— T-ty t-t-to m-masz ł-łeb! — miauknęła szczerze, promiennie się uśmiechając — T-t-to j-ja c-chce b-b-być k-k-karmicielką, a-a t-t-ty b-będziesz t-tatusiem a-a-albo m-m-moim k-kociakiem!
Wyderka pisnęła z zachwytu. Będzie mamusią, która będzie dobra dla swoich dziatek, nie to co kremowa kocica, ich matka. Gdy tylko o tym pomyślała, jej wrzaski ekscytacji ucichły i uważnie obejrzała się dookoła. Na szczęście nikt ich nie widział, ponieważ stali po klatkę piersiową w śniegu i skrywała ich rozłożysta kępa paproci.
Szelest potrząsnął łebkiem, słysząc pytanie siostrzyczki. Jego czekoladowa sierść napuszyła się, natomiast zielone oczy błysnęły.
— Będę kociakiem — zadecydował pewnym głosem, dumnie wypinając pierś — Szkoda, że nie mogę być uczniem...
Szylkretka podeszła do brata, ze zdenerwowaniem pacając go w ucho łapką ze schowanymi pazurami. Przewróciła okrągłymi oczyma, po czym położyła lekko zaokrąglone uszy po sobie i sapnęła gniewnie:
— S-szelest, p-p-przecież u-uczniowie n-n-nie s-s-siedzą w-w k-kociarni! — zganiła go przemądrzałym tonem, odwracając się i wskakując w śnieg — B-b-budujmy już!
Czekoladowy kocurek tylko westchnął głęboko, pokręcił z niedowierzeniem łebkiem, po czym zanurkował wraz z calico w śnieżny puch.
___________________________________________________________________________________
Kilka godzin później, w kąciku obozu, powstało coś na wzór wielkiego kwadratu. Ściany "kociarni" były twarde, śnieg się nie rozsypywał, a całość była bardzo stabilna. Wyderka wraz z Szelestem weszli do swojego dzieła, i z jękiem zachwytu, popatrzyli się na wnętrze. Aktualnie było puste, aczkolwiek szylkretka uważała, że wypadałoby je trochę ozdobić i dokopać się do ziemi. Więc, bez zezwolenia Szelesta, zabrała się do roboty. Kopała niczym najprawdziwszy jamnik, w jej oczach błyszczało szaleństwo, a krępe łapki pracowały coraz szybciej.
Czekoladowy tylko wpatrywał się w nią ze zdziwieniem, po czym oznajmił, że idzie po mech i liście paproci do żłobka. Wyderka nie odpowiedziała, tylko z jeszcze większą siłą odkopywała zmrożoną glebę spod grubej warstwy puchu.
Następnie, gdy śnieg został prawie odgarnięty, kociaki porobiły prowizoryczne legowiska. Ziewająca Łasica nawet nie zobaczyła czekoladowego, ponieważ spała snem twardym jak kamień. Jednak Dąbek zobaczył. Postanowiła przydreptać za rodzeństwem i z uwielbieniem podziwiał bryłę. Otworzył pyszczek, po czym, bez żadnych grzeczności, wlazł do środka.
— Jeny, ale super! — wrzasnął, wskakując na jedno z legowisk, to najbardziej prestiżowe i miękkie.
— Z-złaź s-s-stąd! — syknęła w jego kierunku, spychając go z leża.
Dąbek faktycznie zlazł, jednak od razu rzucił się na siostrzyczkę. Oba kocięta, w walecznym kole, wyturlały się z "żłobka" i przeszły do konkretów. Calico nastroszyła sierść, przez co optycznie się powiększyła i to samo uczynił jej przeciwnik. Koty, w dość specyficzny i nieopłacalny sposób, zaczęły się okładać, a wygraną było to, gdy rywal przydusił przeciwnika do ziemi.
Kocięta jeszcze chwilę drapały się pazurami i nawzajem gryzły sobie łapy, gdy nieoczekiwanie na Dąbka skoczył Szelest. Siła uderzenia zbiły wrogiego brata z nóg, a ten, zaskoczony, leżał na grzbiecie. Wyderka trzymała jego tylne łapy, natomiast czekoladowy przyduszał Dąbka.
— Nie przeszkadzaj nam w zabawie — wyszeptał drżącym głosem, co było wielkim aktem odwagi z jego strony.
Dąbek się tylko naburmuszył, mruknął coś o nich pod nosem, po czym z wysoko uniesionym ogonem wysunął się spod jego krótkich pazurków i odszedł do Ziewającej Łasicy. Wyderka miała tylko nadzieję, że nie będą mieć kłopotów. Nastroszyła sierść, po czym otarła się o braciszka.
— B-byłeś bardzo o-o-odważny — wymruczała.
Oba kocięta zostały aż do wieczora w swojej własnej, małej, aczkolwiek przytulnej, kociarni. Razem bawiły się, zmieniając rolami, czasem też po prostu walczyły, udawały polowanie czy też rozmawiały. Czas leciał jak przez palce, nim się zorientowały, już nastąpiły egipskie ciemności. Kremowa kocica, czyli ich matka, zapewne niedługo zacznie ich szukać i dostaną porządne lanie. Jednakże szylkretka cieszyła się chwilą i rozłożyła się na legowisku, tym najbardziej miękkim, i gestem ogona przywołała brata. Ułożyli się obok siebie, nawzajem pielęgnując i dając ciepło.
Po dłuższej chwili takich pieszczot, Wyderka ziewnęła przeciągle, liznęła go w kark i ułożyła się przy jego boku.
— W-w-wiesz c-c-co? — zapytała, przerywając błogą ciszę, a Szelest rzucił jej pytające spojrzenie — Kocham cię, braciszku.
Następnie, nie czekając na odpowiedź, położyła łebek na jego grzbiecie i zamknęła swe okrąglutkie oczy.
<< Szelest? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz