po zgro
Żył w przekonaniu, że gdzieś tam, daleko od Klanu Burzy, Melodyjka i Słonik mieszkali wśród dzikiej natury. Nie spodziewał się, że zdołają przetrwać sami ze sobą i garścią abstrakcyjnych pomysłów. Do tego doczekali się dzieci.
Był wujkiem. Wujkiem Muchy, Ryjówki i być może jakiegoś innego kota bądź kotki. Nie dopytywał się czekoladowej o rodzinne szczegóły. Wyczuwał od niej dosyć nieprzyjemną aurę, chociaż sama bratanica nie zachowywała się wobec niego wrogo. Wręcz przeciwnie, wydawała się... Przyjazna? Orlikowy Szept nie potrafił tego stwierdzić. Tym bardziej po zgromadzeniu, na którym kotka urządziła nieprzyjemną i długą dyskusję z Drżącą Ścieżką. Czuł ociekający jad i ukryty mord w słowach bliskiej sobie osobniczki. W którymś momencie nie wiedział sam, po czyjej stronie stanąć.
Po jednej znajdowała się ona, Ryjówcza Łapa. Krew z krwi Słonika, rodzina, bratanica, lecz niezbyt dobrze przez niego poznana.
Po drugiej Drżąca Ścieżka. Niespokrewniony z nim, dawny uczeń, o którego się po prostu obawia. Zna go od kociaka.
Wstał, udał się na posiłek i dowiedział się od Mokrej Gwiazdy o wolnym dniu, bez żadnego patrolu czy polowania. Szykował się kolejny nudny dzień, niebędący niczym ciekawym w porównaniu do poprzednich tygodni. Planował w swojej głowie różne rzeczy, które mógł zrobić podczas najbliższych godzin. Pobyt z Cętkowanym Kwiatem, pomoc dzieciom, kontrola stanu psychicznego Konwaliowego Serca.
Usiadł z boku, poruszając połówką lewego ucha. Ciągle pamiętał bitwę, w której zyskał sporą liczbę blizn na ciele oraz utracił połowę narządu słuchu. Nie stracił całkowicie zmysłu, na szczęście. Jednak jedno z klifiaków pozbawiło go części ciała, która nigdy ku nie odrośnie i będzie stanowiła pewnego rodzaju pamiątkę po krwawej bitwie.
Powietrze wydawało się ciężkie, temperatura wzrastała, a żadna chmura nie pojawiła się na niebie.
Patrzył na własne łapy. Raz po raz wysuwał z nich pazury, licząc, ile razy tego dokonał. Na chwilę obecną wydawało mu się to jedynym ciekawym zajęciem. Kocięta zajmowały się sobą, żadna z królowych nie rodziła, Narcyzowy Pył spał, bo odsypiał wieczorny patrol. Reszta wojowników starała się znaleźć jakieś zacienione miejsce, aby ochłonąć od upału.
Przed oczami białego wojownika pojawiła się, bez żadnej zapowiedzi, Ryjówcza Łapa.
- Dlaczego tu tak siedzisz? - zapytała się od razu.
Orlikowy Szept od razu wstał zaskoczony. Gęsty ogon napuszył się delikatnie, wibrysy zadrżały. Zastanowił się, co miał odpowiedzieć kotce. Nudzi się? Zamyślił się? Każda odpowiedź wydawała się taka... Zwyczajna.
- Bez żadnego powodu. Nie mam nic do roboty. Lider nie dał mi żadnych obowiązków.... Więc... No... No, po prostu się nudzę - miauknął zgodnie z prawdą Orlikowy Szept. - Nie miałaś przypadkiem wyjść na patrol z Burzowym Mrozem? - spojrzał uważnie na uczennicę. Może i wolała żyć na własną łapę i wykazywała się silnym indywidualizmem, ale nawet ją obejmowały pewne zasady. Musiała trenować, jeśli chciała przetrwać. Niezależnie od tego, gdzie w końcu postanowi rozpocząć dorosłe życie. Zarówno w klanie, jak i w dziczy, potrzebowała pewnych umiejętności do przeżycia.
- Jest zajęty czymś innym. Nie mam pojęcia czym - odparła szybko Ryjówcza Łapa.
Orlikowy Szept poruszył kilka razy ogonem. No cóż, chyba sam będzie musiał zagwarantować jej zajęcie, żeby czekoladowa za chwilę nie podbiegła do Drżącej Ścieżki, by mu dogryzać.
Wpadł na pewien pomysł.
- Hmmmmm... Posłuchaj. Jest dzisiaj bardzo ciepło, ale tak czy inaczej wyszłabyś z obozu. Medykom brakuje wody. Weźmiemy od nich trochę mchu, pójdziemy nad rzekę i wrócimy z wilgotną rośliną do nich. Nie będziesz musiała czekać na Burzowy Mróz. Wchodzisz w to? - zapytał się Orliczek, mając nadzieję na twierdzącą odpowiedź.
<Ryjówko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz