[Dzieje się w przeszłości - kilka dni wcześniej]
Duże temperatury i mocne słońce sprawiają, że pory zielonych liści z dnia na dzień znikają. Listki na drzewach zaczynają zmieniać kolor, a chmury częściej pojawiają się na niebie. Brak upałów to dobra wiadomość. Klifiaki w końcu mogą wychodzić w południe na polowanie czy patrole. Nawet zwierzyna jest bardziej chętna do pokazywania się. Niektóre gatunki ptaków już dawno odleciały do ciepłych krajów, inne dopiero się do tego zbierają. Myszy czy wiewiórki energicznie szukają nasion, by ukryć je na zimę. Większe zwierzęta, zasypiające na sen zimowy, stały się bardziej agresywne i walczą o każdy kęs jedzenia. Żółknące liście nie oznaczają tylko końca upałów, ale też zbliżającą się porę nagich drzew, która tego roku może zabrać dużo kotów. Brak zwierzyny i chłodne noce to coś, na co młoda uczennica musi się przygotować. Pietruszkowa Łapa, kotka o czekoladowym futerku i pomarańczowych oczach, spała smacznie na posłaniu. Słońce właśnie wychyliło się zza horyzontu, dostarczając delikatne światło do jaskini, w której mieszkały koty Klanu Klifu. Najbardziej zaangażowani wojownicy nie spali już od ponad dwóch godzin i byli gotowi na patrole, które miał wyznaczać Przyczajona Kania. Zapewne kotka o brązowym futrze dalej spałaby rozwalona na posłaniu, gdyby nie wojownicy wtaczający się do szczeliny. Na dźwięk łap i syków od razu się obudziła z nastroszonym futrem. „Czy ktoś zaatakował obóz?” – pomyślała zaspana, jednak rozpoznając jedynie zapach Klanu Klifu, uspokoiła się i oparła pyszczek na mchu, obserwując wszystko, co się działo. Odgłosy łap, które słyszała, należały do trzech kotów, z których znała tylko jednego. Gasnący Promyk – szylkretowa kocica właśnie zdzierała liliowego kocurka z posłania. Po jego pyszczku łatwo było wywnioskować, że nie jest z tego faktu zadowolony. Drugim kotem, którego Pietruszkowa Łapa nie znała, był Judaszowcowy Pocałunek, czekoladowy jednolity kocur z bliznami. Stał nad kotką o długim futrze na łapach – to Jeżówkowa Łapa! Ostatnim mentorem, który przybył po swojego ucznia, był kocur, którego uczennica jedynie kojarzyła z plotek krążących po obozie. To Nocny Kochanek, dawniej zwany Niedźwiedzim Miodem. Pietruszkowa Łapa dopiero ostatnio zdała sobie sprawę, że to ten kocur był szkolony przez Delikatną Bryzę, jednak zmienił imię. I to on wyznał uczucia Sroczej Gwieździe na zgromadzeniu! Przy wszystkich! Ostatnio stał się bardziej aktywny i wychodził wcześniej z jaskini, a kilka wschodów słońca temu wrócił cały, pachnący Klanem Nocy! Uczniowie w szczelinie, jak i wojownicy, nie raz szeptali o tym, że może Srocza Gwiazda odwzajemniła jego uczucia? Czekoladowa uczennica sama nigdy nie brała udziału w plotkach, a znała je tylko dlatego, że miała na tyle dobry słuch, że z łatwością wyłapywała takie rzeczy. No i jak kilku uczniów miauczało koło niej, trudno było nie usłyszeć! Dla Pietruszkowej Łapy cała ta sytuacja była dziwna. Bo widzicie, uczennica twierdzi, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko! Nawet granice klanów! Czekoladowa kotka uważała, że to urocze, jak Nocny Kochanek zmienił się dla potencjalnej miłości. Jednak to wszystko to tylko plotka. Tak naprawdę wojownik mógł wychodzić jedynie na samotne patrole, a zapach Klanu Nocy był normalny z powodu chodzenia przy tej konkretnej granicy. Czekoladowy wojownik przyszedł po swojego ucznia, Promienną Łapę – kolegę pręgowanej kotki. Pietruszkowa Łapa uśmiechnęła się pod nosem z faktu, że ona nie musi dzisiaj nigdzie wychodzić! Melodyjny Trel coraz częściej wspominała o ceremonii na wojownika, jednak czekoladowa pręguska nie była do tego przekonana. Pietrucha, pomimo dużych umiejętności, chciała się podszkolić jeszcze lepiej, by na pewno nikogo nie zawieść jako wojowniczka.
ৎ୭
Gdy w końcu wszyscy opuścili szczelinę uczniaków, czekoladowa kociczka podniosła się na posłaniu z mchu. Cała jaskinia była pusta, a jedyne dźwięki pochodziły od szumu wodospadu; nie było nawet słychać rozmów kotów. Czyżby wszyscy już poszli na patrole?
Pietruszkowa Łapa podrapała się za uchem i rozpoczęła pielęgnację futerka na klatce piersiowej, stopniowo przechodząc do kolejnych części ciała, kończąc na uszach. W końcu koteczka stwierdziła, że wygląda przystępnie, więc podniosła się z posłania i mocno przeciągnęła.
Idąc powolnym krokiem, uczennica wyszła ze szczeliny i rozejrzała się po jaskini. Wodospad dalej hałasował, a koty w obozie zdawały się być wyjątkowo zajęte dzieleniem się językami. Ziewnęła przeciągle, ukazując wszystkim dookoła swoje kły i różowe podniebienie, po czym ruszyła ścieżką w dół. Kotka podeszła do stosu zwierzyny i zabrała z niego mysz, z którą skierowała się do żłobka. W głębi jaskini, na posłaniu z mchu, odpoczywała czekoladowo-biała kocica, ślepa na jedno oko. Pietruszkowa Łapa podeszła do niej i odłożyła jej pod łapy pulchną myszkę.
— Witaj, Półślepy Świstaku… — zaczęła kotka, mocno wzbraniając się przed wypowiedzeniem tego imienia. Pietruszkowa Łapa uważała, że takie imię jest obraźliwe dla tak kochającej kotki! Uczennica wiedziała od innych, że ta nigdy nie miała lekko w życiu. Niektórzy nawet mówią, że żyje, nie żyjąc. — Przyniosłam ci śniadanie. Wiem, że mogłabyś zrobić to sama, ale skoro byłam w pobliżu, to postanowiłam ci je przynieść! — wyjaśniła szybko pręguska. Starsza kocica zerknęła na młodszą jednym okiem. Jej wyraz pyska był tak smutny, że wręcz przygnębiający. Gdy w pobliżu nie było kociaków, ta rzadko się odzywała.
— Dziękuję. — mruknęła krótko i odwróciła się od pręgowanej uczennicy. Pietruszkowa Łapa położyła po sobie uszy, czując, że nie jest tu potrzebna. Kiwnęła głową z szacunkiem i wyszła z żłobka, znów stając obok stosu.
— Oliwkowy Szkwał, Lisi Ogon, Biała Zamieć i Gąsiorkowa Łata — wyszeptała sama do siebie, po czym zabrała dwa duże króliki. Uczennica ledwo wspięła się pod górkę do starszych z taką ilością pożywienia. Gdy w końcu dotarła, położyła obok starszych jedzenie.
— Witajcie, Oliwkowy Szkwale, Lisi Ogonie, Biała Zamiecioi i Gąsiorkowa Łato! Przyniosłam wam śniadanie. — oznajmiła, uśmiechając się przyjaźnie. Starzy zerknęli na uczennicę i podziękowali za jedzenie. Wyglądali na jeszcze zaspanych lub zmęczonych życiem. Byli bardzo starzy, ale dużo zrobili dla Klanu. Pietruszkowa Łapa mało o nich wiedziała, dlatego już teraz planowała spotkanie z nimi. Chciała poznać każdego członka klanu i zamienić z nim kilka słów! Teraz jednak nie miała czasu na rozmowy – chciała zjeść śniadanie, chwilę jeszcze poleżeć i wyruszyć na polowanie. Tak jak miała w planach, uczennica zeszła po ścieżce od półki starszych aż do stosu ze zwierzyną. Zabrała z niego najmniejszą nornicę i przysiadła przy zejściu do szczeliny uczniów. Obserwując wszystko dookoła, szybko zjadła śniadanie.
Leżąc na chłodnej ziemi, Pietruszkowa Łapa spoglądała z zazdrością na koty dzielące się językami. Każdy miał swoje grupki i swoich towarzyszy rozmów, a ona nie miała nikogo. Z ojcem mało co rozmawiała, z bratem nawet nie chciała, a Promienna Łapa zdawał się mieć lepszych przyjaciół.
Nagle jednak uwagę czekoladowej przykuła długonoga uczennica. Była to Zaćmiona Łapa, szkoląca się na medyczkę! Jej futro było rudo-czarne, a oczy żółte. Z pyska kotka wydawała się całkowicie obojętna na otoczenie. Po chwili namysłu czekoladowa podniosła się z ziemi, zeskoczyła w dół i podeszła do uczennicy, która zdawała się właśnie wychodzić po zioła!
— Witaj, Zaćmiona Łapo. Wychodzisz na poszukiwanie ziół? Mogłabym ci pomóc! Też chciałam uczyć się o ziołach, są bardzo ciekawe! Może coś mnie poduczysz? Ja się czegoś nauczę, a ty sprawdzisz swoją wiedzę! Albo, albo! Możemy się wymienić! Ja nauczę cię polowania lub wspinaczki po drzewach, a ty mnie podstawowych ziół! — miauknęła przyjaźnie kotka, uśmiechając się do rozmówczyni. Jej przednie łapy podnosiły się na zmianę i opadały z ekscytacji na możliwość pouczenia się o ziołach. Po kilku uderzeniach serca jednak uspokoiła się i lekko nieśmiało dodała: — Albo... możemy po prostu porozmawiać. — spojrzała pomarańczowymi oczami w żółte, niczym gwiazdy oczyska Zaćmionej Łapy. Widziałam, jak wąsy szylkretki zadrżały, ale po chwili na pyszczku pojawił się uśmiech.
— Ach! Witaj, Pietruszkowa Łapo! — miauknęła przyjacielsko w stronę uczennicy. — Tak, właśnie idę po zioła, gdyż mogą się one nam przydać na zbliżającą się porę nagich drzew. Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną, dodatkowa para łap jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, czyż nie? — zachichotała, a następnie przeskanowała wzrokiem młodszą kotkę. — Hm... Chcesz się nauczyć czegoś o ziołach? Cóż, ja sama jeszcze się uczę, ale mogę ci powiedzieć coś o nich... Chyba nikomu to nie zaszkodzi. Jednak na propozycję nauki polowania na chwilę obecną muszę odmówić; łapy mam pełne roboty i zwyczajnie brakuje mi czasu na dodatkowe rzeczy, jednak doceniam twoją propozycję. — zakończyła swoją wypowiedź kotka, uśmiechając się ponownie. Słysząc odpowiedź kotki, Pietruszkowej Łapie wąsy aż się rozprostowały z radości! Sama nie wiedziała, dlaczego, ale była pewna, że ta jej odmówi towarzyszenia, a jednak uczennica medyczki się zgodziła.
— Jasne! Im nas więcej, tym weselej! A jeśli znajdziesz chwilę i będziesz chciała się czegoś nauczyć, to z wielką chęcią pokażę ci to i owo — zamruczała Pietruszkowa Łapa, po czym spojrzała w stronę wodospadu, dając znać, że jest gotowa do drogi. Woda delikatnie spływała w dół, szumiąc głośno. Innym klanom zapewne przeszkadzałaby ona w rozmowach czy spaniu, ale klifiaki były do niego tak przyzwyczajone, że momentami nawet go nie słyszały! Pietruszkowa Łapa uważała, że ten dźwięk jest bardzo relaksujący. — To w takim razie prowadź! Ty najlepiej wiesz, gdzie coś znaleźć. A może ja coś złapię? Lubię pracować dla klanu! — oznajmiła, stawiając łapę do przodu, na której tylko jeden z palców był biały. Zabawne było to, że każda łapa Pietruszkowej Łapy miała skarpetki o różnej długości!
Zaćmiona Łapa pokiwała głową, dając znak, że wszystko zrozumiała.
— Tak, im nas więcej, tym weselej... Mam nadzieję, że nie będziesz mnie poganiać — miauknęła, jakby przypominając sobie coś niemiłego. Nareszcie ruszyła z miejsca, wychodząc z wgłębienia za wodospadem. Było to sprytne wejście, ponieważ koty rzadko sobie tam moczyły futro. — A tak z ciekawości... Dlaczego chcesz się uczyć o ziołach? — zapytała, zerkając na towarzyszkę.
— Spokojnie! Będziemy szły w takim tempie, jak chcesz. Mamy dużo czasu — odpowiedziała Pietruszkowa Łapa, podążając za Zaćmioną Łapą. Kiedy zbliżyła się do wodospadu, celowo stanęła na tyle blisko, by woda ją ochlapała. Zaśmiała się figlarnie, po czym nadgoniła uczennicę medyczki, starając się jej nie zmoczyć, bo przecież nie każdy lubi wodę! Usłyszawszy pytanie Zaćmionej Łapy, zastanowiła się chwilę.
— Zawsze mnie ciekawiły! Podziwiam medyków, że potrafią zapamiętać tyle ziół i pomagają klanowi. Lubię słuchać o ziołach, sprawia mi to radość. A może jak nauczę się tych podstawowych, to w razie potrzeby zdołam pomóc. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała używać tej wiedzy, ale warto ją mieć. Poza tym, zaraz kończę szkolenie na ucznia wojownika... chyba! Mam jeszcze sporo czasu. — wyjaśniła czekoladowa pręguska, idąc wzdłuż zbocza i uważając, by nie spaść. Woda na dole wyglądała groźnie i mrocznie, a upadek mógłby być nawet śmiertelny! Klan Klifu nie umiał pływać tak dobrze jak koty z Klanu Nocy, a do brzegu było daleko.
Zaćmiona Łapa zamrugała kilka razy, zatrzymując się przy kamieniach. Rozejrzała się w prawo i lewo, jakby zastanawiała się, gdzie iść, po czym ruszyła w stronę rzeki, nie zdradzając celu podróży Pietruszkowej Łapie.
— Ach... Nie chodzi o tempo, tylko o to, ile czasu zajmuje mi zbieranie ziół. To proces czasochłonny, jeśli chce się wybrać te w najlepszym stanie, a pośpiech jedynie mnie rozprasza — wyjaśniła Zaćmiona Łapa. — Chętnie pokażę ci kilka ziół... Może nawet nauczę cię, jak tamować rany pajęczyną, jeśli gdzieś znajdziemy trochę na naszej drodze. Ostatnio Liściaste Futro mi to pokazywała, więc i tobie mogę tę umiejętność przekazać. Przydaje się na patrolach, nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć — dodała, przebierając łapami.
Pietruszkowa Łapa już otwierała pyszczek, by coś odpowiedzieć, gdy nagle obie dotarły do pogorzeliska. Przeszły obok, kierując się ku rzece. Kilka dużych kamieni tworzyło ścieżkę na drugą stronę. Zaćmiona Łapa zamachała ogonem i skoczyła na pierwszy kamień, szybko przechodząc na drugi brzeg i czekając tam na przyjaciółkę. Pietruszkowa Łapa dużo szybciej i zwinniej przeskoczyła kamienie, aż stanęła na miękkiej trawie. Było oczywiste, że jako łowczyni miała większą zręczność i szybkość od rudo-czarnej kotki.
— Aaa, dobrze! Nie będę cię popędzać! Znalezienie najlepszych ziół jest ważne! — powiedziała, stając u boku towarzyszki. Po chwili, z nosem przy ziemi, wyprzedziła ją, czując znajomy zapach. „Zając,” pomyślała, zerkając wokół w poszukiwaniu zwierzyny. Niestety, obie znajdowały się na otwartej przestrzeni, co zmniejszało szanse na upolowanie czegokolwiek. Cichnący odgłos łap uciekającego zająca tylko utwierdził Pietruszkową Łapę, że polowanie się nie uda. Skrzywiła się lekko i, już u boku Zaćmionej Łapy, ruszyła dalej.
— O, pajęczyna! Często ją widuję i to chyba jedyne „zioło,” jakie znam. I z chęcią nauczę się, jak tamować nią krwawienie! A te zioła, dzielą się jakoś na różne kategorie? Czasami widuję kwiatki i jagody u medyka, szczególnie gdy choruję. Nie pamiętam dokładnie, co jadłam, ale chyba były to jakieś liście… — zapytała, chcąc nawiązać rozmowę. Wiedziała, że zioła to pasja Zaćmionej Łapy, więc sądziła, że temat ten będzie dla niej komfortowy.
Obie przeszły obok miejsca, które nazywały „sowim strażnikiem,” i ruszyły w stronę granicy z Klanem Wilka. Pietruszkowa Łapa poczuła lekkie ukłucie niepewności, słyszała bowiem, że koty z tego klanu są agresywne i niezbyt lubiane przez innych.
— Dziękuję, Pietruszkowa Łapo. Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją — odparła Zaćmiona Łapa, maszerując przed siebie. — Pajęczynę jest łatwo rozpoznać, bo to po prostu cienkie nitki. Tylko ślepiec albo głupiec nie odróżniłby jej od czegokolwiek innego — zażartowała, uśmiechając się. — Kategorie? Cóż, w sumie można powiedzieć, że dzielą się na lecznicze i trujące… Z kolei lecznicze zioła można podzielić na te do opatrunków i te, które trzeba zjeść, by zadziałały. Są też takie, które nie pasują do żadnej kategorii, bo nie leczą chorób, ale są skuteczne, jak tymianek. Działa uspokajająco, pomaga, gdy kot jest niespokojny, co ułatwia tamowanie ran i zapobiega wykrwawieniu — wyjaśniła Zaćmiona Łapa, patrząc na przyjaciółkę. — A co ci było, że musiałaś siedzieć u medyka? — zapytała.
— Tak, pajęczyna jest łatwa do rozpoznania, ale pewnie jest wiele ziół, które wyglądają niemal identycznie, a wy, medycy, potraficie je rozpoznać! To naprawdę niesamowite! — oznajmiła Pietruszkowa Łapa, zachwycona medycyną, aż jej oczka zabłysły. — Wymiotowałam przez jakiś czas. Byłam bardzo osłabiona i kazano mi pić dużo wody! — odpowiedziała na pytanie uczennicy. Obie kotki dotarły do lasu iglastego, gdzie od razu uwagę Pietruszkowej Łapy przyciągnął jakiś szelest. „Co to było?” pomyślała, zestresowana, że nie potrafi rozpoznać tego dźwięku. Spojrzała w głąb lasu, ale nie dostrzegła niczego. Szelest powtórzył się, jeszcze głośniejszy! W końcu uczennica spojrzała w górę i dostrzegła wrony, które rozbijały orzechy, a ich łupinki spadały na ziemię, powodując charakterystyczny szelest w zaroślach. Westchnęła z ulgą, rozluźniając ciało, i dogoniła Zaćmioną Łapę.
<Zaćmiona Łapo?>
[2286 słów - trening medyka]
[przyznano 46%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz