Nie mógł pozwolić, żeby coś jej się stało.
- Dołączysz, Skierko, ale nie teraz. Sami po ciebie przyjdą. A teraz - starał się, żeby jego niski głos brzmiał miękko - Cały czas przy nas są. Tuż obok, pilnując, żeby nie stało nam się coś złego.
W oczach koteczki odbijały się setki Gwiazd. Księżyc wyłonił się zza chmur, zalewając całą polanę swoim blaskiem. Skierka zadrżała, ale jej oddech powoli się uspokajał. Przytulił ją mocniej, nie potrafiąc wypuścić z łap.
- Opowiesz mi coś o swoim tacie?
Uśmiechnął się łagodnie, patrząc w jej wielkie oczy.
- Pewnie. Od czego by tu zacząć… - Przymknął ślepia, sięgając pamięcią do swojego dzieciństwa. Niemal od razu usłyszał chrapliwy śmiech swojego taty, zabawnie wysoki głosik wiecznie obrażonej Borsuk i zabawny, cichutki chichot Skowronek. Bawili się. Kontury były zatarte a kolory nienaturalnie jasne, ale towarzyszące mu wtedy emocje nie zbladły. Zobaczył swoją mamę, spokojną i szczęśliwą. I Modrzewika z rodzeństwem, i wujka Leszczynka…
- Wilcze Serce był naprawdę dobrym kocurem. Chociaż nie wyglądał. - Zaśmiał się, przypominając sobie na swój sposób uroczy uśmiech kocura. - Był wielki i duży, miał śmieszną, czarną, ale tak nie całkiem sierść, ale co najdziwniejsze, miejscami brakowało mu futra. Nie wiem czemu, po prostu tak miał, od zawsze. - Wzruszył łapami. - Miał brązowe oczy, trochę podobne do tych Skowronek albo Kolca. I mnóstwo blizn. To pewnie przez nie inne koty się go bały. Kiedyś pytałem, skąd je ma i mówił, że od walk. Chyba z Pstrągową Gwiazdą i… - urwał, próbując sobie przypomnieć. - A, tak, Lisią Gwiazdą. No i nie miał jednego ucha. Ale dalej na nie słyszał, sprawdzałem! - Zaśmiał się, przypominając sobie jak ze Skowronek postanowili to przetestować. Dobrze, że mamy nie było obok, bo porządnie złoiła by im skórę, a tata jak już doszedł do siebie to tylko trochę się pośmiał. - Był bardzo cierpliwy i spędzał z nami mnóstwo czasu, bawiąc się i opowiadając. Uwielbiałem go słuchać. - Przymknął ślepia, w uszach mając niski, przyjemny głos czarnego. - Najchętniej mówił o Gwiazdach. Ponoć znał historię każdej z nich, ale chyba trochę przesadzał. - Wzrok burego mimowolnie poszybował w stronę tej jednej, dużej Gwiazdy. - Był niesamowicie odważny i zawsze dbał o nas wszystkich. Czasem, kiedy zasypiałem, słyszałem jak chodził po obozie, sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Uważał, że to jego obowiązek jako zastępcy. A, bo wujek Igła wybrał właśnie jego. Byli przyjaciółmi, na dobre i na złe.
Urwał, pogrążając się we wspomnieniach. Tamte czasy wydawały mu się tak spokojne… Nie było walk, krzyków i śmierci. Żyli razem, szczęśliwi. Aż do wtedy…
- Zginął, broniąc medyczki przed atakiem wilka - jego głos stał się cichszy. - Nie mogła dać sobie rady sama, miała niesprawne tylne łapy, więc bez wahania skoczył jej pomóc. Był bohaterem. - Spojrzał na zasłuchaną liliową. - Twoi rodzice też. Byli dobrymi kotami. I na pewno siedzą tu teraz z nami i są z ciebie dumni.
Żółte ślepia przyjrzały mu się uważnie.
*Wurbel jeszcze nie jest zastępcą*
Mama mamrotała pod nosem przekleństwa pod adresem Burzaków. Coraz częściej mamrotała sama do siebie, nawet w towarzystwie, co trochę go martwiło, ale starał się nie brać tego do siebie.
- Dostałaś ucznia. - Uśmiechnął się szeroko, próbując zmienić temat na bardziej neutralny. Wyszło jak wyszło.
- Dymna Łapa? - burknęła, trzepiąc na boki ogonem. I przysiągłby, że jej sierść trochę się podniosła. - Potyka się o własne… własne łapy! Tacy jak on powinni zostawać uczniami dopiero jak zaczną się do tego nadawać. Niektórzy nigdy. - Wysunęła i schowała pazury. Chrząknął. Powoli udzielała mu się jej nerwowość. - Chciałam pokazać mu tereny, i ledwo doszliśmy do… do… - Trzepnęła wściekle ogonem, nie mogąc znaleźć właściwego słowa.
- Granicy? - podpowiedział.
- Do granicy z Klifiakami, zaczął płakać, że bolą go łapy.
Prychnęła z pogardą, a burasowi zrobiło się szkoda kociaka, który trafił pod opiekę jego matki. Kochał ją, ale od jakiegoś czasu naprawdę ciężko było z nią wytrzymać. Skowronek w ogóle przestała spędzać z burą czas, a jej kłótnię Borsuk słyszał chyba cały klan. Niby miała powód do irytacji, ale tak jakoś… Martwił się o nią.
- I tak zrobię z niego wojownika, chociażby miał ze mną trenować do śmierci - warknęła buńczucznie Cętka.
- Nie wątpię… - miauknął, uśmiechając się słabo.
Zapadła cisza, którą przerywały tylko odgłosy wiercenia się burej i dźwięk jej pazurów wgniatających się w mech. Westchnął.
- Idę na polowanie. Pójdziesz ze mną? - Szczerze miał nadzieję, że kocica odmówi. Ze wstydliwą ulgą przyjął jej gwałtowne kręcenie łbem.
- Mam dosyć na dzisiaj. Muszę korzystać póki nie muszę użerać się z moim uczniem - ostatnie słowo wypowiedziała wyjątkowo pogardliwym tonem.
Otarł się o nią na pożegnanie i wyszedł z legowiska, kierując się w stronę wyjścia z obozu. Nie kłamał, faktycznie miał w planach polowanie. Samotne, jak coraz częściej ostatnio.
Jego uwagę zwrócił cichy śmiech. Nie wierzył własnym uszom. Skierka? Poszukał jej szybko wzrokiem. Faktycznie. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego pyszczku. Mała Skierka się śmiała!
- Cześć! - Przywitał się z uczennicą i jej mentorem, a swoim przyrodnim bratem. - Wracacie z treningu?
Kolczasta Skóra przytaknął.
- Skierka jest coraz lepsza - miauknął, wywołując u małej zażenowanie.
<Skierko? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz