*Pora Opadających Liści*
Upolował mysz. Pierwszy raz w życiu mu się to udało! Powinien być dumny, lecz gdy zaciskał na niej zęby, widział gardło swojej ofiary, słyszał jej krzyki... Morderca. Nie wypuścił jednak zdobyczy z pyska, odebrał życie, tak jak robił to każdy wojownik. By ktoś mógł najeść się tą odrobiną mięsa, aby żyć.
Przerażało go to.
Czemu nie mogli jeść roślin? Ten mord był przecież niepotrzebny! Gasił głód, ale można było zmienić dietę, nie odbierając zwierzętom szansy na założenie rodziny. Sama myśl, że ta mysz, którą niósł do obozu, miała kogoś, kto za nią będzie tęsknił, była okropna. Wcześniej tak o tym nie myślał, nie podchodził tak do tej sprawy. Jego zbrodniczy akt, którego się dopuścił, ukazał polowanie jako zwykłe barbarzyństwo.
Rzucił zdobycz na stos, gdy tylko wrócili. Obserwował jak zaraz ktoś ją chwyta i zjada ze smakiem, pozostawiając gołe kości. Tak jak on to zrobił... z Księżycem. To niczym się nie różniło. Kot, wiewiórka, mysz... każdy wyglądał od wewnątrz tak samo.
Każdy myślał, miał uczucia i każdy chciał dożyć do następnego dnia.
Wszyscy tu obecni byli mordercami.
WSZYSCY.
Czując jak zaczyna kropić, wrócił do legowiska uczniów, gdzie Skorupek przemierzał jego mech. Usiadł obok, obserwując jak chowa się do swojego domku, niepewnie wystawiając jeden ze swoich rogów. Nie zwracał na niego uwagi. Zasnął, czując jak żołądek ściska go boleśnie; nie było to jednak spowodowane głodem, dzisiaj kończył swojego wroga, więc był syty. To było przez tą myśl, zapach mięsa na stosie...
Chciał...
Myśli nie dokończył.
***
Pora Nagich Drzew nadeszła. Biel na zewnątrz utwierdziła go w tym, że spadł właśnie śnieg. Powoli zbliżył się do zmrożonej ziemi, dotykając łapą tego fenomenu. Był zimny i mokry. Tak jak opisywała Jaskółka. Wojownicy na zewnątrz, przedzierali się przez niego, więc nie był wcale niebezpieczny. Nastąpił na niego, a ten zachrupał. Wstrzymał oddech, wbijając zdumiony wzrok w biel. Uniósł łapę, dostrzegając odcisk swojej łapy, który pozostawił. Znów nacisnął, a dźwięk się powtórzył. Widząc oczekujące spojrzenie mentora, który zatrzymał się, obserwując co on wyczynia, przełknął ślinę. Wszedł śnieg, przedzierając się w stronę czarno-białego, depcząc z trzaskiem kręgosłupy małych śnieżynek.
Był mordercą.
Nawet krzywdził samą ziemię swoimi krokami.
Ale robił to co wszyscy. Nikt nie przejmował się tym odgłosem, jakby byli przyzwyczajeni. Z nieba spadało więcej śniegu, który niedługo skończy, jak ten pod ich łapami. Martwy.
Wszyscy szerzyli śmierć.
I było to coś normalnego. To dlaczego to ukrywali? Czemu płakali nad śmiercią kotów, skoro to powinno być dla nich coś oczywistego, zwykłego i naturalnego?
- Nie guzdraj się - Krwawnik pogonił go, widząc jak się wlecze.
Położył po sobie uszy, przyspieszając kroku.
Czas było przywyknąć do takiej rzeczywistości.
[przyznano 5%]
oh, to opko jakoś mnie ujęło, pięknie opisane
OdpowiedzUsuń