Słuchał wraz z siostrami opowieści o Piaskowej Gwieździe od dziadka Rozżarzonego Płomienia. Przyszli odwiedzić staruszka, który na jego widok zdębiał, a potem zamknął go w silnym uścisku ogłaszając, że to cud. Oczywiście... Mama już mu opowiadała, że był bardzo podobny do praprababci, ale teraz to wrażenie wzrosło, gdy potwierdził to ktoś kto ją znał i widział na własne oczy. Nie miał pojęcia ile musiał mieć dziadek księżyców, aby w ogóle znać taką legendarną liderkę, ale pewnie z dwieście to tak maksimum mógłby mu dać.
— I wtedy wprowadziła w Klanie Burzy podział na rudych i nierudych. Do rudych wliczały się również koty kremowe oraz te, które miały minimum rudości w sierści czyli szylkretki. Właśnie to dzięki niej naszej krwi jest tu tak dużo. Ale... — Skrzywił się wspominając dawne lata. — Została obalona przez wstrętnego nierudego. Zabił ją, lecz gorzko tego pożałował, bo zeszła z niebios i skradła mu ciało...
To było... Takie straszne! Czyli ta jego praprababcia mogła od tak sobie zejść na ziemie pod postacią innego kota? Czy ją kiedyś spotka, a ona uzna, że ją zawiódł i był zdrajcą ich rodu? Rozwarł w przerażeniu pyszczek, nie potrafiąc tego zaakceptować.
Dziadek jeszcze kontynuował swój wywód, że ostatecznie zmarła przez Kamienną Gwiazdę, która na powrót dała nierudym swobodę i wolność, ale teraz liczył na powrót do dawnych czasów za sprawą Tygrysiej Gwiazdy. Na odchodne jeszcze powiedział, że byli ich nadzieją i aby nie zawiedli ich oczekiwań, co spowodowało w nim większy, gromadzący się od dawna stres.
Rozżarzony Płomień widząc jak dygotał, nachylił się do niego, szepcząc mu na ucho.
— Jesteś kimś wielkim i wyjątkowym, Piasku. Nie bój się tego okazywać innym. Mam nadzieję, że dorównasz swojej praprababci — to były ostatnie słowa, które od niego usłyszał, gdy mama zabrała ich do żłobka, a które ciągnęły się za nim przez resztę dnia.
Nie miał ochotę na zabawę, praktycznie na nic. Nie umiał zrozumieć, dlaczego cała rodzina tak się na niego uparła. Czemu taka Lew nie mogła być wybrańcem? Czemu to musiał być on?
Czując trącenie, które wybiło go z myśli spojrzał na rudego kociaka, który właśnie mierzył go wzrokiem tak podobnym do tego matczynego, gdy nie zachowywał się godnie swego miana.
— Nie garb się, bo powiem mamie! — pisnęła naburmuszona Lew.
Od razu się machinalnie wyprostował, otwierając i zamykając swój pyszczek.
— Nie mów! Bo znów będę miał karę — poprosił kotkę, wbijając w nią błagalne spojrzenie.
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz