Wyczulone uszy Sasankowego Kielichu zaraz po tym wyłapały jeszcze kolejną wiązankę przekleństw pięknie ozdobionych fukaniem pod nosem Piaskowej Gwiazdy. Akurat przechodził obok skały na której ulokowała się część Klanu Burzy w celu polowań - spodziewał się królików, może jakiś ptaszków, a nie takiego widoku. Zainteresowany podszedł bliżej, wciąż nasłuchując.
- Trzcina, weź mi pomóż - syknęła kremowa, widząc szylkretową kotkę w pobliżu. Długowłosa nawet nie zauważyła niebieskiego wojownika, skupiona tylko i wyłącznie na liderce.
- Co jest?
- No spójrz. Bliżej - mruknęła ściszonym głosem rozsierdzona, wiercąc się w miejscu. - Cholera jasna, wiedziałam, że zostawanie tu to debilny pomysł - fuczała dalej. Sasanek wysilił wzrok, by zobaczyć co rozwścieczyło liderkę do tego stopnia, że swoje rozkazy zaczęła nazywać "debilnymi". I gdy udało mu się dojrzeć, aż nie uwierzył w to co zobaczył. Piaskowej Gwieździe - wielkiej, surowej, potężnej liderce Klanu Burzy dupa przymarzła do skały. No coś takiego! Ostro powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, niemalże się przy tym krztusząc. Po trwającej jeszcze chwile walki kremowej z zimną powierzchnią, w akompaniamencie żałosnego jęku, kotce nareszcie udało się uwolnić. Trzcinowa Sadzawka niemal od razu okryła częściowo pozbawiony kłaków tył liderki, po czym razem podeszły do brzegu kamienia.
- Klanie Burzy! Wracamy do naszego dawnego obozowiska. Ta cholerna skała dłużej się dla nas nie nadaje. Idziemy, teraz! - jej donośny głos rozbrzmiał się po okolicy, zwracając uwagę zdziwionych klanowiczów. Sasanek miał tylko wrażenie, że ich obóz chociaż delikatnie się osuszył od tamtej powodzi i że nie zostaną na długo bez dachu nad głową, bo pani liderce nagle nie podoba się skała czy dla innych - traktor tom.
***
Tak jak wielu zapewne się spodziewało, obóz zastali zamarznięty. Szybko rozpoczęły się prace odratowujące, w tym zdrapywanie lodu w legowiskach, wymienianie posłań na nowe, uzupełnianie zapasów ziół i polowania. Sasankowemu Kielichowi przydzielono to ostatnie, przy czym dla lepszy rezultatów patrol łowiecki podzielono tak, by każdy polował samemu. Wspaniała okazja do wykazania się przed Piaskową Gwiazdą i popisania się przed bratem, tak z miłości. Sunął gładko wśród oszronionych krzewów i liści, węsząc w powietrzu. Stał pod wiatr, by zwierzyna przed nim nie wyłapała jego zapachu. Skupiony podążał za najświeższą wonią, tropiąc swoją przyszłą ofiarę.
Wzdrygnął się, gdy za nim wystraszone ptaki wzbiły się w powietrze. Pomyślał, że głupie może przestraszyły się śniegu spadającego z gałęzi, jednak niepokój już zasiał swoje ziarno. Kocur potrząsnął głową, próbując wrócić do poprzedniego zajęcia. W jednym momencie wydało mu się, że wszystko ucichło. Wszystko, oprócz śniegu pod jego łapami. Zaraz… Sasankowy Kielich zatrzymał się, nasłuchując.
Owiał go strach, gdy zorientował się, że to nie spod niego dochodził dźwięk ugniatanego śniegu. Próbował uspokoić się myślą, że to ktoś z klanu. Odwrócił się, jednak przez jego położenie żaden zapach stamtąd nie dochodził.
- B-bardzo śmieszne… wyjdź i przestań mnie straszyć.
Odpowiedziała mu cisza. Wcześniej słyszany dźwięk zginął. Sasanek zjeżył się, nie dostając odpowiedzi. Jednocześnie błagał, by to był jedynie żart. Głupi żart. Kątem oka dostrzegł błysk złotych ślepi.
Mrugnął.
A gdy znów otworzył powieki, samotnik rzucił się na niego. Zapach ziół i krwi uderzył w nos niebieskiego wojownika, a ciepła ciecz spływała mu z czoła. Ledwo udało mu się uniknąć powalenia przez nieznajomego. Szok odebrał mu mowę, a ciało zadrżało. Samotnik nie czekał długo z kolejnym atakiem. Gdy tylko wylądował znów na ziemi, odwrócił się i skoczył znowu. Udało mu się zahaczyć pazurami o mostek młodszego, rozrywając zaraz cały jego bok. Sasankowy Kielich poczuł rozrywający ból w miejscu rany, jednak adrenalina połączona z czystym przerażeniem pozwoliła mu na wybicie się jego najsilniejszego instynktu - przetrwania. Przy następnym ataku żółtookiego włóczęgi odsunął się delikatnie i łapą z wyciągniętymi pazurami zarył w pysku kota. Samotnik syknął, na chwilę zaprzestając walki. Ostatnia szansa na ucieczkę. Pośliznąwszy się z początku na śniegu, zaraz wystrzelił ku obozowi. Gonił go. Samotnik pachnący ziołami ścigał go, niczym zwierzynę łowną. Był blisko, siedział mu na ogonie, usilnie próbując dosięgnąć ostrymi szponami. Jednak im bardziej zbliżali się do obozu, tym kocur zwalniał. Aż w końcu, zdawał się rozpłynąć w powietrzu. Ranny Sasankowy Kielich wpadł do serca Klanu Burzy, oddychając ciężko i brudząc szkarłatną cieczką śnieg pod nim. Koty obecne w obozie zastygły w miejscu, słysząc jego wrzask, gdy zrozumiał, co się właśnie stało. Ktoś próbował go zabić. Czyhał na jego życie. Gdy tylko wyjdzie z obozu, samotnik będzie próbował skończyć robotę. Ciężki oddech zmienił się w walkę o każdy następny oddech. Jego oczy opłynęły łzami, a z piersi wypływał niezrozumiały jęk przerażenia. Parę kotów zebrało się wokół niego, gdy upadł. Jeżowa Ścieżka zaraz pojawił się u jego boku, krzycząc coś do Wiśniowej Łapy.
- P-pachniał zi-ziołami. Morderca! Morderca! Próbował mnie zabić! Zabić! - słowa wypływały z jego pyska, a każde następne powoli gasło w jego ustach. Mroczki zatańczyły mu przed oczami i ostatnie co poczuł to chłód śniegu pożerający ciepło jego ciała.
- P-pachniał zi-ziołami. Morderca! Morderca! Próbował mnie zabić! Zabić! - słowa wypływały z jego pyska, a każde następne powoli gasło w jego ustach. Mroczki zatańczyły mu przed oczami i ostatnie co poczuł to chłód śniegu pożerający ciepło jego ciała.
BRACISZKUUUU
OdpowiedzUsuńSasanek, we nie zdychaj :(
OdpowiedzUsuń