Sen. Sen był taki piękny. Pozwalał mu odpocząć. Po tym jak wrócił z Wiśniową Iskrą i swoją siostrą do obozu, zaszył się tutaj, by się zregenerować. Potrzebował tego. Łapy go bolały, a ciało wręcz łaknęło tej chwili ulgi.
Trącenie łapy o jego sierść, było najgorszą rzeczą, która mogła się wydarzyć. Zburzyła jego cudowną nieświadomość, przywracając go do rzeczywistości.
— Wstawaj. Masz robotę do wykonania. — miauknęła głośniej w jego kierunku Kamienna Gwiazda.
Otworzył jedno oko, warcząc na nią pod nosem. Niech da mu spokój! Dopiero co tu się położył!
— Jest noc. Nie widzisz? — Zamknął z powrotem oczy.
— Nie, wciąż jest dzień, a to oznacza, że wciąż masz obowiązki do wykonania, o których nie powinnam ci przypominać — odpowiedziała opryskliwie. — Na twoim miejscu już bym wstała i zaczęła działać.
— Poradzą sobie beze mnie — stwierdził, nadal nie wychodząc spod mchu. — Masz dużo uczniów w klanie, nie odbieraj im obowiązków, zrzucając wszystko na mnie.
— Rozumiem, że mam cię dodatkowo ukarać lub wygnać z klanu ze względu na sposób, w jaki odzywasz się do swojego lidera. — odpowiedziała, już się odwracając. — W porządku.
Drgnął, natychmiast wstając. Tak bardzo jej w tej chwili nienawidził. Groziła mu? Mu? Wygnaniem? Ale co mógł jej zrobić? Wygrała. Miała nad nim władzę i mogła zrobić z nim wszystko co chciała. To było takie okropne! Ta rzeczywistość była niczym koszmar, który nie chciał się skończyć!
— Przepraszam, Kamienna Gwiazdo. Już idę — Ominął ją i zaczął rozglądać się po obozie. Co on właściwie miał zrobić? Ziewnął. — Idę do Tygrysiej Smugi, pewnie potrzebuje się wygadać na dzieci — zadecydował. Tam mógł się ukryć. Tygrys będzie na pewno go zagadywać, ale mógł udawać, że jej słuchał, tak naprawdę śpiąc. Czuł jak czarna odprowadziła go wzrokiem, póki nie zniknął w żłobku. Zero spokoju. Zero.
***
Skończył niańczyć bachory Tygrys. Było... okropnie. Nie mógł zasnąć. Ktoś ciągle go budził i czuł się naprawdę znużony. Co zamykał oczy, zaraz je otwierał. Piski, krzyki, jak tak można?! Jego dzieci były bardziej okrzesane! Kiedy Tygrysia Smuga pozwoliła mu wrócić do siebie, od razu się zerwał i wyszedł. Zwariuje, zwariuje. Znów chciał się zaszyć w swoim legowisku, ale natrafił na Kamienną Gwiazdę, która zagrodziła mu drogę. Spuścił po sobie ucho, czując narastającą panikę. On już nie chciał nic robić! Niech da mu spokój! Co z tego, że do zachodu było jeszcze dużo uderzeń serca!
— Nie — miauknął od razu czując gule w gardle. — Już koniec.
— To nie ty tu wydajesz rozkazy — odparła niewzruszona, kierując na niego swój wzrok. — Skoro wszystkim innym się już zająłeś, to możesz pożytecznie zająć się umacnianiem obozu.
— Umacnianiem? — powtórzył głucho. — Jak niby?
Uśmiechnęła się lekko. Cieszyła się, że go tak podle męczyła?
— Kopaniem tuneli. — odparła, wzruszając ramionami. — Przy okazji możesz posprzątać liście i inne odpadki z obozu. Sporo ich się tu nazbierało. — stwierdziła. — Później sprawdzę, jak sobie radzisz. — odwróciła się od niego, zadowolona z siebie.
Spokojnie. Oddychaj. Robił to dla babci, dla babci. Da radę. Da mu swoją siłę. Zaczął od porządków. Wysprzątał wszystkie odpadki, liście i gałęzie. Zamiatał ogonem, zbierał pyskiem, czując wzrok wszystkich na swoim grzbiecie. Gdy jakiś wojownik celowo naniósł śmieci, prawie mu się rzucił do gardła. Prawie, bo tylko wystraszył go głuchym warknięciem i rzuceniem się w jego stronę. Od razu nawiał, nim do niego dopadł. Został teraz... tunel, a on nie miał na to sił. Paliły go płuca, łapy, gardło miał suche jak wiór i nic nie jadł. Kamień chciała go wykończyć. Chyba śni, że tak nierudzi pracowali.
Odwiedziła go dopiero, gdy zrobiło się ciemno, a on ledwo stał tam na łapach.
— Jak ci idzie? Możesz już odpocząć — miauknęła.
Spojrzał na liderkę zmęczonym wzrokiem. Czyli udało się dzisiaj nie kopać żadnego tunelu. Nie miał wcale na to sił. Padł od razu na ziemię, krzywiąc się z bólu. Mięśnie paliły go żywym ogniem i raczej ciężko będzie mu doczłapać do legowiska. Przynajmniej noc dała chłód, który ostudził jego rozgrzane ciało.
— Posprzątane — charknął tylko.
— Odpocznij. — mruknęła. — Możesz pójść po wzmacniające zioła do Wiśniowej Iskry, jeśli chcesz. Jutro po południu znowu pójdziesz na polowanie, potem dam ci spokój, ale nie możesz wychodzić z obozu. — powiedziała.
Pójść? Już wstawał i leciał. Słysząc, że po południu pójdzie polować, zdziwił się. To cały ranek miał dla siebie? Chyba jej się spodobały te cztery zające.
— Jak rozkażesz — prychnął tylko pod nosem, wstając ociężale. Łapy drżały mu od wysiłku, ale udało mu się doczłapać do legowiska uczniów. Od razu przy boku pojawiła się Szczypiorkowa Łodyga z jedzeniem i piciem. Wtedy też zrozumiał jak bardzo był głodny.
***
— Czas na polowanie, Rozżarzona Łapo. — miauknęła do niego czarna bestia, która zaczęła nawiedzać go nawet w koszmarach.
Spojrzał na nią, krzywiąc pysk. Nie znosił tego jak traktowała go z góry. Doszła do władzy tylko przez podłe morderstwo.
— Czekam na ochroniarzy. Mieli po mnie przyjść, ale jeden skończył u Wiśniowej Iskry, więc tu siedzę, bo nie mogę sam przecież wychodzić. — Tak, obijaj się całe dnie w obozie Kamień i nim dyryguj. Ciesz się tą władzą póki możesz.
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz