Jej szylkretową sierść rozwiewał chłodny wiatr, wiejący od strony północy. Musiała sobie wszystko przetworzyć. On ją... odrzucił? W piękny i romantyczny, aczkolwiek bolesny sposób. Tak! Odrzucił ją! Prychnęła.
Nie była zła, zdenerwowana czy wściekła. Raczej rozczarowana. Bo mimo piękna, cudownej sierści i ślicznych oczu nie mogła znaleźć partnera. Nawet taki szczur jej nie chciał! Trzasnęła puszystym ogonem po bokach, łapiąc ciężko oddech i zeskakując z werandy. Szybko o nim nie zapomni.
Był dla niej wyjątkowy.
Brodziła wśród śnieżnego, roztapiającego się puchu, przeklinając w myślach za każdym razem, gdy wpadała w głębszą zaspę. Po pewnym czasie dogrzebała się do białego płotku, zwinnie na niego skacząc i balansując, utrzymując równowagę. Ostatni raz zwróciła swój niewielki łebek w kierunku miejsca zamieszkania sfinksa. Zmrużyła żółte ślepia i zmarszczyła nos, gdy z ciemnego nieba posypały się płatki śniegu. Musiała się śpieszyć.
— Też cię kocham, szczurku — mruknęła, wskakując w gęsty las.
_____________________________________________________________________________________
Weszła na terytoria Klanu Burzy podczas Szczytowania Słońca. Gdy przedzierała się przez gęstwiny Klanu Wilka, nikt jej nie zauważył oraz ominęła jeden z patroli, idących w stronę rzeki. Przypadła do ziemi, starając się oddychać miarowo i spokojnie. Nie chciałaby awantur.
Jednak jej mrzonki i życzenia szybko zderzyły się z brutalną rzeczywistością, gdy zauważyła, jak wśród wrzosów przedziera się Jałowcowy Krzew, Korowa Skóra oraz jakiś nieznany jej kot. Wstała, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Jako gnuśna terminatorka często wykorzystywała szarawego kocura, a on jej ulegał. Uśmiechnęła się w duchu na wspomnienie tych utraconych księżycy.
Wojownicy zbliżali się szybko, aczkolwiek nie rozpoznali szylkretowej. Przynajmniej z takiej odległości. Pierwszy wystrzelił ten nieznany kocur, rozpędzając się i zbijając kocicę z łap. Przeturlali się aż tak, że zniknęli we wrzosach. Rdzawa prychnęła, kopiąc go tylnymi łapami.
— Co tutaj robisz, mysi bobku?! — wrzasnął potężnym basem kot, odskakując po kopniaku samotniczki.
Koteczce kręciło się w głowie, ale niemrawo wstała i napięła mięśnie. Cóż za rodzinne i miłe przywitanie! Jak dobrze jej wrócić do rodzimego Klanu Burzy. Syknęła.
— Uważaj do kogo mówisz, złamasie — wypaliła, pusząc sierść na klatce piersiowej — Obrażasz właśnie córkę twojego czcigodnego lidera, Lamparciej Gwiazdy.
Bursztynowe oczy wojownika błysnęły rozbawione, a na jego pysk wpełzł ohydny uśmieszek. Postawił uszy na sztorc, a jego sierść opadła.
— Jałowcowy Krzewie, Korowa Skóra! Spokojnie, to jakaś opętana samotniczka — krzyknął do swoich pobratymców węglowy kocur, nadal nie spuszczając wzroku z szylkretowej.
Rdzawa zmarszczyła brwi, a końcówka ogona jej zadrżała. Jak on śmie ją tak otwarcie obrażać?! Zjeżyła się, wstając i wyglądała, jakby była trzykrotnie większa. Naskoczyła na kocura, zwinnie łapiąc go za kark i wściekle szarpiąc. Dwa szamoczące się koty wyskoczyły z wysokich wrzosów, wprost pod łapy starszych wojowników. Węglowy, nieznany jej kocur leżał teraz pod nią, na plecach i ze szeroko rozwartymi ślepiami przełykał ślinę. Rdzawa dyszała, czując, jak z jej boku płynie cienka strużka krwi. Zadrapał ją, mała cholera!
— Rdzawa Łapo, puść Kaczeńcowego Pazura — rzucił niebieskooki kot, ze stoickim spokojem wpatrując się w rozsierdzoną koteczkę.
Szylkretowa odskoczyła od kocura, strzepując krew z wąsów i oblizując pysk. Jak gdyby nigdy nic, usiadła i zaczęła pielęgnować swoją krótką sierść. Była zirytowana faktem, jak ten młodziak ją potraktował. Dała mu nauczkę. Ha!
Korowa Skórka wpatrywała się w nią z podziwem dla jej zuchwałości i politowaniem. Dotknęła nosem polika partnera, siadając tuż obok niego.
Jałowcowy Krzew chrząknął.
— Co cię tu sprowadza, Rdzawa Łapo? Czyżbyś nie wyrzekła się Klanu Burzy dla bycie samotniczką? — w jego głosie słychać było nutkę ironii, którą zamaskował kamiennym wyrazem pyska.
Ta uwaga nieprzyjemnie ukuła ją w serce, więc szybko skończyła pielęgnację i zwróciła się ku byłemu mentorowi. Powieki miała półprzymknięte, pazury nadal wysunięte. Była gotowa do samoobrony.
— Wróciłam do mojego ojca i mojego rodzinnego Klanu Burzy — nacisnęła szczególnie na słowo "rodzinnego" — Dziękuje za ciepłe przywitanie.
Wojownik ściągnął brwi. Nie podobała mu się postawa koteczki, aczkolwiek nie okazywał tego otwarcie. Może nawet w specyficzny sposób ją lubił? Oczywiście, nie w takich sytuacjach. Kot zwany Kaczeńcowym Pazurem szeptał coś do drżącego ucha Korowej Skóry, ale ona zganiła go trzepnięciem ogona.
— Podjęłaś już decyzję? — rzucił poważnie szarak, odwracając się do niej tyłem i zarządzając powrót — Nie mnie oceniać, niech Lamparcia Gwiazda i Nocne Niebo zarządzą. Ja się nie wtrącam.
— Chwila, co? — doskoczyła do niego szylkretowa, zrównała z nim krok i zagrodziła mu drogę — Czemu Iskrzące Futerko nie jest już zastępczynią? Co się stało? Domagam się wyjaśnień!
Zbliżyła pysk do pyska wojownika, na którym widać było już początki nadszarpniętych nerwów. Nie okazywał tego otwarcie. Na szczęście.
— Iskrzące Futerko zmarła.
Kotce zawirowała w łbie. Czy koteczka, która była dla niej matką zmarła? I jej wtedy nie było? "Przeklinam się! Czemu odeszłam? Może chciała mnie wtedy zobaczyć?" Potknęła się o własne łapy.
— Dobrze się czujesz? — miauknęła brązowa wojowniczka, pomagając jej odzyskać równowagę.
— Nie — odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Weszła do legowiska lidera.
Nikt go wcześniej nie powiadomił o powrocie córki. To miała być swego rodzaju niespodzianka. Siedział tyłem do wejścia, widziała jego potężną sylwetkę i czarne, zmierzwione futro.
Pamiętała jego zapach i strukturę sierści.
Pamiętała, jak jako kocię zanurzała się w jego gęstym futrze, spała w nim albo zachwycała się, jak miękkie ono jest. Kocur poczuł znajomy zapach wrzosu.
Odwrócił masywny łeb, a w jego lodowato-błękitnych ślepiach błysnął promyk szczęścia.
Pamiętała te oczy.
Pamiętała tę noc, gdy wpatrywał się z nią w gwiazdy.
One wtedy tak pięknie błyszczały.
Uśmiech wstąpił na pysk kocura, słyszała jego głuche kroki, gdy susami zbliżał się w jej stronę.
Pamiętała, że podziwiała jego długie łapy i długość skoku.
Pamiętała, jak tymi łapami obejmował ją podczas snu.
Lamparcia Gwiazda doskoczył do niej, wtulając się w nią. Kotka uczyniła dokładnie to samo, wdychając jego odurzający aromat. Zamknęła oczy. Jak mogła?
Zostawiła go, gdy jej potrzebował.
— Przepraszam, tatusiu... — powstrzymała łzy, jednak z głębi jej gardła wyrwał się skowyt niegodny nawet zwierzęcia.
<< Lamparcia Gwiazdo? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz