Strzepnął ogonem, nie zamierzał tłumaczyć się nikomu z tego, co działo się na jego treningach. Nawet przed samym zastępcą. Może i miał dobrą relację z byłym mentorem, jednakże w obecnej sytuacji Miętowy Strumień mógł mu co najwyżej nasrać na legowisko. Widział w oczach kocura, jak rośnie w nim furia. Omszony uśmiechnął się paskudnie, oblizując pysk.
— Ktoś widział cię, jak robisz krzywdę jednej wojowniczce nocniaków, to prawda? — Miętowy napiął wszystkie mięśnie, zaś niebieski kocur zaśmiał mu się tylko w pysk.
Ciekawe kto go widział-
Pewnie ta cholerna, czarno-biała zakała!
Źrenice zmniejszyły mu się do wielkości niemalże ziarna piasku, gdy zrozumiał, w jak chujowej sytuacji się znalazł. Poruszył nerwowo końcówką ogona, milcząc jak zaklęty.
— Odpowiadaj! — zastępcy najwidoczniej zaczęły puszczać już nerwy. Kocur wysunął pazury, stając sztywno na swoich kończynach. Syn Żywicznej Mordki nie poruszył się jednak ani o kocięcy krok. Po prostu siedział i wlepiał pomarańczowe ślepia w rudego zastępcę.
— Do czego jesteś zdolny, co? — niski warkot wydobył się z pyska starszego kocura. Jego długa sierść na karku unosiła się, sprawiając wrażenie, iż ten wyglądał na dwa razy większego, niż był w rzeczywistości. W odpowiedzi Omszony uśmiechnął się tylko paskudnie, oblizując pysk.
— A jak myślisz? Dlaczego jesteś zastępcą? — zaśmiał się cicho, jakby wspominał zabicie robaka, gdy był jeszcze kociakiem.
Trwali tak w bezruchu przez kilka uderzeń serca. Ostatecznie, niebieski wojownik wstał i odwrócił się. Stawiał kroki spokojnie, nawet nie myśląc o tym, by jakkolwiek się pospieszyć. Nie miał żadnych patroli, żadnego treningu do odhaczenia.
Przystanął jednak na moment, będąc lisi skok od Miętowego Strumienia. Kocur stał, wbijając pusty wzrok w dawnego wychowanka. Mięśnie na jego pysku drżały, powoli odsłaniając białe, ostre jak brzytwa kły.
— MORDERCA! Zabiłeś Berberys!
Nie zdążył nawet zareagować, rudy zastępca rzucił się na niego szybciej niż błyskawica, która rozcina nocne niebo. Nie było szamotaniny, wrzasków, syknięć ani tumanów kurzy, które mogły wzniecić dwa walczące koty. Jeden trzask i było po wszystkim. Ciało wojownika upadło bezwładnie na ziemię z hukiem. Jedynie krew cieknąca z pyska oraz nosa wskazywały na to, że ktoś pomógł mu zejść z tego świata.
Nie było już nic. Zaaferowane koty podeszły bliżej, przyglądając się zdarzeniu. Miętowy Strumień udał się do lidera złożyć raport o całym zajściu.
Jesteś ze mnie dumna, babciu?
aaauu
OdpowiedzUsuń