Spojrzał na niego wielkimi, załzawionymi oczami. Dlaczego mu to robił? Czemu nie mógł tak jak wcześniej, zająć się jego treningiem? Zwisanie z gałęzi było znacznie przyjemniejsze niż siedzenie tutaj. Sam fakt, że znów go zmuszał do tego okropnego czynu, był okropny. Żałował, że wcześniej uważał go za kogoś mądrego i wspaniałego. Teraz, gdy pokazał przed nim brutalną rzeczywistość oraz własną mroczną stronę, zaczął się go bać. Czy jak nie będzie się spisywał, to odda go komuś innemu? Kiedyś właśnie tak mu groził. Że wymieni go, bo był bezużyteczny i słaby. Czy istniał choć cień szansy, by jednak do tego doszło? Wolał już być trenowany przez Szpaka, który wciskałby w niego wodorosty niż jego! Nie mógł jednak sam odejść... Mógł go zabić i nakarmić nim Nic. Był psycholem. Dlaczego nikt w Owocowym Lesie jeszcze tego nie dojrzał?
- J-ja chcę tylko... tylko trenować. Bez jedzenia. T-tylko t-tyle - miauknął smutno.
*uwaga kanibalizm*
- Jedzenie to element treningu - upomniał go czarny. Powoli zaczął kopać w ziemi, aż smród trupa nie stał się intensywniejszy. - Oh, ten piękny zapach, chyba głodny się robisz, czyż nie?
Skrzywił się z przerażeniem, obserwując znaną sylwetkę Księżyca. Wpatrywał się w nią chwilę, nie mogąc uwierzyć, że kocur naprawdę to zrobił. Pokręcił głową, ponownie zderzając się z brzuchem mentora. Jak on miał to wytrzymać po raz drugi?!
- N-nie - Pociągnął nosem. - J-ja nie chcę.
- Chcesz, tylko nie jesteś tego świadomy. - Poklepał go łapą po głowie. Na moment wysunął pazury, lekko wsuwając je w jego ciało. - Skubnij troszeczkę. Myślałem, że po ostatnim razie nabierzesz wprawy, pierwszy gryz niby najgorszy, ale widzę, że ty cofasz się stale w rozwoju - westchnął.
Czując jak wbija w niego pazury, załkał bardziej. Jak nic go rozszarpie, gdy tego nie zrobi. To była jawna groźba. Gdyby nie ostrzegł kocura przed Krzemieniem i Agrestem, może to tak by się nie skończyło. Może wojownicy zauważyliby jego niecne zachowanie i zrobili z nim porządek. To jego wina, że teraz był zmuszany do tego bestialstwa.
- J-ja chcę do o-obozu. N-nie chcę go j-jeść... N-nie... t-to nadal t-trudne. Ja... ja n-nie chcę. N-nie. I... i n-nie chcę b-by k-koty b-były p-piszczkami. N-nie p-podoba mi się t-to - skomlał.
- Zmień nastawienie, bo twoje aktualne naruszenia z każdą sekundą irytuje mnie coraz bardziej - ostrzegł, starając się łapą przyciągnąć zwłoki Księżyca bliżej ucznia. - Trochę brudny, ale wciąż powinien być smaczny.
Zwiesił pokonany łeb, patrząc na ciało. Nie ruszył się jednak, by kontynuować jego konsumpcje. Smarkał się, mając nadzieję, że ten koszmar się skończy, a mentor widząc, że nie reaguje, zostawi go w spokoju. Tak bardzo się nim brzydził. Jego słowami. Sobą także, bo czuł, że to kwestia czasu, gdy starszy go ponownie do tego przymusi.
Krwawnik nie był cierpliwy. Widząc jego postawę, łapą docisnął jego głowę do samego ciała, aby ten lepiej poczuł zapach swojego przyszłego pożywienia.
- Nie mamy całego dnia. Jesteś już dosyć silny w łapach, ale wciąż wyglądasz na słabego, więc musisz jeść, to będziemy mogli w końcu zacząć trenować walkę - oświadczył.
Zakręciło mu się w głowie. Zadrżał, czując jak ogarnia go słabość. Łapy mu zwiotczały i wręcz opadł na ciało. Ostrożnie polizał mięso, a czując ten sam smak co wcześniej, zacisnął oczy skomląc.
- N-n-nie.
- Mam ci to siłą do gardła wepchnąć, czy zdecydujesz się sam postąpić słusznie? - spytał oschlej. - Przyrzekam, że utopię cię, jak zaraz nie zaczniesz jeść.
Nie chciał umierać. Nie mógł. Nadal pamiętał jego groźbę, że nakarmi nim siostrę. Wgryzł się powoli w mięso, zaciskając mocno oczy. Nie smakowało jakoś źle... o czym on myślał! Właśnie smakowało! Zmusił swoje ciało do stanięcia prosto, po czym łapiąc głęboki oddech, pociągnął, zjadając kawałek. Kosztowało go to naprawdę wiele wysiłku.
Mentor pilnował go. Gdy za bardzo się odsuwał samą głową, dostawał łapą w łeb. Ciała Księżyca z każdym gryzem zaczęło powoli ubywać. Nie miał pojęcia czy powinien się z tego cieszyć. Chociaż gdyby się skończył, zakończyłoby się jego cierpienie. Jadł próbując z bólem przełknąć kolejne kęsy. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę ponownie to robił. Jego brzuch znów cieszył się z tego posiłku, co uznał za jego zdradę.
- Dobre? - spytał czarny, gotowy przyłożyć mu za złą odpowiedź
Słysząc jego pytanie, skulił się kręcąc głową.
- N-n-nie - pisnął.
- Jak to nie? Dlaczego jesteś tak niewdzięcznym bachorem? - syknął, uderzając o ziemię ogonem w złości. - Musi ci smakować, nie kłam. Widzę to po twoich reakcjach. Wibrysy drżą ci z przyjemności, widać, że masz w krwi jedzenie kotów - mruczał. - To musi być u was rodzinne. Twój ojciec pewnie zjadał codziennie po jednym wojowniku.
Naprawdę tak było? Nie zauważył. Jednak jak brzuch go już zdradził, to i wibrysy mogły. Czy miał rację co do jego korzeni? Coraz mniej się temu dziwił. Czyli naprawdę miał to we krwi? Zacząłby później sam je zjadać, gdyby nie Krwawnik, który zbudził te instynkty wcześniej? Zwiesił smętnie po bokach uszy. W brzuchu coś mu się przelało, a on spalił się ze wstydu. Nie znosił swojego żołądka. Właśnie wszystko potwierdził.
- T-to... o-o-obrzydliwe - szepnął pod nosem. - A-ale... m-mój brzuch lu-ubi. J-ja nie chcę... b-by lubił. - Oblizał pysk i wbił spanikowany wzrok w łapy. Brzuch, wibrysy, a teraz język?! To nie mogło mu wcale smakować! Nie panował nad ciałem. Robiło coś czego nie chciał. Krwawnik mógł to zauważyć!
Czarny wbił w niego zaskoczone spojrzenie, wsłuchany w jego słowa.
- To, że nie chcesz, nic nie zmienia. Twój organizm sam daje ci znaki, że tego potrzebuje. Aby przetrwać, musisz jeść jak najlepszej jakości mięso. Księżyc najwyraźniej był odpowiednim posiłkiem jak na pierwszy raz, ale gdy się skończy, będzie trzeba szukać kolejnej ofiary - oznajmił.
Kolejna ofiara?! To... to będzie jeść już tylko koty? Kolejny wodospad łez spłynął mu po policzkach. Nie chciał. Nie chciał! Tak bardzo nie chciał! Jego ciało go zdradziło. Ono chciało, a umysł nie. Przetarł oczy łapką, po czym spojrzał z powrotem na niedojedzonego kota. Powoli zaczął jeść go dalej, bo wolał już przebrnąć przez to, by móc się stąd natychmiast wynieść. Gdy brzuch miał pełen, odbiło mu się. Brzuch się cieszył. A on? On tam umierał. Nie miał pojęcia, dlaczego mentor mu kazał to robić. Czy był jego małym eksperymentem na to, jaki wpływ ma kanibalizm na życie? Oby nie. Sam bał się co przyniesie przyszłość. Nie chciał jeść ze smakiem swoich przyjaciół, uważając je za piszczki...
- Już nie musisz jeść więcej. Nie chcę, żebyś pękł, przydasz mi się żywy - mruknął Krwawnik, łapiąc go za moment na kark i podnosząc. Po chwili odstawił go z westchnięciem. - Ale jesteś teraz ciężki, jakbyś zjadł co najmniej sto takich Księżyców - rzucił.
Spojrzał na swój zaokrąglony brzuch. Czuł się pełen. Zwiesił łeb smętnie. Nie był zadowolony ze swojego czynu.
- M-m-możemy już iść na t-t-trening? - poprosił.
- Tak - odparł bez wahania. - Tak jak mówiłem, dzisiaj potrenujemy nad walką. Musisz nauczyć zadawać się tak precyzyjne ciosy, by być zdolnym powalić przeciwnika doszczętnie.
Zalała go fala ulgi. Czyli koniec na dzisiaj. Szybko odskoczył od ciała, chcąc oddalić się od niego jak najdalej. Nawet nie przejął się tym, że go nie ukryli i zakopali. Chciał od niego uciec i zapomnieć o tym co zrobił.
- Stój! - Głos Krwawnika poniósł się za nim. - Po sobie należy sprzątać, a skoro już się najadłeś, to ciało należy zakopać - upomniał. - Wracaj tu, to będziesz mógł jeszcze skubnąć trochę.
Podkulił ogon. Nie chciał tam wracać. Ruszył jednak z powrotem do ciała i z wielkim trudem, chwycił je i przeniósł z powrotem do dziury.
- J-j-ja n-n-nie chcę już go je-eść. M-m-mało zo-ostało... - pisnął.
- Idealnie na jutro - podsumował czarny, lekko przyklepując ziemię, którą kocie zaczęło przykrywać ciało. - Dobrze ci idzie. Będziesz miał wprawę na następny raz.
Czyli jutro też będzie go jadł? Chciał tam położyć się i ryczeć, zły na cały świat. Zmusił się jednak do odejścia, bo nie chciał dłużej przebywać w tym miejscu. Wlókł się smętnie, czując napchany brzuch mięsem. Niedługo wszystko z niego zniknie, bo jego organizm był do tego stworzony. Do jedzenia kotów. To było takie potworne!
Wrócili pod drzewo. Wiatr spokojnie kołysał gałęziami drzew, kiedy Krwawnik jakby nigdy nic podniósł go i rzucił nim o ziemię.
Dla zabawy.
- Masz chwilę, żeby schować się w okolicy. Będę chodził dookoła drzewa a ty masz mnie zaatakować z zaskoczenia. Tak, żebym nie zauważył - polecił.
Pisnął. Nie spodziewał się takiego zagrania ze strony mentora. Słysząc jego polecenie, szybko odbiegł, chowając się w jakimś krzaku. Atak z zaskoczenia? Mogło być to trudne, ale miło było zająć głowę teraz czymś innym. Gdy mentor zaczął chodzić wokół drzewa, a ustawił się do niego tyłem, szybko podbiegł i na niego skoczył.
<Zwariowany mentorze?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz