Borsuczy Goniec obudził się bardzo wcześnie. Przeciągając
swój grzbiet usłyszał głośne chrupnięcie w kręgosłupie. Zaniepokoiło go to z
lekka, czyżby już był aż tak stary? Spróbował to zignorować, ale słysząc
podobny dźwięk przy wyciąganiu zdrętwiałej łapy w przód zmarkotniał a jego
czoło zakryły chmury. I tak dobry humor prysł pozostawiając jedynie grymas i
niesmak. Wyszedł z legowiska i
pozdrowiwszy skinieniem głowy Burzowe Futro, wyszedł na środek rozglądając się za
kimś na poranny patrol. Szybko dostrzegł Wierzbowy Nos która akurat przypadkiem
kroczyła obok Liliowej Łodygi. Przywołał dwie panie do siebie i zlecił wspólny
patrol. Chciał wysłać z nimi Srebrny Deszcz oraz jego ucznia, Orlą Łapę, ale
nigdzie nie widział srebrzystego wojownika. ,,Zapewne śpi, no trudno” mruknął
markotnie zabierając głos:
- Zabierzcie jeszcze Orlą Łapę ze sobą, musi w końcu wyjść i zacząć pracować aby być
wojownikiem, prawda?
Wierzbowy Nos skinęła łebkiem i poszła wraz z towarzyszką do
legowiska uczniów. Borsuk jeszcze szybko wyznaczył patrol popołudniowy, w
którym sam miał zamiar wziąć udział, oraz ten nocny. Chciał zabrać Błotnisty
Pysk, w celu zakomunikowania mu tego przeszedł się po obozie rozglądając się za
kocurem. Nigdzie nie mógł go znaleźć, jakby rozpłynął się w powietrzu. Na
szczęście, wystarczyła chwila aby odnaleźć miejsce pobytu zguby bowiem ze
żłobka wydobyło się paskudne warczenie przepełnione jadem i wściekłością:
- Co to znaczy, że jeszcze nie złapałeś mi myszy w
jeżynach?! W tej chwili po nią idź!- furia ustała dając miejsce żałobnemu
tonowi- jestem królową, matką twych przyszłych dzieci, a ty nawet nie chcesz
spełnić mej jednej prośby…tej jednej, jedynej…
Różane Pole. Oczywiście, tam gdzie ona tam i jej partner.
Borsuczy Goniec podszedł pod wejście czekając aż Błotnisty Pysk wywlecze się
stamtąd z markotną miną. W istocie, stało się tak. Brązowy kocur szurał
ciężkimi łapami po ziemi, jego pysk wykrzywiła trwoga. Zastępcy niemalże
zrobiło się żal biedaka, sam nie chciałby mieć takiej partnerki jak jego córka,
Milcząca Gwiazda nie miała takich wahań nastrojów! Więc skąd miała je jej
córeczka? Borsuk podgonił ociężałego młodego wojownika witając się z nim.
- Oh, cześć Borsuczy Gońco- mruknął mu w odpowiedzi-
wybierasz się ze mną na polowanie?
- Jasne, wszystko dla naszej królowej- zaśmiał się kocur
wychodząc wraz z kompanem- chciałem cię zabrać na patrol, ale widzę, że
bardziej się przydasz tutaj, w obozie…
- Nie, błagam! Pójdę na ten patrol z wielką chęcią!-
miauknął żałośnie Błotnisty Pysk a jego oczy błysnęły- wszystko aby uwolnić się
chodź na chwilkę od niej!
Borsuczy Goniec ściągnął uszy do tyłu. Rozumiał, że Różane
Pole była teraz naprawdę nie do zniesienia, ale i tak nie chciał słyszeć aby
ktokolwiek mówił tak o jego córeczce, każdej córce. Młody wojownik zrozumiał
swój błąd szybko, nawet nie musiał patrzeć na ,,swojego ojca”. Szybko się zatem
poprawił.
- Znaczy…to nie tak, że już mi się ,,odwidziała” czy coś w
tym stylu. Kocham ją dalej, tak samo jak na początku, moja miłość co do niej
nie zna granic, ale ah! Ileż można znosić jej fochy i dąsy, wściekłość łamaną
na smutek i szczęście?! Doprawdy, kto tworzył kotki?
- Jakiś szaleniec mój synu, jakiś obłąkaniec- odpowiedział
mu z poważną miną Borsuczy Goniec. Błotnisty Pysk zaśmiał się delikatnie, obaj
czuli się w swoim towarzystwie co raz lepiej. Potrafili ,,nadawać na tych
samych falach”. Okazało się, że niewiele się różnią, a miłość do tej samej
osoby tylko związywała ich samych mocniej. Szybko odnaleźli mysz którą zręcznie
złapał brązowy wojownik. Borsuczy Goniec przechwycił ją po czym udali się obaj
na poszukiwanie krzaku jeżyn. Musieli przejść dość spory kawałek aby w końcu
wyczuć słodką woń owoców. Co zabawne,
zapach dochodził z miejsca w którym przed chwilą byli, dlatego musieli się
wracać. Przy krzaku napotkali sarenkę która skubała trawę, kopytkiem zgniotła
kilka jeżynek co było przyczyną tego, że uwolniły swój zapach. Słysząc
szeleszczenie w krzakach zwierzę skoczyło i w mgnieniu oka znikło im z pola
widzenia. Borsuczy Goniec wrzucił martwego gryzonia do soku czekając aż futro
nim przesiąknie.
- Nigdy nie widziałem sarny na żywo- przyznał Błotnisty
Pysk- wiem jak wyglądają ale…nie sądziłem, że są tak piękne.
- Są i to bardzo- odpowiedział mu zastępca biorąc mysz w
zęby- to jedne z najpiękniejszych stworzeń chodzących po ziemi, nie licząc
Różanego Pola.
Obaj zaśmiali się po czym obrali kurs na obóz. Błotnisty
Pysk zdążył jeszcze złapać zająca, dość tłustego jak na takie stworzonko.
Borsuk nie mógł ukryć dumy, z dziwnych powodów zaczął czuć się jak ojciec młodego
wojownika, a przynajmniej jego wuj. Więź naprawdę się pojawiła, mimo tego
haniebnego napadu ze strony zastępcy oraz chamskich przytyków i morderczych
spojrzeń. Błotnisty Pysk puścił to w niepamięć, nie chował urazy i traktował
ojca partnerki jak przyjaciela nie zważając na jego błędy w bliskiej
przeszłości.
Kiedy dwa kocury wkroczyły do obozu panował tam nie lada ruch. Borsuczy Goniec ogarnął wzrokiem podekscytowane koty. Szeptały coś między sobą rzucając okiem na żłobek. W końcu z legowiska medyka wyskoczyła Liliowy Płatek niosąc jakieś zioła. Wskoczyła do miejsca w którym leżała Różane Pole znikając tak szybko jak się pojawiła. Wtedy dopiero Borsuczy Goniec zrozumiał. ,,Na Klan Gwiazd…oh nie!” pisnął rzucając się pędem do żłobka. Zaraz za nim pobiegł Błotnisty Pysk. Obaj zatrzymali się przy wejściu, a słysząc miauczenie pełne bólu byli pewni co się dzieje. Różane Pole rodziła.
Kiedy dwa kocury wkroczyły do obozu panował tam nie lada ruch. Borsuczy Goniec ogarnął wzrokiem podekscytowane koty. Szeptały coś między sobą rzucając okiem na żłobek. W końcu z legowiska medyka wyskoczyła Liliowy Płatek niosąc jakieś zioła. Wskoczyła do miejsca w którym leżała Różane Pole znikając tak szybko jak się pojawiła. Wtedy dopiero Borsuczy Goniec zrozumiał. ,,Na Klan Gwiazd…oh nie!” pisnął rzucając się pędem do żłobka. Zaraz za nim pobiegł Błotnisty Pysk. Obaj zatrzymali się przy wejściu, a słysząc miauczenie pełne bólu byli pewni co się dzieje. Różane Pole rodziła.
- Zaczekaj tutaj, zajrzę- polecił młody wojownik wchodząc na
wpół do kociarni. Zastępca tylko pokiwał głową siadając ciężko. Zrobiło mu się duszno, bardzo duszno. Dyszał próbując
odzyskać normalną temperaturę ciała.
Jego towarzysz powrócił szybko. Miauknął niezadowolony siadając obok
pocierając łapą nos.
- Udrapała mnie! Burzowe Futro mnie udrapała i kazała ,,nie
wtykać nosa tam gdzie nie powinienem”- poskarżył się ale widząc mętne oczy ojca
partnerki zrozumiał, że ten kompletnie nie przyjmuje do siebie żadnych
wiadomości. Po chwili Borsuk już leżał jak długi na ziemi z zamkniętymi
powiekami. Błotnisty Pysk szturchnął go łapą na co ten powstał tak szybko jak
się przewrócił.
- Zemdlałem!- oznajmił żywszym głosem- ale już mam się
dobrze! Oh na Klan Gwiazd, moja mała córeczka rodzi…
- Nie jest taka mała…
- Moje biedactwo przeżywa katusze i cierpienie bo zachciało
się jej romansów! Czy ja jej nie wytłumaczyłem czegoś?
- Sądząc po tym jak to się wszystko wydarzyło śmiem
twierdzić, że była uświadomiona aż za dobrze…
- Moje dziecię!- miauknął żałośnie Borsuk kompletnie
ignorując słowa Błotnistego Pyska. Położył swój łeb na głowie kocura zamykając
oczy. Partner jego córki spróbował zamruczeć aby dodać mu otuchy, ale sam był
przerażony nie na żarty. Z legowiska uczniów wyszła Popielata Łapa wraz z
Jaskółczą Łapą. Uczennica zastępcy widząc w jakim jest on stanie podbiegła do
niego trącając go nosem w bok. Po szybkim pytaniu ,,co się stało” została
,,zaatakowana” bowiem Borsuczy Goniec przytulił się do niej zawodząc żałośnie:
- Moja córka rodzi, boję się bardzo Popielata Łapo!
- Nie ma czego!- zapewniała go Jaskółcza Łapa spoglądając mu w oczy- Różane Pole to dzielna i silna kotka, da sobie radę.
- Nie ma czego!- zapewniała go Jaskółcza Łapa spoglądając mu w oczy- Różane Pole to dzielna i silna kotka, da sobie radę.
- Tak, tak, dzielna kotka- powtórzył Borsuczy Goniec
prostując się- masz rację moja droga, jesteś bardzo mądra. Ona da sobie…
W tej samej chwili ze żłobka wybiegła Burzowe Futro
wbiegając do legowiska medyków, wracała tym samym tempem do miejsca porodu
niosąc pęczek liści. Widząc to zastępca przeraził się ponownie. Jego oczy
zmętniały a uśmiech zniknął. Pisnął cichutko wbijając pazury w ziemię. Bardzo
się bał. Nie zniósłby straty kolejnego dziecka. Czy słabością jest troska o
życie kogoś z rodziny? Oczywiście, że nie. Borsuczy Goniec nie był słabym
kotem, on po prostu zamartwiał się na zapas, strach towarzyszy każdemu w różnych sytuacjach, dla niego najbardziej
przerażające były momenty w których coś niebezpiecznego spotykało jego rodzinę,
a poród należał do jednej z tych chwil.
Kocur w towarzystwie Popielatej Łapy, która próbowała go uspokoić cichym mruczeniem trzymając swoją głowę na jego łbie, spędził czas aż do wieczora, popołudniowy patrol odbył się co prawda, ale poszedł na niego jedynie Srebrny Deszcz i Burzowy Kwiat. Zastępca musiał czuwać. Obecność jego uczennicy działała na niego kojąco. Leżał obok siedzącej młodej kotki słuchając jej miarowego mruczenia. Wiedział, że robiła to tylko dlatego, że są przyjaciółmi, ale coś w tej całej sytuacji nie dawało mu spokoju. Tak odprężony nie czuł się od dawna, żadna troska nie kołatała jego myśli, po za porodem córki. ,,Co się dzieję, nic dobrego na pewno. Dlaczego ona tak działa, co w niej tak kojącego i miłego memu sercu? Czy to dalej przyjaźń czy…nie, zamknij się kupo futra, oczywiście, że to przyjaźń, cóż by innego?! Mógłbyś spokojnie być jej ojcem, a nawet dziadkiem, jeśli szybciej postarałbyś się o dzieci” skarcił się w myślach otwierając oczy. Do legowiska wojowników, w którym właśnie przebywał, przyszedł Błotnisty Pysk z tak pięknym uśmiechem, który mógł zwiastować tylko jedno. Borsuczy Goniec wstał natychmiast dziękując za pomoc uczennicy. Pognał ile sił w łapach do żłobka. Wszedł do ciemniej nory skąpanej jedynie blaskiem zachodzącego słońca. Różane Pole leżała dysząc ciężko, jednak jej wzrok jak i uśmiech zdradzały, że jest szczęśliwa. Obok niej były dwie, malutkie postacie. Widok kociąt rozczulił zastępcę. Padł on wręcz nisko na swoje łapy przyglądając się im uważnie. Z oczami wypełnionymi łzami zetknął się nosem z córką która zamruczała głośno. Oboje byli szczęśliwi, Błotnisty Pysk także. Położył się za partnerką łasząc się do niej. Borsuczy Goniec znowu przeniósł wzrok na dwójkę kociąt. Były wielkości jego łapy, no może trochę większe. Obok niego przysiadła Biegnący Strumień. Uśmiechnęła się do ojca kładąc łeb na jego głowie.
Kocur w towarzystwie Popielatej Łapy, która próbowała go uspokoić cichym mruczeniem trzymając swoją głowę na jego łbie, spędził czas aż do wieczora, popołudniowy patrol odbył się co prawda, ale poszedł na niego jedynie Srebrny Deszcz i Burzowy Kwiat. Zastępca musiał czuwać. Obecność jego uczennicy działała na niego kojąco. Leżał obok siedzącej młodej kotki słuchając jej miarowego mruczenia. Wiedział, że robiła to tylko dlatego, że są przyjaciółmi, ale coś w tej całej sytuacji nie dawało mu spokoju. Tak odprężony nie czuł się od dawna, żadna troska nie kołatała jego myśli, po za porodem córki. ,,Co się dzieję, nic dobrego na pewno. Dlaczego ona tak działa, co w niej tak kojącego i miłego memu sercu? Czy to dalej przyjaźń czy…nie, zamknij się kupo futra, oczywiście, że to przyjaźń, cóż by innego?! Mógłbyś spokojnie być jej ojcem, a nawet dziadkiem, jeśli szybciej postarałbyś się o dzieci” skarcił się w myślach otwierając oczy. Do legowiska wojowników, w którym właśnie przebywał, przyszedł Błotnisty Pysk z tak pięknym uśmiechem, który mógł zwiastować tylko jedno. Borsuczy Goniec wstał natychmiast dziękując za pomoc uczennicy. Pognał ile sił w łapach do żłobka. Wszedł do ciemniej nory skąpanej jedynie blaskiem zachodzącego słońca. Różane Pole leżała dysząc ciężko, jednak jej wzrok jak i uśmiech zdradzały, że jest szczęśliwa. Obok niej były dwie, malutkie postacie. Widok kociąt rozczulił zastępcę. Padł on wręcz nisko na swoje łapy przyglądając się im uważnie. Z oczami wypełnionymi łzami zetknął się nosem z córką która zamruczała głośno. Oboje byli szczęśliwi, Błotnisty Pysk także. Położył się za partnerką łasząc się do niej. Borsuczy Goniec znowu przeniósł wzrok na dwójkę kociąt. Były wielkości jego łapy, no może trochę większe. Obok niego przysiadła Biegnący Strumień. Uśmiechnęła się do ojca kładąc łeb na jego głowie.
- Macie imiona?- zapytał cicho zastępca spoglądając na
szczęśliwą parę. Różane Pole powolnie kiwnęła głową zamykając ciężkie powieki.
- Dla jednego na pewno, dla którego to się okaże. Nazwiemy
go Borsuk- wymruczał w odpowiedzi Błotnisty Pysk. Oczy Borsuczego Gońcy
zaświeciły od łez. Jego córka nazwie dziecko po nim! Czy jest piękniejszy dowód
miłości i oddania jakim może darzyć rodzica dziecko? Zastępca kiwnął łbem
wstrzymując swe emocje. Spojrzał po raz ostatni na kociaki oraz ich matkę po
czym odwrócił się z zamiarem wyjścia, nie chciał męczyć jej zbyt długo.
Zauważył w przejściu postać srebrnej kotki. Milcząca Gwiazda stała w progu
patrząc na nich. I w jej oczach świeciły łzy. Borsuczy Goniec przeszedł obok
niej zatrzymując się na wysokości jej pyska.
- Udały nam się wnuki, co?- zaśmiał się przyjaźnie ocierając
się lekko o bok liderki. Wąsy Biegnącego Strumienia zadrżały a na pysk Różanego
Pola wszedł szczery uśmiech. Może jednak ta rodzina nadal istniała, głęboko
zakorzeniona w ich sercach? Jeśli tak, to właśnie zyskała nowych dwóch
członków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz