Nie mogła powiedzieć, to zgromadzenie było dziwne, ale dość przyjemne. Pierwszą jego cześć przesiedziała na boku na miejscu dla medyków. Była wściekła, a w zasadzie sama nie wiedziała, co czuła. Natomiast druga jego część była super, mimo że Mglisty Sen opuściła je, ponieważ nie mogła wytrzymać słów Fasolowej Łodygi, która to próbowała wpoić swe przekonania o Klanie Gwiazdy Kaczorkowi. Westchnęła. Właśnie wracała z miejsca, gdzie w nocy były świetliki i razem z Fasolką próbowała je łapać. Nareszcie poczuła, że mogłaby mieć przyjaciółkę. Ta noc poprawiła jej humor i dzięki niej miała siłę na przeżycie dzisiejszego dnia. Mogła wtedy poczuć się po raz pierwszy w życiu tak beztrosko, jak kociak. Nigdy tego nie zapomni.
Szła właśnie przez polanę niedaleko siedliska dwunożnych. Wybrała dłuższą trasę do obozu, bo nie chciała za szybko wrócić do tej szarej rzeczywistości. Nie chciała porzucać tego uczucia wolności i beztroski. Nie chciała go zapomnieć, a zachować w sobie na wieki. Delikatnie stawiała łapę za łapą. Czasem zatrzymywała się, by posłuchać brzęczenia owadów w trawie, bądź poczuć zapach świeżych roślin. Lubiła pory cieplejsze, chyba jak większość. Mogła wtedy nacieszyć się przyrodą. Ona była taka piękna. W oddali słyszała śpiew ptaków, które miały gniazda zapewne na skraju lasu, należącego już do klanu nocy. Powoli zmierzała w tamtą stronę. Postanowiła nazbierać jeszcze trochę ziół. Już zapasy po porze nagich drzew były w miarę uzupełnione, jednak nie zaszkodzi, by medykamentów było trochę więcej, co nie? Wydeptywała sobie ścieżkę, po drodze zbierając mniszek, liście stokrotki, pietruszkę, a czasem nawet znajdowała wrotycz. Zainspirowana tym, że zbierała roślinę, która rosła w pobliżu siedlisk dwunożnych, zapragnęła zdobyć jeszcze odrobinę kocimiętki i jak klan gwiazdy pozwoli lawendy. Zbliżyła się jeszcze do miejsca z dużymi zwierzętami, jedne były czarno-białe jak ona, a inne brązowe, czasem białe. Podeszła do drewnianego ogrodzenia, które wyznaczało ich terytorium. Były w niewoli dwunożnych. Niewątpliwie. Mgiełka poczuła coś idącego od jej serduszka. Współczucie. Westchnęła i przeskoczyła przez szparę między belkami. Truchtem, starając się omijać te olbrzymy, przeszła do obozu dwunożnych. Doprawdy nie rozumiała, czemu te istoty słuchały się tych pokrak, skoro były dużo silniejsze od nich. No nic były po prostu głupie, nie to, co koty. Wróciła myślami do zbierania potrzebnych ziół. Dwunożni musieli mieć którąś z tych roślin. Musieli. W końcu kotka nie udała się do siedlisk dwunożnych po drugiej stronie lasu, które gwarantowały takowe znaleziska, a tutaj do zniewolonych zwierząt. Podeszła delikatnie i najciszej jak umiała do roślin, które rosły niedaleko legowisk dwunogów. Były odgrodzone kolejnym ogrodzeniem, ale już mniejszym. Bez trudu za nie wskoczyła. Czujnie rozglądnęła się po otoczeniu. Jej uszy zarejestrowały szelest. Od razu odwróciła wzrok w tamtym kierunku. Pusto. Niebezpiecznie. Nigdy nie jest bezpiecznie na terenie wroga. Znów się rozglądnęła. Nadal pusto. Po chwili zdecydowała, że jest w miarę bezpiecznie i wzięła się do pracy. Szybko wyszukała lawendę. Zerwała kilka sztuk. Znów szmer. Odłożyła roślinkę na podłoże i ponownie się rozglądnęła. Pusto. Mimo to jednak ogarnął ją ogromny niepokój. Coś tam było. Była pewna. Poczuła lekkie mrowienie na łapach. Nastawiła uszy. Nic nie ma. Wzięła roślinki ponownie do pyszczka i podeszła do dosłownie malutkiej kępki kocimiętki. Mieli kota. Pieszczoszka. Zerwała dwie sztuki i nagle do jej głowy zaświtała myśl. Ci dwunogowie mieli duże zwierzęta, kota i w takim razie musieli mieć też psa. Nagle ją zmroziło. Przez chwilę nie mogła się ruszyć. Potrząsnęła głową. Jeszcze żadnego psa nie spotkała, a była tu już trochę, ale mimo to była pora, aby zacząć się zbierać. Lepiej nie kusić losu. Upewniwszy się, że wszystkie roślinki ma w pyszczku, ruszyła do mniejszego ogrodzenia w celu wydostania się z siedliska roślinek dwunogów. Przeskoczyła go i znów usłyszała już znany szmer. Już miała obrócić głowę w tamtą stronę, gdy usłyszała kolejny dźwięk. Warczenie. Była pewna, że stoi za nią pies. Nie wiedziała, co ma zrobić. Nikt jej tego nie powiedział. Czuła, że jak zacznie uciekać, bestia ruszy za nią, natomiast jak zostanie, ta ją pochłonie. Nie miała wyjścia. Musiała uciekać. Tylko, jak i gdzie? W panice rozglądnęła się po otoczeniu, szukając jakiegoś drzewa, wysokiego punktu, gdzie bestia za nią nie wlezie. Żałowała, że nie ma skrzydeł jak ptaki. Mogłaby wzlecieć teraz w powietrze. Mogła być uratowana, ale w tym momencie jej egzystencja już nie stała się taka pewna. Żałowała, że nie spędziła tego życia inaczej, że nie pozbyła się cienia, ale była zadowolona z tego, że jej ostatnim wspomnieniem będzie cudowna noc ze świetlikami na zgromadzeniu, czy ten cudowny spacer wśród traw. Czuła niejaką ostateczność. Musiała szybko wymyślić wyjście z tej sytuacji, dlatego jej głowa pracowała gorączkowo na pełnych obrotach.
Cdn
wow Mgiełko, przygoda niczym u wujka tylko lidera nam nie zabij xd
OdpowiedzUsuń