Świadomość wróciła do jego ciała, wyrywając go z krainy snów. Z jego piersi wyrwało się ciche westchnienie. Kolejne informacje odbierane przez budzące się zmysły docierały do zaspanego umysłu. Ciepło. Miękkość. Równy oddech na jego karku.
Modrzew.
Wrócił myślami do tamtego zachodu słońca. Doskonale pamiętał, jak jego zachodzące promienie odbijały się w szklistych brązowych oczach. Jak pachniały leżące dookoła nich kwiaty. Jak ciepłe okazało się być drżące ciało Modrzewia. Jak szybko biło jego serce.
“Tak bardzo cię kocham.”
To, co widział w jego oczach, spojrzenie, które sprawiało, że jego serce płakało a on nie potrafił powiedzieć czy z radości czy strachu, bo żaden kot nie powinien tak na niego patrzeć, jakby był ostatnim kwiatem rosnącym na pustkowiu, jakby był deszczem, na który czeka się przez całą suszę Pory Zielonych Liści, jakby jego słowo mogło cofnąć czas i przywrócić życie tym, którzy odeszli.
“Po prostu spróbujmy.”
Drżenie, którego nie potrafił powstrzymać, gdy tak prosty gest jak przytulenie nabrał nowego znaczenia, innej głębi, gdy ich nosy się spotkały, a on zobaczył swoje odbicie w tamtych oczach, zobaczył to, co tak długo ignorował i wypierał, a czemu już nie mógł zaprzeczyć. Postawili krok i nie było już powrotu, nie ważne ile słów albo milczenia by między nimi padło.
Ogień, który go parzył, przed którym uciekał, bezskutecznie, zaskoczony odkrył, że pragnie więcej i to sprawiło, że chciał uciec jeszcze bardziej i jeszcze bardziej nie potrafił.
Jak najostrożniej potrafił, wysunął się z objęć śpiącego kocura.
“Ja… sam nie wiem.”
Kochał go od kiedy tylko pamiętał. Byli nierozłączni, wiedzieli o sobie niemal wszystko. Reszta zawsze wiedziała, że jeśli zaprasza się do czegoś jednego, nie można zapomnieć o drugim. Nie zmieniło się to nawet, gdy zostali uczniami. Wojownikami.
Kochał go, tak. Ale czy tak?
Spojrzał na niego w ten sposób tylko raz, wtedy. Rozmawiali o zauroczeniu i Modrzew wyznał mu, że ktoś mu się podoba. Kocur. Zastanawiał się wtedy… Było mu wstyd, że pomyślał o przyjacielu w ten sposób. Było mu wstyd tego, co wtedy poczuł. Zapomniał. Wrócił do cichego adorowania Żabki. Nigdy więcej nie poruszyli tego tematu. Nigdy więcej nie pozwolił sobie pomyśleć o kocurze w taki sposób. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Braćmi.
A później przyszła wojna. I Dzierzba. Jego świat runął i gdy udało mu się go odbudować, nie wyglądał już tak, jak wcześniej. Wypełnił go mrok, a ściany zgrzytały przy każdym mocniejszym uderzeniu. Groził zawaleniem. Wróbel poruszał się po nim na paluszkach, nie chcąc nadwyrężyć niestabilnej konstrukcji. Stał się gościem we własnej jaskini.
Zamieszkał wewnątrz siebie, tuląc się do swojego mroku i udając, że nic więcej nie istnieje. Ale bańka pękła. Nawet jeśli udało mu się zapomnieć o świecie, świat nie miał zamiaru zapomnieć o nim. Upomniał się o niego, przysyłając po niego tych, których obiecał kochać, a których opuścił.
“Tylko daj mi szansę, proszę.”
Kochał go i nie chciał go stracić. Dlatego się zgodził. Gdyby tylko potrafił kochać go mniej, inaczej, tak jak powinien. Gdyby tylko potrafił…
Płonął od środka, gdy język Modrzewia przesunął się po jego policzku. Mętlik, który miał w głowie do tej pory, ustępował jednej, prostej myśli, która wypierała wszystkie inne. Nie przestawaj. Reszta przestawała mieć znaczenie. Gdy był tu obok niego, gdy jego ciepłe ciało przylegało do jego ciała, reszta nie była ważna. Zamknął ślepia, widząc go oczami wyobraźni, jego bure futro, piękne oczy i nagle obraz stracił ostrość, kolory rozmyły się, a on poczuł się jak zdrajca. Zadrżał i przytulił się mocniej do miękkiego futra, które okazało się nie być szylkretowe. Było bure, bure i właśnie takie powinno być. Wtulił się w niej najmocniej jak mógł, jakby miało moc ocalenia go przed jego własnymi myślami. Przed tym, co starał się wyprzeć ze świadomości, co paliło jak najgorsza zdrada.
“Może coś… sam nie wiem…”
Modrzew był ciepły, miękki i znajomy. Wgłębienie między jego szyją a piersią było idealne, żeby Wróbel schował tam głowę, gdy kładli się spać. Był uważny, troskliwy i był gotowy zrobić dla niego wszystko. Młody lider wiedział, że nigdy nie będzie w stanie mu się za to odwdzięczyć. Nie ważne jak bardzo mocno będzie się starał. Mimo to próbował. Próbował wynagrodzić swojemu partnerowi to, że nie potrafił kochać go tak, jak powinien. Że nie potrafił czuć do niego tego, co niegdyś do Żabki.
To, że częściej niż bure futro, śnił mu się szylkret.
6 pkt
"nikt tak pięknie nie mówi, że się boi miłości"
OdpowiedzUsuń