Liliowy niemal się przewrócił, słysząc słowa ucznia. Zawstydzony spojrzał w przeciwną stronę, nie chcąc pokazać uczniakowi swojego skrępowania.
— J-ja i B-berber-rys nie j-jesteśmy r-razem — wyjąkał ledwo co, próbując się nie spalić ze wstydu.
Nie był godny tak cudownej kotki jak ona. Berberysowa Bryza była idealna pod każdym względem. Odważna, mądra i miła. Trzy najlepsze cechy jakie mógłby mieć wojownik. Żywica nawet nie śmiał myśleć o niej w jakikolwiek sprośny sposób, gdyż za bardzo szanował kotkę. Nigdy nie będzie jej godny. Był zbyt wielką pierdołą i porażką życiową, by nawet pomyśleć o partnerstwie z szylkretką. Poczuł jak oczy mu się zaszkliły, więc przetarł je szybko łapą. Nie mógł się przecież rozryczeć przy własnym uczniu!
— N-nie jestem j-jej g-godzien — dodał trochę ciszej bardziej mówiąc do siebie.
— Ej, co ty pleciesz? — zawołał bezpośrednio kocurek, szturchając mentora. — Jak dla mnie jesteś super ekstra!
Żywiczna Mordka lekko onieśmielał na słowa rudego, a na jego pysk wkradł się delikatny uśmiech. Zdziwiony spojrzał na kocurka. Chyba po raz pierwszy ktoś określił go tak pozytywnym mianem.
—D-dzięki — odparł lekko zawstydzony z głupim uśmiechem na pysku. — A-a teraz c-chodźmy, m-mamy przed sobą jeszcze c-całą t-tras-sę — dodał już trochę poważniej, ruszając przed siebie.
— Tak jest! — miauknął podekscytowany van, podążając za liliowym.
* * *
Gdy dotarli do Płaczącego Strażnika obydwoje padali z sił. Znaczy Żywiczna Mordka o wiele bardziej niż Lwia Łapa, ale starał się to jak najlepiej zamaskować. Ruch i długi chodzenie zdecydowanie nigdy nie był jego mocną stroną. Czasami żałował, że nie zgłosił się na ucznia Sokolego Skrzydła, gdy jeszcze miał szansę.
— T-to jest Płaczący S-strażnik — mruknął cicho, spoglądając na starą wierzbę. — P-po drugiej stron-nie jest t-terytorium z K-klanem N-nocy...
— Tymi rybojadami, tak? — dopytał podejrzanie zaciekawiony uczniak, wpatrując się w obce tereny.
Żywiczna Mordka kiwnął łbem na potwierdzenie. Wstał powoli by za chwilę zacząć zmierzać do kolejnego punktu ich wycieczki, kiedy to zauważył, że Lwiej Łapy nie ma obok niego. Spanikowany rozejrzał się pospiesznie wokół siebie. Biało-ruda plama futra znajdowała się na wrogim terytorium i zafascynowaniem przyglądała się zwisającym gałęzią wierzby.
— L-lwia Ł-łapo! — wydarł się chyba po raz pierwszy w życiu tak głośno Żywica. — W-wracaj n-nim ktoś c-cię zauważy!
<Lwia Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz