Przyszedł na świat. Takie zwykłe wydarzenie, które rozpoczęło jego przygodę. Nie wiedział kim był oraz kim będzie. Wszystko stało przed nim otworem. Był po prostu... sobą.
Przyjemne ciepło otulało go w chłodne noce, a pyszny, słodki pokarm zapełniał mu brzuszek. Czuł miłe muśnięcia języka na łebku i mruczenie matki nad uchem. Śpiewała. Jej głos był wszystkim co znał. Nie potrafił rozróżnić słów, ale melodia kołysała go do snu.
Wraz z mijającymi dniami nabierał sił. Ciemność gdzieś odeszła, a rozmazana przestrzeń nabierała z każdą chwilą ostrości. Wtedy też ujrzał mamusie, uśmiechnął się do niej, co rozczuliło jej serce.
— Dzień dobry, Piasku. Otworzyłeś nareszcie oczka — pochwaliła go, otulając swym ogonem.
Był z siebie taki dumny! Widział świat, widział ten głos co nucił mu nad uchem piękne pieśni.
Otworzył pyszczek, aby też coś powiedzieć. Pokazać, że był duży, ale jedyne co wyszło z jego języczka to zdumione "och", gdy jego małe łapki wciąż nie chciały go podnieść.
— Wszystko w swoim czasie mój malutki — zapewniła kocica.
I tak minęły mu pierwsze tygodnie.
***
Tup, tup, tup... Miarowy stukot jego łapek rozlegał się w norze, gdy podążał za kulką mchu. Biegnąc tak, potknął się i przewrócił, lecz nie zraził się, a wstał i dorwał nareszcie swój cel w pyszczek.
— Piasku, co robisz? — usłyszał głos mamy, która mierzyła go ostrym spojrzeniem.
Nie za bardzo rozumiał co się stało. Zdezorientowanie malowało się na jego twarzy, tak samo jak w całym jego wnętrzu. Zrobił coś nie tak? Przecież tylko pobiegł po zabawkę!
— Ja... Chciałem mech. — Wskazał łapką na obiekt.
— Nie. Ta zabawka jest całkowicie nie dla ciebie. Prędzej dla nierudych — to powiedziawszy pochwyciła go za kark i zaniosła na posłanie, które należało do nich. Jego tęskny wzrok powiódł za kulką, która oddalała się z każdą chwilą coraz bardziej.
— No i co ja mówiłam o bieganiu? Biega plebs. Ty jesteś kimś znacznie lepszym. Musisz pokazywać się z jak najlepszej strony — zaczęła swoje nauki Zięba.
Skrzywił pyszczek, ponieważ nie przepadał za byciem wyjątkowym. Nie rozumiał, dlaczego nie mógł bawić się tym czym chciał. Wcale dla niego mech nie był nieczysty i go niegodny.
— Ale... — zaczął chcąc przedstawić swój punkt widzenia, ale został uciszony stanowczym "sza".
Następnie ruda podała mu piórko, które było naprawdę ładne, ale niezbyt mu się podobało. Nie dało się go w końcu porzucać czy pokopać... Nie miał pojęcia co z nim zrobić.
Gdy tak wisiał nad nim łebkiem, królowa westchnęła, jakby teraz zauważając jakieś niewidzialne dla jego oka pyłki, które osiadły na nim po tym szaleńczym biegu. Zaraz poczuł jak zostaje przez nią zgarnięty i dość drobiazgowo umyty, wyczesany i postawiony ponownie przed piórkiem.
— Nie, nie, nie — usłyszał kolejne cmoknięcia matki, kiedy ta prostowała mu pyszczek spod przygarbionej sylwetki. — Nie pochylaj tak łba. Musisz trzymać go wysoko i dumnie. O właśnie tak.
Czuł się jakby ktoś wsadził mu kija w grzbiet. To nie była wcale wygodna pozycja!
— Mamo, ale ja nie chcę — pisnął, a ta posłała mu ponownie swój wzrok, który mówił jasno "nie sprzeciwiaj mi się".
Położył po sobie uszka, ale zaraz i one musiały wrócić do swojej pierwotnej pozycji, gdy kocica je na powrót naprostowała. Jego pyszczek automatycznie się zasmucił bardziej.
— Kochanie co ja mówiłam o tych twoich minach? — fuknęła niezadowolona. — Uśmiechnij się. No już. Szybko.
Zmusił się na fałszywy uśmiech, chociaż czuł jak powoli dopada go taka żałość i dół, że nie był w stanie go długo utrzymać. To był pierwszy raz, gdy uśmiechał się i płakał... I nie ostatni. Kocica widząc to szybko go do siebie przygarnęła, aby nikt nie ujrzał jak jej pierworodny robi z siebie beksę na cały klan.
— Ciii... No już, już... Piasku... Nie zachowuj się jak dziecko — syknęła mu do ucha, co spowodowało, że tylko bardziej się rozryczał, wtulając swój zasmarkany nosek w jej futerko. — Jesteś praprawnukiem samej Piaskowej Gwiazdy. Co by sobie pomyślała widząc jak jej imiennik zachowuje się tak niegodnie?
Miał to w nosie! Nie obchodziła go jakaś praprababcia, która dawno już nie żyła. On chciał być sobą, a nie nią! Czemu mama tego nie potrafiła zrozumieć? Dlaczego podcinała mu cały czas skrzydła? Nie dostał na to odpowiedzi. Tylko kolejne wyrzuty, kolejne pouczenia, bo urodził się tak podobny do dawno zmarłej liderki, a jednocześnie był tak bardzo od niej różny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz