Stała z lekka oszołomiona, wpatrując się w pociechę Zimorodka i Kwaśnego. Była zmieszana, patrząc na to, że malec nawet przypominał swoich „rodziców”, co było dla niej poniekąd niepokojące. Niebieski ziewnął i zaczął rozglądać się po otoczeniu, przekrzywiając swą małą mordkę. Wydawał się być jeszcze zaspany, a na pysku tkwiła mina wyrażająca niezadowolenie z pobudki.
- Zobacz! To ciocia Zgubiona Dusza. Przywitaj się! – zachęcił pręgowany wojownik, patrząc wyczekująco na kociaka.
Malec wbił wzrok w kotkę, po czym uśmiechnął się szeroko i miauknął:
- Dzień dobly!
- Widzisz jaki uroczy? To Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior - przedstawił go przyjaciółce. - Mama się jednak czepia o to imię. - Nadął z niezadowolenia policzki. - Chcę mu dać jakieś normalne, ale dla nas zawsze pozostanie Małym Słodkim Bąbelkiem Zimorodkiem Juniorem.
- Oh, witaj, Mały Kwaśny Bąbelek… - Zawiesiła, gubiąc się i myląc w długim imieniu żółtookiego.
- Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior – poprawił ją kocur, wciąć z uśmiechem wpatrując się w swojego syna. – Czyż nie jest przeuroczy? – zapytał. Było widać po nim nadmiar dumy.
- Tak, jest bardzo uroczy – odparła. – I całkiem duży…
Nie chciała być niemiła i stwierdzić wprost, że to naprawdę spory kawał kota. Była w stanie pokusić się nawet o stwierdzenie, iż jest gruby i te krótkie łapki z trudem muszą utrzymywać jego ciężar ciała.
Mimo wszystko cieszyła się ze szczęścia przyjaciół, bo w końcu mają swoją wymarzoną pociechę. Nie zamierzała kwestionować tego, czy ten dzieciaczek spadł im z drzewa, czy po prostu sam tu zaszedł – skoro go zdobyli, to niech teraz spełniają swoje marzenia i opiekują się nim wspólnie. Poza tym, razem wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Uśmiechnęła się, rozczulając się nad widokiem ich małej rodzinki.
- Musi jeść dużo, bo dopiero dorasta i powinien mieć dużo siły, aby kiedyś zostać dobrym wojownikiem – oznajmił Zimorodkowy Blask. Szylkretka tylko pokiwała głową, okazując zrozumienie.
- Naprawdę jest piękny. Zostawię was już samych, miłego dnia – mruknęła przyjaźnie, pochylając się do kociaka i żegnając z nim na odpowiednim poziomie. – Jeszcze kiedyś wpadnę! – zapewniła.
Wyszła ze żłobka i udała się pod cień w rogu obozu. Lubiła mieć spokój i ciszę, toteż położyła się tam, wzdychając lekko. Kolejny dzień zmierzał ku końcowi, a następnego dnia czekały ją standardowe obowiązki. Popadła w pewną rutynę, aczkolwiek nie przeszkadzało jej to. Przyzwyczaiła się do swoich zadań i lubiła je pomimo tego, że cały czas robiła to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz