~ * ~
Zaćmiona Łapa przeleciała wzrokiem koty, które powoli rozchodziły się po obozie, choć uwagę jej przykuła znajoma jej kotka. Była to schludnie wyglądająca kocica o futerku przypominającym chmurki, gdyż było one mocno pokręcone… Zaćmiona Łapa, przyglądając się jej walce z pokręconym futrem, podziękowała w myślach swojej rodzinie, że żadne z nich nie posiada loków. Gdyby uczennica musiałaby codziennie walczyć z własnymi kędziorkami, najpewniej by je wyrwała! Po chwili przyglądania się jak starsza walczy z lokami, ta zadecydowała jej pomóc. Zaćmiona Łapa otrzepała swoje futerko przed podejściem, aby wyglądać przyzwoicie, a następnie w podskokach ruszyła do chmury futra - Zagubionego Obuwika.
— Zagubiony Obuwiku! Zagubiony Obuwiku! — zapiszczała kotka, uśmiechając się szeroko do wojowniczki, na co druga odwzajemniła uśmiech. Po dłuższym przyglądaniu się futru Zagubionego Obuwika, Zaćmiona Łapa dostrzegła teraz, ile różnych kolorów mogła ta znaleźć na futerku kotki. Dominował na nim kolor czarny oraz szary, jednak w licznych miejscach widziała przebłyski rudej barwy, co tylko dodawało jej uroku. Mimo iż jej długie loki zakrywały większość ciała, ta dalej dostrzegła drobne uszka kotki, delikatnie wystające z kędziorków oraz te śliczne pomarańczowe oczy.
— Witaj Zagubiony Obuwiku! Potrzebujesz pomocy z futrem? Widzę, że trochę ci się splątało… — dodała młodsza, rzucając następne szybkie spojrzenie na kłęby okrywające wojowniczkę.
— Hm? Ah! Witaj Zaćmiona Łapo. — przywitała się z uśmiechem. — Aż tak widać to ptasie gniazdo na mojej głowie? Cóż, choć możesz się domyślić, to chętnie przyjmę twoją pomoc. Ciężko jest się tym wszystkim zająć samodzielnie bez pomocnej łapy. — dodała, na co odpowiedzią Zaćmionej Łapy nie były żadne słowa, a kolejny szeroki uśmiech oraz energiczne skinienie głowy.
Uczennica medyka długo nie zwlekała z pomocą, zaczęła najpierw od wyciągania wszystkich drobiazgów z jen futra takie jak ptasie piórka, listki, gałązki, oraz ogromna ilość pyłu, przez którą starsza kichała wiele razy, gdy ta wytrzepywała go z bujnych loków kotki, na co ta odpowiadała śmiechem, gdy następna seria kichnięć atakowała Zagubiony Obuwik.
— Ups, wybacz Zagubiony Obuwiku! — zapiszczała Zaćmiona Łapa, gdy kolejne drobinki pyłu spadły na nos wojowniczki. Mimo iż ta nie robiła tego celowo, to rozśmieszało ją to bez końca. Miała jednak nadzieję, że ta nie będzie musiała podawać jej żadnych ziół na cieknący nos po ‘sprzątaniu’ jej futra. Uczennicy brakowało jeszcze kilka listków do wyjęcia, których pozbyła się bardzo sprawnie i bezboleśnie. Gdy wydostała zielone listki, odrzuciła je na bok, pozwalając odfrunąć tam, gdzie pociągnie je wiatr, aby po chwili znów skupić swoją uwagę na lokach kotki. Zaćmiona Łapa musiała jeszcze wyciągnąć ostatnie białe piórko, które wplątało się i odmawiało wyjść. Chwilę jej to zajęło, jednak po poświęceniu odrobiny czasu i kilkunastu włosów ta zdołała je wydostać. Było to bardzo ładne piórko…
— Auć! Skończyłaś już? — zapytała wojowniczka, krzywiąc się, za każdym razem, gdy ta wydostała następną rzecz z jej futra. Gdy na pytanie jej odpowiedziała cisza, ta zwróciła swój wzrok na młodą medyczkę, dostrzegając to, jak ta dokładnie ogląda białe pióro. Huh… Ciekawe, do jakiego ptaka one należało. — Podoba ci się? — zapytała, na co Zaćmiona Łapo pokiwała głową, potwierdzając słowa wojowniczki.
— Bardzo! Wspaniałe piórko, chcesz je? — skomentowała, jednak za nim wojowniczka zdążyła coś powiedzieć, ta zadała jej pytanie, na które Zagubiony Obuwik się zaśmiał, kręcąc głową.
— Cóż, mimo to piórko jest przecudowne, myślę, że ono by bardziej tobie pasowało. — miauknęła uśmiechnięta, po czym delikatnie wzięła pióro od uczennicy, a następnie sprawnie upchnęła je w ogon kotki. Białe pióro cudownie kontrastowało z rudą barwą ogona młodszej, co tylko dodawało jej uroku. — Widzisz? Pięknie jest, bardzo ci pasuje.
— Oh, Zagubiony Obuwiku, bardzo ci dziękuję! Wygląda to wspaniale, dziękuję, dziękuje, dziękuję! Obiecuję, że jak znajdę inne, równie piękne pióro, to ci je przyniosę! — obiecała kotka.
— Dobrze, Zaćmiona Łapo. Trzymam cię za słowo oraz bardzo dziękuję ci za pomoc z moim futrem! Myślę, że już sobie poradzę z układaniem go, dlatego możesz wracać do obowiązków. — powiedziała wojowniczka, ogonem przejeżdżając po grzbiecie młodej szylkretki, podczas gdy ta wbijała w nią swoje spojrzenie z iskierkami w oczach. Była bardzo szczęśliwa z tego spotkania.
— Ah! Oczywiście! Już uciekam, miło mi się z tobą rozmawiało, Zagubiony Obuwiku! — miauknęła, a następnie uciekła z miejsca, wracając do swoich obowiązków.
~ * ~
— Oh, to ciebie ostatnio leczyła Ćmia Łapa? Dziwnie świszczysz. — zapytała, nie owijając w bawełnę. Denerwował ją ten dźwięk, to fakt. Ciekawe tylko czy denerwował on ją ze względu na Pluskającą Krewetkę, a może to sam świst ją denerwował? Cóż, tego już się nie dowiemy. Mimo iż kot został ‘wyleczony’, to ten świst dalej nie zniknął, przynajmniej nie do końca.
— Hm? Uhm... Wybacz, tak to moje płuca. Ostatnio Ćmia Łapa coś mi podała, i to pomogło, ale świst nigdy nie ustał. — miauknęło, odwracając wzrok. Pokrzywowe Zarośla było ciekawym kotem. Wojownicy powinni walczyć za klan i nie bać się życia, ale ono? Ono unika walki jak ognia, a Zaćmiona Łapa momentami zastanawia się, jak ono przeszło szkolenie na wojownika. Hm… Może ma jakieś sekretne kontakty lub przekupiło Srokoszową Gwiazdę? Tą odpowiedź będzie musiała już zdobyć sama od kota, który żył tyle, co wojownik.
— Cóż, jeśli chcesz mogę cię zaprowadzić do Czereśniowej Gałązki, aby coś ci podała na ten świst, bo uszy mi zaraz zwiędną. — powiedziała, i nawet nie zwlekając na odpowiedź starszej postaci, poczłapała do lecznicy medyka, kilka razy oglądając się czy liliowy wojownik za nią idzie.
~ * ~
— Co jest młoda? — zapytała, spoglądając na uczennicę jej asystentki, tylko po to, aby po chwili dostrzec wyższego kota u jej boku. Dużo wyższego. — A temu, co? — zapytała, krzywiąc się na świst jego płuc.
— Uhm… Wybacz, że zawracam ci głowę, ale ostatnio Ćmia Łapa podała mi coś na oddychanie, i już jest dużo lepiej, ale świst nigdy nie zniknął. — miauknął kot, odwracając wzrok zawstydzony odrobinę, na co Czereśniowa Gałązka westchnęła i wróciła do sprzątania magazynku medyka.
— Zaćmiona Łapo, podasz mu jałowiec? Uczyłam cię o nim ostatnio, więc wiesz, jak zioło to wygląda. Wiem, że się nie pomylisz. Chociaż jak coś pójdzie nie tak, to będę obok. — powiedziała, śmiejąc się delikatnie, gdy zobaczyła jaki przerażony wyraz pyska zaczął malować się na pysku większego kota. — Na co czekasz?
Uczennica skinęła głową, a następnie ruszyła do magazynku, przystając tuż obok Czereśniowej Gałązki, która przejechała ogonem po jej grzbiecie, gdy ta wyczuła jej stres. Lubiła, gdy ktoś ją głaskał ogonem. Było to przyjemne uczucie.
Koteczka po chwili wahania się nad tym, które to było zioło, złapała w pysk gałązkę pokrytą niebieskimi kulkami i ciemnymi listkami, na co Czereśniowa Gałązka przytaknęła głową, potwierdzając jej wybór. Oczywiście wzrok Pokrzywowych Zarośli nie opuszczał jej ani na jedną chwilkę. Zaćmiona Łapa nie potrzebowała wiele czasu, aby podejść do kota i podstawić mu zioło pod pysk.
— Smacznego! — miauknęła kotka, czekając, aż kot zje podane mu lekarstwo. Wiedziała, że koty nie przepadają za smakiem ziół, więc może by coś zaradziła na to? Koteczka zrobiła krótką przerwę, aby ponownie zabrać zioło i delikatnie zamoczyć je w miodzie, który wlany był w małe wgłębienie w skale. Cóż, dobre rozwiązanie. Uczennica po chwili ponownie podała kotu zioło, tym razem posmarowane miodem, na co grymas z pyska wojownika w mgnieniu oka się rozpłynął.
— Dziękuję, Zaćmiona Łapo! — powiedziało, uśmiechając się nieśmiało do młodszej, podczas gdy medyczka poklepała ją po głowie zadowolona z postępów Zaćmionej Łapy. Uczennica robiła duże postępy w tak krótkim czasie, co było czymś imponującym, gdyż nie każdy z medyków przyjmował nową wiedzę tak szybko, jak ona. Nie zajęło to długo wojownikowi, aby ten opuścił lecznice medyków, zostawiając Zaćmioną Łapę i Czereśniową Gałązkę sam na sam.
— Wiesz, że jestem z ciebie dumna? — zapytała medyczka, na co Zaćmiona Łapa delikatnie się zarumieniła na słowa starszej medyczki Klanu Klifu. Zaćmiona Łapa bardzo lubiła miłe słowa lub gesty od innych kotów, czy to było zwykłe ‘Dziękuję’, albo prosty uśmiech na jej widok. Mimo tej panującej pustki, którą czuła o każdej porze dnia i nocy, w takich chwilach ta pustka znikała. Czuła się… Szczęśliwa.
— Ah, Czereśniowa Gałązko! Dziękuję, za twoje miłe słowa, jednak to, co zrobiłam, nie było wyczynem… — powiedziała nieśmiało, kryjąc swoją mordkę za ogonem, z którego wystawało białe piórko.
— Nonsens, zrobiłaś kawał dobrej roboty, moja droga. Powinnaś być z siebie dumna, bo właśnie pomogłaś kotu z naszego klanu. — powiedziała starsza, głosem przepełnionym dumą. — Swoją drogą jak już tutaj jesteś, mogłabyś przynieść Srokoszowej Gwieździe odrobinę tymianku, aby ukoić jego nerwy? Od śmierci Pluskającej Krewetki wydaje się jakiś przestraszony, więc może moje zioła mu pomogą. — powiedziała, a następnie kontynuowała. — Tak właściwie Przyczajona Kania również musiałaby ich trochę dostać… Weź więcej tymianku z magazynku i podaj go im, dobrze słońce? Jak zostanie ci go trochę, możesz odłożyć go do magazynku, a teraz leć! Czas ucieka a jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. — dodała medyczka, czekając na to, aż uczennica złapie dwie dawki ziół z magazynku, co Zaćmiona Łapa prędko zrobiła, nie czekając zbyt długo. Czereśniowa Gałązka posłała jej jeszcze jeden uśmiech, a uczennica opuściła magazynem równie szybko, jak się w nim pojawiła.
~ * ~
— Srokoszowa Gwiazdo? — miauknęła, przybliżając się do kocura. — Czereśniowa Gałązka kazała mi przynieść ci zioła... — dodała uczennica, na co odpowiedział jej donośny głos kocura. No tak, czego spodziewać się po przywódcy?
— Nie potrzebuję żadnych ziół, nie jestem chory. Przekaż Czereśniowej Gałązce, aby ta nie wciskała mi ziół, gdy o nie nie proszę. Niech skupi się na leczeniu faktycznie chorych kotów. — odpowiedział oschle, widocznie zirytowany obecnością uczennicy i faktem, iż nasłała ją na niego Czereśniowa Gałązka.
— Ah! Nie nie, to nie są zioła na choroby takie jak kaszel bądź przeziębienie… Czereśniowa Gałązka powiedziała, że dobrze to zadziała na stres i ukoi twoje nerwy. Mówiła, że to ci pomoże. — dodała, nerwowo kuląc ogon. Może powinna się zmyć? Nie chce jeszcze bardziej denerwować kocura. Uczennica na chwilę odwróciła wzrok, aby po chwilę wrócić nim na przywódcę, jednak tym razem zauważyła, że stał się on… Łagodniejszy. Brwi kocura nie były już zmarszczone, a spojrzenie kocura posmutniało.
— Wybacz mi za mój wybuch, Zaćmiona Łapo. Naprawdę doceniam to, że przyniosłaś tutaj tymianek dla mnie, jednak ja go nie potrzebuję. Trochę stresu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. — powiedział kocur, uśmiechając się blado, na co młodsza rozluźniła mięśnie.
— Chodzi o Pluskającą Krewetkę? — zapytała nagle, tym razem nie odwracając wzroku. Rudo czarna istotka czuła jak adrenalina przypływa, a w środku ponownie czuje to ekscytujące uczucie, gdy przywódca przytaknął na jej słowa.
— Tak... — powiedział, jednak gdy zdał sobie sprawę z tego, jak nieschludnie brzmi jego wypowiedź, szybko się poprawił, przedtem chrząkając cicho. — Tak, to Pluskająca Krewetka mnie zamartwia. Słyszałaś już o jej śmierci, czyż nie? Ah, dlaczego ja się pytam… Oczywiście, że słyszałaś. Krzyk kota musiał cię postawić na cztery łapy. — miauknął starszy, spoglądając na uczennicę. — Widziałaś ciało? — zapytał nagle, na co Zaćmiona Łapa zastygła. Czy widziała ciało? Oczywiście, że tak. Przecież to ona odebrała Pluskającej Krewetce żywot, ale czy powinna je widzieć? Jako uczennica medyka powinna widzieć ciało zmarłego czy też nie? Ćmia Łapa go nie oglądała, z tego, co pamięta… Nawet Liściaste Futro odganiała ją od legowiska starszych. Ale czy ona powinna je widzieć? Może skłamać i powiedzieć, że go nie widziała. Gdyby odpowiedziała w sposób inny, pewnie zadano by jej tysiąc pytań, gdyż po zbrodni przy ciele się nie znajdowała.
— Wybacz mi, Srokoszowa Gwiazdo, ale nie widziałam go. Czy były na nim jakieś rany? Chciałam zapytać Liściastego Futra, ale już raz odganiała Ćmią Łapę. Może myśli, że jest to widok zbyt drastyczny dla młodszych? — odpowiedziała na pytanie kocura, wyczekując na jego odpowiedź.
— Hm… Może i dobrze, że go nie widziałaś. Mimo iż ran na nim nie było, czasami może być to widok zbyt drastyczny dla tak młodych oczu. Cieszy mnie to, że Liściaste Futro dba o wasze zdrowie psychiczne. — przywódca powiedział, skanując wzrokiem Zaćmioną Łapę. Jego spojrzenie dalej było łagodne, jednak w nim znajdowało się coś jeszcze, co postawiło na karku uczennicy futerko pionowo do góry.
— Jeśli nie było tam ran, co było przyczyną zgonu? — zapytała, dalej nakręcając temat. Podobało jej się to uczucie, gdy adrenalina pulsowała w jej żyłach.
— Nie wiemy jeszcze. Możliwe, że serce kotki się zatrzymało. Wiesz, że Pluskająca Krewetka była już w podeszłym wieku, więc choroby to nie nowość. Mam jednak nadzieję, że odeszła ona w sposób bezbolesny. — odpowiedział na pytanie kotki Srokoszowa Gwiazda. To był fakt, śmierć powinna być bezbolesna, jednak czy koty, które odwracają się od gwiezdnych przodków, zasługują na nią? Oczywiście, że nie. Gdyby mogła, to sama by podała kocurowi czerwone jagody, odpowiedzialne za kradnięcie żyć kotów, tylko aby oddać go w łapy przodków. Brak wiary w nich ściągnie zagładę na Klan Klifu, ona to czuję.
— Ah… Już daj tu te zioła, nie będę taki. Nie po to tutaj przyszłaś, aby rozmawiać o życiu i śmierci. Zioło mnie nie zabije, czyż nie? — zażartował, a następnie wziął kępkę tymianku od uczennicy. — Powinienem to zjeść czy przeżuć? — zapytał, na co młodsza prędko odpowiedziała, przerywając swój niezręczny śmiech przez ostatni żart kota.
— Przeżuć, jeśli chcesz, aby zadziałało. — odparła, robiąc krok do tyłu, posyłając mu delikatny uśmiech, gdy ten wziął zioło.
— Dobrze, dziękuję ci, Zaćmiona Łapo. Możesz już wracać do swoich obowiązków, dobrze? Zaraz sobie przeżuje to… Coś. Może da mi to takiego kopa, że prześpię cały dzień? Przynajmniej taką mam nadzieję. — zażartował, na co odpowiedzią Zaćmionej Łapy był cichy chichot. — Dobrze, dobrze, już ci głowy nie zawracam.
— Ah! Jeszcze mam jedno pytanie, Srokoszowa Gwiazdo. Czy wiesz, gdzie znajdę Przyczajoną Kanię? Czereśniowa Gałązka wysłała mnie, aby i mu wcisnąć tymianek… — zapytała nieśmiało.
— Hm, on też stanie się ofiarą Czereśniowej Gałązki? No cóż, jak i mnie dopadła to i niech go zapcha ziołem. Myślę, że będzie on przy stosie ze zwierzyną. Powinien wkrótce wyznaczać patrole, więc leć i zmuszaj go do brania ziół. Niech cierpi tyle, co ja, pfft. — zaśmiał się.
Zaćmionej Łapie nie trzeba było dwa razy powtarzać, gdyż ta w mgnieniu oka zmyła się w legowiska ich przywódcy. Dziwny typ…
~ * ~
— Pikująca Jaskółko? — odezwał się kocur, zwracając uwagę kremowej kotki, na co ta spojrzała na niego pytająco. — Potrzebujemy, aby ktoś sprawdził okolice studni. Ostatnio jeden z naszych podczas patrolu słyszał tam krzyki. Weź ze sobą Liściasty Wir dla bezpieczeństwa oraz Miedziany Kieł. Pamiętajcie, że waszym zadaniem jest dowiedzieć się, co wydaje te odgłosy, a nie przegonić to coś. Zachowajcie bezpieczną odległość, gdy to znajdziecie. Nie chcemy żadnych wypadków. — dodał zastępca, skanując wzrokiem trzy koty, które były tuż obok niego.
— Widziano tam jakieś ślady? A może coś wyczuliście ostatnim razem? Każda informacja może się nam przydać. — zapytała zielonooka. Miedziany Kieł była urokliwą kotką. Jej futro było w kolorze miedzi, gdzie przebijały się dwa kolory. Ruda barwa, przypominająca płomienie, oraz cynamonowe kolory, których kombinacja przypominała miedź. Oczy wojowniczki były zielone, a przy łapach miała długie, ciągnące się futerko. Ciekawiło to Zaćmioną Łapę, czy ono jej nie przeszkadzało…
— Niestety, nic nie wyczuliśmy, dlatego wysyłamy was. Wierzę, że wojowniczki jak wy poradzą sobie doskonale. Jednak, gdy coś pójdzie nie tak, niech jedna z was przybiegnie tutaj po pomoc. Wyślemy więcej wojowników, aby wam pomóc. Czy jest to zrozumiałe? — zapytał kocur, chociaż czy można zaliczyć to jako pytanie? Ton kocura był… Poważny. Łatwo było się domyślić, jak ważny był ten patrol. Kto wie, czym to było. Może jakieś nieszkodliwe zwierzę, a może zagrożenie dla klanu.
Teraz Liściasty Wir pozwoliła sobie zabrać głos, dumnie prostując się oraz wypinając pierś do przodu. Wojowniczka mimo starszego wieku była dalej bardzo szanowana przez koty w Klanie Klifu. Każdy ją znał z jej wybitnej szybkości, jaką potrafiła osiągnąć, gdy była młodsza. Mimo iż czas kotki ucieka, ta dalej jest pełna życia i chętnie wykonuje swoje obowiązki, dając kotą żyjących na klifie nadzieję na lepsze jutro.
— Przyczajona Kanio, wydaje mi się, że ktoś chce z tobą porozmawiać. — miauknęła starsza szylkretka, wskazując ogonem na młodą koteczkę skrywającą się u boku kota. Była to oczywiście Zaćmiona Łapa, która nieśmiale trzymała kępkę tymianku. Kocur dopiero ją zauważył.
— Oh, Zaćmiona Łapo, witaj. Wybacz, byłem zajęty i nie zauważyłem cię! Potrafisz się dobrze skradać i siedzieć cicho jak mysz, byłaby z ciebie doskonała wojowniczka. — zażartował zastępca, uśmiechając się do młodej medyczki, jednak gdy zauważył zioła w pyszczku Zaćmionej Łapy, szybko się poprawił. — Oczywiście rola medyka tobie pasuje, choć myślę, że odnalazłabyś się wyśmienicie jako wojownik. — dodał, na co Liściasty Wir oraz Pikująca Jaskółka przytaknęły, podczas gdy Miedziany Kieł była zajętą rozmową z wojownikiem. — A teraz, co tam trzymasz? Prezent dla mnie? — dodał, spoglądając na trzymaną przez Zaćmienie gałązkę.
Uczennica rzuciła roślinkę na ziemię, a następnie się odezwała dalej delikatnie zawstydzona przez fakt, że kocur musiał przerywać rozmowę przez jej obecność. Oby nie był zły na nią…
— Ah..- Czereśniowa Gałązka kazała przynieść mi tymianek. Ma pomóc ze stresem, tak słyszałam. Srokoszowa Gwiazda już swoją dawkę otrzymał, dlatego teraz jest to twoja kolej. — miauknęła rudo czarna koteczka, wskazując łapą na zioło, które zastępca właśnie skanował wzrokiem.
— Hm… No dobrze. Mimo, iż za smakiem ziół nie przepadam, wezmę je dla dobra klanu. Może dobrze mi to zrobi, czyż nie? Muszę mieć czysty umysł, aby dalej wykonywać swoje obowiązki. — mruknął, przytakując. — Dziękuję, że mi je przyniosłaś Zaćmiona Łapo. Również przekaż moje podziękowania Czereśniowej Gałązce, doceniam to. — tymi słowami Przyczajona Kania zakończył swoją wypowiedź, pozwalając młodszej odejść. — Ah! Jeszcze jedno, mogłabyś mi przyprowadzić swoją mamę? Potrzebuję dopytać ją o szczegóły ostatniego patrolu, który prowadziła. — dodał, na co Zaćmiona Łapa zastygła, próbując zrozumieć, o co zastępca ją pyta.
— Eh..? Którą mamę? — zapytała zmieszana, przez co na pysku kocura pojawiła się nutka zamieszania, tylko po to, aby mruknąć ciche ‘No tak’.
— Racja… Wybacz młoda, zapomniałem, że Zielone Wzgórze oraz Bożodrzewny Kaprys są… No. Wracając… Przyprowadź mi Zielone Wzgórze, dobrze? — zapytał, na co Zaćmiona Łapa przytaknęła. Racja, wiele kotów zapominało o fakcie, że ta posiadała dwie matki. Uczennica zdążyła jeszcze rzucić kocurowi szybkie ‘Do zobaczenia!’, a następnie zniknęła z jego pola widzenia. Kątem oka jeszcze dostrzegła jak Pikująca Jaskółka, Liściasty Wir oraz Miedziany Kieł wychodzą z obozu pochłonięte rozmową. Oby ich patrol zakończył się sukcesem…
~ * ~
Uczennica powoli docierała do legowiska wojowników, z którego właśnie wychodziła Bożodrzewny Kaprys. Rzuciła matce szybkie ‘Cześć’, a później sama wkroczyła do wcześniej wspomnianego legowiska wojowników.
W środku panowała przyjemna ciemność. Było tam dosyć cicho, podczas gdy jedynym dźwiękiem, jaki mogła usłyszeć to ciche szepty kotów rozmawiające ze sobą.
— Słyszałeś, że Zaćmiona Łapa była u Srokoszowej Gwiazdy? Słyszałem, że przyleciała tam z ziołami. Myślisz, że coś mogło się mu stać? — odezwał się jeden z dwóch protektorów. Był to brązowo biały wojownik, któremu brakowało jednej z czterech łap. Po tych słowach kocura napadł nagły atak kaszlu, na co Zaćmiona Łapa pokiwała głową zrezygnowana. No tak, Liściaste Futro oraz Czereśniowa Gałązka informowały już o stanie zdrowotnym kocura. Był to nikt inny jak Kornikowa Kora, który został skazany na objęcie tej ścieżki przez brak przedniej łapy, która nigdy się nie wykształciła do końca. Uczennica medyka mu trochę… Współczuła. Zaćmiona Łapa miała wybór, mogła przecież odmówić, czyż nie? Ale kocur? On tego wyboru nigdy nie miał.
— Tak myślisz, że Srokoszowa Gwiazda się rozchorował? Może to zwyczajny katar? Gdyby było to coś poważnego, pewnie byśmy się dowiedzieli już o tym. — miauknął odrobinę młodszy kocur od Kornikowej Kory. Był to Szary Klif, który również należał do roli protektora. Futerko kocura, jak jego samo imię wskazuje, było szare, zaś obie przednie łapy kocura miały białe ‘skarpetki’. Niestety, podobnie jak w przypadku Kornikowej Kory i jemu jednej łapy brakowało, tym razem tylnej. Z tego, co uczennica zdołała się dowiedzieć, kocur stracił ją w pewnym wypadku… Szkoda jeszcze, że nie wie jakim. Może ubłaga Liściaste Futro bądź Czereśniową Gałązkę, aby któraś z nich puściła parę z pyska i powiedziała jej, co się kocurowi stało w przeszłości? Dopiero gdy młodsza się bardziej zamyśliła, zdała sobie sprawę, jak ciężko w życiu musiał mieć kocur. Brak łapy od urodzenia nie jest jeszcze aż tak zły, gdyż będziesz przyzwyczajony do jej braku, ale gdy stracisz ją w trakcie życia? Zaćmiona Łapa by chyba nie dała rady, gdyby nagle jedna z jej czterech łap została jej odebrana. Czułaby się… Bezużyteczna.
— Kto wie, czy to katar… Może Zaćmiona Łapa nam powie, gdy już podsłuchuje? — odpowiedział nagle kocur, wskazując głową na czającą się kotkę. Ah… Przyłapano ją? Uczennica szybko się zarumieniła i równie szybko odwróciła wzrok od dwójki kotów, na co ci się zaśmiali. Może nie mieli jej tego za złe? Ah, zresztą to oni ją obgadywali, nie ona ich!
— Kto… Ja…? Ah! Na Klan Gwiazdy, w życiu! Ja tylko przechodziłam, a to, że usłyszałam moje imię, było czystym przypadkiem! — usprawiedliwiła się rudo czarna kotka, na co protektorzy wymienili porozumiewawcze spojrzenie między sobą. Oczywiście Zaćmionej Łapie ten prosty gest nie umknął jej uwadze.
— Cóż… Jak już wiesz, o czym ja z Szarym Klifem rozmawialiśmy, może odpowiesz na nasze pytanie? Zgaduję, że wiesz jakie. — powiedział starszy kocur, podczas gdy Szary Klif mu przytakiwał, nie spuszczając wzroku z uczennicy. Czuła ona na sobie dziwną presję, a to uczucie jej się nie podobało.
— Srokoszowa Gwiazda nie jest chory… Czereśniowa Gwiazda jedynie wysłała mnie, aby podać mu coś na nerwy. Powiedziała, że od dłuższego czasu coś go dręczy. — mruknęła młoda medyczka, kopiąc łapą w ziemi zawstydzona uwagą, jaką otrzymywała.
— Hm… Stres powiadasz? Rozumiesz, co to znaczy, Szary Klifie? — odezwał się Kornikowa Kora do towarzysza, gdy ten już wstawał z miejsca. Brązowy kocur chwilę później ruszył jego śladem.
— Ah, miło się rozmawiało z tobą, Zaćmiona Łapo, ale najwidoczniej przywódca nas potrzebuje. Dziękuję, że nam o tym powiedziałaś. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będziemy mogli porozmawiać kolejny raz! — dokończył Szary Klif, posyłając ostatni uśmiech do Zaćmionej Łapy. Nim koteczka zdołała mu odpowiedzieć i również się pożegnać, dwójka protektorów już zniknęła z legowiska. Koteczka cicho westchnęła, a następnie przeskanowała wzrokiem resztę legowiska.
Chwilę jej to zajęło, aby dotrzeć znajomą jej kotkę przez to, jaka ciemność tam panowała, jednak wszędzie pozna te zielone oczy własnej matki.
— Oh, cześć kochanie! Co ciebie tutaj sprowadza słońce? — zapytała ciepło jej matka, a Zaćmienie zbliżała się do kotki, ocierając się o nią głową.
— Cześć mamo! Nic wielkiego, tylko Przyczajona Kania kazał mi ciebie znaleźć. — odpowiedziała na pytanie matki młodsza, na co Zielone Wzgórze pokręciła głową, powstrzymując śmiech.
— No tak, on zawsze coś chce, czyż nie? — miauknęła, a następnie kontynuowała. — Dlaczego on mnie szukał? Chyba niczym sobie u zastępcy nie przeskrobałam, czyż nie? — zapytał kotka, spoglądając na rudo-czarną kotkę.
— Ah! Oczywiście, że nie, mamo. To tylko coś związane z patrolem, tak myślę… Proszę, nie zamartwiaj się tym. — pośpiesznie odpowiedziała kotce jej córka. Nie chciała, aby Zielone Wzgórze się zamartwiała.
— Hm… No dobrze, skoro tak mówisz… A teraz kochanie opowiadaj, jak ci się podoba na ścieżce medyka? Ja z Bożodrzewnym Kaprysem miałyśmy malutkie wątpliwości, przez to, jak żywym i walecznym kociakiem byłaś, ale z tego, co słyszałam, to radzisz sobie wyśmienicie. — miauknęła kotka, uśmiechając się na wspomnienie partnerki.
Oczywiście, Zaćmiona Łapa zastygła. Oh, jak bardzo nienawidziła ona tego pytania… Nigdy nie wiedziała co na nie odpowiedzieć, aby nie zawieść drugiego. Może drugim powodem, dlaczego tego pytania nienawidziła, był fakt, że ta sama nie wiedziała, co ona czuła. Na myśl o zostaniu wojownikiem bądź medykiem czuła… Pustkę. Nigdy nie potrafiła wybrać jednej z dwóch ścieżek, co często ją dręczyło po nocach.
— Ah, mamo! Jest cudownie szkolić się jako medyk! Uczę się tylu ciekawych rzeczy! Codziennie robię coś nowego, a każdy dzień pokazuje mi nowy sposób na leczenie chorób. Wiedziałaś, że tymianek działa uspokajająco? Może potrzebujesz, abym ci odrobinę przyniosła? Słyszałam, że zawsze dobrze jest mieć go odrobinę w legowisku, aby lepiej spać. — zamiauczała koteczka, uśmiechając się do starszej kotki.
— Pfft, dzięki słońce, za troskę, ale stres mnie nie przytłacza. Może starsi się odrobinę gorzej czują po śmierci Pluskającej Krewetki, ale ja? No coś ty! — odpowiedziała na słowa uczennicy medyka głosem przepełniony troską. Koteczka czuła jak ta na nią patrzy, spojrzeniem, które sprawiało, że Zaćmiona Łapa czuła ciepło na sercu. Oczywiście była to miłość kocicy do jej córki.
— Oh, mamo… Mówiłam ci już jak dobrze, że cię mam? Nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie. — powiedziała młodsza, wtulając się w futro biało czarnej kotki.
— Haha… No już kochanie, no już. Wydajesz się jakoś mocno roztrzęsiona słodziaku, czy coś się stało? Żaden z uczniów ci nie dokucza, czyż nie? — zapytała nagle, marszcząc brwi. Słowa jej matki sprawiły, że ta musiała odwrócić wzrok. Nie mogła patrzeć na nią, gdy ta chciała kłamać. Czy powinna powiedzieć jej o tym, co się stało z Pluskającą Krewetką? Oh, kotka by ją znienawidziła… Klan by się dowiedział. Już widzi te spojrzenia przepełnione rozczarowaniem oraz obrzydzeniem do tego, co zrobiła kotka. Jej wujek by najpewniej zesłał cały Klan Gwiazdy na jej ogon, aby odpocząć jej nigdy nie dali. A jej mamy? Gdyby się o tym dowiedziały, kotka nie byłaby w stanie spojrzeć im w oczy ze wstydu. Oh… A jej rodzeństwo? Jej bracia oraz mała siostrzyczka? Co by powiedzieli, gdyby dowiedzieliby się, że ich siostra jest przeklętym mordercą? Co by powiedzieli, gdyby odkryli, że wszystko, co koteczka mówiła, było pustym kłamstwem. Uczennica wzięła duży wdech, aby się uspokoić, a następnie się odezwała, spoglądając matce w oczy.
— Spokojnie mamo, nikt mi nie dokucza! Dzisiaj mam wyjątkowo dużo pracy, to może dlatego taka się wydaję. Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz. — uśmiechnęła się do Zielonego Wzgórza.
— No dobrze, Zaćmiona Łapo. Jednak pamiętaj, gdy coś się stanie, zawsze możesz mi powiedzieć. Nikt nie będzie na ciebie zły. — odparła.
— Dobrze mamo, zapamiętam to… Będę już uciekać do obowiązków, nie chcę, aby Liściaste Futro bądź Czereśniowa Gałązka się czymś denerwowały. Pamiętaj, aby pójść do Przyczajonej Kani w wolnej chwili, dobrze? — miauknęła koteczka, rzucając ostatnie spojrzenie swojej mamie.
— Dobrze, zapamiętam. Kocham cię, pamiętaj o tym. — odpowiedziała starsza kotka, uśmiechając się do swojej córki. Mimo, iż nie łączyła ich krew, to więź między nimi była równie silna.
— Ja ciebie też kocham, mamo. Do później! — wymruczała, a następnie zniknęła z legowiska wojowników, pozostawiając kotkę samą.
[5115 słów - trening medyka]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz