Dziadek Rozżarzony Płomień naprawdę był całkiem fajny, lecz peszył go co krok. Odkąd się poznali przychodził do żłobka w odwiedziny, wlepiając w niego wzrok, przez co czuł się obserwowany. To powodowało, że musiał zachowywać się nienagannie. Mama już mu wyłożyła etykietę i dobre maniery, dlatego też starał się ich nie złamać. Kotka, gdy się denerwowała potrafiła być straszna... Mimo wszystko ją kochał, bo w końcu była jego mamą, ale... respekt jaki przez to do niej czuł, bardzo go przytłaczał.
— Bardzo ją przypominasz — usłyszał już któryś raz tego dnia, przez co zaczął sądzić, że może dziadzio ma zaniki pamięci. Posłał mu miły uśmiech, którego został wyuczony, kiwając grzecznie łebkiem.
— Wiem... Powtarza dziadek to co krok... — miauknął do niego.
— Wybacz. Tak bardzo za nią tęsknie... A ty... Normalnie skóra z niej zdjęta. Szkoda, że nie dożyła twych narodzin. Byłaby taka dumna — znów zaczął wspominać.
Widział jak to zaraz się skończy i wcale się co do tego nie pomylił. Kocur podjął opowieść jak to był w jego wieku, jak babcia go uczyła i jak wiele jej zawdzięczał. Czuł przez to dziwne uczucie... Tak jakby i on powinien jej zawdzięczać to, że żył. To było dość głupie rozumowanie, lecz przez mamę zauważył, że słuszne. Ona rzeczywiście mu to wmawiała, robiąc później niepotrzebne poczucie winy.
— Postaram się jej nie zwieść — obiecał starcowi, który uśmiechnął się na jego słowa. Kocur potarmosił go po łebku.
— Jesteś dobrym dzieciakiem. Nie daj się tym obrzydliwym nierudym. Może będą tobą gardzić przez to kim jesteś, lecz pamiętaj, że to robactwo. Ty będziesz zawsze ponad nimi.
Te słowa dawnego wojownika mu się nie podobały. Jak to... mogli nim gardzić? Czy naprawdę będą go winić za grzechy kogoś, kto już dawno nie żył z powodu tego jak wyglądał? Miał nadzieję, że nie. Niepokój jednak w nim wzrósł, ponieważ dziadek uświadomił go, że przecież Piaskowa Gwiazda nie była wcale lubiana w klanie, przynajmniej od tej nierudej strony. Sam nie przepadałby za kimś, kto zrobił sobie z nich niewolników.
Był przecież dopiero kocięciem, a już kazano mu myśleć jak dorosły! Bardzo mu się to nie podobało. Matka jednak zawsze powtarzała "Nie zachowuj się jak dziecko", dlatego nic dziwnego, że nie potrafił być kocięciem, gdy było to brutalnie przez nią tłumione.
Dziadek pożegnał się z nim i wrócił do swojego legowiska, aby nieco się zdrzemnąć. Obserwował go do czasu, aż nie zniknął za rogiem, wtedy... Wtedy za nim wyrosła Zięba. Odruchowo się skulił, obawiając się jej słów. Kocica złapała go za kark i przeniosła na swoje legowisko, gdzie zaczęła oczyszczać go z brudu.
— Dobrze, ale nie idealnie — wymruczała mu do ucha.
— A-a co źle? — pisnął nie potrafiąc zrozumieć do czego się przyczepiła. Przecież nawet pilnował oddechu, aby nie wyglądać jak przestraszony kociak!
— Musisz popracować nad pyskiem. Będziesz wojownikiem Piasku. Potężnym i wspaniałym. Nie możesz prezentować sobą tego co teraz. Musisz być pewien swoich słów, nie wahać się i nie myśleć długo. To ja jestem od myślenia, zdaj się na mnie — mówiła, trzymając go pomiędzy swoimi łapami.
Co? Jak to nie miał myśleć? Nie rozumiał tego. Nie potrafił pojąć o czym mama mówiła. Uważał, że zachowywał się bezbłędnie. Był miły, grzeczny i nawet uśmiech mu nie zszedł z psyka, gdy dziadzio opowiadał o Piaskowej Gwieździe. Grał tak jak kazała mama, ale najwidoczniej... To było za mało.
Westchnął ciężko, ponieważ w jej obecności mógł sobie pozwolić na bycie sobą. Znała go w końcu i wiedziała o jego wadach. Wypominała mu je w końcu co krok, przez co sam je doskonale znał i starał się ich nie ukazywać. Ale... Tak naprawdę to wolałby się pobawić, zamiast tej całej nauki, którą dostawał codziennie.
Zwrócił tęskne spojrzenie na oddaloną, samotną kulkę mchu. Tak bardzo chciał ją dotknąć, potarmosić, pobiegać, lecz czyjeś silne łapy mu to uniemożliwiały. Tłamsiły go, niewoliły w swoim uścisku, mówiąc stanowcze nie. Matka widząc, gdzie zerka, chwyciła to samo piórko, które niegdyś mu podarowała i podała pomiędzy łapki. Wciąż nie wiedział jak miał się tym bawić. Nie wolno było mu w końcu biegać, bo rozmierzwi sierść i będzie wyglądał jak plebs, nie wolno mu było gryźć, bo połamie sobie i wybrudzi białe ząbki. To co mu pozostało?
Widząc jego spojrzenie mama nic nie wyjaśniła. Zaczęła śpiewać. Akurat lubił jak to robiła. Miała miły i przyjemny dla ucha głos. Zapatrzył się w nią, wyobrażając sobie słowa, które wylatywały z jej pyska. Były o nim, o wielkości i marzeniach, które snuła dla niego ruda. O świecie, który mu wymyśliła, w którym miał żyć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz