Decyzja o powrocie, nie zapadła oczywiście od razu. Płomykówka i Czereśnia odbyły długą dyskusje na ten temat, aż w końcu zaniepokojona stanem ciężarem siostry liderka, zdecydowała, że mogą wrócić. Czarna kotka nie posiadała się z radości. W końcu wracali do domu!
Kłopot polegał na tym, że gdy tylko przekroczyła próg obozowiska, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Pamiętała to miejsce jako ostoje bezpieczeństwa. Centrum obozu zawsze malutkie, ale przytulne, pełne było zwierzyny, oraz dzielących się językami pobratymców. Wokół rozbrzmiewały podekscytowane głosy.
Wojowniczka zmrużyła oczy, przypominając sobie kolejną chwilę ze swojego krótkiego życia. Moment, gdy po raz pierwszy tutaj stanęła. Wtedy była w towarzystwie nieznanego sobie wtedy patrolu, oraz ukochanego brata. Wciąż pamiętała dreszczyk podekscytowania, ciepły uśmiech Czereśni, wylizanie sierści przez Jemiołę, oraz moment, w którym liderka wezwała ich dwójkę do siebie. Spytała wtedy, czy będą lojalni, a pózniej padło pytanie, które na zawsze zmieniło jej życie: Czy chcecie dołączyć do Klanu Lisa?
Tak właśnie z pieszczoszki, porzuconej przez matkę, zdaną jedynie na los i opiekę brata, stała się prawdziwą wojowniczkę. Dotrzymywała obiecanej wierności, pomimo wszelkich przeszkód.
Westchnęła ciężko. Mech walał się tu i tam po obozie, przemoczony i brudny. Nie zachęcał do sięgnięcia po niego. Zioła ciężko zbierane przez Nów (akurat te, których przez przypadek nie podeptała) leżały w najróżniejszych miejscach. Nie oszukując się, stwierdziła, że obóz jest całkowicie zniszczona, a naprawa może potrwać dłużej, niż sądziła.
Na szczęście nie mieli kociąt. Biedactwa mogłyby poważnie się rozchorować, od przebywania w takich warunkach. Starsi wojownicy byli bardziej wyhartowani. Przynajmniej o jedno zmartwienie mniej. Idąc przed siebie, rozglądała się w poszukiwaniu bliskich kotów. Od czego mogłaby zacząć? W czym najpierw pomóc? Czy dzisiejszą noc przyjdzie im spędzić pod gwiazdami?
Przypomniała sobie tą straszną burzę, która zapewniła jej tyle niepokoju. Przebywanie wtedy w obcym miejscu, podwoiło to uczucie i pewnie gdyby nie noc u boku Sokoła, wyszłaby ze wszystkiego jako kłębek nerwów. Przyjaciel był zawsze wtedy, gdy go potrzebowała. Leciutko się uśmiechnęła. Dobrze, że miała takiego Sokoła. Czuła się bardzo szczęśliwą kotką. Nie każdy mógł zaznać takiej relacji, dzielenia się wspólnymi tematami, zaufania, poczucie iż nie jest się samemu. Chwile z nim spędzone, były dla niej tak cenne, że nie chciała wyrzucać ich z pamięci.
Przypomniała sobie tą straszną burzę, która zapewniła jej tyle niepokoju. Przebywanie wtedy w obcym miejscu, podwoiło to uczucie i pewnie gdyby nie noc u boku Sokoła, wyszłaby ze wszystkiego jako kłębek nerwów. Przyjaciel był zawsze wtedy, gdy go potrzebowała. Leciutko się uśmiechnęła. Dobrze, że miała takiego Sokoła. Czuła się bardzo szczęśliwą kotką. Nie każdy mógł zaznać takiej relacji, dzielenia się wspólnymi tematami, zaufania, poczucie iż nie jest się samemu. Chwile z nim spędzone, były dla niej tak cenne, że nie chciała wyrzucać ich z pamięci.
-Cześć, Nostalgio!-przywitała się wesoło, ale widząc zirytowaną, przemokniętą uczennicę, przemykającą w inne miejsce, zdziwiła się nieco. Dopiero po wnikliwszym rozejrzeniu się, dojrzała znajomą niebiesko pręgowaną sierść. Tym razem na pewno nie chodziło o nieprzespaną noc. Wyraźnie był zmartwiony stanem ich domu.
-Co się teraz z nami stanie?
Zastrzygła uszami, słysząc wypowiedziane na głos zdanie. Jeszcze raz rozejrzała się, dla upewnienia, że to wszystko nie jest tylko gorzkim snem.
-Naprawimy obóz i wrócimy do codziennej rutyny.-miauknęła. Sokół wzdrygnął się, nie spodziewając się jej obecności. Szyszka podeszła bliżej, ignorując jego zmartwione spojrzenie, wciąż skupiona na polanie.-Musimy się cieszyć, że nie umarło nas więcej, że dalej jesteśmy klanem. Nie rozpadliśmy się na kilka grupek, a pozostaliśmy razem. Przetrwamy każde niebezpieczeństwo, musisz tylko w to uwierzyć.
-Wierzyć.-prychnął.-To ciężkie, kiedy wszystko dookoła ciebie się wali. Gdy umierają niewinne koty, a ty nie masz dokąd wrócić.
Wtuliła nos w jego sierść, chcąc zapewnić mu tym czułym gestem pocieszenie.
-Będzie dobrze. Musi być.-mruknęła szeptem, jakby każda myśl wypowiedziana na głos, mogło zniszczyć to wszystko. Myśląc pozytywnie, zamiast pozwolić się pożreć zadumie, trąciła go jeszcze szybko w bok koniuszkiem ogona, zanim oddaliła się o parę kroków.
-Wiesz co, Sokole?-odwróciła głowę.-Cieszę się, że wtedy na ciebie wpadłam.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo. W tamtym czasie, była jeszcze uczennicą. Tak dużo księżyców minęło. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie, właściwie nawet bez specjalnego celu, a gdy świadomość, że myśli o kocurze do niej dotarła, pośpiesznie pokręciła głową. Musiała się skupić na obowiązkach, klan jej teraz potrzebował.
<Sokole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz