Nowo wybrana zastępczyni dorobiła się smrodów. Ci to mają rozmach. Niestety niekoniecznie tam i w tym czasie w którym powinni. Tak czy siak, życie w klanie wróciło… w miarę do normy. Opinia na temat Kamiennej Agonii nie zmieniła się szczególnie, chociaż Różana sama nie chciała jej chyba zmieniać. A co to Tygrysiej… czy w ogóle miała o niej jakieś zdanie? Nigdy z nią chyba nie rozmawiała, a tym bardziej z jej szczylami, gdzie jeden z nich postanowił właśnie zaczepić calico. I teraz problem, bowiem podejście do dzieci przez Różę było nie tyle co neutralne a dość chłodne. Może się ich bała? Nie potrafiła z gnojami rozmawiać, nie wiedziała jak się z nimi obchodzić, żeby nic się nie stało, każdy gorszy ruch łapą mógłby im zrobić krzywdę. Czy Róża się kiedyś bawiła z kimś dorosłym? Nie licząc Zająca? Te dalsze wspomnienia się już dawno zatarły, przez co w jej pamięci były jedynie jakieś prześwity, głównie te negatywne. Tak więc, patrzyła bez wyrazu na dziwne rudawe stworzenie, przypominającą raczej zbitek tłuszczu niż normalnego kota. Czy ona też taka była? Czy może teraz wyciągnął łapę i popchnąć kociaka, by się przewrócił na bok i patrzeć jak się potem turla w jakieś zachylenie? Naprawdę kusiło. Problemem była jednak bariera w postaci ich matki. Dzieciak dziwnie mówił. Jakby miał nie przeżutą mysz w pysku. Może potem zrobi ewolucję jak w pokemonach czy coś. Szylkretka zacisnęła na chwilę zęby, zastanawiając się co odpowiedzieć. Bo chyba coś musi, nie?
- A…. w co się chcecie… bawić? - Niepewny skład słów wyszedł z jej pyska, dając tym samym dzieciakom wolny wybór a samej unikając nieprzyjemnego momentu w którym miałaby wybierać cokolwiek, co potem byłoby jakoś niebezpieczne.
- W walkę! - pisnął. - Ja będę wielkim wojownikiem, ty będziesz naszym wlogiem i będziemy się bić! - Ok, zepsuła. A mogła wybierać. Czemu wszystkie szczyle tak ciągnie do walki? Jakby rzucić takim we wroga na wojennym polu jedyne co by mógł zrobić to przyjąć na siebie rolę mięsa armatniego albo wchodzić pod łapy. Ewentualnie posłużyć jako szybki posiłek.
- Am, a może wolisz coś mniej bojowego? Typu zabawa w chowanego? Bawicie się jeszcze w chowanego? - Zaproponowała z tym samym niezręcznym uczuciem, chcąc młodego jakoś odwieść od próby ataku dorosłego wojownika bez umiejętności podejścia do dzieci.
Młody przekrzywił główkę, po czym pokiwał nią gorliwie.
- Tak! Ale moja siostla nie chcę się w to bawić, bo mówi, że to nudne. A mama duża, to łatwo ją znaleźć - wytłumaczył, wcale nie polepszając tym sytuacji. No tak, była duża. Poza obóz ich nie weźmie, a w obozie będą przeszkadzać.
- No to możemy… - rozejrzała się po wnętrzu żłobka, szukając jakiegoś normalnego zamiennika za klepanie siebie nawzajem.
- Mogę porzucać ci mchem…?
- Tak! Lubię tą zabawę! Bawiłem się z nią z ciocią Kamień! - pochwalił się, po czym szybko przyniósł jej kulkę mchu. Hm, no tak Kamień. Ale, że zyskała miano cioci? Phah… do nich tak przyjaźnie nastawiona nie była, żeby chociażby pomyśleć o nazwaniu ją ciocią. Cóż za zmiana. Calico wyciągnęła pazury, by chwycić przyniesioną kulkę i przybliżyć ją trochę do pyska, jakby ją oceniając. Potem jej ślepia znad mchu powędrowały na Jelonka i trochę dalej. Jak daleko ma rzucić? I po ziemi, czy w powietrzu? Po zdezorientowanym mrugnięciu odstawiła mech na ziemię i “kopnęła” go przednią łapą tak, by z rozmachem poturlał się po ziemi obok kociaka. Tak to miało działać?
<Jelonek?>
- A…. w co się chcecie… bawić? - Niepewny skład słów wyszedł z jej pyska, dając tym samym dzieciakom wolny wybór a samej unikając nieprzyjemnego momentu w którym miałaby wybierać cokolwiek, co potem byłoby jakoś niebezpieczne.
- W walkę! - pisnął. - Ja będę wielkim wojownikiem, ty będziesz naszym wlogiem i będziemy się bić! - Ok, zepsuła. A mogła wybierać. Czemu wszystkie szczyle tak ciągnie do walki? Jakby rzucić takim we wroga na wojennym polu jedyne co by mógł zrobić to przyjąć na siebie rolę mięsa armatniego albo wchodzić pod łapy. Ewentualnie posłużyć jako szybki posiłek.
- Am, a może wolisz coś mniej bojowego? Typu zabawa w chowanego? Bawicie się jeszcze w chowanego? - Zaproponowała z tym samym niezręcznym uczuciem, chcąc młodego jakoś odwieść od próby ataku dorosłego wojownika bez umiejętności podejścia do dzieci.
Młody przekrzywił główkę, po czym pokiwał nią gorliwie.
- Tak! Ale moja siostla nie chcę się w to bawić, bo mówi, że to nudne. A mama duża, to łatwo ją znaleźć - wytłumaczył, wcale nie polepszając tym sytuacji. No tak, była duża. Poza obóz ich nie weźmie, a w obozie będą przeszkadzać.
- No to możemy… - rozejrzała się po wnętrzu żłobka, szukając jakiegoś normalnego zamiennika za klepanie siebie nawzajem.
- Mogę porzucać ci mchem…?
- Tak! Lubię tą zabawę! Bawiłem się z nią z ciocią Kamień! - pochwalił się, po czym szybko przyniósł jej kulkę mchu. Hm, no tak Kamień. Ale, że zyskała miano cioci? Phah… do nich tak przyjaźnie nastawiona nie była, żeby chociażby pomyśleć o nazwaniu ją ciocią. Cóż za zmiana. Calico wyciągnęła pazury, by chwycić przyniesioną kulkę i przybliżyć ją trochę do pyska, jakby ją oceniając. Potem jej ślepia znad mchu powędrowały na Jelonka i trochę dalej. Jak daleko ma rzucić? I po ziemi, czy w powietrzu? Po zdezorientowanym mrugnięciu odstawiła mech na ziemię i “kopnęła” go przednią łapą tak, by z rozmachem poturlał się po ziemi obok kociaka. Tak to miało działać?
<Jelonek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz