Nostalgia westchnęła, próbując się powtrzymać od brzydkich słów. Musiała pamiętać, że ten nieuk to nadal kociak Szyszki.
— Już ma dwadzieścia księżyców na karku, a nadal nic nie potrafi złapać. — mruknęła niezadowolona, bijąc ogonem o ziemię. — On mnie w ogóle nie słucha. Weź mu coś powiedz. Postrasz starszyzną czy wygnaniem. Cokolwiek. — syknęła na czarnego.
Głóg położył uszy i prędko schował się za matką.
— No widzisz to? — prychnęła. — Jak mam z nim ćwiczyć, jak się chowa, gdy tylko podniosę głos.
Szyszka spojrzała na swoją zastępczynie, a to na syna. Westchnęła cicho, próbując uzbierać myśli.
— Głogu, czemu nie słuchasz Nostalgii? — zapytała syna. — Może jest trochę straszna, ale to naprawdę dobra kotka. — miauknęła spokojnie do czarnego.
Drobny kocur spojrzał niepewnie na liderkę.
— Ja... ja naprawdę słucham się Nostalgii. — mruknął cicho uczeń. — Naprawdę. Pamiętam jej każde słowo. Po prostu... nie umiem tego tak dobrze powtórzyć. — schował pysk pod łapami. — Denerwuję się.
Nostalgia wywróciła ślipiami. Sranie w banie. Lepszej wymówki dzieciak sobie wymyślić nie mógł. Trzepnęła ogonem.
— Chyba mu nie wierzysz. — miauknęła do liderki.
Czarna przejechała delikatnie ogonem po grzbiecie syna.
— Wątpię by kłamał. — mruknęła Szyszka. — Ale też nie można tego tak zostawić. Ma wiedzę, ale brakuje mu pewności siebie. — westchnęła.
— No więc co teraz? — zapytała Nostalgia. — Nie wyczaruję mu magicznie pewności siebie. Ma gadać do kałuży, że jest czegoś wart?
Szyszka spojrzała na nią karcącym spojrzeniem i dała znak by odeszli od kocura.
— Nostalgio, dobrze wiem, że chcesz dla niego jak najlepiej. — zaczęła liderka. — Ale może spróbuj być wobec niego nieco mniej... krytyczna?
Szylkretka zmarszczyła brwi. Jak była zbyt delikatna to Obłok skończyła bez jednej łapy, a uczeń Iskry umarł. Trzepnęła ogonem. Jakoś Bocian przetrwał jej trening i nie marudził. Wyrósł na porządnego wojownika i wszystko super. Ale nie Głóg pierdoła musiał mieć swoje urojenia.
— Postaram się. — mruknęła niezadowolona.
Szyszka była zbyt uległa wobec tego bachora. Pewnie gdyby nie był jej sama by dała w bęcki.
— Dziękuję. — mruknęła czarna, uśmiechając się lekko.
— N-nie ma sprawy. — burknęła i odbiegła.
* * *
Sokół padł. Jej odwieczny wróg w końcu zdechł. Przeżyła lisiego bobka. Dobry humor nie schodził z szylkretki. Od razu życie stało się jakoś milsze i lżejsze. Z uśmiechem na pysku maszerowała przez obozowisko. Był taki słoneczny piękny dzień. Liście opadały na ziemię, zdobiąc ją wszelakimi barwami, a ciężkie jabłka spadały z jabłoni co jakiś czas, uderzając w łeb uczniów. Uwielbiała z Golec oglądać jak te durne młodziki stają się ofiarami drzew.
— Piękny dzień, co? — mruknęła do Szyszki.
Kotka jak głupia płakała za tą mysią strawą. Nostalgia miała ochotę nakopać nawet martwemu Sokołowi, że przez niego czarna zmarkotniała. No co za frajer. Trzepnęła ogonem.
— Na pewno patrzy na ciebie z gwiazd, czy coś. — starała się pocieszyć liderkę.
— Piękny dzień, co? — mruknęła do Szyszki.
Kotka jak głupia płakała za tą mysią strawą. Nostalgia miała ochotę nakopać nawet martwemu Sokołowi, że przez niego czarna zmarkotniała. No co za frajer. Trzepnęła ogonem.
— Na pewno patrzy na ciebie z gwiazd, czy coś. — starała się pocieszyć liderkę.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz