Mama powiedziała, że dzisiaj spędzą dzień z tatą. Nie wiedziała, jakie nastawienie ma jej siostra i brat, ale ona osobiście była załamana. Dużo się już nasłuchała na temat czekoladowego i była szczerze załamana tym, że jest jej ojcem.
Wejście do żłobka przysłoniła duża kupa futra, blokując jedyne źródło światła, przez co w środku zrobiło się ciemniej.
A więc oto i on. Hańba całej rodziny, pośmiewisko klanów. Stal tu przed nią, jakby nigdy nic. Jakby wcale nie okrył ich wstydem na wieczność.
— Nie wyglądasz jak prawdziwy wojownik — stwierdziła. To były pierwsze słowa, jakie do niego skierowała, odkąd nauczyła się mówić.
— A jak niby wygląda według ciebie prawdziwy wojownik? — Zdziwił się słowami córki.
Uniosła hardo głowę, wbijając w niego intensywne spojrzenie żółtych ślepi. Uśmiechnęła się kpiąco, badając jego ciało krytycznym wzrokiem. Parę ranek i to takich brzydkich, nic a nic imponujących.
— Jego blizny są wynikiem zwycięskich walk, nie przegranych bitw — zaczęła, z namysłem przyglądając się jego sierści. — Futro ma zmierzwione przez ciągłą pracę, nieraz mokre od wody, bo musiał przepłynąć ogromne rzeki. Nie wygląda jak dzikus, tylko jak dumny ze swojego życia kot, który wie, co chce osiągnąć — stwierdziła. Zdradziecka Rybka był w każdym calu odwrotnością tego opisu.
— To obraz wojownika z bajek dla kociąt — prychnął. — Życie jest inne. Zawiedziesz się na nim nie raz, więc lepiej nie marz i nie miej wysokich oczekiwań względem innych — wyjaśnił jej, krzywiąc pysk.
— Inni mają chociaż odpowiednich ojców za autorytet, którzy budzą postrach i są powodem do dumy. Ja muszę się wstydzić, bo ktoś zdradza własny klan — sarknęła z pogardą. Dostrzegła, jak na jej słowa wysunął pazury, wbijając je w ziemię.
— Nie jestem zdrajcą. Nie wiesz o czym mówisz dzieciaku. To skomplikowana sprawa, której twój mysi móżdżek nie pojmie.
— Mój mysi móżdżek? — powtórzyła, przewracając oczami. — Nigdy nie powiedziałabym wrogom ważnych informacji o swoim klanie, tym bardziej, jeśli mogą zagrozić moim bliskim! Lepiej zdechnąć jako bohater niż żyć z mianem zdrajcy. Jesteś tchórzem, jeśli boisz się śmierci — oświadczyła oschlej, prostując się i wypinając klatkę piersiową z dumą, że wygarnęła ojcu, co o nim myśli.
Położył po sobie uszy.
— Wybacz, że musiałaś się urodzić jako moja córka — odpowiedział jej w końcu. — Nie zamierzaliśmy mieć dzieci, ale Klan Gwiazdy wyznaczył mam inną drogę. Teraz tu jesteś i musisz to przeboleć. Nie pozwolę ci tak się do mnie odzywać. Jeszcze raz obraź mnie, a dostaniesz szlaban
Spojrzała na niego poważnym wzrokiem, a potem rozszerzyła oczy ze zdumienia, jakby miała zaraz paść. Zaraz po tym wybuchnęła śmiechem.
— Dasz mi szlaban? — miauknęła rozbawiona. — I co jeszcze, może każesz stać mi w kącie żłobka do końca życia? — kpiła.
— Właśnie, że tak. Jestem twoim ojcem, więc mam nad tobą władzę. Widzę, że nie pojmujesz tego, więc ci zaprezentuje. — Chwycił małą za kark, po czym upuścił w kącie żłobka. — Ani waż się stąd ruszać
Gdy jej tyłek dotknął podłogi, zamarła na moment w bezruchu, zszokowana, że ten dziad w ogóle odważył się na takie przewinienie.
— Czy ty, plugawy zdrajco, śmiałeś dotknąć mnie, oddaną klanowi przyszłą wojowniczkę? — spytała, patrząc na niego gniewnie. — Chyba śnisz, że będę się ciebie słychać! — prychnęła, rzucając się w jego stronę i kąsając go w łapę.
— Ałć - zawarczał na nią, spychając ją ze swojej kończyny. — Będziesz się słuchać albo cię przetrzepie — syknął, przyciskając ją łapą do ziemi. — Masz karę. I będziesz tu siedzieć, póki mnie nie przeprosisz
— Teraz to już naprawdę sobie ze mnie kpisz! — prychnęła i zaczerpnęła głośno powietrza. — MAMOOOO! — wydarła się tak głośno, że cały klan mógłby ją usłyszeć. — TATA POWIEDZIAŁ, ŻE MNIE NIE KOCHA, A JA MU TYLKO CHCIAŁAM DAĆ KWIATKA!
Bławatkowy Potok pojawiła się przy nich szybciej, niż mogli się spodziewać. Spojrzała karcąco na kocura.
— Co tu się stało? — zapytała.
Zajączek zabrała głos szybciej, niż ojciec zdążyłby powiedzieć "Ta mała glizda".
— Chciałam dać tacie kwiatuszka, takiego ładnego, białego! Dostałam go dzisiaj od bardzo miłego kociaka. A on go zjadł i powiedział, że będzie mnie bił! — poleciała, chcąc jak najbardziej dokopać ojcu. — Ona kłamie. Nie zjadłem żadnego kwiatka, nie przeszedłby mi nawet przez gardło, nie jem zielska. Obrażała mnie, to dałem ją do kąta. Nic jej się nie stało — wytłumaczył partnerce.
Bławatek spoglądała niepewnie to na jednego, to na drugiego, a gdy już miała coś powiedzieć, Zajączek wybuchnęła płaczem. Jej rześkie łzy skapywały na ziemię, tworząc niewielki kałuże.
— Dlaczego tato oskarżasz mnie o kłamanie? — wykrztusiła, zaczynając ciężej oddychać. — Ja cię tak bardzo kocham, chciałam ci w kwiatuszki dać moją całą miłość, a ty zjadłeś go i kłamiesz mamusi! Przestań, proszę!
— Znasz mnie, Bławatek. Po co miałbym dręczyć swoje dziecko, coś mu zjadając? Zając... — Skrzywił się wypowiadając to imię. — Uspokój się. Jak mnie tak bardzo kochasz, to nie obrażaj mnie więcej. Nie wpadaj w histerię
— Dlaczego mówisz do mnie Zając, a nie Zajączek? — spytała, kładąc uszy po sobie. — Gdybyś mnie kochał, to mówiłbyś ładnie moje imię, a nie tak gburowato... — burknęła obrażona.
— Skarbie, tata na pewno cię lubi i jeśli zjadł tego kwiatka, to niespecjalnie. Może był głodny? — spytała z westchnięciem płowa, chcąc uniknąć kłótni.
— Ta, najpierw zje kwiatek, a potem mnie... — miauknęła z żalem. — A ja specjalnie nazwałam ten kwiatek Wiatr, bo tak kiedyś tata miał na drugi człon imienia. Specjalnie na jego cześć, a on mi zrobił takie coś — wydusiła z siebie.
— Nie zjadłem żadnego kwiatka. Nawet nie miała go przy sobie. Dobrze — zwrócił się do córki. — Przepraszam, Zajączku. Nie martw się, nie zjem cię. Nie jadam kociaków
— Nie wiem, czy mogę ci ufać, skoro ciągle tak brzydko kłamiesz — mruknęła z bólem patrząc na własne łapki.
Bławatek odchrząknęła, zanim ta dwójka zdążyłaby się po raz drugi gryźć.
— Mam pomysł — zaczęła, patrząc uważnie na czekoladowego. — Posadź tatę za kare w kącie i będziecie kwita.
Młodsza rozszerzyła ślepia z zafascynowania i pokiwała energicznie głową.
— Tato — oświadczyła poważnym tonem. — Marsz do kąta! — nakazała.
Kocur wydawał się zaskoczony takim obrotem spraw. Długo się wahał, ale w końcu usiadł we wskazanym miejscu z grobową miną.
— Już, kwita.
— Tata jeszcze powinien mnie przeprosić — upomniała młodsza, a jej oczy zaszkliły się od łez. — Chciałam tylko, by się uśmiechnął... Liczyłam, że kwiatuszek mu pomoże, bo tata biedny chodzi, każą mu dużo pracować i jeszcze szydzą z niego w klanie... To straszne...
Bławatek polizała córkę po łebku.
— Na pewno przeprosi. Nie płacz. Poszuka ci innego kwiatka, prawda? — Kotka spojrzała na niego oczekująco.
— Przepraszam — rzekł w stronę vanki. — Dam ci prezent na pocieszenie, dobrze? — westchnął
Pociągnęła nosem, patrząc na ojca z wyrzutem.
Idiota. Dobrze, że mama znała prawdę i wierzyła jej na słowo.
— A obiecujesz go nie zjeść? — spytała.
— Nie zjem. Obiecuje - miauknął. Zostawił kocie samo z mamą i poszedł szukać kwiatków. Mało co rosło o tej porze, ale coś znalazł i przyniósł córce.
— Proszę. — Dał jej kwiatka, a Bławatek się uśmiechnęła.
— Popilnujesz ich chwile? — zaproponowała partnerka.
Zrobił zdumioną minę, jednak się zgodził.
Bławatek przelotnie liznęła córkę po głowie, po czym ulotniła się ze żłobka. Kiedy tylko opuściła próg, Zajączek perfidnie ugryzła ojca w łapę.
— To za kłamanie mamusi! — pisnęła. — Tak nie wolno.
— Ałć! — Spojrzał na nią karcąco. — To ty kłamałaś — prychnął. — Masz swojego wymyślonego kwiatka. Baw się nim teraz.
— Jest brzydki. Zwiędły jak twoja dusza — stwierdziła, odsuwając roślinę pod jego łapy. — Zjedz ją sobie, skoro nie potrafisz jeść ryb jak normalny Nocniak — prychnęła.
Powieka mu zadrgała.
— Jem ryby. A rośliny mi nie smakują. Co Zajączku? Przecież to twój kochany kwiatek. Baw się nim teraz grzecznie córciu, bo powiem mamie, że odrzucasz mój prezent
— Powiem mamie, że go wziąłeś do pyska i wyplułeś. O tak — to mówiąc, złapała roślinę w pysk, przemieliła w mordce i wypluła na ziemię. — O FUJ TATO JESTEŚ OBRZYDLIWY — ryknęła z całych sił.
Zatkał jej pysk łapą, po czym ułożył się na ziemi, przyciągając ją do siebie.
— Już ciii malutka. Nie płacz. Daj mamie odpocząć. — Polizał ją po łebku. — Jesteś teraz ze mną, a ja nie pozwolę ci na takie zachowanie — warknął jej do ucha
Była pewna, że padnie. Ten obleśny zdrajca dotykał ją i przytulał, zostawiając na niej ślady swojej tchórzliwości. Jeszcze ją zarazi i co wtedy?!
Próbowała go ugryzł w łapę, szarpiąc się jak opętana. Z jej pyska wydobywał się niezrozumiały markot.
Zacisnął pysk, znosząc jej szarpaninę. Uśmiechnął się, zaczynając ją porządnie myć.
— Jeszcze tutaj jesteś brudna skarbie — mruknął, liżąc jej sierść.
Spróbowała drapnąć go po pysku, gdy za bardzo się pochylił. Miotała się jak opętana, próbując na niego warczeć, ale z jej gardła wydobywał się tylko głuchy pisk.
— T-tyyy — wykrztusiła, łapiąc ledwo powietrze. — Oblechu!
Polizał ją w główkę ponownie.
— Ja? Ty się tak upaćkałaś. Tylko cię umyłem córeczko
— Żebyś ty zaraz nie musiał się z własnej krwi myć, jak się Krucza Gwiazda spierze! — syknęła, gdy na dłuższą chwilę oderwał od jej pyska łapę.
— Przecież nic złego się nie stało córeczko. Mama też cię zawsze myje. Po co te groźby? — mruknął. — Nie ma powodu do zbicia mnie aż tak. Klan mógłby się zbuntować, gdyby lider lał tak swoich wojowników ze względu na jakąś smarkule
— Ale ty nie jesteś byle powodem — wtrąciła. — Jesteś szkodnikiem, zagrożeniem dla Klanu Nocy, takich jak ty należy tępić. Znajdę pewnie kogoś chętnego do pozbycia się ciebie, cieszysz się?
— Jestem twoim ojcem — miauknął twardo. — A nie żadnym szkodnikiem. Krucza Gwiazda tłucze ci do głowy te bzdury? Nie słuchaj jej. Nie stanowię dla klanu zagrożenia. Urodziłem się tu tak jak i ty. To jest mój dom — wytłumaczył jej. — Mówisz tak, bo nie znasz życia, ale wiem, że tęskniłabyś. Przecież mówiłaś mamie, że mnie bardzo kochasz — zamruczał, przytulając ją bardziej.
— O fuj nie dotykaj mnie — prychnęła, pacając go na oślep łapą w pysk. — Mama jest kochana i nie zasługuje na życie z tak niskim podmiotem jak ty! — burknęła, strosząc sierść.
— Ojoj, mówisz o sobie? Również jej współczuję, że urodziła taką wyrodną córkę. Bardzo się cieszyliśmy z was, a ty taka nieudana. Przynosisz nam tylko przykrość i wstyd. Gdyby widział cię sam Jesionowa Gwiazda... — Pokręcił głową. — I ty chcesz być kimś silnym? Siła nie leży w wyzywaniu innych. Siła leży w tym, by móc potrafić podnieść się po każdej porażce. Więc twój tata jest bardzo silnym kotem i nie podda się łatwo, póki nie udowodni, że wszyscy się co do mnie mylą.
— Jesionowa Gwiazda? — fuknęła. — Mówisz o jakimś byle jakim kocurze? Mam się bać starucha siedzącego na chmurkach? — parsknęła, bijąc go w pysk. — Ochłoń, stary głupcze. Nie masz już czego udowadniać, to, co uczyniłeś, jest niewybaczalne. Za zdradę klanu powinna być kara śmierci.
— Nie zrobiłem tego świadomie. Nigdy bym nie zdradził Klanu Nocy. To był... przypadek. Nic się jednak złego nie stało. Klan nie ucierpiał. Masz rację, że to niewybaczalne, że w ogóle pękłem... Nie dziwie się, że mnie nienawidzą, kiedyś też byłem taki jak ty. Przemawiały przeze mnie podobne wartości. Może w innej rzeczywistości byłbym z ciebie dumny. Teraz jednak... — westchnął. — Życie jest ciężkie, Zajączku. Nie wiadomo co cię spotka i czy nie będziesz żałować swojego dawnego postępowania
Spojrzała na niego z wyrzutem.
— Nigdy nie zrobię czegoś, czego miałabym potem żałować. Będę robić tylko to, co słuszne.
W przeciwieństwie do ciebie umiem trzymać język za zębami gdy tego trzeba — prychnęła, odwracając głowę. — Idź pomęczyć Jesionka, on taki czekoladowy jak lubisz.
— Właśnie widzę. Pyszczek ci się nie zamyka córeczko — mruknął. Puścił ją jednak ze swojego uścisku. Zerknął na syna. Ten spał jak suseł. — Jesionek śpi. A Lilka... — Poszukał drugiej córki wzrokiem i znalazł ją na posłaniu Bławatek z kulką mchu w pyszczku. — Powinnaś chyba też położyć się spać. Potrzebujesz sił do zabaw
— Lepiej ty leć spać dziadziusiu — rozkazała, zrywając się na równe łapy. — Ja spałam w nocy, a teraz mam dużo sił, żeby bronić się przed zdradzieckimi szujami twojego pokroju — oświadczyła, przyjmując bojową pozycję. — Wałcz ze mną nędzny tchórzu!
Wstał na łapy i przycisnął ją łapą do ziemi.
— Wygrała z tobą zdradziecka szuja, jak się z tym teraz czujesz? — prychnął, zirytowany.
— Dobrze, bo wygrała poprzez oszustwo — odparła z zadowoleniem. — Honorowy wojownik, postępujący według kodeksu, nigdy nie atakuje bezbronnego kociaka — przypomniała.
— Miałem dać ci się pobić? — prychnął. — O to chodziło w tej zabawie? — Puścił ją, jeżąc jednak sierść. — To nie prawdziwa walka, tylko na niby. Nie skrzywdziłbym kocięcia.
— Mnie jakoś skrzywdziłeś i krzywdzisz dalej, podając się za mojego ojca — stwierdziła, otrzepując się.
— Jestem twoim ojcem. Dałem ci życie. Bardzo mi przykro, skoro nie potrafisz tego zaakceptować. Każdy w obozie wie, że jesteście moimi dziećmi, więc moje wyparcie się was, nic ci nie da.
— Zawsze możesz dobrowolnie zgodzić się na publiczną egzekucję. Jeśli masz, choć odrobinę godności, to właśnie tak byś zrobił — rzuciła.
— Publiczna egzekucja byłaby łaską. Odszedłbym w spokoju. Krucza Gwiazda tego nie zrobi, zależy jej, bym cierpiał długo, skarbie — Uśmiechnął się do niej i potarmosił po główce. — Ale zapamiętam sobie twoje słowa. Jak będę miał dość, to kto wie?
— Zadbam o to, abyś przed śmiercią został odpowiednio ukarany. Krucza Gwiazda nie jest tak słaba jak ty, na pewno cię odpowiednio wychłosta — zapewniła.
— Nie zrobiłaby tego. Kare już mi nadała. Nie mogłaby jej zmienić, po tylu księżycach. Mogłaby to zarządzić, po moim powrocie z niewoli, ale teraz? Wybacz, że psuje ci zabawę, ale nie ujrzysz mnie w takim wydaniu, mały diable
— Nie jestem diabłem — burknęła, biorąc znowu głęboki wdech. — RATUNKU ON MNIE NAZYWA DIABŁEM!
Zatkał jej pysk łapą.
— Nie drzyj się tak, bo obudzisz rodzeństwo. Mam znów cię przytulić, czy będziesz grzeczna?
Podkręciła głową, patrząc na niego morderczo.
— Mówiłam, żebyś mnie nie dotykał! — syknęła, odpychając jego śmierdzące łapsko. — Może pobawimy się, mój ukochany tatusiu? Ty bądź sobą, a ja chcę by. Kruczą Gwiazdą! Będę skazywać cię na tortury, dobrze?
— Nie podoba mi się ta zabawa, moja ukochana córeczko. Lepiej pobaw się kulką mchu. — Poturlał wspomnianą zabawkę pod jej łapki
— Takie zabawy są nudne — stwierdziła, obchodząc go. — Ja wolę bawić się na poważnie — stwierdziła i rzuciła się na jego ogon, gryząc jego końcówkę z całych sił
Skrzywił się, zabierając swoją własność spod jej łapek.
— Kąsasz jak pszczoła skarbie. Lepiej odpuść, bo powiem mamie, jaka byłaś niegrzeczna — zagroził.
— Nie uwierzy ci, bo ty jesteś niegrzeczny, a ja urocza i niewinna — przypomniała, odchodząc, a następnie szarżując wprost na jego łapy.
— Nie ładnie tak manipulować mamą — miauknął, zatrzymując szarże kociaka, bez problemu łapą.
— Nie manipuluję! Uświadamiam ją, że źle wybrała i nie powinna męczyć się z kimś takim jak ty — burknęła.
— Nie męczy się ze mną. Ty za to widzę, że tak. Zaraz pójdziesz lulu, bo te twoje ataki szybko pozbawią cię energii malutka
— Czyli nie chcesz się bawić, tak jak ja chcę? — westchnęła. — No dobrze, to bądź sobie nudnym Nocniakiem. Ja będę Zajęczą Gwiazdą — oświadczyła dumnie. — I skazuje cię na tortury. Będziesz topił się całymi dniami.
Słysząc to zamarł. Sierść mu się zjeżyła, a oddech przyspieszył. Przerażenie wymalowało się na jego pysku, a łapy zadrżały. Zaczął się dusić. Zwiesił łeb, wbijając wzrok w łapy i łapiąc spazmatycznie powietrze, jak ktoś, kto właśnie ma atak paniki
Zajączek skrzywiła się i przechyliła łebek w bok, patrząc na ojca z brakiem zrozumienia.
— Co ci znowu? - prychnęła. — Na litość mnie nie weźmiesz. Pora zasmakować trochę wody, Rybki przecież ją lubią, nieprawdaż? — Uśmiechnęła się kpiąco.
— Zostaw mnie. Ty nie żyjesz. Nie żyjesz. Zajęcza Gwiazda umarł. Odszedł. — Próbował się uspokoić. — Nie jesteś nim. To tylko moja wyobraźnia — szeptał do siebie.
Vanka spojrzała na niego zafascynowana. Nie wiedziała, czy bał się tak naprawdę, czy tylko udawał, ale jej się to podobało. Nie wiedziała, o co chodziło, ale podobały jej się reakcje ojca. Czyli musi grać swoją nową rolę dalej.
— Nie umarłem, moja droga Rybko — odparła, starając się zniżyć swój głos. — Jestem tu i zawsze będę blisko ciebie. Nigdy nie będziesz już mógł spać spokojnie.
Wejście do żłobka przysłoniła duża kupa futra, blokując jedyne źródło światła, przez co w środku zrobiło się ciemniej.
A więc oto i on. Hańba całej rodziny, pośmiewisko klanów. Stal tu przed nią, jakby nigdy nic. Jakby wcale nie okrył ich wstydem na wieczność.
— Nie wyglądasz jak prawdziwy wojownik — stwierdziła. To były pierwsze słowa, jakie do niego skierowała, odkąd nauczyła się mówić.
— A jak niby wygląda według ciebie prawdziwy wojownik? — Zdziwił się słowami córki.
Uniosła hardo głowę, wbijając w niego intensywne spojrzenie żółtych ślepi. Uśmiechnęła się kpiąco, badając jego ciało krytycznym wzrokiem. Parę ranek i to takich brzydkich, nic a nic imponujących.
— Jego blizny są wynikiem zwycięskich walk, nie przegranych bitw — zaczęła, z namysłem przyglądając się jego sierści. — Futro ma zmierzwione przez ciągłą pracę, nieraz mokre od wody, bo musiał przepłynąć ogromne rzeki. Nie wygląda jak dzikus, tylko jak dumny ze swojego życia kot, który wie, co chce osiągnąć — stwierdziła. Zdradziecka Rybka był w każdym calu odwrotnością tego opisu.
— To obraz wojownika z bajek dla kociąt — prychnął. — Życie jest inne. Zawiedziesz się na nim nie raz, więc lepiej nie marz i nie miej wysokich oczekiwań względem innych — wyjaśnił jej, krzywiąc pysk.
— Inni mają chociaż odpowiednich ojców za autorytet, którzy budzą postrach i są powodem do dumy. Ja muszę się wstydzić, bo ktoś zdradza własny klan — sarknęła z pogardą. Dostrzegła, jak na jej słowa wysunął pazury, wbijając je w ziemię.
— Nie jestem zdrajcą. Nie wiesz o czym mówisz dzieciaku. To skomplikowana sprawa, której twój mysi móżdżek nie pojmie.
— Mój mysi móżdżek? — powtórzyła, przewracając oczami. — Nigdy nie powiedziałabym wrogom ważnych informacji o swoim klanie, tym bardziej, jeśli mogą zagrozić moim bliskim! Lepiej zdechnąć jako bohater niż żyć z mianem zdrajcy. Jesteś tchórzem, jeśli boisz się śmierci — oświadczyła oschlej, prostując się i wypinając klatkę piersiową z dumą, że wygarnęła ojcu, co o nim myśli.
Położył po sobie uszy.
— Wybacz, że musiałaś się urodzić jako moja córka — odpowiedział jej w końcu. — Nie zamierzaliśmy mieć dzieci, ale Klan Gwiazdy wyznaczył mam inną drogę. Teraz tu jesteś i musisz to przeboleć. Nie pozwolę ci tak się do mnie odzywać. Jeszcze raz obraź mnie, a dostaniesz szlaban
Spojrzała na niego poważnym wzrokiem, a potem rozszerzyła oczy ze zdumienia, jakby miała zaraz paść. Zaraz po tym wybuchnęła śmiechem.
— Dasz mi szlaban? — miauknęła rozbawiona. — I co jeszcze, może każesz stać mi w kącie żłobka do końca życia? — kpiła.
— Właśnie, że tak. Jestem twoim ojcem, więc mam nad tobą władzę. Widzę, że nie pojmujesz tego, więc ci zaprezentuje. — Chwycił małą za kark, po czym upuścił w kącie żłobka. — Ani waż się stąd ruszać
Gdy jej tyłek dotknął podłogi, zamarła na moment w bezruchu, zszokowana, że ten dziad w ogóle odważył się na takie przewinienie.
— Czy ty, plugawy zdrajco, śmiałeś dotknąć mnie, oddaną klanowi przyszłą wojowniczkę? — spytała, patrząc na niego gniewnie. — Chyba śnisz, że będę się ciebie słychać! — prychnęła, rzucając się w jego stronę i kąsając go w łapę.
— Ałć - zawarczał na nią, spychając ją ze swojej kończyny. — Będziesz się słuchać albo cię przetrzepie — syknął, przyciskając ją łapą do ziemi. — Masz karę. I będziesz tu siedzieć, póki mnie nie przeprosisz
— Teraz to już naprawdę sobie ze mnie kpisz! — prychnęła i zaczerpnęła głośno powietrza. — MAMOOOO! — wydarła się tak głośno, że cały klan mógłby ją usłyszeć. — TATA POWIEDZIAŁ, ŻE MNIE NIE KOCHA, A JA MU TYLKO CHCIAŁAM DAĆ KWIATKA!
Bławatkowy Potok pojawiła się przy nich szybciej, niż mogli się spodziewać. Spojrzała karcąco na kocura.
— Co tu się stało? — zapytała.
Zajączek zabrała głos szybciej, niż ojciec zdążyłby powiedzieć "Ta mała glizda".
— Chciałam dać tacie kwiatuszka, takiego ładnego, białego! Dostałam go dzisiaj od bardzo miłego kociaka. A on go zjadł i powiedział, że będzie mnie bił! — poleciała, chcąc jak najbardziej dokopać ojcu. — Ona kłamie. Nie zjadłem żadnego kwiatka, nie przeszedłby mi nawet przez gardło, nie jem zielska. Obrażała mnie, to dałem ją do kąta. Nic jej się nie stało — wytłumaczył partnerce.
Bławatek spoglądała niepewnie to na jednego, to na drugiego, a gdy już miała coś powiedzieć, Zajączek wybuchnęła płaczem. Jej rześkie łzy skapywały na ziemię, tworząc niewielki kałuże.
— Dlaczego tato oskarżasz mnie o kłamanie? — wykrztusiła, zaczynając ciężej oddychać. — Ja cię tak bardzo kocham, chciałam ci w kwiatuszki dać moją całą miłość, a ty zjadłeś go i kłamiesz mamusi! Przestań, proszę!
— Znasz mnie, Bławatek. Po co miałbym dręczyć swoje dziecko, coś mu zjadając? Zając... — Skrzywił się wypowiadając to imię. — Uspokój się. Jak mnie tak bardzo kochasz, to nie obrażaj mnie więcej. Nie wpadaj w histerię
— Dlaczego mówisz do mnie Zając, a nie Zajączek? — spytała, kładąc uszy po sobie. — Gdybyś mnie kochał, to mówiłbyś ładnie moje imię, a nie tak gburowato... — burknęła obrażona.
— Skarbie, tata na pewno cię lubi i jeśli zjadł tego kwiatka, to niespecjalnie. Może był głodny? — spytała z westchnięciem płowa, chcąc uniknąć kłótni.
— Ta, najpierw zje kwiatek, a potem mnie... — miauknęła z żalem. — A ja specjalnie nazwałam ten kwiatek Wiatr, bo tak kiedyś tata miał na drugi człon imienia. Specjalnie na jego cześć, a on mi zrobił takie coś — wydusiła z siebie.
— Nie zjadłem żadnego kwiatka. Nawet nie miała go przy sobie. Dobrze — zwrócił się do córki. — Przepraszam, Zajączku. Nie martw się, nie zjem cię. Nie jadam kociaków
— Nie wiem, czy mogę ci ufać, skoro ciągle tak brzydko kłamiesz — mruknęła z bólem patrząc na własne łapki.
Bławatek odchrząknęła, zanim ta dwójka zdążyłaby się po raz drugi gryźć.
— Mam pomysł — zaczęła, patrząc uważnie na czekoladowego. — Posadź tatę za kare w kącie i będziecie kwita.
Młodsza rozszerzyła ślepia z zafascynowania i pokiwała energicznie głową.
— Tato — oświadczyła poważnym tonem. — Marsz do kąta! — nakazała.
Kocur wydawał się zaskoczony takim obrotem spraw. Długo się wahał, ale w końcu usiadł we wskazanym miejscu z grobową miną.
— Już, kwita.
— Tata jeszcze powinien mnie przeprosić — upomniała młodsza, a jej oczy zaszkliły się od łez. — Chciałam tylko, by się uśmiechnął... Liczyłam, że kwiatuszek mu pomoże, bo tata biedny chodzi, każą mu dużo pracować i jeszcze szydzą z niego w klanie... To straszne...
Bławatek polizała córkę po łebku.
— Na pewno przeprosi. Nie płacz. Poszuka ci innego kwiatka, prawda? — Kotka spojrzała na niego oczekująco.
— Przepraszam — rzekł w stronę vanki. — Dam ci prezent na pocieszenie, dobrze? — westchnął
Pociągnęła nosem, patrząc na ojca z wyrzutem.
Idiota. Dobrze, że mama znała prawdę i wierzyła jej na słowo.
— A obiecujesz go nie zjeść? — spytała.
— Nie zjem. Obiecuje - miauknął. Zostawił kocie samo z mamą i poszedł szukać kwiatków. Mało co rosło o tej porze, ale coś znalazł i przyniósł córce.
— Proszę. — Dał jej kwiatka, a Bławatek się uśmiechnęła.
— Popilnujesz ich chwile? — zaproponowała partnerka.
Zrobił zdumioną minę, jednak się zgodził.
Bławatek przelotnie liznęła córkę po głowie, po czym ulotniła się ze żłobka. Kiedy tylko opuściła próg, Zajączek perfidnie ugryzła ojca w łapę.
— To za kłamanie mamusi! — pisnęła. — Tak nie wolno.
— Ałć! — Spojrzał na nią karcąco. — To ty kłamałaś — prychnął. — Masz swojego wymyślonego kwiatka. Baw się nim teraz.
— Jest brzydki. Zwiędły jak twoja dusza — stwierdziła, odsuwając roślinę pod jego łapy. — Zjedz ją sobie, skoro nie potrafisz jeść ryb jak normalny Nocniak — prychnęła.
Powieka mu zadrgała.
— Jem ryby. A rośliny mi nie smakują. Co Zajączku? Przecież to twój kochany kwiatek. Baw się nim teraz grzecznie córciu, bo powiem mamie, że odrzucasz mój prezent
— Powiem mamie, że go wziąłeś do pyska i wyplułeś. O tak — to mówiąc, złapała roślinę w pysk, przemieliła w mordce i wypluła na ziemię. — O FUJ TATO JESTEŚ OBRZYDLIWY — ryknęła z całych sił.
Zatkał jej pysk łapą, po czym ułożył się na ziemi, przyciągając ją do siebie.
— Już ciii malutka. Nie płacz. Daj mamie odpocząć. — Polizał ją po łebku. — Jesteś teraz ze mną, a ja nie pozwolę ci na takie zachowanie — warknął jej do ucha
Była pewna, że padnie. Ten obleśny zdrajca dotykał ją i przytulał, zostawiając na niej ślady swojej tchórzliwości. Jeszcze ją zarazi i co wtedy?!
Próbowała go ugryzł w łapę, szarpiąc się jak opętana. Z jej pyska wydobywał się niezrozumiały markot.
Zacisnął pysk, znosząc jej szarpaninę. Uśmiechnął się, zaczynając ją porządnie myć.
— Jeszcze tutaj jesteś brudna skarbie — mruknął, liżąc jej sierść.
Spróbowała drapnąć go po pysku, gdy za bardzo się pochylił. Miotała się jak opętana, próbując na niego warczeć, ale z jej gardła wydobywał się tylko głuchy pisk.
— T-tyyy — wykrztusiła, łapiąc ledwo powietrze. — Oblechu!
Polizał ją w główkę ponownie.
— Ja? Ty się tak upaćkałaś. Tylko cię umyłem córeczko
— Żebyś ty zaraz nie musiał się z własnej krwi myć, jak się Krucza Gwiazda spierze! — syknęła, gdy na dłuższą chwilę oderwał od jej pyska łapę.
— Przecież nic złego się nie stało córeczko. Mama też cię zawsze myje. Po co te groźby? — mruknął. — Nie ma powodu do zbicia mnie aż tak. Klan mógłby się zbuntować, gdyby lider lał tak swoich wojowników ze względu na jakąś smarkule
— Ale ty nie jesteś byle powodem — wtrąciła. — Jesteś szkodnikiem, zagrożeniem dla Klanu Nocy, takich jak ty należy tępić. Znajdę pewnie kogoś chętnego do pozbycia się ciebie, cieszysz się?
— Jestem twoim ojcem — miauknął twardo. — A nie żadnym szkodnikiem. Krucza Gwiazda tłucze ci do głowy te bzdury? Nie słuchaj jej. Nie stanowię dla klanu zagrożenia. Urodziłem się tu tak jak i ty. To jest mój dom — wytłumaczył jej. — Mówisz tak, bo nie znasz życia, ale wiem, że tęskniłabyś. Przecież mówiłaś mamie, że mnie bardzo kochasz — zamruczał, przytulając ją bardziej.
— O fuj nie dotykaj mnie — prychnęła, pacając go na oślep łapą w pysk. — Mama jest kochana i nie zasługuje na życie z tak niskim podmiotem jak ty! — burknęła, strosząc sierść.
— Ojoj, mówisz o sobie? Również jej współczuję, że urodziła taką wyrodną córkę. Bardzo się cieszyliśmy z was, a ty taka nieudana. Przynosisz nam tylko przykrość i wstyd. Gdyby widział cię sam Jesionowa Gwiazda... — Pokręcił głową. — I ty chcesz być kimś silnym? Siła nie leży w wyzywaniu innych. Siła leży w tym, by móc potrafić podnieść się po każdej porażce. Więc twój tata jest bardzo silnym kotem i nie podda się łatwo, póki nie udowodni, że wszyscy się co do mnie mylą.
— Jesionowa Gwiazda? — fuknęła. — Mówisz o jakimś byle jakim kocurze? Mam się bać starucha siedzącego na chmurkach? — parsknęła, bijąc go w pysk. — Ochłoń, stary głupcze. Nie masz już czego udowadniać, to, co uczyniłeś, jest niewybaczalne. Za zdradę klanu powinna być kara śmierci.
— Nie zrobiłem tego świadomie. Nigdy bym nie zdradził Klanu Nocy. To był... przypadek. Nic się jednak złego nie stało. Klan nie ucierpiał. Masz rację, że to niewybaczalne, że w ogóle pękłem... Nie dziwie się, że mnie nienawidzą, kiedyś też byłem taki jak ty. Przemawiały przeze mnie podobne wartości. Może w innej rzeczywistości byłbym z ciebie dumny. Teraz jednak... — westchnął. — Życie jest ciężkie, Zajączku. Nie wiadomo co cię spotka i czy nie będziesz żałować swojego dawnego postępowania
Spojrzała na niego z wyrzutem.
— Nigdy nie zrobię czegoś, czego miałabym potem żałować. Będę robić tylko to, co słuszne.
W przeciwieństwie do ciebie umiem trzymać język za zębami gdy tego trzeba — prychnęła, odwracając głowę. — Idź pomęczyć Jesionka, on taki czekoladowy jak lubisz.
— Właśnie widzę. Pyszczek ci się nie zamyka córeczko — mruknął. Puścił ją jednak ze swojego uścisku. Zerknął na syna. Ten spał jak suseł. — Jesionek śpi. A Lilka... — Poszukał drugiej córki wzrokiem i znalazł ją na posłaniu Bławatek z kulką mchu w pyszczku. — Powinnaś chyba też położyć się spać. Potrzebujesz sił do zabaw
— Lepiej ty leć spać dziadziusiu — rozkazała, zrywając się na równe łapy. — Ja spałam w nocy, a teraz mam dużo sił, żeby bronić się przed zdradzieckimi szujami twojego pokroju — oświadczyła, przyjmując bojową pozycję. — Wałcz ze mną nędzny tchórzu!
Wstał na łapy i przycisnął ją łapą do ziemi.
— Wygrała z tobą zdradziecka szuja, jak się z tym teraz czujesz? — prychnął, zirytowany.
— Dobrze, bo wygrała poprzez oszustwo — odparła z zadowoleniem. — Honorowy wojownik, postępujący według kodeksu, nigdy nie atakuje bezbronnego kociaka — przypomniała.
— Miałem dać ci się pobić? — prychnął. — O to chodziło w tej zabawie? — Puścił ją, jeżąc jednak sierść. — To nie prawdziwa walka, tylko na niby. Nie skrzywdziłbym kocięcia.
— Mnie jakoś skrzywdziłeś i krzywdzisz dalej, podając się za mojego ojca — stwierdziła, otrzepując się.
— Jestem twoim ojcem. Dałem ci życie. Bardzo mi przykro, skoro nie potrafisz tego zaakceptować. Każdy w obozie wie, że jesteście moimi dziećmi, więc moje wyparcie się was, nic ci nie da.
— Zawsze możesz dobrowolnie zgodzić się na publiczną egzekucję. Jeśli masz, choć odrobinę godności, to właśnie tak byś zrobił — rzuciła.
— Publiczna egzekucja byłaby łaską. Odszedłbym w spokoju. Krucza Gwiazda tego nie zrobi, zależy jej, bym cierpiał długo, skarbie — Uśmiechnął się do niej i potarmosił po główce. — Ale zapamiętam sobie twoje słowa. Jak będę miał dość, to kto wie?
— Zadbam o to, abyś przed śmiercią został odpowiednio ukarany. Krucza Gwiazda nie jest tak słaba jak ty, na pewno cię odpowiednio wychłosta — zapewniła.
— Nie zrobiłaby tego. Kare już mi nadała. Nie mogłaby jej zmienić, po tylu księżycach. Mogłaby to zarządzić, po moim powrocie z niewoli, ale teraz? Wybacz, że psuje ci zabawę, ale nie ujrzysz mnie w takim wydaniu, mały diable
— Nie jestem diabłem — burknęła, biorąc znowu głęboki wdech. — RATUNKU ON MNIE NAZYWA DIABŁEM!
Zatkał jej pysk łapą.
— Nie drzyj się tak, bo obudzisz rodzeństwo. Mam znów cię przytulić, czy będziesz grzeczna?
Podkręciła głową, patrząc na niego morderczo.
— Mówiłam, żebyś mnie nie dotykał! — syknęła, odpychając jego śmierdzące łapsko. — Może pobawimy się, mój ukochany tatusiu? Ty bądź sobą, a ja chcę by. Kruczą Gwiazdą! Będę skazywać cię na tortury, dobrze?
— Nie podoba mi się ta zabawa, moja ukochana córeczko. Lepiej pobaw się kulką mchu. — Poturlał wspomnianą zabawkę pod jej łapki
— Takie zabawy są nudne — stwierdziła, obchodząc go. — Ja wolę bawić się na poważnie — stwierdziła i rzuciła się na jego ogon, gryząc jego końcówkę z całych sił
Skrzywił się, zabierając swoją własność spod jej łapek.
— Kąsasz jak pszczoła skarbie. Lepiej odpuść, bo powiem mamie, jaka byłaś niegrzeczna — zagroził.
— Nie uwierzy ci, bo ty jesteś niegrzeczny, a ja urocza i niewinna — przypomniała, odchodząc, a następnie szarżując wprost na jego łapy.
— Nie ładnie tak manipulować mamą — miauknął, zatrzymując szarże kociaka, bez problemu łapą.
— Nie manipuluję! Uświadamiam ją, że źle wybrała i nie powinna męczyć się z kimś takim jak ty — burknęła.
— Nie męczy się ze mną. Ty za to widzę, że tak. Zaraz pójdziesz lulu, bo te twoje ataki szybko pozbawią cię energii malutka
— Czyli nie chcesz się bawić, tak jak ja chcę? — westchnęła. — No dobrze, to bądź sobie nudnym Nocniakiem. Ja będę Zajęczą Gwiazdą — oświadczyła dumnie. — I skazuje cię na tortury. Będziesz topił się całymi dniami.
Słysząc to zamarł. Sierść mu się zjeżyła, a oddech przyspieszył. Przerażenie wymalowało się na jego pysku, a łapy zadrżały. Zaczął się dusić. Zwiesił łeb, wbijając wzrok w łapy i łapiąc spazmatycznie powietrze, jak ktoś, kto właśnie ma atak paniki
Zajączek skrzywiła się i przechyliła łebek w bok, patrząc na ojca z brakiem zrozumienia.
— Co ci znowu? - prychnęła. — Na litość mnie nie weźmiesz. Pora zasmakować trochę wody, Rybki przecież ją lubią, nieprawdaż? — Uśmiechnęła się kpiąco.
— Zostaw mnie. Ty nie żyjesz. Nie żyjesz. Zajęcza Gwiazda umarł. Odszedł. — Próbował się uspokoić. — Nie jesteś nim. To tylko moja wyobraźnia — szeptał do siebie.
Vanka spojrzała na niego zafascynowana. Nie wiedziała, czy bał się tak naprawdę, czy tylko udawał, ale jej się to podobało. Nie wiedziała, o co chodziło, ale podobały jej się reakcje ojca. Czyli musi grać swoją nową rolę dalej.
— Nie umarłem, moja droga Rybko — odparła, starając się zniżyć swój głos. — Jestem tu i zawsze będę blisko ciebie. Nigdy nie będziesz już mógł spać spokojnie.
<Panie tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz