pierścień wokół gardła. Nie... nie mogła jeszcze umrzeć!
— Ciiii... wszystko jest dobrze. Taka kolej rzeczy. Musimy odchodzić, inaczej zabrakłoby miejsca na nasze łapy. — Pazurem zebrała kropelkę smutku. — Spotkamy się, gdy nadejdzie twój czas. Obiecuję.
Przestała psychicznie protestować; mówiła prawdę. Odsunęła się od złotawej, by mogła usiąść obok piątki kociaków, które drgały z powodu niespokojnych snów i patrzyła, jak pierwszy i ostatni raz poznaje prawnuki. Doczekała się ich, tak dużo przeżyła.
Babcia, najukochańsza duszyczka Szakalego Szału, przygarnęła łapami potomstwo. W ciemności otaczającej kota jak wąż polizała po główce każdą maleńką istotkę i otuliła dodatkowo ogonem, ażeby nie zabrakło im ciepła. Stare, zużyte gardło zagrzmiało donośnie wśród krzewu, rozlewając piękną pieśń. Pieśń, jakiej kultystka jeszcze nigdy nie słyszała.
— Gdy Puszcza Mroczna wezwie cię
Nie odsuwaj łapy słodkiej swej
Podążaj za kotem służącym krwią
I nie patrz na innych, co okiem drwią
...
Kwiat splamiony musi być czasem
straszne rzeczy dzieją się tu
lecz nie zapominaj, my czuwamy
i zawsze o was pamiętamy
...
Nie gub dziś ścieżki, mój drogi młody
słuchaj twych przodków, złota maleńko
a wtedy całość ułoży się nam
jak obóz stworzony z wrogów ran
...
jak obóz stworzony... z wrogów ran
Z każdą kolejną zwrotką głos cichnął. Z żelaznego mięknął, rozpływał się do cieczy... aż płomień wypalił nawet i to, pozostawiając wyłącznie parę. Ostatni oddech był głośniejszy - zaalarmował Szakal, lecz dla niej... przyszedł koniec. Mądre, pistacjowe oczy zamknęły się raz na zawsze, a kocięta przytulały prababcie, nie wiedząc, że zamieniła się w trupa. Gorzki, ale zarazem słodki finał dokonał się na oczach zastępczyni.
Żegnaj Irgowy Nektarze <3
Babcia, najukochańsza duszyczka Szakalego Szału, przygarnęła łapami potomstwo. W ciemności otaczającej kota jak wąż polizała po główce każdą maleńką istotkę i otuliła dodatkowo ogonem, ażeby nie zabrakło im ciepła. Stare, zużyte gardło zagrzmiało donośnie wśród krzewu, rozlewając piękną pieśń. Pieśń, jakiej kultystka jeszcze nigdy nie słyszała.
— Gdy Puszcza Mroczna wezwie cię
Nie odsuwaj łapy słodkiej swej
Podążaj za kotem służącym krwią
I nie patrz na innych, co okiem drwią
...
Kwiat splamiony musi być czasem
straszne rzeczy dzieją się tu
lecz nie zapominaj, my czuwamy
i zawsze o was pamiętamy
...
Nie gub dziś ścieżki, mój drogi młody
słuchaj twych przodków, złota maleńko
a wtedy całość ułoży się nam
jak obóz stworzony z wrogów ran
...
jak obóz stworzony... z wrogów ran
Z każdą kolejną zwrotką głos cichnął. Z żelaznego mięknął, rozpływał się do cieczy... aż płomień wypalił nawet i to, pozostawiając wyłącznie parę. Ostatni oddech był głośniejszy - zaalarmował Szakal, lecz dla niej... przyszedł koniec. Mądre, pistacjowe oczy zamknęły się raz na zawsze, a kocięta przytulały prababcie, nie wiedząc, że zamieniła się w trupa. Gorzki, ale zarazem słodki finał dokonał się na oczach zastępczyni.
Żegnaj Irgowy Nektarze <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz