- To... Ja już pójdę - pożegnał się Gęgawa i wyszedł. Odprowadziła go wdzięcznym wzrokiem.
***
Pewnego dnia jej ojciec wrócił do obozu opuchnięty, ze żmiją w pysku. Od tego dnia ciągle leżał w legowisku medyka. Regularnie go odwiedzała, oczywiście z Wiciokrzewem, bo nie miała z kim go zostawić. Jej jedyny zaufany kot przecież leżał u Świergot. - Cierń, nie myślę, żeby przyprowadzanie tu twojego syna było dobrym pomysłem...
Warknęła.
- To ja go wychowuję. Wiciokrzew jest silny. Ja wiem co dla niego najlepsze.
***
tw opis martwego ciała
Nie polepszało się. Na początku codziennie była spokojna, bo była pewna, że czarny z tego wyjdzie. Teraz się pogorszyło. Wiedziała o tym, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli. Kiedy tak leżała otulając ogonem syna Bukszpana, zobaczyła w wejściu do żłobka Świergot. Uniosła się.- Wyleczył się? - zapytała z uśmiechem nadziei. Jej ciocia opuściła głowę. Serce zabiło jej szybciej, a adrenalina wzięła ster.
- Co to ma znaczyć?!
Wzięła w pysk Wiciokrzewa i popędziła do legowiska medyka. Tam leżał on. A raczej jego ciało. Zimne, bez duszy. Śmierć go zabrała. Niby to samo futro, w które wczepiała się, gdy jako kocię jeździła na jego grzbiecie. Niby ten sam pysk. Ale to nie był on. Prawdziwy Gęgawa był już daleko. Jeżeli w ogóle dalej istniał. Wyczuła za sobą obecność szamanki. Odstawiła syna na ziemię i gwałtownie odwróciła się w stronę ciotki. Łzy spływały po jej polikach.
- Miał się wyleczyć! Miał żyć!
- Przykro mi...
Już miała się rzucić na liliową, gdy usłyszała pisk Wiciokrzewa niezadowolonego hałasem. Schowała pazury i wróciła razem z nim do żłobka.
***
Siedziała tam. Widziała jak wsuwają jego ciało do grobu. To było smutne jak mało osób o nim pamiętało. Na pogrzebie pojawili się tylko Świergot - zdrajczyni, która była winna jego śmierci, Bryza, ona sama oraz malutki Wiciokrzew, który przez cały czas wtulał się w jej bok, nie wiedząc co się dzieje i pragnąc mleka. Jej wujostwo patrzyło na nią jak na wariatkę. Może zabieranie mniej niż księżycowego kociaka na pogrzeb nie było najnormalniejszą rzeczą, lecz dla niej jedynym rozwiązaniem.***
Przez kolejne dni leżała w żłobku, bez przerwy płacząc. Dość mało jadła. Nie wiedziała właściwie po co ma dalej żyć. Nie miała już nikogo na kim mogłaby się oprzeć. Rodzice leżeli pod ziemią, siostra była zdrajczynią, mnóstwo długości drzewa stąd, a jej przyjaciele... Nie byli chyba przyjaciółmi. Coraz częściej widziała Rokitnika patrzącego się na nią z góry oraz Żagnicę kłócącego się z nim. Mogła tylko na to patrzeć ze strachem. Nie wiedziała co się dzieje. Świat się zawalił. Była sama z synem, którym musiała się zajmować. Gdyby tylko mogła jeszcze raz podzielić języki z ojcem...[*] Żegnaj ojcze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz