Wilgotny od mrozu mech nie dawał wcale tak dobrej osłony przed srogą porą nagich drzew, jak można by oczekiwać. Kamień nie chciała dać po sobie znać, jak bardzo jej niewygodnie i dogłębnie oświadczyła sobie w duchu, że wszelkie wątpliwości będzie połykała. Jeszcze pomyślą, że nie umie wytrzymać w zimnej temperaturze. To by było upokarzające. Jako iż młoda wścibska kotka miała po dziurki w nosie biernego siedzenia i przyglądania się skalnemu sufitowi żłobka, przewracając się z boku na bok, trąciła matkę. Króliczy Sus parsknęła przez sen, zirytowana bodźcami małego kociaka i nieświadomie machnęła łapą w jej stronę. Kamień w ostatniej chwili wycofała się, a łapa mamuśki przecięła powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą leżała.
- Uważaj, zabiłabyś mnie! - Parsknęła Kamień, a Króliczy Sus otrzepała głowę i spojrzała na nią, zdezorientowana. Po chwili jednak chyba domyśliła się, o co chodzi.
- Ojej, przepraszam! Wymruczała. - Na litość Klanu Gwiazdy, nie wierć się tak przez sen, jeszcze dostałabyś łapą.
- Byłaś za wolna - Miauknęła dumnie Kamień. - Sama widzisz, jak jej uniknęłam!
- Tak, tak, świetnie ci poszło. - Zaspanym tonem matka ciężko sapnęła, jakby miała wyzionąć ducha. Ten poranek jest ciężki dla wszystkich. Powietrze było tak gęste i nieprzyjemne, że Kamień przechodziły niemałe ekskluzje bólu, gdy takowe wpływało do jej nozdrzy i chłodziło od wewnątrz. Nawet, jeśli szczypie w nos jak diabli, mała koteczka bardzo chciała wyjść na zewnątrz. Była okropnie głodna, ale Króliczy Sus nie zawsze miała wystarczająco mleka.
- Możecie być ciszej? Przepłoszyłybyście cały las. - Fuknął Glina. Kamień zbeształa go spojrzeniem. Wścibski kocur zawsze musiał powiedzieć coś głupiego.
- Twoje chrapanie przepłoszyłoby dwa razy tyle, śmierdziuchu. - Syknęła, ale Króliczy Sus uciszyła skłócone rodzeństwo.
- Już, uspokójcie się. - Mruknęła w stronę swoich dzieci, a Kamień położyła brodę na łapach i przymknęła powieki. Z jednej strony chłód dawał się we znaki i wyjście o takiej porze z bezpiecznego żłobka może być nieprzyjemnym doświadczeniem. Z drugiej - już bardzo chciała wyjść na zewnątrz i zwiedzić coś więcej poza czterema ścianami żłobka.
- Bądźcie ciszej, niektórzy śpią. - Fuknęła Miodowy Obłok. Kocica szybko powróciła do snu, zirytowana dyskusją kociąt. Kamień zmierzyła ją wzrokiem spod przymrużonych oczu i ponownie umościła głowę na łapach.
- Cześć! - Głośny, żwawy ton głosu ojca rozległ się pomiędzy ścianami. Kamień zastrzygła uszami, bo kroki były podwojone. Ojciec musiał kogoś przyprowadzić.
- Cześć, Świerszczowy Skoku. - Miauknęła Króliczy Sus, witając pogodnie swojego partnera. W rzeczy samej, biały kocur przyprowadził kogoś. Liliowa kotka idąca za nim powolnym krokiem, wahająca się wejść do żłobka, rzuciła chuderlawą mysz pod łapy Króliczego Susu. Kamień z przerażeniem spojrzała na tę małą mysz. Czy tak wygląda pora nagich drzew?
- Witaj, Niebiański Kwiecie. - Króliczy Sus skinęła głową w kierunku liliowej. - Tylko tyle?
- Pora nagich drzew nie obfituje w zwierzynę. - Odparł Świerszczowy Skok. - Ale nie po to tu przyszedłem, żeby prowadzić dyskusję o myszy. Dzieci, chciałbym was z kimś zapoznać. Przywitajcie Niebiański Kwiat, moją siostrę. Niebiański Kwiecie, to Kamień i Glina.
Kamień podniosła wzrok na liliową kotkę. Nie uśmiechało jej się poznawać nowych członków klanu, ale skoro to siostra ojca, to musi być znośna.
- Masz uszy jak królik, Niebiański Kwiecie. - Zauważył Glina.
- Glino! - Króliczy Sus uciszyła kociaka. Nawet Kamień wiedziała, że przykra szczerość Gliny może sprowadzić na nich różne skutki. - Trochę kultury.
- Nic się nie stało. - Wymamrotała Niebiański Kwiat.
- No dalej, może chcielibyście pobawić się trochę na dworze? - Zaproponował Świerszczowy Skok. - Jak prawdziwi wojownicy! Piękna, olśniewająco czarna kotka i przystojny bury kocurek.
- Jest za zimno, zabijesz ich. - Króliczy Sus pokręciła głową.
- Oj tam, po prostu jesteś przewrażliwiona, i tyle. - Świerszczowy Skok skinął głową w kierunku swoich dzieci. - Obudźcie kolegów, może też będą chcieli wyjść.
Kamień nie miała zamiaru dzielić się zabawami z resztą żłobka, a już na pewno nie z Zajączkiem i Szczypiorkiem. Nieznośne, głupie ropuchy hałasują jak obrywane ze skóry, i ciągle zabierają jej główną rolę w zabawie.
- Nie będą chcieli, naprawdę. - Miauknęła Kamień, by uniknąć spotkania z hałasującymi oseskami. - Dla nich zawsze jest za zimno. Chodźmy już!
Świerszczowy Skok parsknął śmiechem. Króliczy Sus jednak dalej stawiała na swoim.
- Nigdzie nie pójdą! - Syknęła do partnera. - Jest zimno jak diabli, przeziębią się, ot co, i tyle z tego wyjdzie. W klanie już i tak dużo mamy problemów, nie potrzeba nam dodatkowej epidemii.
- Będą pod opieką moją i Niebiańskiego Kwiatu, nie musisz się martwić. - Świerszczowy Skok próbował usilnie przekonać swoją partnerkę.
Kamień pociągnęła Glinę i chyłkiem przecisnęła się przez kamienną szparę. Kociaki samodzielnie potoczyły się na zewnątrz i poturlały po śniegu, a Kamień wysunęła odruchowo swoje małe pazurki, wbijając je w futro brata. Maluchy w jednej zbitej kępce przeturlały się na polanę. Dopiero wtedy Kamień dostrzegła, że Niebiański Kwiat, Świerszczowy Skok i Króliczy Sus w konsternacji wychodzą ze żłobka. Króliczy Sus natychmiast podbiegła do swoich kociąt i zaczęła je troskliwie wylizywać.
- Daj spokój, przecież nie umarlibyśmy na tym mrozie! - Fuknęła zirytowana Kamień. Glina otrzepał łebek ze śniegu i mroźne kawałeczki białego puchu wylądowały na jej pysku. Strzepnęła je i splunęła. - Uważaj, gdzie się trzepiesz! Nie jestem jakąś wycieraczką!
Glina zrobił niewinną minę.
- No co, przecież nic nie zrobiłem.
- Dzieciaki, narobiłyście nam strachu. - Świerszczowy Skok odetchnął, a para jak słowa ulotniła się i zastygła w powietrzu. - Ale teraz możemy chyba was trochę oprowadzić po obozie, prawda, Niebiański Kwiecie?
Liliowa kotka skinęła bez słowa głową. Na ile słońce wspinało się do szczytu, tyle udało jej się poznać legowisko medyka. Swoją drogą, Jeżowa Ścieżka śpi jak nadęta, gruba popielica, jednak Kamień musiała powstrzymać się od złośliwych komentarzy, bo wiedziała, że odzywki, na które pozwala sobie w żłobku, mogą nie ujść jej na sucho w stosunku do wojowników. Nie zmienia to faktu, że medyk obija się jak gruby borsuk. Dowiedziała się też, gdzie jest legowisko wojowników i poznała kilku wojowników, między innymi Wiewiórczego Pazura, choć to spore niedopowiedzenie, bo wojownik jedynie skinął głową w ich stronę, gdy przechodził obok, ale Świerszczowy Skok trochę o nim opowiedział, więc to chyba liczy się jako znajomość. Wiele innych wojowników gratulowało im pierwszego wyjścia na zewnątrz i pytało, jak się im podoba. Szczerze - Kamień to nie obchodziło, a już na pewno nie miała ochoty widzieć twarzy wojowników przed swoimi oczami. Miała głęboko gdzieś to, co oni myślą! Nie mogą po prostu być jak Wiewiórczy Pazur - skinąć głową i odejść? Muszą paplać bez przerwy jak głupia piszcząca mysz?
Dopiero wieczorem Kamień znalazła czas dla siebie. Reszta była już w żłobku, tylko ona, opierając się o kamienną ścianę, wpatrywała się w gwiazdy. Aura chłodnej nocy przyszpiliła kotkę do ziemi i chłodny wiatr mierzwił jej króciutkie futerko. Dzień jak każdy inny, a jednak dzisiaj nie miała ochoty spać. Nie była zmęczona.
Jasne futro mignęło między skalnymi ścianami. Kamień obróciła się w tę stronę i dostrzegła Niebiański Kwiat. Kotka widocznie wahała się z podejściem, a Kamień miała szczerze gdzieś, co zrobi, ale postanowiła oszczędzić jej złośliwych komentarzy, przynajmniej na tę chwilę. Liliowa kotka w końcu zmusiła się, by podejść, ale drżące kroki nie umknęły uwadze czarnej. Musiała się wstydzić, i to bardzo.
- Po coś przyszła? - Syknęła Kamień, po czym skarciła się w duchu. - To znaczy, o co chodzi?
- Jest zimno, wejdź do żłobka. - Wyszeptała drżącym głosem Niebiański Kwiat, jednak Kamień nie ruszyła się z miejsca.
- Zaczynasz gadać jak Króliczy Sus. - Fuknęła Kamień. - "Nie wychodź ze żłobka, jest za zimno"! - Zaczęła przedrzeźniać ton głosu matki, ale Niebiański Kwiat wyraziła się jasno i spojrzała na kotkę spod uniesionych brwi.
- Dobra, już idę. - Warknęła Kamień. Małomówna, głupia kocia idiotka! Czarna kotka nie mogła traktować Niebiańskiego Kwiatu poważnie. To wojowniczka, ale stara się unikać konieczności bezpośredniego kontaktu - nawet z kociakiem, co jest absurdalne. Może się boi? Kamień wykrzywiła usta w drwiącym uśmiechu. Boi się kociaka. Mało prawdopodobne. Ale w końcu to jej ciotka od strony ojca. Jedna z najbliższej rodziny. Bez względu na jej specyficzny charakter i to, jak irytująca jest jej nieśmiałość, powinny starać się dogadać, i Kamień jest tego świadoma.
Weszła do żłobka, i kątem oka zauważyła, jak Niebiański Kwiat wchodzi do legowiska wojowników i znika w ciszy w ciemności. Kładąc się obok śpiącej już matki i brata, ułożyła się na posłaniu z mchu i przymknęła powieki.
*
Następnego dnia już bawiła się z Gliną na zewnątrz żłobka. Oczywiście pod opieką Króliczego Susa oraz Niebiańskiego Kwiatu, chociaż ta druga została do tego lekko przymuszona przez ojca, Świerszczowego Skoku, który musiał wyruszyć na poranny patrol. Irytowało ją towarzystwo dwóch kotek, jednak Króliczy Sus za nic w świecie nie dałaby sobie wmówić, że Kamień i Glina poradzą sobie sami. Czarna kotka strzepnęła ogonem. Miała naprawdę gdzieś ich opiekę, przecież sama dałaby sobie radę! Glina właśnie konsumował lepki śnieg pory nagich drzew, którego biały puch gdzieniegdzie pokrywał błotnistą glebę. Wczoraj w nocy musiało padać, bo śnieżna zawierucha, która zastała kotkę wcześniejszego świtu, teraz przeobraziła się w błotniste bagno pełne cieczy zmieszanej z piachem. Z jednej strony to było obrzydliwe, z drugiej, fajnie było podtapiać Glinę w błocie. A jak błagał!
Kamień przyciskała go do błota, a Glina, mimo faktu, iż całe jego śliczne futerko uległo zniszczeniu, a do pyska wtargnęła mu mulista maź, śmiał się w niebogłosy.
- Już nie jesteś taki śliczny, co? - Syknęła Kamień pobłażliwie, przyciskając brata. Jednak obrót spraw przyjął trochę inne warunki i przeciwstawił się przeciwko niej. Glina momentalnie przesunął się pod jej łapami i kotka upadła pyskiem w błoto. Zanim zdążyła zatrzasnąć szczęki, kropelki śniegu, wody i piasku pomieszanego ze sobą wtargnęły na jej język. Ciecz rozpłynęła się po nim i Kamień zakrztusiła się z obrzydzenia. Wyszła z błota i splunęła na ziemię, a jej ślina przybrała brązowawy kolor. Nie chciała jednak dać bratu za wygraną, bo byłaby to oczywista zniewaga z jej strony, więc przechodząc koło niego, uśmiechnęła się szyderczo i z głośnym chlupotem otrzepała się z błota, tym samym fundując Glinie długą i ciężką kąpiel pod językiem Króliczego Susa. Był cały w błocie!
- Super. - Wypaplał, spoglądając na swoje łapy.
- Wyglądacie jak dwie małe brązowe kępki futra. - Skomentowała Króliczy Sus, a Niebiański Kwiat, dotąd milcząca, uśmiechnęła się lekko i niemalże niewidocznie.
- Glina wygląda jak ostatni idiota, to fakt, ale nie ja. - Powiedziała Kamień i wyprostowała się na tle spłukanego brata.
- Nie ciesz się tak. W końcu wylądowałaś twarzą w błoto. Przynajmniej miałaś nadzieję, że to błoto. - Jego głupi żart znowu rozśmieszył Króliczy Sus, ale przynajmniej Niebiański Kwiat nie była po stokroć idiotką, żeby śmiać się z czegoś takiego. Kamieniowi zrobiło się niedobrze na myśl o tym, jeśli ów mroczna zapowiedź brata okazałaby się prawdą. Fuj!
- Zamknij się, mysi móżdżku. - Warknęła. - Jesteś obrzydliwy.
Glina tylko wzruszył ramionami. Brat błądził oczyma po obozie, a Kamień podążała za jego wzrokiem, który zatrzymał się na błękitnej kotce o równie błękitnych oczach. To zastępczyni, Chabrowa Bryza, rozmawiała właśnie z Mokrą Gwiazdą. Glina zastrzygnął uszami.
- O czym rozmawiają? - Zapytał Króliczy Sus.
- Pewnie o sprawach w klanie. - Odparła matka. - Cóż, w porze nagich drzew jest wiele problemów, ale w Klanie Burzy są one dość mocne. Zrozumiecie, gdy dorośniecie.
- Nie jestem tępa, matko! - Warknęła Kamień. - Wiem, co to są problemy!
Mina Króliczego Susa natychmiast spoważniała.
- Jesteście już wystarczająco wścibscy, by interesować się sprawami, które się was nie tyczą! - Syknęła. - Nie macie najmniejszego pojęcia o problemach w klanie. To śmieszne, że uważasz, że wiesz, co to problem.
Kamień była tak porażona słowami matki, że ledwo co nie zabrało jej tchu w piersi. Oczywiście nie dała po sobie tego poznać. Zachowała kamienną twarz. Króliczy Sus jeszcze nie krzyczała.
- Jeśli już mówimy, robisz się dziwnie zdenerwowana. - Warknęła, uderzając w czuły punkt matki. Króliczy Sus przestała napierać. - Dotąd nigdy nie reagowałaś na moje komentarze takim tonem, a teraz? Boisz się czegoś?
Króliczy Sus zatoczyła się do tyłu, otumaniona przez gęste powietrze. Kamieniowi przez moment było żal, że wyprowadziła ją z równowagi. W końcu to jej mama. Jeśli aż tak mocno zareagowała na jej komentarz o tym, że jest świadoma, co to znaczy problem, oznacza to, że problemów na głowie ma tak dużo, że kociak, który przeżył ledwie księżyc twierdzi, że wie, czym jest prawdziwy problem. To musiało ją zirytować. Kamień nie zamierzała jednak przepraszać ani przyznawać się do błędu.
- Co, skoro nie rozumiem, to może mi powiesz, co takiego się dzieje? - Warknęła Kamień. Króliczy Sus już nawet nie prowadziła dyskusji. Dała się ponieść emocjom i z pyskiem wciśniętym w swoje futro poruszała brzuchem niemiarowo, dysząc ciężko. Niebiański Kwiat, która dotąd milczała, zaczęła się robić nerwowa, jakby myślała nad tym, jak zareagować. W końcu stanęła po stronie Króliczego Susa.
- Kamień, to twoja matka, nie powinnaś tego mówić. - Powiedziała stanowczo, ale cicho. Kamień poczuła ukłucie w sercu. - Oczywiście, miałaś prawo twierdzić, że znasz problemy. Ale licz się z tym, że to, co ty uważasz za oczywisty dla ciebie fakt, starsi wojownicy, którzy przeżyli gorsze sytuacje odbiorą to jako zniewagę.
Tylko tyle. Zamilczała, po czym usiadła koło swojej bratowej. To wymagało nie lada poświęcenia, Kamień to wiedziała, bo dwie kotki nie były ze sobą spokrewnione. Króliczy Sus pociągnęła nosem i zwróciła się do Kamienia.
- Przepraszam, nie powinnam ponosić na ciebie głosu.
To był błąd. Kamień nienawidziła, gdy ktoś przepraszał. Nie ma ochoty wysłuchiwać przeprosin, w końcu urażają dumę. Prawdziwy, porządny kot powinien nigdy nie przepraszać i nie przyznawać się do błędu.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin. - Warknęła Kamień. - Mogłaś pomyśleć nad swoim zachowaniem!
To nie było w porządku. Czy ona właśnie poucza własną matkę? Kamień w jednej chwili pożałowała tych słów. Dumę miała wielką i za nic w świecie nie chciałaby przeprosić. Ale chyba nie ma wyjścia. Króliczy Sus to naprawdę boli. " to, co ty uważasz za oczywisty dla ciebie fakt, starsi wojownicy, którzy przeżyli gorsze sytuacje odbiorą to jako zniewagę." To będzie dobra myśl, zanim znowu wypali słowa na wiatr. Napięcie rozluźniło się dopiero wtedy, gdy Glina zabrał głos.
- Nic się nie stało, prawda? - Miauknął. - Sprzeczka jak sprzeczka. Nie raz takie się zdarzały. Przecież wiecie, jaka jest Kamień.
Kamień nie pozwoliła sobie na uśmiech, jednak słowa brata mimo wszystko podniosły ją na duchu.
- Zamknij się, szczurzy pysku. - Warknęła w jego stronę, ale Glina wyraźnie wyczuł ulgę w jej głosie.
- Widzę, że się śmiejesz.
- Nie śmieję się, idioto! - Warknęła na brata i rzuciła się w jego stronę. Kocięta potoczyły się po błocie, aż na ratunek wskoczyła Króliczy Sus. Nie raczyła nawet spojrzeć na Kamień, co z jednej strony dało czarnej kotce przewagę w dyskusji, bo unikanie wzroku przeciwnika to oznaka słabości. Kamień musiała to jakoś złagodzić. Naprawdę nie chciała pozwalać sobie na przeprosiny, bo to żałosne i zatraci na dumie, ale inaczej nie zsunie ciężaru z sumienia.
- Przepraszam. - Wymamrotała matce do ucha. Króliczy Sus uśmiechnęła się.
- Co mówiłaś? Nie słyszałam. - Żartobliwa prowokacja matki rozdrażniła Kamień.
- Och, daj spokój! - Fuknęła Kamień, nie zamierzając powtarzać tego głupiego słowa. Spowodowało to tylko falę śmiechu, a Glina nadstawił uszu. Ten dureń zawsze podsłuchuje.
- Kamień przeprasza? Coś nowego. - Miauknął, a Kamień, gdy Króliczy Sus już położyła ją na ziemi, odwróciła się w stronę brata i warknęła.
- Zamknij się! - Naprężyła mięśnie, choć tym razem nie miała zamiaru skakać na brata, nawet, jeśli grał jej na nerwach. - Jesteś nieznośny.
- Oboje jesteście równie nieznośni, kociaki. - Miauknęła Niebiański Kwiat z błyskiem rozbawienia w oczach.
Sprzeczkę przerwał jednak Świerszczowy Skok, wracający właśnie pod wyżłobienie tworzące obóz z kilkoma innymi kotami: Narcyzowym Pyłem, Jelenim Kopytkiem i Splątaną Łapą. Z całej tej gromadki tylko dwie ostatnie kotki miały w pysku zwierzynę. Świerszczowy Skok mielił jęzorem jak opętany do pozostałych członków patrolu, zresztą nie mniej niż Narcyzowy Pył, co Kamień przynajmniej zirytowało, bo dwa kocury pragnące atencji musiały się przekrzykiwać. Gdy ojciec podszedł do Kamienia i reszty, Niebiański Kwiat skinęła głową w stronę legowiska uczniów i wycofała się ze zbitej grupki. Świerszczowy Skok o nic nie pytał, potaknął tylko i jego wzrok rozpogodnił się, gdy ujrzał swoje dzieci. Już miał otworzyć pysk, by się przywitać, ale Kamień była szybsza.
- A tą gdzie wcięło?
Oczywiście mówiła o Niebiańskim Kwiecie. Świerszczowy Skok parsknął śmiechem.
- Nie liczcie, że będzie wiecznie was niańczyła. Ma uczennicę pod opieką.
- Nie potrzebuję specjalnej troski! - Warknęła Kamień. Niebiański Kwiat i Króliczy Sus nie musiały wcale się nią opiekować.
- I nie dostaniesz takiej, córeczko. - Odparł Świerszczowy Skok. - Jesteś bardzo samodzielna, jestem z ciebie dumny.
Kamień wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu w stronę brata, który takiej pochwały nie dostał, i wypięła pierś dumnie.
- Wiem to! - Powiedziała. - Mam wielkie umiejętności. Glina takich nie posiada.
Glina szturchnął ją za uszami i skoczył, a rodzeństwo poturlało się po ziemi - dzięki Klanowi Gwiazdy - tym razem nie w błoto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz