Widziała jego podły uśmiech. Łapy były skropione krwią. Podłe spojrzenie błądzące po obozowisku. Szukał nowych ofiar. Była o tym święcie przekonana. Czuła, że niedługo kolejny niewinny kot padnie ofiarą jego zabaw.
- Zjadłaś jeża? - Biała wojowniczka zdawała się rozbawiona jej stanem.
Mleczyk nie było do śmiechu. Sprawa była poważna. Morderca chodził wśród nich.
- Spadaj - prychnęła zmęczona do kotki.
Wyminęła ją. Pulsujący ból głowy nie pomagał jej się skupić. Musiała to wszystko połączyć w całość. Udowodnić Komarowi, że jej brat jest niebezpieczeństwem. Że to on stoi za tym wszystkim. Morderstwem Janowca, Brzoskwinki, Księżyca, a teraz i Nic. Winny stąpał wśród nich ze złowieszczym uśmiechem wymalowanym na pysku, a nikt nic z tym nie robił. Zupełnie jakby tylko ona to widziała. Tylko ona otworzyła oczy na ciche przyzwolenie na przemoc w ich klanie.
- Myślałam, że jak w końcu "uwolnisz się" ode mnie to odzyskasz humor. A proszę... czyżbyś jednak tęskniła za mną? - zaśmiała się Świt.
Mleczyk zjeżyła się. Kotka wybrała zły dzień na takie zaczepki.
- Nie słyszałaś co powiedziałam? Z j e ż d ż a j - przeliterowała kotce.
Odwróciła wzrok od niej. Nie miała siły na to. Nie gdy musiała spotkać się z nią. Ruda medyczka pewnie już zapomniała o jej istnieniu. Mleczyk unikała matki. Łatka córki morderczyni liderów wciąż trzymała się na jej futrze. Weszła niepewnym krokiem do legowiska medyka.
- Tak? - Witka miauknęła cicho.
Szylkretka odetchnęła z ulgą.
- Ostatnio... nie czuję się za dobrze - mruknęła, otulając się ogonem.
Młoda kotka podeszła do niej. Obwąchała ją. Obeszła z każdej strony. Kazała pokazać język, po czym zniknęła za rogiem.
- Masz - oznajmiła jedynie.
Mleczyk zerknęła z obawą na nieznane liście. Nie miała za bardzo innego wyjścia niż posłuchać kotkę. Z trudem je przełknęła i wyszła z nadzieją, że to jej ostatnia wizyta tutaj w najbliższym czasie.
- Zjadłaś jeża? - Biała wojowniczka zdawała się rozbawiona jej stanem.
Mleczyk nie było do śmiechu. Sprawa była poważna. Morderca chodził wśród nich.
- Spadaj - prychnęła zmęczona do kotki.
Wyminęła ją. Pulsujący ból głowy nie pomagał jej się skupić. Musiała to wszystko połączyć w całość. Udowodnić Komarowi, że jej brat jest niebezpieczeństwem. Że to on stoi za tym wszystkim. Morderstwem Janowca, Brzoskwinki, Księżyca, a teraz i Nic. Winny stąpał wśród nich ze złowieszczym uśmiechem wymalowanym na pysku, a nikt nic z tym nie robił. Zupełnie jakby tylko ona to widziała. Tylko ona otworzyła oczy na ciche przyzwolenie na przemoc w ich klanie.
- Myślałam, że jak w końcu "uwolnisz się" ode mnie to odzyskasz humor. A proszę... czyżbyś jednak tęskniła za mną? - zaśmiała się Świt.
Mleczyk zjeżyła się. Kotka wybrała zły dzień na takie zaczepki.
- Nie słyszałaś co powiedziałam? Z j e ż d ż a j - przeliterowała kotce.
Odwróciła wzrok od niej. Nie miała siły na to. Nie gdy musiała spotkać się z nią. Ruda medyczka pewnie już zapomniała o jej istnieniu. Mleczyk unikała matki. Łatka córki morderczyni liderów wciąż trzymała się na jej futrze. Weszła niepewnym krokiem do legowiska medyka.
- Tak? - Witka miauknęła cicho.
Szylkretka odetchnęła z ulgą.
- Ostatnio... nie czuję się za dobrze - mruknęła, otulając się ogonem.
Młoda kotka podeszła do niej. Obwąchała ją. Obeszła z każdej strony. Kazała pokazać język, po czym zniknęła za rogiem.
- Masz - oznajmiła jedynie.
Mleczyk zerknęła z obawą na nieznane liście. Nie miała za bardzo innego wyjścia niż posłuchać kotkę. Z trudem je przełknęła i wyszła z nadzieją, że to jej ostatnia wizyta tutaj w najbliższym czasie.
Wyleczeni: Mleczyk
W końcu, już się martwiliśmy! :D
OdpowiedzUsuń