*dawno temu *
Zaprowadził brata do legowiska starszych, gdzie umieścili tymczasowo synka. Kiedy wrócili z nim do klanu, po namowach mamy, udało się go zatrzymać, więc Kwaśny Język umościł się właśnie tam. Może nie chciał rozpychać się w żłobku? Albo starał się przyzwyczaić kocię do nowego domu?
Docierając na miejsce, wskazał kociaka bratu, obserwując jego reakcję. Ha! Nie spodziewał się tego!
— Śliczny, prawda?! — miauknął Zimorodek, wtulając się w krótkie futerko.
— Jaki niedorobiony. Skąd żeś go wytrzasnął? Bocian czy przyniósł, czy z jajka się wykluł?
— Na spacerze znaleźliśmy!
— Ja pierdole... — Mech potarł pysk. Przebywanie w towarzystwie debili zdecydowanie mu nie służyło — Nie chrzań, że nasza nawiedzona stara pozwoliła ci go zatrzymać.
— Pewnie, że pozwoli! O! Nawet tu idzie! Mamo! Mamo! Możemy go zatrzymać!
— Już ci mówiłam, że możecie, przyda się nam — Mech zastrzygł uchem.
— No chyba cię posrało — warknął w stronę liderki, nawet nie kryjąc złości — Co wychowasz go na szpiega, żeby wlazł do obozu nocniaków i dla nas ich śledził? — prychnął.
Och... Brat znów zaczął być niemiły dla mamy. A ona była taka dobra! Pozwoliła im mieć dziecko! To się liczy! Będą je kochać i wychowują na cudownego wojownika!
- Omszona Mordko - jęknął. - Proszę cię. Nie przy dziecku, bo jeszcze nauczy się od ciebie brzydkich słów. - skarcił go.
Kocur zamrugał jakby się przesłyszał. W tym czasie mama odeszła zająć się sprawami lidera, aby nie tracić czasu na wyrodnego syna. Zostali na powrót sami. A raczej nie do końca sami, bo był jeszcze jego płaskopyski przyjaciel i kocię!
- Chodź bliżej - zachęcił brata do zbliżenia się. - To Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior - przedstawił synka.
Malec wtulał się w sierść czarnego, zerkając na swojego wujka. Kwaśnemu chyba nie spodobał się wyraz na pysku niebieskiego, bo osłonił kocię ogonem.
Oczywiście Zimorodek tego nie zauważył myśląc, że okrył go, aby było mu ciepło, a nie w geście ochrony przed jego złym bratem.
- Fajny nie? Będziemy o niego dbać! Już szukam mu zabawek! - miauczał kocurowi do ucha, na co ten się wykrzywił. - Co taki robisz krzywy pysk? Zazdrościsz nam? Jak tak, to wiesz... Możesz iść poprosić drzewa. One ci dadzą! - Sam w końcu go tego nauczył. Czyżby i on starał się o kociaki? O rany! Ale to by było! Takie małe, słodkie kulki mchu! A co jeśli... Mech w lesie był jego dziećmi?! Teraz inaczej spojrzał na kocura.
- Muszę coś zrobić...Obowiązki... - wykręcił się od towarzystwa tych dziwaków, znikając gdzieś w lesie.
Ten temat chodził mu jeszcze chwilę po głowię, ale porzucił go, aby zająć się swoją nową rodziną.
***
Mama umarła. Było wszystkim z tego powodu smutno. Na dodatek Mech nadal nie dostał kociąt. Chciał mu w tym pomóc i może przekonać mech, że to on jest ich tatą. Albo na odwrót. Pokazać bratu, że las odpowiedział i dał mu dzieci. Z samego rana, kiedy jeszcze nikt nie wstał, udał się na poszukiwania. Było to ciężkie, ponieważ była Pora Nagich Drzew. Czy znajdzie jeszcze jakiś mech? Chociaż... Zatrzymał się dostając olśnienia. Oni spali na mchu! Czyli... Czy gnietli tym sposobem dzieci brata? Jego bratanków?! Szybko zawrócił udając się od razu do kocura.
- Omszona Mordko! Obudź się - miauczał, potrząsając bratem. - Twoje dzieci... One... Wszyscy na nich leżą! Ty też!
<Omszona Mordko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz