Doszły go szepty, gdy czuwał z zamkniętymi oczami na posłaniu. Od kilku dni, koty dziwnie na niego patrzyły, miaucząc coś pod nosem. Zdawał sobie sprawę z tego, że ktoś musiał nagadać na niego coś niepochlebnego. Nie był głupi. Czy się tym przejmował? Niezbyt. Nie interesowały go w końcu jakieś głębsze relacje z innymi, a tym bardziej to co o nim mówili. Żył dla siebie, a skoro czuł się dobrze w takim introwertycznym życiu, to po co miałby się zmieniać? Kosztowałoby go to tylko masę nerwów.
— Znów od niego wrócił? — usłyszał głos Perliczego Grzebienia.
— Jakiś zmęczony sądzisz, że...
— Ciszej, bo jeszcze usłyszy — złajała ją Gawronie Skrzydło.
Westchnąłby cierpiętniczo, gdyby nie fakt, że zwróciłby na siebie uwagę każdego. Otworzył powoli oczy, unosząc łeb i kierując wzrok na te dwie, które widząc, że się "obudził", szybko powędrowały wzrokiem gdzie indziej.
— Wszystko słyszałem. — miauknął w ich stronę. — Naprawdę nudzi wam się w życiu, skoro zajmujecie się plotkami?
Perliczy Grzebień się speszyła, zerkając na boki. Złota Pręga za to znalazła się tuż obok niego, na co strzepnął uchem. Ugh... Jego dawna mentorka wyszła ze żłobka i ponownie się nim zainteresowała. Jak miło...
— Mi możesz powiedzieć. Jaki on jest? Jelenia Cętka podobno wylewa łzy. Lubisz łamać kocurze serca i je zdobywać, co?
Odsunął ją łapą od siebie, czując jak jej oddech omiótł mu ucho.
Co takiego? A więc o to chodziło? Żałosne... Naprawdę Klan Klifu był jakiś przygłupi skoro sądzili, że interesował się ich liderem w taki sposób. Nie miał nic do Jelenia, a tym bardziej nie kleił się do Lamparciej Gwiazdy. Spełniał tylko rozkazy, a to, że kocur ostatnio coraz częściej go do siebie wzywał, zapraszając na wspólne patrole i treningi swego ucznia, to nie była jego wina. Nawet jakby chciał, nie mógł mu odmówić. Złamałby tym sposobem obyczaj, który nakazywał bezgraniczne posłuszeństwo instancji wyższej.
— Nie mam romansu z liderem. — odpowiedział im sucho, widząc jak każdy w legowisku nachyla ku niemu ucho, by usłyszeć jego słowa.
Pewnie mu nie uwierzą, skoro tak się wkręcili w ten temat. Złota nawet się roześmiała, posyłając mu sugestywne spojrzenie, które nie zrobiło na nim wrażenia. Chciała go zawstydzić? Pomasował się łapą po skroni.
— Nie interesuje się kocurami. Jeżeli mi nie wierzycie to trudno. Nie będę strzępić sobie języka na mysie móżdżki podążające głucho za kłamstwem, ponieważ szukają sensacji w nudnej rzeczywistości. — Położył łeb na łapach, przymykając na powrót oczy.
Słyszał jak ruda kocica odeszła od niego, siadając w tym kółeczku gospodyń domowych. Znów zaczęły szeptać, pewnie dalej drążąc temat o jakieś swoje dzikie fantazje.
Westchnął cierpiętniczo. Trudno było to ignorować, czując ich wzrok na karku.
— Brzmi na poważnego... Może jednak to kłamstwo? — zasugerowała Marchewkowa Natka.
— Zawsze jest poważny. W końcu to pan maruda. Może Lamparcia Gwiazda takich lubi? — zatrajkotała Rdzawe Futro.
Ile ich tam nagle się zalęgło? Czuł się tak, jakby wszystkie kocice z klanu zebrały się w jednym miejscu, by go poobgadywać. Na dodatek tak niedaleko niego, jakby czuły dziwną satysfakcję, widząc go w pobliżu.
Pewnie każdy inny by zareagował, pogonił to towarzystwo i rzucał groźbami, lecz nie on. I tak nic by to nie zmieniło. Straciłby tylko niepotrzebnie siły, a te znalazłyby kolejny temat, który wplotłyby w jego "romans".
Gdy temat zszedł na to kto co robił w krzakach, wstał i wyszedł ociężale z legowiska. Nie miał zamiaru słuchać o ich niegodziwych fantazjach z nim i liderem w roli głównej. Co z tym klanem było nie tak? To już w Betonowym Świecie za znajomość z szefostwem, nie wymyślali takich chorych rzeczy. Zawsze taki kot był szanowany, bo znał kogoś tak potężnego i wpływowego.
Wyszedł poza jaskinie, biorąc głęboki, mroźny oddech. Przyglądał się odległemu morzu, przypominając sobie zgromadzenie, na którym zastępował Dzikiego Kła. Siedział po prawicy lidera, co musiało tylko podjudzić klan do kolejnych plotek.
Widząc powracający patrol, przesunął się, robiąc im miejsce. Jego wzrok spotkał się z Jelenią Cętką, który położył po sobie uszy, szybko znikając wewnątrz jaskini.
Eh... Chyba powinien poinformować lidera o tym co działo się w klanie. Wątpił, że ktoś o jego pozycji, by godził się na takie zachowanie. Szkoda, że Klan Klifu nie stosował kar, które znał z Betonowego Świata. Wątpiłby czy wtedy ktoś odważyłby się na taki durny krok. Jednakże jeżeli skieruje teraz kroki do szefa, to całe kółeczko pomyśli, że znów miał z nim schadzkę.
Trzeba było to zignorować. Na razie...
***
Lamparcia Gwiazda wziął go na poranny patrol. Nie powiedzą, że szli na randkę, bo towarzyszył im Ciernista Łapa, który rozglądał się znudzony i zaspany po otoczeniu. Śnieg chrzęścił pod ich łapami, gdy się przez niego przedzierali. Zaczął mieć myśli, że może kocur to robił po to, bo zauważył jak się ostatnimi czasy rozleniwił? Nie był już jego mentorem, zaliczył jego test, a i tak kazał mu wstawać rano niczym uczniak. Nie był w stanie jednak mu odmówić. Lider miał nad nim pełną władzę, z której musiał być świadomy. Może to w nim polubił? Że był w stanie wykonać każdy jego rozkaz, bez słów sprzeciwu?
— O czym myślisz? — usłyszał jego głos.
— O twoich wojownikach, którym się nudzi do takiego stopnia, że uważają nas za parę.
Lamparcia Gwiazda stanął zamurowany, a jego wyraz pyska od razu się wykrzywił ze złości. Najwidoczniej nie zauważył tego, że wojownicy po kątach ich obserwowali, wyobrażając sobie nie wiadomo co.
— Co za parszywe istoty. — wysyczał. — Debile się nudzą, zaraz im coś znajdę do roboty — Zastukał pazurami o zmarzniętą ziemię.
Skinął mu głową. Podzielał jego zdanie w tym temacie. Jeżeli będą zajęci, nie będą powielać tych plotek.
— Brak im dyscypliny. — mruknął, przypominając sobie swoją rozmowę z Mroczną Gwiazdą. — Za dobrze im.
— Masz rację. Masz jakiś pomysł jak wybić im ten debilizm z głowy? — Spojrzał na niego oczekująco.
Znał wiele kar, które stawiały koty do pionu. Od publicznego obdzierania ze skóry po bolesne śmierci. Wątpił jednak, by czarno-biały chciał stracić swoich wojowników z tak błahego powodu. Bądź co bądź, to były tylko niewinne żarty, jednakże... Jednakże nie powinno się wyśmiewać z władzy. Z niego? Z niego mogli, nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Ale z lidera? To był poważny brak szacunku.
— Myślę, że chłosta wielu przemówiłaby do rozumu. Siła to broń idealna na nieposłuszne jednostki. Wiem, że cię tu nie szanują. Dziwi mnie to. Jesteś ich liderem, a traktują cię jak niegroźne kocię. Nie widziałem, by ktoś w klanie skłonił przed tobą głowę. To olbrzymi nietakt.
— Czym niby chcesz ich bić? To nie jest dobry pomysł. Wymyśl coś innego. Mniej krwawego najlepiej. — dodał, zauważając jego tendencję do takich rozwiązań.
Zastanowił się nad innym rozwiązaniem sprawy. Skoro lider wolał bardziej pokojowe rozwiązanie, musiał się do tego dostosować. Tylko jak mogliby ukarać takie jednostki? Nie znał nic innego poza brutalnością. Westchnął, wypuszczając obłoczek pary z pyska.
— Nie wiem... Może więcej obowiązków? — rzucił nieprzekonany. — Ewentualnie możesz im pogrozić pazurem. Moczenie się w zimnym morzu też jest dobre, by ostudzić ich niestosowne myśli.
Lamparcia Gwiazda odparł, że zastanowi się nad tym. Zwrócił łeb w stronę swojego ucznia, kończąc rozmowę na ten temat. Nie pozostało mu nic innego niż podążanie za czarnym. Wyrzucił z głowy wszystkie zbędne myśli, skupiając się na polowaniu. Potrzebował pobyć trochę z dala od tych mysich móżdżków. Już przestał się dziwić, że lider kogoś szkolił. Za taką wolność? Warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz