Nie podobała mu się ta satysfakcja na jego pysku. Jednak ten trening był trudny. Kocur mógł go obrażać ile chciał i się świetnie przy tym bawił. Starał się jednak zachować powagę i nie dać się ponieść emocją. Przez chwilę nawet przestał oddychać, by być bardziej napiętym. Pomagało mu to opanować pysk, który próbował wyrwać się spod jego kontroli. Ojciec patrzył mu się w oczy jeszcze przez chwilę. Nie widząc jednak żadnych oznak na pysku syna, cofnął się, rozluźniając mięśnie.
— Idzie ci lepiej — miauknął. — Tak trzymaj. I używaj moich metod.
Uśmiechnął się zadowolony, wypuszczając powietrze i w końcu oddychając pełną piersią.
— No widzisz! Jednak coś potrafię! — powiedział, po czym rozciągnął się. — Chodźmy zapolować — zaproponował, trącając ojca barkiem. Już mu się znudziła taka forma treningu. Była za bardzo... nieprzyjemna. Przynajmniej dla niego. Ah! Czemu on nie mógł go tak powyzywać? Może następnym razem spróbuje go namówić do zmiany stron?
Wojownik przewrócił lekko oczami i ruszył do przodu.
— Tym razem tylko nie urwij żadnemu ptakowi łba — wypomniał mu sarkastycznie.
— Ej! To był przypadek! — prychnął. — Ty nawet tak nie potrafisz złapać ptaka siedzącego na gałęzi — Pokicał kilka kroków do przodu, idąc na czele ich grupki.
Usłyszał jego prychnięcie.
— Skąd wiesz? Po prostu rzadziej poluję na ptaki. To się nie opłaca, skoro łatwiej i szybciej złapać mysz czy ryjówkę — zwrócił uwagę, po czym uśmiechnął się. — Znów zapomniałeś jak się ukrywa gniew?
— Nie jestem zły. Tylko czuję satysfakcję, że w czymś jestem od ciebie lepszy — wytknął. — Ale jak nie ma myszy, to trzeba polować na co innego, a ptak też da ci jeść.
— Nie jesteś lepszy. Myślisz, że nigdy nie polowałem na ptaki? — mruknął w odpowiedzi. — Nie lubię ich. Trzeba je oskubywać z futra przed zjedzeniem, a mysz możesz zjeść raz dwa.
—- Tak, tak... na pewno — rzucił mu uśmieszek. — To się przekonajmy. Kto pierwszy złapie... — Rozejrzał się, a widząc na ziemi nieopodal wiewiórkę wskazał ją ogonem. — Kto pierwszy ją złapie, ten ma rację!
Ojciec nie mówiąc nic w odpowiedzi, rzucił się do przodu, a silne Wilczackie łapy poniosły go do dalej. Co za drań! Nawet nie było start, a pognał! Ruda kita pląsała im gdzieś w polu widzenia, zmieniając zgrabnie swoje położenie. Ruszył za ojcem, próbując go wyprzedzić. Ten jednak widząc, że się zbliża, odepchnął go tylną łapą, by go spowolnić. Nie miał zamiaru się poddać! Siedział mu cały czas na ogonie, gdy nagle kocur zniknął, a on wpadł gdzieś, przygniatając również zaskoczonego co on ojca. Starszy prychnął, wijąc się jak dżdżownica i wypluwając z pyska kłaki syna. Rozglądając się zauważył, że... wpadli do dziupli? Zaczął się szamotać, odpychając łapami starucha, ale... ale chyba utknęli. Majtał na zewnątrz nogami, ale to też nie pomogło.
— Yh! Co ty zrobiłeś! — miauknął na niego zły, czując jak ten go wciska bardziej w ścianę dziupli — Grubas!
Wojownik wysunął łapę i trzasnął go pazurami w bok, ledwo mogąc się jakkolwiek tam poruszać.
— Jeszcze raz tak powiesz to nie wyjdziesz stąd żywy — warknął. — Kretyn! Odsuń swoje zapchlone kłaki ode mnie!
— Ał! Nie bij mnie! — warknął. — Nie mogę! Ściskasz mnie i nie mogę nic zrobić. Duszę się! — zakaszlał, wdychając zapach ojca. — Ble... ale śmierdzisz.
Czarny van kopnął go jedną z łap.
— Uważaj na słowa, bo zaraz ty będziesz śmierdzieć. Krwią — prychnął, uderzając łapami we wszystkie strony, by obkręcić się w wygodniejszą pozycję.
— Ugh — Skrzywił się, gdy ich pyski się spotkały. — Już mnie obiłeś łapami, by się przekręcić. Podziękuje za krwiste wrażenia. Jedzie ci z pyska, zainwestuj w mięte.
— Wcale nie jesteś lepszy — fuknął. — śmierdzisz jak lisie łajno. I masz równie cięty język jak na bachora.
— Bo turlałem kamienie! To dlatego! — wyjaśnił, czując jak pysk wciska mu się w jego szyje. — Ugh... pfle — Wypluł jego kłaki. — Jak teraz mamy wyjść? Twój spasiony tyłek nas zatkał!
<Ojciec?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz