- Pochodzisz od Dwunożnych? Jesteś pieszczochem? - zadała kolejne pytania ruda kotka, gromiąc wzrokiem czarnego kocurka. - No, czemu milczysz? Zapomniałeś języka w gębie?
- Nie sądzę żeby był pieszczochem, Leszczynko, oni inaczej pachną. - miauknęła spokojnie liderka. Przeniosła znowu spojrzenie na czarnego kocura. Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Nazywam się Szyszka, jestem przywódczynią Owocowego Lasu. Skąd pochodzisz i jak się nazywasz?Chwilę zajęło mu zrozumienie sytuacji. Obraza ze strony rudej była bardzo niegrzeczna. On w końcu nie skomentował ich zapachu, czy też nie posądził o obcowanie z Wyprostowanymi. Nigdy nie posunąłby się do tego, aby nawet nim zostać.
- Nie jestem pieszczoszkiem - fuknął urażony. - Tylko samotnikiem. Mieszkałem w Siedlisku Wyprostowanych. To tam żyją i mieszkają ci wasi Dwunożni oraz ich potwory. Trzeba mieć umiejętności, aby tam przeżyć. To niebezpieczny świat. Moje siostry zginęły przez swoją nieuwagę. Czujność to podstawa. Nie ma tam klanów tylko gangi składające się z samotników. A one nie są zbyt przyjazne. Nie lubią obcych. Ale nie zbliżamy się do Wyprostowanych. - dodał jeszcze, aby nie sądzili, że on jest z tego typu kotów. - Zresztą. Pieszczoszki nie mają blizn. Za bardzo o siebie dbają - miauknął nadal z czujnością. - A na imię mi Krzemień.
Przyglądał się cały czas tym dwom kotką. Dostrzegł coś w oczach Szyszki czego za bardzo nie zrozumiał. Ona była tu liderka? Oznaczało to, że pewnie rządziła twardą łapą. Nie chciał jej się narażać. Możliwe, że popełnił błąd, przychodząc tutaj. A co jeśli teraz kocica wyda rozkaz do ataku, a z krzaków wyskoczy jej armia?
Leszczyna widząc jego zachowanie prychnęła.
- Uciekasz przed kimś, że tak się rozglądasz? Chcesz sprowadzić na nas jakieś nieszczęście?
- Nie! - Pokręcił głową. - Nikt mnie nie ściga. Po prostu... skąd mam wiedzieć, czy mnie nie zabijecie? - W jego krótkim życiu kilka razy zdarzyło mu się napotkać samotników, którzy szukali zaczepki. Wiedział, że walka z nimi równała się śmierci. Ile razy widział jak jakieś kocię ciało leżało w rowie? Wystarczająco dużo, aby nie ufać tak łatwo. Nie znał tych kotów z Owocowego Lasu. A może to kolejna banda samotników, która zrzeszyła się pod takim sztandarem?
- Spokojnie. My nie zabijamy. - zapewniła go Szyszka.
Mimo tego zapewnienia wolał się nie zapominać z kim rozmawia. Co ta kotka musiała w swoim życiu uczynić, że została liderką? Pewnie była bardzo silna. Nawet możliwe, że silniejsza od Kukułki! Chociaż po tym co widział na polanie...
Westchnął, czując jak nie wie już co robić. Doszedł tak daleko. Nie spotkał wszakże klanowych kotów, ale... No właśnie? Kim byli ci z Owocowego Lasu?
- Jeżeli nie podoba się wam moja obecność, zapach czy coś, to mogę odejść... Tak jak mówiłem, nie szukam zaczepki. A przez ogrodzenie przeszedłem z ciekawości. - miauknął, nie patrząc na Szyszkę.
Chciał tym sposobem pokazać, że nie stanowi dla nich zagrożenia. Marzył tylko o jednym. Odpoczynku. Po tych katuszach, na które skazał go ojciec, zasługiwał.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz