Dostrzegając Sokoła, uśmiechnęła się delikatnie. Posłała mu spojrzenie lśniących oczu. Pewnie przyszedł odwiedzić młodsze rodzeństwo i matkę. Pozytywnie odbierała jego więź z rodziną. Cieszyła się, że najmłodsi członkowie klanu, mogli cieszyć się towarzystwem starszego brata. Kocury z natury, raczej niechętnie podchodzili do takich maluszków. Kociaki, były przecież kruchymi istotkami, które należało otoczyć szczególną opieką. Wyobraziła sobie malutkie łapki, z niedopasowanym do nich ciałkiem, oraz śliczne niebieskie ślipka. Rozmarzyła się. Fajnie byłoby w dalekiej przyszłości doczekać takich szkrabów. Oczywiście dopiero, gdy poczuje się gotowa na ten odpowiedzialny krok.
-Cześć, Szyszko.-słysząc głos wojownika, potrząsnęła głową, wyrwana z zamyśleń. Machnęła mu ogonem na powitanie, podchodząc kilka kroków do przodu.-Przyszłaś obejrzeć kociaki?
-Tak. Tyle słyszałam o tych maluszkach, że wielką stratą, byłoby ich nie poznać.-odpowiedziała krótko.-Chociaż spędzenie z tobą większej ilości czasu, również brzmi zachęcająco.
Świadoma, że Płomykówka chwilowo nie patrzy w jej kierunku, szybko otarła się o bok niebiesko pręgowanego kocura, mrucząc przy tym cicho.
Szyszka następnie bez dalszego słowa, zbliżyła się bliżej dawnej mentorki. Kocięta zaskoczone niespodziewanym gościem, pisnęły z szoku, od razu chowając się za plecy matki. Obie kotki poruszyły wibrysami w rozbawieniu. Czarnulka przysiadła obok, czule dotykając policzka Płomykówki swoim nosem, w geście powitania.
-Dobrze cię widzieć, Szyszko.
-Ciebie również. Wybacz, że jestem dopiero teraz.-miauknęła dawna uczennica, wlepiając żółte oczy w zastępczynie.-Jak się czujesz? Czy potrzebujesz czegoś?
Płomykówka pokręciła głową, cicho wzdychając.
-A jak mam się czuć?-spytała z mieszaniną smutku i dumy. Szybko zmieniła temat, nie chcąc powracać do przygnębiających wydarzeń.-Jak się miewa klan?
Teraz to Szyszka, zapragnęła zmienić temat. Kotka skrzywiła się leciutko, zastanawiając się nad wybraniem właściwej odpowiedzi. Jak mógł się mieć klan, w obliczu tego wszystkiego? Z opresji uratował ją Sokół.
-Czereśnia zwiększyła patrole przy granicach. Ze zwierzyną co prawdą ciężko, ale jakoś dajemy radę.-mruknął, obserwując coś przed sobą.
Szyszka spojrzała w tamtym kierunku i aż miała ochotę podskoczyć z ekscytacji. Zza pleców Płomykówki, powoli wyłoniły się dwa małe kociaki. Widząc, że są obiektem zainteresowania, oraz ze nic im nie grozi, powróciły do radosnej zabawy.
-Jak się nazywają?-spytała Szyszka.
-Koteczka nazywa się Gąska, a kocurek Kogut.
Gąska i Kogut. Wojowniczka pochyliła się, chcąc lepiej przyjrzeć rodzeństwu. Różnili się od siebie kolorem sierści, ale może chociaż charaktery mieli podeszli. Była ciekawa, jak potoczy się ich los, do którego z rodziców będę podobne, oraz czy któryś z nich, może stać się w przyszłości jej uczniem.
-Dostojne imiona.-miauknęła czarna kotka.-Pewnie sprawiają ci niemałe psoty.
-To prawda.-Płomykówka wywróciła oczami ze śmiechem. Maluchy tarzały się właśnie po ziemi, piszcząc z radości. Była to jeszcze niewinna zabawa, biorąc pod uwagę, że pazurki były schowane, a sama kocięta, jeszcze nawet nie potrafiły mówić. Płomykówka zmarszczyła nos, zastanawiając się nad czymś.-Chciałabym doczekać jeszcze chwili, w której moi synowie przyprowadzą swoje drugie połówki. Niestety Sokołowi i Myszołowowi, nie spieszy się do ustatkowania.
Rzuciła synowi zmęczone spojrzenie.
Akurat w tej chwili do Szyszki podbiegły kocięta, dlatego skupiła na nich całą uwagę. Postanowiła zagrać w grę "złap ogon".
<Sokole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz