Obecność braci była momentami przytłaczająca. Kotka, chociaż lubowała się w skupiskach kotów, też potrzebowała czasu dla siebie, zwłaszcza poza paranoicznym okiem matki, która co rusz pilnowała dzieciakowi dupy, by wyglądało przyzwoicie. A ona przecież potrafiła o siebie zadbać!
Wybłagała ją o pozwolenie na wyjście na zewnątrz, co skutkowało bardzo długim wykładem na temat zachowania w klanie, przy czym oczywiście nie obyło się bez klasycznego "tylko nie zrób nam wstydu". Oczywiście, że nie zamierzała.
Chciała powoli poznawać nowe koty, by mieć łatwiejszy start jako uczennica. Pierwsze rzuciło jej się w oczy bielutkie futro - podobne do tego Pchły, z tym wyjątkiem, że to dodatkowo upstrzone było liliowym kolorem w okolicach ogona.
— Cześć — Strzyżyk wyrosła jak ten gremlin przed łapami prawie-idealnie-białej kotki, jakby zupełnie nie przeszkadzało jej, że mogła być potencjalnie zdeptana, podczas gdy ta zahamowała gwałtownie, zatrzymując łapę w locie, tuż nad głową kocięcia. O jeden krok za dużo i byłaby tragedia.
— Hej? — zabrzmiała niepewnie. — Oh, ty jesteś tą słynną dziecinką — westchnęła po chwili.
— Słynną? — powtórzyła ruda, kładąc po sobie uszy, z lekka zirytowana sobą samą. Ledwo chodziła na nogach, a już krążą o niej rozmowy? — Zdążyłam już coś przeskrobać, że o mnie mówią? Bo mama ciągle mówi, że jak coś odpierniczymy, to zaczną o nas gadać. W nieprzychylny sposób. A, no i że wylecimy z klanu na zbitą mordę — zacytowała matkę, nie spuszczając wzroku z rozmówczyni. Okrągłe, błękitne oczyska patrzyły się tak intensywnie, jakby chciały pożreć kotkę wzrokiem. — Tak w ogóle, to Strzyżyk się nazywam. A na ciebie jak mówią?
Wyraz pyska rozmówczyni wykrzywił się w przedziwny grymas. Zamrugała kilkukrotnie, nim w ogóle ponownie uchyliła pysk, gotowa do powiedzenia czegokolwiek.
— Dlaczego twoja matka gada do ciebie takie rzeczy? — rzuciła zniesmaczona. — Co jest z nią nie tak? Kociakom się tak nie mówi — wymamrotała, wciąż oburzona. — Z niczego złego Strzyżyk, bardziej z powodu tego, że... Że jesteś dzieckiem lidera. To dla wielu szok — mruknęła, nie chcąc wchodzić w szczegóły. — Zajęcza Łapa. Tak mam na imię.
— Duża jesteś, jak na uczennicę — stwierdziła, po czym spuściła wzrok na jej łapy. — No, chyba bym nie przeżyła, gdybyś mnie nimi zgniotła — miauknęła. Jedna łapa kotki dorównywała rozmiarowi jej głowie! Nawet była większa. — A co do reszty to... Tak, słyszałam o tacie Rudziku. Nie wiem, co o nim sądzić, ale przekonam się jak go już poznam. I, no cóż, moja mama twierdzi, że powinniśmy świadomi takich rzeczy od najmłodszego, żeby nie popełnić tego samego błędu jak na przykład... Zdradziecka Rybka? Tak on się chyba nazywał. Mama mówi, że zdradził i zhańbił rodzinę. Nie wiem w sumie, kim on jest, ale imię dużo o nim mówi.
Vanka zamarła na moment w bezruchu, wodząc wzrokiem po otoczeniu, byleby z dala od koteczki. Poruszyła najgorszy temat z możliwych.
— W tym akurat zgodzę się z twoją mamą. Nie tylko rodzinę skrzywdził swoim czynem, ale i cały klan. Lider trzyma go tylko z litości i sympatii, na ogół staraj się go unikać. Taki czekoladowy, poturbowany mocno. W skrócie, wygląda paskudnie, będziesz wiedziała, przed kim uciekać — stwierdziła.
— Jest niebezpieczny? — najeżyła się na karku na jej słowa. — Sądziłam, że jest nieszkodliwy. Dużo się o nim nasłuchałam. Daliowy Pąk mówiła mi, że ,,dał dupy dawnemu przywódcy Klanu Burzy". I że jest zdrajcą, że skazał Klan Nocy na klęskę, że bał się wody... Właśnie. To takie dziwne, że Nocniak boi się wody. Mam nadzieję, że ja nie będę mieć tego problemu. Ale zastanawia mnie jedna rzecz. Czemu tata go nie wyrzucił z klanu, skoro trzeba go unikać? Mówisz, że trzyma go z litości i sympatii, ale skoro jest partnerem mamy, to powinien mieć jej zdanie na względzie. A ona nienawidzi tego całego Zdradzieckiej Rybki. A w dodatku nie lubi, jak ktoś się z nią nie zgadza. Mam nadzieję, że się o to nie kłócili.
To by było straszne. Już teraz miała wrażenie, że mama niezbyt przepada za tatą, ale świadomość, że rodzice mogliby być skłóceni była bardziej przerażająca.
— Bo twój tata jest z lekka głupi — odparła Zajęcza Łapa. — Niektórzy są po prostu za mili, a złe koty to wykorzystują.
Nie podobało jej się to, jak określiła tatę, ale pewnie nie miała złych intencji. W końcu była taka miła. A tata może faktycznie był zbyt miły. To było tak dużo informacji... Czuła się, jakby głowa miała jej eksplodować. Dlatego nie chciała dłużej drążyć tego tematu.
— No cóż, wezmę sobie tą radę do serca — miauknęła. — To co jeszcze u ciebie? Czego cię uczą?
— Wszystkiego, aby zostać dobrym wojownikiem. Technik walki, pozycji do polowania, rozpoznawania zapachów — wymieniała liliowa. — No i pływania. Woda to nasz przyjaciel, pamiętaj!
Błękitne oczka zabłyszczały.
— Nie mogę się doczekać, aż będę pływać! To musi być piękne uczucie! Prawie jak latanie, tylko że w wodzie. Polowanie też brzmi ciekawie. Boję się tylko, jak mi pójdzie z łapaniem ryb, jak już dorosnę... Jak dorośli je przynoszą, to wydają się strasznie śliskie.
— Są, ale jak dobrze wbijesz pazury, to ci nie uciekną. Czasem mogą dać ci po pysku, jeśli złapiesz taką, a ta jeszcze będzie się ruszać — mruknęła. — Ale prawda. Pływanie jest przyjemne, ucz się go, bo Nocnik co nie pływa to najgorszy rodzaj pasożyta, jaki może stąpać po ziemi.
Przez ciało rudej przeszedł dreszcz. Przez moment w jej oczach zabłysnęło wahanie i niepewność - mama nie chciałaby jej znać, gdyby nie potrafiła pływać... Zając też nazywa takich pasożytami. Przez to czuła sporą presję. Wkrótce jednak znów się rozweseliła. Bo przecież wyzwania są fajne. Na pewno sobie poradzi.
— Dobrze, będę się uczyć. Nie chciałabym być pasożytem. Bo oni żerują na klanie, a nie dają nic od siebie... To paskudne — stwierdziła. Nie była pewna, jaką profesję chciała podjąć. To i to bardzo ją interesowało. Ale bez względu na to, nie chciała być balastem. Chciała przysłużyć się klanowi w ten czy inny sposób. A Zając... Była bardzo mądra. Widać było po niej, że się znała.
<Zając?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz