Urodziły się. I o ile sama była kiedyś kociakiem, to teraz zwyczajnie nie wiedziała jak sobie poradzić. Stała nad już wyschniętym rodzeństwem (kazali jej), patrząc z bezpiecznej odległości na każde z nich. Dwójka, obie kotki, obie mało widoczne, zakryte futrem matki. Było to coś nowego, do tej pory spędzała czas tylko z braćmi, jedyną żeńską osobniczką w bliższej rodzinie była mama, a ona się nie liczyła. Powinna się więc cieszyć z jakiejś odmiany, nie? Niestety jedyne co czuła, to jakiś niepokój. Nagle ktoś przepchnął się obok niej, stając nieco bliżej Gracji. Kwitka zerknęła na kocura, który wyraźniej nie zauważył swojego błędu, zbyt zaaferowany porodem. Kozi Przesmyk. Śmieszne, że tak często zapominała o ich pokrewieństwie. Niemniej, zaczęło się robić tłoczno.
- O! Jakie śliczne, jedna wygląda niemal jak ty, Przepiórczy Puchu! - zatrajkotał wesoło, niezbyt głośno.
- Oczywiście, że śliczne. W końcu nasze - Odpowiedział na to ojciec z szerokim uśmiechem. Przewodniczka natomiast przeleciała wzrokiem z całego tego roztrajkotanego towarzystwa na te "śliczności", o których mówili, marszcząc zaraz nos.
- Mokre szczury - skomentowała na tyle cicho, by usłyszeć mógł ją jedynie Dzwonek stojący obok. Dostała od niego w zamian szturchnięcie w bok z łokcia. No co? Przecież tak to wygląda, serio, oni też byli tacy brzydcy? I mali, i słabi, i mokrzy. Przecież to jakieś małe fasolki, jedno nadepnięcie i koniec żywota! Jak tak można? Powinni mieć chociaż jakąś skorupkę, jak żuki, czy coś. Trochę ją to przerażało, wizja całkowitej zależności od dorosłych wokół ciebie. Nagle do jej uszu dobiegł pisk, który zdawał się przedzierać przez woskowe zatyczki. Kotka skrzywiła się gwałtownie, już chwilę później obracając.
- Napatrzyłam się - stwierdziła jeszcze pod nosem, wychodząc zaraz na zewnątrz w stronę tuneli, zanim dzieciaki rozdarłyby się na dobre. Jeśli z wiekiem nabiorą głosu, kotce nie będzie pozostawało nic innego, jak omijać ich szerokim łukiem aż nabiorą tyle rozumu, żeby nie drzeć się innym do uszu.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Miała wrażenie, że nastało apogeum chorób. Wraz z nią, u medyka kilka wschodów słońca temu siedział Piaszczysta Zamieć, z jak się okazało, całkiem rozwiniętą chorobą. Hm, przynajmniej ona nie doprowadziła do czegoś podobnego, nie? Z resztą, nie dziwiła się, że sama coś złapała. Po nieudanej akcji ratowniczej (aka wyciągnięcia Pszczelej Łapy z wody) coś się jej chwyciło. I bardzo możliwe, że oprócz zarazków były to też wyrzuty sumienia i poczucie beznadziei. Ekhem!
Katar powoli zaczął przechodzić, po wizycie u Skowronka w legowisku medyka jakiś czas temu. Nie spodziewała się, że na zwykły katar będzie musiała brać leki, jednak była to też wymówka by omijać rodzinne spotkania w towarzystwie kociąt. Oh, jak one się ślinią. Czy kociaki wszystko wkładają do pyska? W końcu się udławią, nie miała ochoty drugi raz robić za wybawiciela od zadławień, to było obrzydliwe. Teraz jednak nie było wymówek, została wepchnięta do żłobka przez ojca, który niósł Firletkę po raz kolejny do medyka. Ha, zdecydowanie przesadzał, to już jakieś przewrażliwienie. Nie pamiętała, żeby z nią tak gdzieś chodzono... a może po prostu nie chorowała. Tak czy inaczej, w żłobku miała robić za strażnika, obrońcę śliniących kociaków, z racji, że Przepiórka musiała rozprostować nogi. Szczerze jej się nie dziwiła, należała jej się chwila przerwy, Kniejkę na samą myśl ciągłego leżenia w tym ulepku trzepało. Wtem, przed jej łapami niczym strzała przeleciała jakaś kulka, za którą wystrzelił czekoladowy puszek, obijający jej się o łapy.
- Ej! - Zirytowane upomnienie wypadło z pyska przewodniczki, która korzystając z okazji chwyciła puchaty, biały ogon, unosząc dzieciaka w górę, głową do dołu. - So ty hobis? - Zgromiła młodszą wzrokiem. Może taki urok kociąt, czy coś. Sama biegała jakby miała mrówki w kuprze, ale to tutaj to co innego. Przecież sobie coś zrobi, wygląda jakby dało się zaraz rozgnieść. Ughhh, co za utrapienie.
<Pierwo?>
Wyleczeni: Kwiecista Knieja, Piaszczysta Zamieć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz