Złotooki kocurek rozglądał się z zaciekawieniem. To miejsce... moment, jak je nazwał Jeżowa Ścieżka? „Obóz”? Chyba tak. A więc obóz był pełen usychającej trawy. Zbliżała się Pora Zimnego Puchu, tak samo jak dwunasta księżycnica ucieczki Mamrota z gniazda. Uśmiechnął się pod noskiem. Nie żałował swojej decyzji. Będzie mógł teraz żyć wśród kotów, które nie będą go wyśmiewać... A przynajmniej taką miał nadzieję.
Czekoladowy kocur wyjaśnił mu po drodze co nieco o roli medyka w klanie, powiększył też jego zasób wiedzy o właściwości podbiału. Podpytał go także o to, co na temat ziół wiedział sam pręgusek. Po opatrzeniu łapki polecił mu udać się w stronę legowiska lidera, oczywiście uprzednio pokazując mu kierunek, w którym powinien się udać. Okazało się, że była to zajęcza norka, tuż obok legowiska medyka. Mamrot wziął głęboki wdech i niepewnie wsunął łepek do środka.
- M-można weyszcz? – spytał cicho. Jego oczom ukazał się szczupły, cały w bliznach kocur o srebrnej, pręgowanej sierści, mającą gdzieniegdzie srebrny odcień i biel. Był w trakcie wylizywania sobie futra, jednak na dźwięk nowego głosu przerwał czynność i spojrzał swoimi niebieskimi oczami na młodego, kremowego kocurka.
- Kim jesteś? Co robisz w moim legowisku? – spytał nowy nieznajomy swoim melodyjnym, lekko zachrypniętym głosem. Widać było po nim, że nie był zbytnio zachwycony takim nagłym najściem, ale jednocześnie starał się zachowywać uprzejmie wobec gościa. Mamrot, lekko zawstydzony, ostrożnie wszedł do środka.
- Nażywam szie Mamrot – odpowiedział żółtooki. – Przyszłał mnie tu Jeżowa Szcieżka, niedawno opatrzył mi łapę...
Na dźwięk imienia czekoladowego kocura, (jeszcze) nieznajomy kocur zastrzygł uszami. Widocznie dobrze się znali...
- Czy mówił, po co cię przysłał? – zapytał niebieskooki, powoli podnosząc się na łapy. Wiedział, że wielkoduszny medyk nie przysłałby do niego samotnika zupełnie bez powodu. Natomiast nasz młodzik zmieszał się lekko.
- Powiedżał, że mógłby mnie nauszyć więczej o ziołach... ale musziałbym szie najpierw szpytacz pana, czy przyjąłby mnie pan do kłanu, panie... panie... – tutaj urwał, chcąc poznać imię (jeszcze) nieznajomego. Mamrotowi wydawało się, że niebieski pręgus pełni tutaj rolę takowego zwierzchnika. „Trochę jak Mars w jego Grupie...” pomyślał złotooki.
<Mokra Gwiazdo? Czy przyjmiesz nowego ucznia? owo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz