Kocur zgodnie z planem i poleceniem Irgowego Nektaru i reszty odpowiedzialnych za znaki kotek, ustał we wschodniej części obozu. Słysząc słowa Wiśniowego Świtu, rzucił z oddali wzrok na skałę, z której przemawiała. Uśmiechnął się pod nosem. Władza była tuż tuż.
Gdy padło jego imię, a każda para oczu zwróciła się w jego stronę, wyprężył się dumnie, z wysoko uniesioną brodą, by przy potraktowanych makiem kotami prezentować się olśniewająco. Jak wybraniec.
— Mroczna Gwiazda! Mroczna Gwiazda! — zaczęła skandować jego imię Sosnowa Igła, a już po chwili dołączyła do niej reszta. Brzmiało pięknie. Uwielbiał je. Uwielbiał smak tej władzy.
Wszystko było dobrze. Póki nie usłyszał głosu Ostowego Pyłu.
— Nie ma mowy! To chyba jakiś chory żart! — wojownik przerwał wiwaty.
Mroczna Gwiazda nie zareagował, ostentacyjnie wpatrując się w czekoladowego, który nieumiejętnie przypatoczył się do niego, rzucając mu wściekłe spojrzenie i wysuwając pazury.
— To koniec! Koniec słyszysz! Za długo czekaliśmy...
— Oset, nie! — do uszu nowego lidera dobiegł krzyk Zakrzywionej Ości, jednak nie przejął się tym.
Ostowy Pył popełnił gruby błąd, rzucając mu wyzwanie.
Czarny van w mgnieniu oka odsłonił kły i uderzenie serca po tym jak błysnęły, rywal padł na ziemię jak pchła. Omen pozbył się go bez trudu. Widział przebłysk niepokoju wśród zgromadzonych, ale Irgowy Nektar rzuciła się mu do pomocy. Kotka osłoniła swoim ciałem trupa i jego samego, zwracając na siebie uwagę tłumu.
— Ostowy Pył zaatakował naszego lidera! Był zdrajcą! To pewnie on porwał mu syna i tak potwornie skrzywdził! Zasłużył na swój los! — zawołała.
Lider rozejrzał się po tłumie. Pyski wieku kotów znów zabłyszczały. Jasne, że łyknęli to kłamstwo. Byli w końcu nafaszerowani.
Mimo to niech wiedzą, żeby z nim nie zadzierać.
Chyba, że chcą skończyć jak on.
Jego źrenice dyskretnie podążyły za trupem, który leżał u jego łap.
* * *
Klan Wilka dość wcześnie poznał osąd nowego przywódcy. Mroczna Gwiazda zarządził, że każdą z obecnych feministek spotka kara. Wielka Gwiazda została nazwana Bezzębnym Robakiem, zaś Borówkowy Krzew Spasioną Świnią. Reszta natomiast także dostała upokarzające imiona.
Lider po ogłoszeniu wszystkich konsekwencji jakie czekają ów kotki, zaszył się w swoim legowisku, musząc przemyśleć kilka spraw.
Rozciągnął się jednak lekko, ziewając. Ach, miły posmak władzy.
Jednak w przeciwieństwie do Bezzębnego Robaka, on wiedział, że władza to nie tylko przyjemność, ale i obowiązki. Zdawał sobie z tego sprawę doskonale i nie zamierzał zawieść mentora. O nie.
Sprawi, by Klan Wilka był silny. By już nigdy nie powtórzyło się to co było księżyce temu. Wilczacy poniżani i najsłabsi. I przede wszystkim, musiał zadbać też o kult. Miał na oku parę kotów, które z pewnością by się nadawały...
Jastrzębia Gwiazda uczył go wiele przydatnych rzeczy. Mroczna Gwiazda od kociaka był dobry w strategii, jednak Jastrzębiowi zawdzięczał utrwalenie tej wiedzy. Czarnobiały był zdeterminowany, by dokończyć dzieło mentora. Przygotował go idealnie na ten moment.
Przywódca zmrużył oczy, oddając się w objęcia snu, którego zresztą potrzebował.
Słodki sen, noc bezgwiezdna i cicha. Ciemna postać stojąca tyłem na rozległej polanie, zjawiła się w zasięgu wzroku. Nie poruszyła się, nie wydała głosu. Trwała w oczekiwaniu.
Sen stopniowo zanosił go w odległe dla niego krainy. Już niedługo jego łapy dotknęły suchej ziemi, a wokół niego rozpościerała się ciemność. Powietrze było gęste i duszne.
Niebieskie oczy zabłyszczały, dostrzegając skąpaną w mroku sylwetkę znajomego mu kota.
— Mentorze... — wyszeptał po dłuższej chwili milczenia. Odezwał się do niego. Widział go w śnie. Jastrzębia Gwiazda wciąż trwał.
Ucho Jastrzębiej Gwiazdy strzepnęło na dźwięk głosu młodszego.
Bura, niematerialna sylwetka stała się bardziej wyraźniejsza mimo zacienienia.
— Witaj, Mroczna Gwiazdo — wyharczał, odwracając się w jego stronę. Ogniste, płomienne oczy, rozświetliły jego oblicze. Krwista rana na szyi bez kawałka futra, broczyła krwią. Skapywała na ziemię znikając, gdy tylko dotknęła sennego tworu. Pysk rozciągnął się w uśmiechu, ukazując zakrwawione zęby.
— Wyrosłeś.
Następca Jastrzębiej Gwiazdy także się uśmiechnął. Zimny, przerażający uśmiech. Ten należący do mentora go nie przeraził. Lubił taki widok. Podziwiał mentora.
— Ty także się zmieniłeś... Dobrze cię znowu widzieć, Jastrzębia Gwiazdo — miauknął, wodząc oczami po ranach kocura. — Powinienem był wcześniej rozszarpać tego, kto ci to zrobił — mruknął, wysuwając pazury łap i wsuwając je znowu.
Bury podszedł do niego, a mrok posunął za nim. Jego dusza emitowała czarnym światłem, które chowało jego sylwetkę częściowo w mroku.
Stanął naprzeciwko swojego ucznia, nie zwracając uwagi na krew.
— To była moja wola. — powiedział. — Część planu. Nie gnaj za zemstą. — Przekrzywił łeb. — Jednak musisz o niej coś wiedzieć... bo spotkacie się podczas zebrania klanów.
Uszy podniosły się z lekka zaciekawione. Więc to było zaplanowane. Jastrząb chciał umrzeć. Ale dlaczego? Czy wiedział, że przyszłość się tak potoczy?
Strzepnął ogonem i uniósł brwi. Jeśli taka była jego wola, a kocur nie radził mu się mścić, to nie zamierzał tego czynić. Wciąż jednak bolało go patrzenie na te znieważające rany. Czuł potrzebę obrony swojego mentora.
— A więc została liderką lub zastępczynią? — wywnioskował. Kocur nie opisywał mu kotki dokładnie. Nie wiedział kim była. Znał tylko jej imię.
— Pomogłem jej w tym — mentor uśmiechnął się do niego. — Zabiła swojego lidera, weszła na szczyt. Wystarczyło nią tylko pokierować. Nie wiesz jak długo próbowałem z niej zrobić mordercę. Zaczął mi się jednak kończyć czas. Moje życie samo miało dobiec końca, przez chorobę, która toczyła moje ciało. Pragnąłem ją rozszarpać, ostatnia walka w miejscu gdzie się spotkaliśmy, to była idealna śmierć. Obiecaliśmy to sobie. Dzięki zamordowaniu mnie, stała się podatna na moje szepty, dlatego też... będę przy was, gdy usiądziecie na skale. Mam nadzieję, że się nie rozszarpiecie. — Wibrysy mu zadrżały. — Uznaj ją za mojego pupilka.
Jak uroczo... Jastrzębia Gwiazda długo nie tkwił w Mrocznej Puszczy, a mimo to zdążył już pokierować kotem, by zamordował. Mroczna Gwiazda nie wątpił w umiejętności lidera.
Uśmiechnął się. Więc mentor bawił się w nakłanianie do przejścia na złą stronę. Skinął głową.
— Postaram się nie urwać jej łba za to co tobie zrobiła — mruknął z nutą ironii w głosie. — Jak miło, że nakłaniasz kolejnych na morderstwa. Może będziesz mieć towarzystwo w Mrocznej Puszczy — zaśmiał się szorstko. — Jak łatwo jest manipulować zbłąkanym rozumem...
— Kamienna Gwiazda... — duch rozsmakował się brzmieniem tego imienia. — ma już spisany swój los. Dołączy do Zajęczej Gwiazdy lub trafi do mojego brzucha. Ciekawi mnie jaki ma posmak... Nie zdradzaj jej jednak, że się znamy, gdyby się do Ciebie odezwała. Nie odsłaniaj przed nią wszystkich tajemnic — wymruczał.
— Och, jasne, że nie zamierzam. Co by to była za zabawa, gdyby znała całą prawdę? — oblizał wargi, jakby już czuł posmak krwi na pysku. Rozejrzał się dookoła. — Widzisz stąd, co dzieje się na świecie? Mała Róża wepchnęła się na pozycję lidera, gdy ty umarłeś. Ale już wszystko pod kontrolą. Odcierpi swoje, a ja nie zamierzam okazywać litości zdrajcom. Kult dobrze sobie radzi. Rodzą się młode, silne koty. Zadbam, żeby wszystko poszło tak jak planowałeś.
Po wypowiedzeniu tych słów zaczął szczerze ciekawić się, jak będzie się żyło w Mrocznej Puszczy. Wiedział, że tam trafi, ale się tego nie bał. Ba, cieszył się, bo nie zamierzał siedzieć z tymi idiotycznymi gwiazdkami na niebie. Już zwłaszcza, że koty posiadające choć krzty rozumu, są zsyłane do takich miejsc, a głupcy prowadzą rzekomo wieczne, szczęśliwe życie. Żałosne.
— Widziałem. Wybacz, że zwlekałem z odwiedzinami, ale czasem trzeba pomyśleć samemu niż mieć wszystko wyłożone pod nos. Wszyscy dostaliście instrukcje, poradziliście sobie z problemem, z czego jestem naprawdę dumny. Oby ta świetność przetrwała. Uczyń Klan Wilka silnym. Gdy ja go dostałem w łapy, ledwo zbierał się z ziemi po niewoli. Już nigdy nie możemy pozwolić, by nas tak potraktowano. Teraz ich los jest w twoich łapach, Mroczna Gwiazdo. Gdy będziesz potrzebował mojej rady, wezwij mnie przez kamień od Mrocznej Puszczy, który jest u waszych medyków. Oh... i uważaj na Kunią Łapę. Nie ufałbym jej podczas... kuracji.
Kunia Łapa. Idiotyczna kotka, zbyt idiotyczna, by radzić sobie na jakiejkolwiek pozycji. Była balastem dla klanu. Gdyby nie to, że Ośnieżona Łąka nie ma żadnego innego następcy, już dawno by się jej pozbył.
Wykrzywił pysk.
— Kunia Łapa... Najchętniej cofnąłbym ją do pozycji kociaka. Nie nadaje się do niczego innego niż sprzątanie obozu. Nie wątpię w twoje słowa. Jest paskudna w medycynie i za miękka na zostanie wojownikiem — westchnął. — Jednak na tę chwilę niewiele mogę zrobić. Muszę zaczekać, aż trafi się kolejny uczeń, by klan nie został bez medyka. — mruknął. — Klan Wilka stanie się silny. Z pewnością. Dotąd to my uginaliśmy łapy przed resztą, ale to się zmieni. Mam dosyć zgrywania ofiary w tej grze — zamruczał. — Chcę być drapieżnikiem. A po skończonym dziele chętnie oddam pałeczkę młodszemu pokoleniu i dołączę tu do ciebie. Im więcej duszyczek zbłądzi w te progi tym lepiej.
— Zawsze można zmienić zasady i dać Ośnieżonej Łące drugiego ucznia. Szkoliliby się razem, a klan tylko na tym by skorzystał. — podpowiedział. — Mam nadzieję, że szybko tu nie trafisz. Młodsze pokolenie na razie nie wygląda na godne, by ciebie zastąpić.
Skinął głową.
— Niestety... Ale mam jednego na oku. Póki co ma w sobie sporo słabości, ale z biegiem czasu mam nadzieję ją z niego wyplenić. Wtedy nadawałby się idealnie do kontynuowania. Nie mam zamiaru na tę chwilę umierać, ale nie zdołam dokładnie przewidzieć losu — miauknął. Na podpowiedź jedynie zamyślił się. — Dobry pomysł. Dziękuję, Jastrzębia Gwiazdo. W ten sposób klan nie będzie musiał być skazany na tę zakałę w roli medyka.
Z gardła złej duszy wydobył się charczący chichot. Zakaszlał, przełykając niematerialną krew, która wyciekała mu przez szyję.
— Podziwiam, że zdecydowałeś się na potomstwo. Oby żadne z twoich dzieci, nie spróbowało odebrać ci władzy.
Van uśmiechnął się. To był ten szeroki, chory uśmiech.
— Och, wychowywanie tych smrodów to katorga, ale dbam, żeby wyrośli na bezwzględnych morderców, godnych przystąpienia do grona kultu Mrocznej Puszczy. Nawet nie wiesz, jak rodzicielstwo jest męczące... Ale mimo to, mam się na baczności. Nie pozwolę się tak łatwo zabić — zaśmiał się zimno. — Już jeden próbował. I padł jak trup u mych łap.
Bury skinął głową.
— Tak... Ostowy Pył. Nie spodziewałem się, że pragnął twojej zguby. Gdybym wiedział to za życia, dawno bym sam go zabił — warknął. — Cieszę się jednak, że żyjesz i pozbyłeś się swoich wrogów. Mam do ciebie prośbę. Nie mogę patrzeć na szczęście Skalnego Szczytu. Odeślij ją do starszyzny. Powinna... już nieco odpocząć.
Czarnobiały pokiwał głową z uśmiechem na pysku.
— Jasne. Będzie jej ciepło w jej nowym legowisku — wycharczał. — Nie lubiliście się za bardzo, prawda? Momentami irytowała mnie swoją ignorancją i głupotą.
— Mnie irytowała całe moje życie. Ciągle skrzeczała mi nad uchem, że podrywam burzaki i czekała na pojawienie się mojego potomstwa — skrzywił pysk. — Za to sama zestarzała się bezdzietnie... Może to i lepiej. Po niej nic mądrego by nie wyszło.
Lider przytaknął.
— Niektórzy już tacy są. Jedni zostaną obdarzeni intelektem, inni... No właśnie. Nie dziwię się, że nikt jej nie chciał. Ze swoimi humorkami była tylko balastem dla klanu. Zwłaszcza wtedy, gdy cię zaatakowała. Bezczelna i niewdzięczna — mruknął Omen. — Trzeba dużo pracy, by wyplenić tych bezmózgów. Ale nowe pokolenie zdaje się mniej tchórzliwe od swoich poprzedników. Jedna z moich córek ma dobrą pamięć i zdaje się gardzić Klanem Gwiazdy, więc idzie w dobrym kierunku. A poza tym, jesteś jej zagorzałym idolem — mruknął, czując jak drgają mu wąsy.
— Doprawdy? W takim razie będę się jej uważniej przyglądał. Może odziedziczyła po tobie inteligencje. Pamiętaj jednak, że wielki umysł, może przerosnąć mistrza i uznać, że nie potrzebuje nikogo nad sobą. Brak uwagi rodzica kończy się zwykle... cóż... zmianą władzy. Tak było ze mną i moją matką. Przerosłem ją, zmanipulowałem, a na końcu pozbyłem, zgarniając władzę. Głupimi łatwiej manipulować i sterować. Pójdą za tobą wszędzie, lecz inteligentni... zaczną mącić... Rozpoznasz czy ona będzie zagrożeniem, gdy zacznie z tobą grę.
Słuchał z uwagą jego słów.
— Będę o tym pamiętał na przyszłość. Zwracał uwagę na każdy szczegół, gdy już trochę podrosną. — miauknął, marszcząc brwi. Niech tylko któraś spróbuje odebrać mu władze. Oh, nie zamierzał być wtedy litościwy. — Sprytnie postąpiłeś. Twoja matka musiała ci ufać, jeśli nie zauważyła żadnych kroków z twojej strony. Albo ty byłeś dobrym aktorem. Nie zwątpiłbym. Najmądrzej byłoby mieć oczy dookoła głowy i nie dać sobie sypać piaskiem w oczy. Nie każdy ma talent.
— Moja matka... była dla mnie wzorem i przeciwnikiem. Ja wygrałem jednak bitwę, bo się poddała w imię miłości. — prychnął mentor. — Gdyby działo się coś co zagroziłoby naszej sprawie, zareaguje i cię o tym powiadomie. Nie trać jednak czujności. To twoje życie, nie powinienem się w nie mieszać aż za bardzo — miauknął.
— Będę mieć się na baczności, Mentorze. — odparł. — Jednak to dobrze, że nad nami czuwasz. W ostateczności taka pomoc może się przydać. Chociaż twoje rady same w sobie są przydatne, pomogą mi z pewnością przy prowadzeniu klanu, a to jest teraz niezbędne — przyznał.
— Dobrze. To teraz obudź się Mroczna Gwiazdo — mruknął, przekrzywiając głowę. — Bo zaraz dżdżownica wejdzie ci do ucha i będziesz miał niezbyt miłe doświadczenie
Postawił uszy na słowa mentora, kręcąc powoli głową. Zupełnie zapomniał o rzeczywistości.
Otworzył oczy, a senna wizja zniknęła. Zniknął także mentor. Czarny van obudził się, akurat czując blisko siebie wijące się stworzenie.
Spojrzał natychmiast w górę, a dostrzegając syna, zawarczał na niego.
— Taki masz szacunek do starszych?! — syknął i wziął zamach, gniotąc dżdżownicę łapą. — Dojrzyj wreszcie niewychowany bachorze! Ja się dla ciebie męczę, a ty tak mi się odpłacasz?!
Syn nie odpowiedział. Niemal od razu odwrócił się i zniknął w wyjściu, uciekając pędem, jak gdyby bał się, że ojciec go zaraz zamorduje.
Mroczna Gwiazda splunął, wysuwając pazury. Co za tchórz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz