— Może poczułaś w końcu królika, ale się go przestraszyłaś, co? — spytał kąśliwie Jałowiec. Idiota.
— C-coś jest nie tak. — burknęła w końcu, nieco zażenowana, jednak nie sobą, a przygłupawym starym. Wojownik prychnął, ale powoli smród dochodził aż do niego. Nakazał ogonem pójść Biedronkowej Łapie za nim. Wspiął się powoli na małe wzgórze. Nad ich głowami wisiał dym. Kocur szybko skoczył do przodu, a w jego oczach kotka zobaczyła straszny widok. Zapalone wrzosowiska.
— POŻAR!!!!!! — wrzasnął w końcu. Kotka zatrwożona gapiła się na języki ognia, pożerające trawę kawałek, po kawałku, które w mgnieniu oka zajmowały coraz więcej terenu.
— Co robimy? — zapytała w końcu, próbując wytrącić się z szoku który opanował jej ciało.
— Musimy... Dotrzeć... Do... Za... Rzekę... — wyjąkał i ruszył do przodu. — Nie ociągaj się! Pamiętaj czego cię uczyłem! — syknął dodatkowo. Kocica ruszyła szybko za kocurem i po chwili ona dotarła w całości do rzeki, bez większego uszczerbku na zdrowi i wyglądzie. Co niestety nie można było powiedzieć o jej ojcu. Kocur za każdym razem gdy się obracała wyglądał gorzej, jednak ostatecznie dotarł do brzegu rzeki. Ona w tym czasie uznała, że nawet jeśli go nie kochała, to nie powinna go tak zostawiać. Przecież nie będzie potem żyć z wrzutami sumienia, że mu nie pomogła, nie? Niekoniecznie obchodziły ją losy ojca, jednak nie będzie żyła z czymś takim na sumieniu. Pobiegła więc po jakiegoś medyka z klanu, w którym się obecnie znajdowała i przyprowadziła go do prawie usmażonego Jałowca. No, teraz Jałowcowy Świt powinien ją wychwalać za to, że mu pomogła. Niech zrobi jej jedyną w życiu przysługę i zostawi ją w świętym spokoju. Pragnęła tylko wrócić do domu! Nienawidziła tego miejsca całym sercem i nie pojmowała, dlaczego on nie umiał tego zrozumieć? Kotka zobaczyła, jak jej ojciec delikatnie otwiera niebieskie ślepie, czując jak Jeżowa Ścieżka próbuje mu pomóc. Z kamienną miną Biedronkowa Łapa spojrzała mu w ślepia, po czym odwróciła łeb w stronę, gdzie znajdowało się najbliższe schronienie dwunogów. Nie miała zamiaru dłużej czekać. Teraz była najlepsza okazja to ucieczki. Nikt nie będzie jej szukał czy zatrzymywał. Po uderzeniu serca jej łapy już same niosły ją w znajome strony, omijając pożerane przez płomienie obszary. Nie pofatygowała się nawet, żeby porządnie się pożegnać z ojcem. Nie miała powodu ku temu. Młoda szylkreta pędziła teraz w stronę wolności i ukochanego miejsca, które będzie mogła znów nazwać domem. Nic ją nie trzymało lub hamowało, więc jej łapy osiągały rekordową dla niej prędkość. Pędem gnała przed siebie, w każdym uderzeniem serca przypominając sobie więcej okolic. W końcu po długiem biegu, odpoczynku i potem już truchcie odnalazła tak bardzo wyczekiwany płot. Na ostatnim szczeblu siedziała szylkretowa kotka, obserwująca ze skupieniem las, wydając się wypatrywać czegoś.
— Mamo! — zawołała rozpaczliwym tonem Biedronkowa Łapa, próbując zwrócić na siebie uwagę starszej kotki. Zatrzymała się zaraz pod ogrodzeniem, wbijając wyczekujący wzrok w rudo-biało-czarną kocicę. Jej brązowe oczy zaszkliły się, gdy siedząca wyżej pieszczoszka usłyszała jej piskliwy głos i wróciła ku niej swoje spojrzenie. Orzechowe ślepia starszej otworzyły się szerzej, z niedowierzaniem przyglądając się kotce niżej.
— Pysiu? Biedroneczko? — szepnęła, jakby nie wierząc, że widzi znów ukochaną córeczkę. Biedronka załkała i wspiąwszy się na płot, wtuliła w gęste futro Babeczki. Matka obdarzyła ją najczulszym powitaniem, jakie młodsza mogła sobie wyobrazić.
— Słońce, bałam się, że coś ci się stanie. — zamruczała po chwili pieszczoszka, wciąż nie puszczając Biedronki z uścisku, mając niemalże uczucie, że jeśli puści córkę, ona zniknie znów w gąszczu niebezpiecznego lasu. Biedronkowa Łapa nie miała jednak zamiaru tam wracać. Obie kotki mruczały głośno, wtulone w siebie.
— Tak bardzo tęskniłam, mamusiu. — wychlipała młodsza, pozbywając się całego ciężaru i stresu, jaki jej towarzyszył przez ostatnie księżyce. Młoda szylkretka po długim czasie w końcu poczuła ciepło w sercu, a po jej policzkach płynęły łzy szczęścia. Nareszcie była tam, gdzie powinna. Po tym wszystkim dotarła do miejsca, gdzie od zawsze miała być. W prawdziwym domu.
— Mamo! — zawołała rozpaczliwym tonem Biedronkowa Łapa, próbując zwrócić na siebie uwagę starszej kotki. Zatrzymała się zaraz pod ogrodzeniem, wbijając wyczekujący wzrok w rudo-biało-czarną kocicę. Jej brązowe oczy zaszkliły się, gdy siedząca wyżej pieszczoszka usłyszała jej piskliwy głos i wróciła ku niej swoje spojrzenie. Orzechowe ślepia starszej otworzyły się szerzej, z niedowierzaniem przyglądając się kotce niżej.
— Pysiu? Biedroneczko? — szepnęła, jakby nie wierząc, że widzi znów ukochaną córeczkę. Biedronka załkała i wspiąwszy się na płot, wtuliła w gęste futro Babeczki. Matka obdarzyła ją najczulszym powitaniem, jakie młodsza mogła sobie wyobrazić.
— Słońce, bałam się, że coś ci się stanie. — zamruczała po chwili pieszczoszka, wciąż nie puszczając Biedronki z uścisku, mając niemalże uczucie, że jeśli puści córkę, ona zniknie znów w gąszczu niebezpiecznego lasu. Biedronkowa Łapa nie miała jednak zamiaru tam wracać. Obie kotki mruczały głośno, wtulone w siebie.
— Tak bardzo tęskniłam, mamusiu. — wychlipała młodsza, pozbywając się całego ciężaru i stresu, jaki jej towarzyszył przez ostatnie księżyce. Młoda szylkretka po długim czasie w końcu poczuła ciepło w sercu, a po jej policzkach płynęły łzy szczęścia. Nareszcie była tam, gdzie powinna. Po tym wszystkim dotarła do miejsca, gdzie od zawsze miała być. W prawdziwym domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz