dawno
— Czy chciałabyś ze mną porozmawiać o wierze? – wpadła jak burza Goryczkowa Łapa, a zanim Kunia Łapa zdążyła odpowiedzieć, zaczęła ciągnąć dalej. — Bo wiesz, jest takie fajne miejsce, gdzie jest dużo odważnych kotów i przyszłam zapytać czy chcesz je ze mną czcić, no bo w końcu nie jesteśmy głupie!
— Czy możesz powiedzieć coś więcej? — odpowiedziała nieco speszona, ale też zaciekawiona. Czy to możliwe, żeby Goryczka również dowiedziała się skądś o bogach? Tych samych, o których sekretnie myślała nocami, odkąd tylko Oszronione Słońce postanowił ją nauczać?
— Bo wiesz, moja mama mówi, że jak się służy tym kotom to twoja rodzina cię kocha! — kontynuowała z podekscytowaniem. — Nie będziesz musiała dłużej zawodzić swojej rodziny! — wypaliła, czekając na reakcję przyjaciółki. Kunia Łapa analizowała te słowa. Zamrugała kilkukrotnie, patrząc na Goryczkową Łapę ze zdziwieniem. Czy ona naprawdę powiedziała że… zawodzi swoją rodzinę?
Mimowolnie żółte oczy Kuny zaszkliły się, myśląc o tym więcej. Przecież własna matka jej się wyrzekła. Był jej wstyd, że w ogóle powołała na świat zdrajcę. Przez nią brat nie żył. Pewnie nawet dla Mysikrólika nie była wystarczająco dobra. Oczy Kuny się zaszkliły. Nie była pewna co odpowiedzieć. Czy Goryczka tak myślała, czy tylko wymsknęło jej się coś nieodpowiedniego? A co jeśli ona naprawdę tak sądzi?
— Sądzisz, że ich zawodzę? — wydusiła w końcu z siebie drżącym głosem. Kąciki ust uczennicy opadły tak szybko, jak wylał się z nich potok słów.
— O nie, nie to miałam na myśli! — zapewniła piskliwie Goryczkowa Łapa. — W sensie, że to takie super jest! I każdy cię pokocha! Polubi! No i w ogóle! — zaczęła panikować, widząc jak Kunia Łapa odwraca się do niej tyłem, nie chcąc, by ta zobaczyła jej łzy. Podeszła niezdarnie bliżej Kuny. — Ty jesteś dobra! Nie zawodzisz ich! Po prostu może Sosnowa Igła ma wyższe oczekiwania, których… n-no dobra… Nie chciałam cię zranić, Kuno! — miauknęła jeszcze Goryczka. Kuna szybko otarła resztki łez, nie chcąc jeszcze bardziej stresować przyjaciółki.
— Jest okej.
— Nie jesteś na mnie zła?
— Każdemu czasem może się wymsknąć. — uśmiechnęła się słabo. Goryczka nie miała tego na myśli, nawet jeśli zabolało i to było najważniejsze. — Po prostu możemy już porozmawiać o czymś innym? — poprosiła.
— Oczywiście! Jeśli tylko tak chcesz! — Goryczka, co było do niej niepodobne, zastanawiała się w ciszy przez chwilę — Lubisz ptasie piórka?
— Jak mogłabym nie lubić? Są ładne. I zniosłaś mi już ich tyle, że mogłabym wymościć sobie nimi łóżko. — zaśmiała się lekko.
— Puchowe pióra są bardzo ciepłe. Z resztą, przecież do tego im służą, by było im ciepło. Wiesz, że znalazłam rano kilka piór gołębich? Były niemal nienaruszone, więc je wzięłam! — złota zaczęła mówić, a Kunia Łapa jedynie słuchała z zainteresowaniem. — Gołębie pióra nie nadają się niestety do moszczenia niczego, przynajmniej nie lotki, one są bardziej twarde. Mimo tego trzeba się z nimi obchodzić ostrożnie, bo łatwo je rozerwać…
— Widzę, że się nie możesz z nimi rozstać. — zaśmiała się Kuna, gdy sięgnęła pyskiem i z wytarmoszonego futra na piersi wyciągnęła czarne, jaśniejące od dołu pióro.
— Oh… właśnie mi się wydawało, że coś zgubiłam. — podniosła je delikatnie, co w jej przypadku skończyło się dalszym naruszeniem jego stanu.
— Chyba nie jest już najlepszej świeżości.
— Ale je polubiłam!
— Polubiłaś pióro?
— Tak! Lubię niektóre. O, możesz przyjść do mojego legowiska! Mam je poukładane pod legowiskiem. Rudzika ogonowe, lotka sójki, mam nawet sterówkę czapli… oh. Znowu się rozgadałam.
— Mów dalej, ja słucham. — zapewniła ciepło.
— Naprawdę? Inni mówią że to głupie. — Goryczka zaczęła poruszać kompulsywnie końcówką ogona.
— To ciekawe, ile o tym wiesz. I nigdy to nie będzie głupiutkie. A ja lubię słuchać, jak o tym mówisz.
— To- to super! — miauknęła podekscytowana Goryczkowa Łapa. Kuna była zadowolona z tego, że przywróciła uśmiech na jej pyszczku. Fakt, nie zawsze interesował ją wywód na temat rodzajów piór, jednak nigdy nie umiałaby zrobić Goryczce przykrości. Zasługiwała na wysłuchanie. — To chcesz je zobaczyć?
— Oczy-
— Czy wy musicie tak krzyczeć? — mruknęła Ośnieżona Łąka, wpychając się między nie i przechodząc dalej. — To naprawdę nieprzyjemne, gdy chcesz raz porozmawiać ze swoimi znajomymi, a jakieś dzieci się drą.
— Przepraszam, proszę pani. — nieco wycofała się szylkretka.
— Możliwe… możliwe, że byłyśmy za głośno. Przepraszamy.
— I dobrze. Z resztą, pewnie Goryczkowa Łapo, twoja mentorka może czekać. Na stosie zawsze się przyda dodatkowa piszczka.
— Pogadamy wieczorem. — zapewniła ją Kuna i patrzyła jak kotka odchodzi gdzieś, pewnie szukając Motylego Trzepotu. Cóż… praca nie mogła czekać.
***
przed zgro
Cienie przeszłości. Duchy wyciągające po nią swe brudne łapska, zahaczając o kołtuny jej sierści połamanymi pazurami. Nie mogła zmrużyć ślepi do snu, gdy za każdym razem na powiekach malował się obraz krwawej bitwy i wojny. Nie mogła przestać myśleć o słowach Jastrzębiej Gwiazdy, ani o swej świętej przysiędze. Obietnicy podjętej pod groźbą pazurów i zębów. Jej ostatnia szansa od całego świata.
A wśród tego jeden promyczek światła.
Zakręciło jej się coś w piersi, gdy patrzyła ukradkiem zza wlotu legowiska medyka na tętniące życiem obozowisko. Osiedlili się w borsuczej jamie, która była całkiem ciemna i mała. Mroczna Gwiazda zajął większą, która jej zdaniem należała się im, medykom, jako że było w niej więcej miejsca. Oni musieli tu jeszcze pacjentów przyjąć ww to całkiem ciasne miejsce, a lider był w swoim legowisku sam, ewentualnie pogadywał sobie z Irgowym Nektarem tam na osobności. Na spokojnie mógł zająć skromniejszą z dziur. Ale najwyraźniej to Mroczna Gwiazda musiał zająć norę, a Kunia Norka, jak wskazywało jej imię, norkę. Ale kto mógł się zmieścić w niej lepiej niż ona? Nawet Deszczowa Chmura nie protestował i końcowo, przy delikatnym rozkopaniu, każdy miał dla siebie miejsce.
Wciąż jednak wyglądała na pewną osobę. Taką jedną, skłamałaby mówiąc, że niespecjalną. Ze złotym jak zachód słońca futrem, niepowtarzalnym. Z oliwkowymi oczami, wiecznie otwartymi na nową przygodę. Miała sierść sięgającą aż do ziemi, brudną jak dzik umazany w błocie. A te krótkie, okrągłe łapki, które przebierały w podskokach tylko słysząc swoje imię.
Jak bardzo było widać, że była zakochana w Goryczce? Tego nie wiedziała, ale mogła się tylko domyślać, że skoro duchy wiedziały o jej zbrodni, tak i będą wiedziały o jej zadurzeniu. Co musi sobie myśleć Różana Słodycz, która uratowała jej życie dla czegoś takiego? Jak jeszcze mocniej musiała się nią rozczarować Ośnieżona Łąka? Westchnęła, wypuszczając z siebie wraz z powietrzem podekscytowanie. Nie mogła się powstrzymać przed wszystkimi myślami. Była z nią zawsze i na zawsze. Nie było dnia w którym by nie rozmawiały chociaż przez krótką chwilę. Goryczkowy Korzeń była taka żywiołowa, zabawna, ambitna. Miała czego jej zazdrościć, była w końcu piękna. Miała taką cudowną sierść. Piękną aparycję. Charakter aktywny, pewny siebie. Po prostu lśniła. A ona? Wolała nie komentować tego zflaczałego gluta bez osobowości. Dlaczego przyjaźniła się akurat z nią, to sam Klan Gwiazd wiedział. Kunia Norka nie zasługiwała na taką idealną osobę. Goryczka powinna sobie znaleźć kogoś takiego jak ona sama, ładnego i dobrego. A nie tego worka zmartwień. Była dla niej pewnie tylko obciążeniem.
A jednak chciała się z nią spotykać, chciała z nią spędzać czas. To było jak marzenie! Nie robiła sobie jednak nadziei na cokolwiek więcej. Była medykiem, a ona wojownikiem. Miała pewnie dookoła tyle kotów, którym też skradła serce. Na pewno mieli u niej większe szanse.
— Hej! — wrzask Goryczki przerwał jej poranny, samotny monolog. Odwróciła się gwałtownie w jej stronę, podskakując. — O nie, nie chciałam cię przestraszyć! — zmartwiła się.
— Jest dobrze. Po prostu się ciebie nie spodziewałam — przetarła pysk łapą, by Goryczka nie zauważyła głupiego uśmiechu, który niekontrolowanie wszedł na jej pysk.
— Ehh, jak zawsze na głupca wychodzę — miauknęła i zaszczebiotała, wyszczerzając swoje pożółkłe ząbki. — Jak tam dzisiaj?
— Zaskakująco, nawet nie jest źle — odpowiedziała — oprócz tego, że trzeba iść niedługo nazbierać ziół. Śnieżną porą to prawdziwa udręka, bo naprawdę trudno jest tu cokolwiek znaleźć. Ale idzie pora zielonych liści, to na pewno się coś złapie. A tak to...
— Mogę pójść z tobą? — przerwała jej Goryczka, świdrując głęboko zielonymi oczami. Jak mogłaby jej odmówić wyjścia? Uh, ale nie była na to wcale przygotowana! Palnie jakąś głupotę i Goryczka weźmie ją za dziwną. Nie chciała być dziwna. Chciała, by każde ich pozaobozowe spotkanie było przynajmniej idealne. Nie mogła dopuścić do żadnego nieprzemyślanego ruchu!
— O-oczywiście! Tylko nie dziś — mruknęła w zakłopotaniu. — Dzisiaj chyba dotrzymam towarzystwa Deszczykowi. Powiem ci kiedy!
— Dzięki. Chciałam pogadać, ale widziałam dużą grupę sikor niedaleko obozu. Muszę je nakarmić!
— Nakarmić?
— Tak, sikory jedzą nawet mięso. Mam nadzieję, że coś złapię... Tak czy siak, serwus, Kunko!
Kunko..?
Na Klan Gwiazdy, Kunko!
Poczuła przyjemne mrowienie w palcach, gdy to usłyszała. Goryczkowy Korzeń zdrabniała jej imię i mimo że nigdy tego nie lubiła, teraz... Wydawało się być piękne! Jak gdyby szylkretka obdarzyła ją całą swą czułością jednym, zwykłym słowem.
— P-pa, Goryczko... Goryczko? — zdała sobie sprawę z tego, że już od dłuższego czasu nikt przy niej nie stał. Śmiejąc się samemu do siebie uciekła, widząc spadające płatki śniegu.
***
Odłożyła ostatni liść pięciornika na kupkę. Z roztopami śniegu powróciła nowa dawka chorób, co nie było niczym dziwnym lub niecodziennym. Każda pora roku skutkowała nowymi urazami. Niektórzy jednak wcześniej ani myśleli dbać o swoje zdrowie. Wczesnym świtem wpadła do legowiska medyków śmierdząca wymiotami Sarni Krok, która oczywiście, że sądziła, że zjedzenie tygodniowej wrony to dobry pomysł. Kilka dni temu również irytujący Trująca Łapa, uważający siebie pewnie za zbyt "męskiego", by iść naprawić skręcony ogon. Jakby nie było mało niepotrzebnych uszczerbków na zdrowiu, sam Deszczowa Chmura na zdrowiu podupadł. Mimo swego wigoru na jego ciele rysowały się widoczne żebra. A starała się jak tylko mogła, by jadł przynajmniej raz dziennie. W końcu Klan miał wystarczająco dużo pożywienia, nikt w nim nie głodował, a to Deszcz wyglądał najgorzej. Mówił, że starość daje się mu we znaki, lecz to nic takiego. Kuna starała się, nie chcąc dokładać Deszczowej Chmurze stresu, nie zamartwiać się jego stanem. Mimo wszystko zawsze na końcu głowy miała tą myśl. Przeniesienie do starszyzny tylko pogorszyłoby jego stan, jako że musiałby polować za siebie, bez swojego niedawno zmarłego przyjaciela Dymnego Nieba. Dlatego niejako została jego opiekunką, co rudy otwarcie doceniał.
To, o czym rozmawiały jednak z Goryczką na zgromadzeniu uderzyło ją mocniej w serce. Goryczkowy Korzeń mówiła, że jest najlepszą osobą którą zna. Chciała, by Kuna nauczyła ją ziół, spędzić z nią jeszcze więcej czasu. Wyznała, że mogłaby z nią spędzić całe życie. Przy czym mieszała samą siebie z błotem, uważając za dziwną i irytującą. Przepraszała za sprawianie wszystkim zawodu, niespełnianiu oczekiwań. Bez cienia wątpliwości wtuliła się głęboko w futro Kuniej Norki, wypłakując w nie łzy, z ogromnym zaufaniem.
Przecież to nie mogło być tak idealne. Zaszkliły jej się oczy, a ciało przymarzło pod słabym dreszczem. Miała teraz wierzyć, że po byciu oszukanej przez los tak wiele razy teraz ktoś ją prawdziwie, romantycznie kocha? I to jeszcze z odwzajemnieniem? To musiał być kolejny podstęp. Miała poczuć się kochana, zdobyć nikłą pewność siebie a następnie się ośmieszyć przed Goryczką i stracić swojego jedynego przyjaciela. Znowu zniszczyć wszystko, co budowała przez większość swojego życia. A relacja z Goryczkowym Korzeniem była ostatnią rzeczą, którą chciałaby zrujnować. Wszystko, byle nie to.
— Hej, Kunia Norko — zaskoczył ją Mysikróliczy Ślad, wchodząc do legowiska medyków.
— Tak? Coś nie tak z Jaszczurzym Sykiem? Kociętami?
— Co? Oh, nie! Tak właściwie... wybłagałem u Jaszczurki właśnie spotkanie z tobą. Grzechem by było, byś nie mogła mieć żadnych interakcji ze swoimi bratankami, prawda? Chodź!
— Dziękuję.
Kunia Norka naprawdę próbowała się cieszyć ze szczęścia brata. Z całych swoich sił. W końcu znalazł partnerkę, założył upragnioną przez siebie rodzinę, której od dawna potrzebował do spełnienia. Ale patrząc tylko na osobę, którą Jaszczurzy Syk była nie chciało jej się wierzyć, że szczerze się kochają, będąc w zdrowej relacji. Nie wydawała jej się być materiałem na choćby przyjaciółkę. Ponoć kiepski wygląd można zastąpić dobrym charakterem, a kiepski charakter dobrym wyglądem, ale... Kuna nie chciała być niemiła, ale Jaszczurka nie była specjalnie ładna. A z cech charakteru mogła wymienić pychę, zaborczość i irytujący perfekcjonizm. Mysikrólik wszedł pod jej pantofel, po tym jak się do niego przystawiała od księżyców kiepską gadką. Nie rozumiała tej miłości - wyglądała na sztuczną, niemożliwą. A jednak oboje trzymali się w czułościach.
I jeszcze musiała nienawidzić akurat medyków.
— Chodź, nim maluchy z powrotem usną. A uwierz mi, mam wrażenie że ich jedynym zajęciem w życiu jest to przeklęte spanie.
Uśmiechnęła się z grzeczności po żarcie, uszli razem do żłobka. Jaszczurzy Syk nie była najbardziej zadowolona, a gdy tylko przekroczyła próg na jej pysku pojawił się szeroki grymas. Zasłoniła dzieci ogonem, ukrywając ich otwierające się oczy przed medykiem.
— Dzień dobry... bratowo — próbowała się ukłonić, co wyglądało mizernie i śmiesznie. Jaszczurka fuknęła w odpowiedzi, zacierając nos do góry w pogardzie.
— Cześć — mruknęła szorstko.
— Daj jej obejrzeć kocięta, skarbie — Mysikróliczy Ślad polizał po uchu partnerkę Mysikrólik, a Kuna zamiast słuchać pomyślała jedynie o Goryczce i tym, że mogły być w ich miejscu. Nie nie nie, te myśli są niezręczne! — Chociaż raz. Może im pomóc, są podatne na choroby w tak młodym wieku.
— Jeśli są to się same wyleczą — nie ustępowała Jaszczurka, mierząc nieufnym wzrokiem nieustannie Kunią Norkę. Para weszła w delikatną dyskusję, jednak Kuna nie chciała się w to mieszać. Zamiast tego spostrzegła, że jedno z kociąt, Lew, obserwujących ją ciekawskimi oczami czołga się sztywnymi, ograniczonymi ruchami. Praktycznie się nie poruszał. Czyżby ból stawów? Cóż za biedak. Wiedziała, że jeśli wyjdzie Jaszczurka ją zauważy i po raz drugi już nie wejdzie. Musiała więc coś wymyśleć na poczekaniu.
— Ej, psst — szepnęła do przechodzącej Szakalej Łapy, wiedząc że to jej jedyna szansa — mogłabyś mi przynieść korzeń żywokostu? Ale cicho. Leżą w legowisku medyka, niedaleko jednej z kolumn. Od razu zgadniesz które to. — pchnęła lekko złotawą kotkę, która poszła tak jak ją poprosiła. Uśmiechnęła się do niej, by zapewnić ją, że dobrze robi. Odwróciła się po tym do kochanków.
— To jeszcze małe dzieci, potrzebują czyjejś pomocy — przekonywał Mysikrólik.
— Udzielę im lepszej pomocy, niż nawet najstarszy z tych darmozjadów.
— Wiele potrafisz kochanie, ale o niektórych rzeczach wiedzą tylko medycy. Mogą zidentyfikować szybko rzadką chorobę, o której ty nawet istnieniu nie masz pojęcia.
— Potrafiłabym stwierdzić wszystko. Jestem dobrą matką — westchnęła teatralnie, niezadowolona z tego, że kocur jeszcze to kontynuował.
— Nie wątpię, nie zaprzeczam, nic z tego. Po prostu Kuna, tak samo jak Deszcz, nie chcą cię skrzywdzić. Chcą nam pomóc.
— Jeśli chcą nam pomóc to niech w końcu się wezmą do jakiejś porządnej roboty.
— Proszę. — wymamrotała Szakal, wracając z oślinionym korzonkiem. Medyczki by z niej nie było... mimo wszystko przeżuła to na papkę i niezauważenie wtarła ziele w futro kocura, a resztę w jego legowisko.
— A ty co? — okazało się, że nie była tak niezauważona jak myślała że jest, a najlepiej ją o tym uświadomiło prychnięcie Jaszczurzego Syku. — Łapy precz od Lewka! Co z nim zrobiłaś?
— Cierpi na ból stawów, więc zdecydowałam się mu z tym pomóc. — zająknęła się Kuna.
— Sam by sobie poradził, rozchodziłby to! On nie potrzebuje żadnych leczniczych papek! — zagrabiła go sobie ogonem.
— Sztywność stawów w tak młodym wieku to nic dobrego.
— Ledwo się uczy chodzić, więc to normalne. — syknęła na nią.
— Może się uspokójmy... — wtrącił się Mysikrólik
— Nie, mogę wyjść. Żaden dla mnie problem.
— Spokojnie Kuno, zaczekaj.
— Niech idzie. Zatruwa nam Lwa!
Kunia Norka nic już nie odpowiedziała, tylko wyszła z kociarni ze zrujnowanym humorem. Ona na niczym się nie zna, a uważa siebie za niezwykłą znawczynię chorób i urazów. Oczywiście, że sobie rozchodzi! To wcale nie tak, że zaraz nie będzie mógł nawet łapą kiwnąć.
— Kuna, hej! — wskoczyła na nią Goryczka, przygniatając swoim puchatym ciałem. Nie chciała się wcale spod niego wygrzebywać, jednak poczuła się niezwykle niezręcznie czując na sobie pozostałości po ognistym wzroku Jaszczurki. Wyślizgnęła się więc, nieśmiale ocierając swoim policzkiem o jej na powitanie. — Byłam tam gdzie ostatnio, gdzie sikory!
— Hej! I co?
— Wpadłam w zaspę i odleciały — mruknęła smętnie Goryczka, po chwili jednak się na nowo rozchmurzając. — Znalazłam jednak to piękne pióro, patrz! — podała jej błękitne pióro, u podstawie pobielane. — Nigdy takiego nie widziałam.
— Ja również. Jest piękne.
— Muszę się dowiedzieć, jakiego jest ptaka... Jest dla ciebie, tak w ogóle. — przysunęła je bliżej, a Kunia Norka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
— Dla mnie?
— Tak, dla ciebie! Czy to dziwne?
— Nie, oczywiście, że nie! Wręcz przeciwnie, dziękuję! — przyjęła prezent natychmiast, próbując wepchnąć go gdzieś w sierść jako ozdobę. W końcu wsadziła je w pierś.
<Serce moje?>
Wyleczeni: Trująca Łapa, Sarni Krok, Lew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz