śmierć Słonki turururu
Fałszywy słyszał o tym, jak bardzo napięte stosunki miały Klan Klifu oraz Klan Nocy. Był jednak zbyt młody, by to głębiej rozumieć. Każdy wręcz mu powtarzał “Klan Nocy to wróg”, a on po prostu kiwał głową. Sam jednak nie chciał wyrabiać sobie o nich opinii na podstawie zdań innych.
Kiedy wojna została wypowiedziana, zaczął mimo wszystko utrzymywać stronę Klifiaków. W końcu nie oni zaczęli, a jednak mieli teraz pójść na bój. Zdziwiony był faktem, jak niewiele trzeba, by rozpętać konflikt.
Bardziej się jednak zszokował tym, że on też miał pójść nawalać się po pyskach. Wojownicy pokazali mu przez ten jeden dzień co nie co, jak należy atakować, ale Fałszywy wciąż był tylko kociakiem. Próbował jedynie powtarzać po nich ruchy bitewne, zapamiętując wszystkie wskazówki, aż kręciło mu się w główce. Zaciskał jednak wtedy zęby, uspokajając oddech. To był jego obowiązek. Bronić własnego Klanu, bo w nim jest jego rodzeństwo. Bez niego nie dadzą sobie rady. Fałszywy był tarczą dla Aronii, jego ukochanej małej siostrzyczki, oraz wsparciem dla Drozda, nieśmiałego, bojącego braciszka. Ile by dał, żeby nie musieli iść się bić…
Nadszedł ten dzień. Jego pierwsza bitwa, walka o honor klanu. Być może sam zginie, albo kogoś zabije... Nie wiedział tego, czuł jedynie dreszcz przerażenia. Po pożarze w ich obozie zapoznał się ze strachem. Czuł go każdym centymetrem ciała, kiedy idąc za kotami, drżały mu łapy. Nadal nie do końca podnieśli się po tej tragedii, a już doświadczali kolejnej.
- Jesteś gotowy? - Ktoś go zapytał, a on zwrócił na niego niebieskie oczy.
- Od urodzenia - skłamał płynnie, machając nerwowo ogonem.
Wojownik pochwalił go za postawę, a on niemrawo coś odpowiedział. Poszedł na tyły maszerujących kotów. Stanął przy kimś, nawet nie znał jej imienia. Słyszał tylko jak do siebie gada jakieś bzdury.
- Na pewno uczyłam się jak walczyć. Wyczyściłam futro. Czy na pewno…? Na pewno! A-a może jednak nie? - Mówiła raz po raz. - Jadłam śniadanie. Wiewiórkę. A może sikorkę? Hmm...albo nie jadłam??
Przewrócił oczami, słuchając w kółko jej nerwowego powtarzania do siebie. Jak mantrę, upewniała się w tym, że jadła, a potem na nowo poddawała w wątpliwość. Paranoja. Machnął ogonem zirytowany, a przed jego oczyma ukazała się rozległa polana. Jedna z części ich terenów, której nie miał jeszcze okazji poznać. Otworzył z wrażenia pyszczek. Było tu tak dużo miejsca, oraz zapachów.
Zawiał wiatr, prosto w jego pysk. Poczuł smród innych kotów, a niedługo później dostrzegł grupę nadbiegających.
- Nadchodzą! - Ktoś miauknął.
Wszystkie koty jak na komendę ustawiły się w pozycjach bojowych. Niektóre nawet wyrwały do przodu, by jak najszybciej dorwać Klan Nocy. On sam, nie wiedząc co robić, wręcz czując się zagubiony, po prostu za kimś pobiegł. Słyszał odgłosy walk, prychanie, syczenie, a także wiele krzyków. Mnóstwo kotów zwarło się w walkach, krew można było wyczuć momentalnie. Fałszywy nie widział nigdy takiej agresji u nikogo, nawet jego matka aż takim wkurwiasem nie była.
Czmychał pomiędzy kotami, próbując uniknąć zostania stratowanym. Mijały długie uderzenia serca walk, podczas gdy on szukał schronienia, albo drogi ucieczki. Był nadal dzieckiem do cholery! Ktoś poważnie upadł na głowę skoro go tu przytargał!!
Zacisnął zęby, kiedy poczuł za sobą czyjąś obecność. Z przerażeniem odwrócił głowę, dostrzegając jakiegoś kota. Nie znał go, zapewne był z wrogiego klanu.
- Biorą kociaki na wojnę? - Usłyszał. - Żałosne.
Sam jesteś żałosny, nędzny rybojadzie! - Odparował, nim zdążył ugryźć się w język.
Nie minęła chwila, a poczuł na skórze jego pazury. Kocur odrzucił go na kilka długości myszy. Fałszywy drgnął przerażony, jednak starał się tego nie okazywać. Podniósł się chwiejnie, patrząc, jak tamten na niego szarżuje. Wtem, jakiś jasny kształt skoczył na przeciwnika syna Łabędziego Plusku. Jak się okazało, była to Słonka, która postanowiła obronić młodego kocura. Fałszywy podbiegł do kotów zwartych w walce.
- Mocniej go bijesz! Z pazurami! - Krzyczał do Słonki. - Nie tak!! Mocniej! Mocniej! Teraz użyj zębów!
Kotka w końcu odepchnęła od siebie przeciwnika, który odbiegł od nich z podkulonym ogonem. Point od razu, z wysoko uniesionym ogonem, podbiegł do Słonki.
- Genialnie to zrobiłaś! - Miauknął, szczerze zachwycony walką.
Kiedy się jednak przyjrzał kotce, dostrzegł, jak bardzo była ranna. Krew, wyrwana sierść, skręcona łapa. Uczennica upadła z hukiem, a on zjeżył sierść. O nie! Jego tarcza została pokonana??
- Hej - tyknął ją łapą. - No weź wstań!
Patrzył na nią, nie wierząc, co się dzieje. Został na polu bitwy z niemalże martwą kotką. Powinien biec po medyka? Ale przecież wtedy ktoś go może zaatakować! A sam nic tu nie zdziała!!
Podszedł do niej, dotykając nosem.
- Uderzyłam go jak trzeba...a-a może nie? Nie...n-na pewno d-dostał mocno - mamrotała.
Fałszywy zdjęty strachem stał i patrzył. Nawet nie zauważył, kiedy za nim stanął kolejny przeciwnik. Poczuł tylko świst wiatru, kiedy bure futro mignęło mu przed oczyma. Słonka natychmiast wstała, by go obronić. Kocur cofnął się na miękkich łapach. Widział, jak członek Klanu Nocy dobija kotkę, a ona pada bez tchu. Oddychał nerwowo, szybko, czuł, jak jego serce przyśpiesza.
- ZABIŁEŚ JĄ? - Zapytał głośno, jeżąc sierść. - Ona miała być moją tarczą! Ty głupi kłaku futra! J-jak mogłeś!?
Fałszywy skoczył na przeciwnika, niewiele myśląc. Nie chciał umierać tak jak Słonka. Musiał w końcu bronić dalej swojego rodzeństwa przed całym złem tego świata. Wbił więc swoje nieduże pazurki w łapę wojownika.
- GIŃ! - Miauknął bojowo.
Kiedy wojna została wypowiedziana, zaczął mimo wszystko utrzymywać stronę Klifiaków. W końcu nie oni zaczęli, a jednak mieli teraz pójść na bój. Zdziwiony był faktem, jak niewiele trzeba, by rozpętać konflikt.
Bardziej się jednak zszokował tym, że on też miał pójść nawalać się po pyskach. Wojownicy pokazali mu przez ten jeden dzień co nie co, jak należy atakować, ale Fałszywy wciąż był tylko kociakiem. Próbował jedynie powtarzać po nich ruchy bitewne, zapamiętując wszystkie wskazówki, aż kręciło mu się w główce. Zaciskał jednak wtedy zęby, uspokajając oddech. To był jego obowiązek. Bronić własnego Klanu, bo w nim jest jego rodzeństwo. Bez niego nie dadzą sobie rady. Fałszywy był tarczą dla Aronii, jego ukochanej małej siostrzyczki, oraz wsparciem dla Drozda, nieśmiałego, bojącego braciszka. Ile by dał, żeby nie musieli iść się bić…
Nadszedł ten dzień. Jego pierwsza bitwa, walka o honor klanu. Być może sam zginie, albo kogoś zabije... Nie wiedział tego, czuł jedynie dreszcz przerażenia. Po pożarze w ich obozie zapoznał się ze strachem. Czuł go każdym centymetrem ciała, kiedy idąc za kotami, drżały mu łapy. Nadal nie do końca podnieśli się po tej tragedii, a już doświadczali kolejnej.
- Jesteś gotowy? - Ktoś go zapytał, a on zwrócił na niego niebieskie oczy.
- Od urodzenia - skłamał płynnie, machając nerwowo ogonem.
Wojownik pochwalił go za postawę, a on niemrawo coś odpowiedział. Poszedł na tyły maszerujących kotów. Stanął przy kimś, nawet nie znał jej imienia. Słyszał tylko jak do siebie gada jakieś bzdury.
- Na pewno uczyłam się jak walczyć. Wyczyściłam futro. Czy na pewno…? Na pewno! A-a może jednak nie? - Mówiła raz po raz. - Jadłam śniadanie. Wiewiórkę. A może sikorkę? Hmm...albo nie jadłam??
Przewrócił oczami, słuchając w kółko jej nerwowego powtarzania do siebie. Jak mantrę, upewniała się w tym, że jadła, a potem na nowo poddawała w wątpliwość. Paranoja. Machnął ogonem zirytowany, a przed jego oczyma ukazała się rozległa polana. Jedna z części ich terenów, której nie miał jeszcze okazji poznać. Otworzył z wrażenia pyszczek. Było tu tak dużo miejsca, oraz zapachów.
Zawiał wiatr, prosto w jego pysk. Poczuł smród innych kotów, a niedługo później dostrzegł grupę nadbiegających.
- Nadchodzą! - Ktoś miauknął.
Wszystkie koty jak na komendę ustawiły się w pozycjach bojowych. Niektóre nawet wyrwały do przodu, by jak najszybciej dorwać Klan Nocy. On sam, nie wiedząc co robić, wręcz czując się zagubiony, po prostu za kimś pobiegł. Słyszał odgłosy walk, prychanie, syczenie, a także wiele krzyków. Mnóstwo kotów zwarło się w walkach, krew można było wyczuć momentalnie. Fałszywy nie widział nigdy takiej agresji u nikogo, nawet jego matka aż takim wkurwiasem nie była.
Czmychał pomiędzy kotami, próbując uniknąć zostania stratowanym. Mijały długie uderzenia serca walk, podczas gdy on szukał schronienia, albo drogi ucieczki. Był nadal dzieckiem do cholery! Ktoś poważnie upadł na głowę skoro go tu przytargał!!
Zacisnął zęby, kiedy poczuł za sobą czyjąś obecność. Z przerażeniem odwrócił głowę, dostrzegając jakiegoś kota. Nie znał go, zapewne był z wrogiego klanu.
- Biorą kociaki na wojnę? - Usłyszał. - Żałosne.
Sam jesteś żałosny, nędzny rybojadzie! - Odparował, nim zdążył ugryźć się w język.
Nie minęła chwila, a poczuł na skórze jego pazury. Kocur odrzucił go na kilka długości myszy. Fałszywy drgnął przerażony, jednak starał się tego nie okazywać. Podniósł się chwiejnie, patrząc, jak tamten na niego szarżuje. Wtem, jakiś jasny kształt skoczył na przeciwnika syna Łabędziego Plusku. Jak się okazało, była to Słonka, która postanowiła obronić młodego kocura. Fałszywy podbiegł do kotów zwartych w walce.
- Mocniej go bijesz! Z pazurami! - Krzyczał do Słonki. - Nie tak!! Mocniej! Mocniej! Teraz użyj zębów!
Kotka w końcu odepchnęła od siebie przeciwnika, który odbiegł od nich z podkulonym ogonem. Point od razu, z wysoko uniesionym ogonem, podbiegł do Słonki.
- Genialnie to zrobiłaś! - Miauknął, szczerze zachwycony walką.
Kiedy się jednak przyjrzał kotce, dostrzegł, jak bardzo była ranna. Krew, wyrwana sierść, skręcona łapa. Uczennica upadła z hukiem, a on zjeżył sierść. O nie! Jego tarcza została pokonana??
- Hej - tyknął ją łapą. - No weź wstań!
Patrzył na nią, nie wierząc, co się dzieje. Został na polu bitwy z niemalże martwą kotką. Powinien biec po medyka? Ale przecież wtedy ktoś go może zaatakować! A sam nic tu nie zdziała!!
Podszedł do niej, dotykając nosem.
- Uderzyłam go jak trzeba...a-a może nie? Nie...n-na pewno d-dostał mocno - mamrotała.
Fałszywy zdjęty strachem stał i patrzył. Nawet nie zauważył, kiedy za nim stanął kolejny przeciwnik. Poczuł tylko świst wiatru, kiedy bure futro mignęło mu przed oczyma. Słonka natychmiast wstała, by go obronić. Kocur cofnął się na miękkich łapach. Widział, jak członek Klanu Nocy dobija kotkę, a ona pada bez tchu. Oddychał nerwowo, szybko, czuł, jak jego serce przyśpiesza.
- ZABIŁEŚ JĄ? - Zapytał głośno, jeżąc sierść. - Ona miała być moją tarczą! Ty głupi kłaku futra! J-jak mogłeś!?
Fałszywy skoczył na przeciwnika, niewiele myśląc. Nie chciał umierać tak jak Słonka. Musiał w końcu bronić dalej swojego rodzeństwa przed całym złem tego świata. Wbił więc swoje nieduże pazurki w łapę wojownika.
- GIŃ! - Miauknął bojowo.
<Zbożowe Pole? ataaak! >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz