Czemu nikt nie spojrzy prawdzie w oczy? Przecież Szepczący Wiatr dawno by już wróciła! Nie uciekła do żadnego z klanów, ponieważ z żadnym nie była związana. Nie zostawiłaby Płonącego Grzbietu. Trzasnęła niecierpliwie chudym, długim ogonem, unikając przenikliwego spojrzenia asystentki medyczki.
— Burzowe Futro, ona nie żyje — głos rozniósł się echem po przytulnym leżu kotek, jednak wydawał się nienaturalnie obojętny i pusty.
Pyszczek młodszej koteczki przybrał wyraz oburzenia, a jej futerko nastroszyło się. Jednak nic nie odpowiedziała. Nie potrafiła przyznać jej racji.
Szylkretowa wojowniczka była najbliższym jej sercu kotem. Zaniedbały trochę swoją relację, fakt, aczkolwiek to było jej oczko w głowie od najmniejszego kociaka. Nieświadomie faworyzowała małą, aż na koniec nie mogła się bez niej obyć. Prawdę mówiąc, nawet tak bardzo nie kochała Borsuczego Gońcy jak ją. Czemu więc ją opuściła? Nie mogła już dłużej znieść matki?
Burzowe Futro chrząknęła znacząco, przerywając jej rozmyślania. Gdy Milcząca Gwiazda uniosła niewielki łebek, bacznie jej się przypatrując, szara łagodnie się uśmiechnęła.
— Nie możemy tracić nadziei.
Niebieska kocica wstała. Nie mogła tego dłużej słuchać. Tutaj jest rzeczywistość, trzeba być realistą, aby przeżyć. Nie można zauważać samych pozytywów lub samych negatywów, nie wolno ciągle się uśmiechać i przytakiwać, kiedy winno się zaprzeczyć. Potrząsnęła łbem.
— W tym przypadku tak. Nie ma jej od kilkunastu wschodów słońca, a śladów brak. Musimy odpuścić, koty są przemęczone, powinniśmy się skupić na patrolach granic Klanu Nocy i Klanu Burzy.
Asystentka opuściła łebek opatulony wiankiem z polnych kwiatów. Światło nieśmiało sączyło się zza ścian zbudowanych z jeżyn, rzucając słoneczną poświatę na jej futerko. Wyglądała, jakby zeszła z samej Srebrnej Skórki. Kurz unosił się wkoło jej łap, a gdy podniosła oczy, coś w nich błysnęło.
Kocica poczuła jak na jej tchawicy zaciskają się niewidzialne szczypce.
— Jak chcesz, moja droga, ale nadal uważam, że Szepczący Wiatr żyje i niedługo do nas wróci — uśmiechnęła się szeroko, a jej białe kiełki błysnęły w promieniach słońca.
Przywódczyni skinęła jej niemrawo łebkiem, powolnie podnosząc się z wyjątkowo miękkiego legowiska wyściełanego paprociami i mchem. Westchnęła ciężko, wyginając grzbiet w łuk i ugniatając pazurkami podłoże pod sobą. Mlasnęła różowym języczkiem, oblizując pyszczek.
— Dziękuje za rozmowę, Burzowe Futro. A i jeszcze jedno. Czy moja córka cię nie odwiedzała przed swoim zaginięciem? — natychmiastowo przymrużyła krystalicznie niebieskie oczy, a końcówka jej ogona poczęła drgać.
Burzowe Futro zauważyła podejrzliwość i brak zaufania ze strony starszej kotki, aczkolwiek nie przejęła się tym ani trochę. Również wstała, otrzepując się i przejeżdżając łapką po nosie. Następnie podeszła do przywódczyni, szybko wyjaśniając:
— Nie, rzadko odwiedza nasze legowisko, a jeśli już to tylko i wyłącznie po to, aby z nami porozmawiać. Jest jedną z zdrowszych kotek — otarła się o bok liderki — Wypocznij trochę. W razie czego cię poinformuje.
Milcząca Gwiazda skinęła jej tylko łebkiem, strzygąc uszami. Podziękowała po raz ostatni, pożegnała się, a nie widząc nigdzie Lawendowego Płatka, postanowiła pójść spać do swojego legowiska. Po drodze natknęła się na swojego zastępcę, który szybko wyrecytował jej raport na dzień dzisiejszy.
Następnie zniknęła w długich bluszczach, ułożyła się wygodnie na uschniętych paprociach, i z pomrukiem rozkoszy, wyłożyła się w dziwacznej pozycji. Zasnęła natychmiastowo.
___________________________________________________________________________________
Rano obudził ją czyjś wilgotny nos, dotykający jej polika. Wymamrotała coś, rozdziewająco ziewając, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę. Przymrużyła ślepia, ponieważ postać stała pod słońce, i określiła detale. Półdługie, szare futro i wianek. Więcej wiedzieć nie musiała.
Wianek z różnych, kolorowych kwiatów to był znak rozpoznawczy kocicy. Każdy kto raz w życiu ją zobaczył, na następne spotkanie zapamięta jej imię. Burzowe Futro.
Niemrawo wstała ze swojego legowiska, szybko czyszcząc zmierzwioną, niebieskawą sierść. Asystentka cierpliwie czekała, pielęgnując swoją przednią łapkę. Zerkała co chwilę na swoją przywódczynię, jarzącymi oczami błyskała w niezbyt jasnym legowisku liderki.
W końcu Milcząca Gwiazda przywróciła się do ładu i składu, ruchem ogona przywołała do siebie koteczkę, a następnie spytała lekko zachrypniętym głosem:
— Co cię do mnie sprowadza, Burzowe Futro?
Młoda medyczka usadowiła się tuż obok kocicy, a ona słyszała jej spokojny, umiarkowany oddech. Widziała jak jej boki unosiły się powoli, a ona uspokajała się. Od asystentki biła jakaś niespotykana aura, dzięki której czuło się przy niej bezpiecznie. Rozluźniła mięśnie, zwracając ku niej niewielki łebek.
— Otrzymałam przepowiednię od Klanu Gwiazd — miauknęła cichutko, a w jej tonie głosu słychać było strach, który niestarannie ukrywała.
Milcząca Gwiazda ułożyła się na boku, nadal pamiętając niedaleki sen z Gwiezdnymi. Wtedy dostała przedziwną przepowiednię, żeby uważać na słowa, bo mogą zaważyć na losach Klanu Wilka. Nie mogła rozpracować tej dziwnej groźby, więc zostawiła ją w spokoju.
Skierowała swe uszy w kierunku asystentki, ponieważ asystentka odezwała się ponownie, przerywając milczenie:
— Jeszcze coś... Paprociowy Kwiat nie żyje. Wierzbowy Nos przyszła jej dać poranną porcję i zabrać na krótki spacer wkoło obozu, ale znalazła ją martwą. Miała poderżnięte gardło. Prawdopodobnie popełniła samobójstwo — oczy zasnuły jej się mgłą, stały się jakieś niewidoczne i martwe.
Liderka milczała.
<< Burzowe Futro? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz