- To nie leszcz, bo jest ludy. Tamten jest leszcz - Wskazał na jakiegoś wojownika, który miał barwę inną niż on i Leśna Łapa
- Ślicznie - miał aż ochotę wytulić tego dzieciaka z zadowolenia. Niech se Kamień wsadzi tą całą karę pod ogon, jeszcze parę dzieciaków i będzie miał armie popleczników pod łapami!
- Zdobywasz więcej punktów młody. Ja też widzę leszcza. O tamtego - wskazał prosto na Kamienną Gwiazdę z uśmiechem. Na pysk Jelonka wypłynęło chwilowe zastanowienie, gdy zaraz energicznie pokiwał łebkiem, szczerząc się głupiutko.
- Blawo masz punkt! - pochwalił go, wypatrując kolejnych leszczy. - Dużo w obozie jest leszczy, wiesz? - zauważył tak teraz.
- Niestety wiem. Lepiej, jakby było ich mniej, ale cóz poradzić - westchnął, wzruszając ramionami. - Ale ty nie jesteś leszczem. To jakiś plus, nie?
- Tak, plus, ale jakby było mniej leszczy, to tludno byłoby zdobyć punkty - zauważył, nadal uważając to za zabawę
- Prawda, ale wtedy o ile bardziej ekscytująca była by zabawa, nieprawdaż?
- To może pobawmy się w leszcze na odwrót. Mniej jest ludych, to niech oni będą leszczami i będzie fajniej! - zaproponował mu, na co starszy pokręcił zaraz głową. Nie mógł pozwolić tak nagiąć zasady ich małej "zabawy". Przecież liczył, że malec kiedyś wprowadzi to w życie! Musiał szybko wymyślić coś innego, żeby czasem sobie nie pomyślał, że można rudych nazywać leszami... ygh, obrzydliwe.
- Nie. Nie ma takiej opcji, młody. Tylko nierudzi są leszczami. Jeśli chcesz szukać rudych, możemy szukać gwiazd. Nierudzi to leszcze, rudzi to gwiazdy. Rozumiesz?
Malec kiwnął łebkiem, że zrozumiał.
- To tu widzę... dwa leszcze i jedną gwiazdę - Wskazał na grupkę, która właśnie wchodziła do obozu.
- Wspaniale. Punkcik dla ciebie - teraz zostało przekonać dzieciaka do tego, że to nie zabawa, a powinien tak patrzeć cały czas. Ale na to przyjdzie czas. - Fajne, prawda?
- Tak, fajne - zgodził się z nim, nie zbywając uśmieszku z pyszczka. Pożar już jednak wymyślił nowe, lepsze zajęcie. Takie, dzięki któremu będzie mógł w dosyć nieszkodliwy sposób uwolnić swoją złość na liderkę.
- Wiesz co jeszcze jest fajne? - zapytał, nawet nie czekając na odpowiedź. - Tamten leszcz - znów wskazał na Kamień. - Jest mega giga gruby. Chcesz, żeby ciocia Kamień była brzydkim leszczem?
- No nie wiem... - zaczął, a widząc minę starszego, poczuł się tak okropnie, jakby sam go obraził, przez co się poprawił. - Znaczy... Ciocia jest leszczem, ale ma ładne futelko. Takie czalne. - wytłumaczył.
- Nie prawda - mruknął niezadowolony, czekając, aż malec sam się poprawi.
- Um... Jednak... jak tak telaz myśle to... To jest wielkim, glubym, brzydkim leszczem, takim fuj, fuj i śmieldzi ble - miauknął, oczekując od starszego aprobaty.
- Tak! Bardzo dobrze - zamruczał zaraz z uśmiechem, chwaląc malucha. Zdał sobie sprawę, że jest świetnym nauczycielem. Poklepał młodszego po łebku, pokazując swoje zadowolenie. Nie było łatwiejszego sposobu na obrabianie Kamień dupy, jednak rudy był na tyle zdesperowany, że nie zamierzał się cofać przed nawet najbanalniejszymi sposobami.
- I...i ciocia Kamień tak śmieldzi, że kwiatki usychają - rozkręcał się bardziej, aby zdobyć sympatię kocura. - I ma jape taką kanciastą, bo jest leszczem!
- Świetnie! Wspaniale ci idzie! - zamruczał zachwycony. Może coś z tego smroda wyrośnie. Zaraz chwycił kamień i położył go przed kocurkiem. - Masz. Udawaj, że to ciocia Kamień. Teraz możesz powiedzieć jej to prosto w pysk.
Malec nabrał w pyszczek powietrza, patrząc na kamień. Chciał pokazać mu jaki jest cool, więc przyjął to wyzwanie.
- Cześć ciociu Kamień. Jesteś leszczem, bo śmieldzi ci z japy. Jesteś ofujna, masz mózg jak lisie łajno i capi ci z krzywego pyska jak zeee.... eeee... zdechliska.
Uwielbiał już tego dzieciaka. Nawet jeśli to tylko kociak, a bachory śmierdzą. Jelonek mógł być tym jednym wyjątkiem.
- A teraz opluj Kamień.
Za poleceniem starszego, dzieciak charknął i napluł na kamień, patrząc na kolegę zadowolony.
- Jest telaz baldzo fuuuuj.
- Dokładnie. Na żywo też jest fuj - splunął z nienawiścią na głaz. - Niech się udławi.
- Tak! Niech się udławi, ha tfu - znów splunął na kamień. - Fuj, fuj, zła ciocia Kamień.
- Ślicznie, młody - zamiauczał kolejny raz, po czym pogłaskał kocurka po łebku. - Jeszcze trochę i będziesz mógł powiedzieć to cioci w twarz. To będzie ostatni etap naszej zabawy. Wtedy zostaniesz wielkim zwycięzcą.
- Tak! Będę wielkim zwycięzcą! Zobaczysz! - udawał wcale nie przejętego
- Na to liczę. Wiesz, jaki dumny wtedy będę z ciebie? - miauknął, licząc, że dzieciak na pewno będzie chciał to zrobić.
- Naplawdę? - Oczka mu aż błysnęły. Podskoczył swoimi przednimi łapkami w górę radosny. - To zlobie to! Zobaczysz!
- Tak, naprawdę - zamruczał, zadowolony. - Będę czekał.
***
Jego rozmowa z Tygrys zakończyła się co najmniej żenującym rezultatem. Właściwie, to nic nie osiągnął, jedynie zdenerwował się nastawieniem Tygrys. Nie... nic było złym słowem. Udało mu się wyciągnąć z kotki przynajmniej jakieś informacje. Nie wiedział, czy mu się przydadzą, jednak nie miał zamiaru zapominać o jakże miłej pogawędce z zastępczynią. Z rozmyślań wydarł go Jelonek, który podszedł do niego z żałosnym wyrazem wymalowanym na pysku.
- Coś sie stało?
Obrzucił malucha wciąż niezadowolonym po rozmowie z Tygrys spojrzeniem. Głupia Tygrys. Głupia Kamień. Głupi Klan Burzy. Westchnął. Nie miał czasu dąsać się nad ułomnością władzy w własnym klanie. Zobaczymy, jak Tygrys pilnuje te swoje pociechy, skoro tak się na to zarzekała.
- Twoja mama sprawiła, że jest mi przykro - burknął cicho, robiąc smutną minkę do kociaka. Ten zaskoczony spojrzał na niego, po czym powędrował wzrokiem na mame.
- Jak to? Mamusia nigdy nie splawiłaby nikomu przyklości! Ona lubi jak się uśmiecham, to i na pewno chciała u ciebie wywołać ladość - wyjaśnił mu, siadając obok, próbując go pocieszyć.
- A jednak. Powiedziała mi coś niemiłego. I brzydkiego - wytłumaczył prostym, banalnym językiem, by kocurek na pewno zrozumiał. - Powiedziała, że jestem gorszy od leszczy. - I wziął jego stronę.
Jelonek sapnął, nie mogąc w to uwierzyć. Od razu go pogłaskał po boku łapka, dodając mu otuchy i posyłając wspierające spojrzenie.
- Pewnie to przypadkiem. Mamusia na pewno tak o tobie nie myśli.
- Nie było w tym żadnego przypadku. I myśli. Gdyby tak nie myślała, to by tak nie mówiła. - Mruknął, w głębi duszy nieco rozbawiony reakcją dzieciaka, który teraz zrobił smutną minkę.
- Na pewno przeplosi, gdy zlozumie, że popełniła błąd. Nie przejmuj się. Ja tak o tobie nie myślę. Jesteśmy przecież przyjaciółmi, plawda? - Otarł się o niego pocieszająco
- Tylko twoja mamusia nie pomyśli, że zrobiła błąd. Bo ciocia Kamień ją podtrzymuje w przekonaniu, że tak jest. Obie myślą, że do niczego się nie nadaję - tłumaczył dalej. - I dlatego się cieszę, że chociaż ty jesteś moim przyjacielem. Najlepszym jakiego kiedykolwiek miałem.
- Jesteś supel, a one się nie znają. Nie przejmuj się ich słowami, plose. Szkoda łez... Może chcesz się pobawić? Zabawa zawsze splawia, że się uśmiecham, to może ci też pomoże? - zaproponował.
- Tak, masz rację... zabawa może pomóc - miauknął, udając nieco pocieszonego. Poczucie, że ktoś inny niż rodzina się nim przejął było... całkiem miłe. To musiał przyznać. Ale... nie, to głupie. To kociak. On każdemu będzie współczuć, jak tylko zobaczy smutek na pysku.
< Jelonek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz