W końcu trening zaczął przynosić efekty. Jego łapy były silniejsze, a to wszystko dzięki wiszeniu na gałęzi, wspinaniu się na drzewa, przesuwaniu kamieni oraz bieganiu. Jego ciało powoli nabierało lepszych kształtów, dzięki mięśniom. Trudno było dopatrzeć się w nim tego wystraszonego, wychudzonego kociaka. Jednakże... wszystko mogło się zmienić.
Nie miał już jedzenia, więc musiał posilać się tym co było na stosie. Przez Porę Nagich Drzew, było jednak ciężko coś znaleźć, więc powoli zapasy topniały. Do jego uszu docierały marudzenia na pogodę i słabą ilość zwierzyny. Niektórzy uważali, że to może być najcięższa pora, jaką dotychczas przeżyli. Nie brzmiało to zbyt entuzjastycznie.
Nie miał już jedzenia, więc musiał posilać się tym co było na stosie. Przez Porę Nagich Drzew, było jednak ciężko coś znaleźć, więc powoli zapasy topniały. Do jego uszu docierały marudzenia na pogodę i słabą ilość zwierzyny. Niektórzy uważali, że to może być najcięższa pora, jaką dotychczas przeżyli. Nie brzmiało to zbyt entuzjastycznie.
Uderzenie w pysk sprawiło, że ocknął się z myśli, upadając na śnieg. Mentor skoczył na niego, lecz szybko zrobił przewrót w bok, unikając jego ataku. Szlifowali walkę. Tym razem bez pazurów, bo trudno byłoby wyjaśnić krwawe ślady w lesie no i na ich futrze. Cieszył się z tego, bo nie miał ochoty orać mentora, tak jak ten się czasem o to dopominał.
Nie był jednak nadal w stanie pokonać Krwawnika. Nieważne jak starał się go podejść, ten dostrzegał co zamierzał zrobić, kontratakując. Dzisiaj też go skopał, z czego nie był zadowolony. Liczył, że będzie silniejszy, ale to wciąż było to za mało.
I tak do końca to wyglądało. Ich walka czasem przemieniała się w chaos. Próbował wszystkiego, by uśpić jego czujność. Za mało. Za słabo. Za wolno.
Wszystko było źle.
Dysząc wrócili do obozu. Skierował kroki do legowiska uczniów, kładąc się na mech. Tu było cieplej niż na zewnątrz. Zmarzł nieco, jednak trening go rozgrzał. Spojrzał na Skorupka, który zapadł w zimowy sen. Schował się w muszli, zalepił otwór i skrył się pod jego posłaniem, by móc doczekać się cieplejszych dni.
Na początku myślał, że nie żyje, że coś go zjadło, ale gdy przypatrywał się skorupie z uwagą dojrzał, że coś było nie tak. On tam się po prostu zabunkrował. Może to i lepiej? Jak miałby go karmić, gdy na zewnątrz nawet oni nie mieli co jeść?
Zapomniał więc o Skorupku. Dał mu spokój i ciszę, by mógł w spokoju, gdy uzna za właściwe, wyłonić się na lepsze czasy. Mimo to i tak czuł smutek. Nie mógł już poobserwować go jak pełza, jak je... Chociaż ślimak go nie lubił i zawsze uciekał na jego widok, był czymś co pozwalało odwrócić jego uwagę.
Skrzywił się czując burczenie w brzuchu. Nie zamierzał jednak iść po jedzenie. Przegoniliby go. Był nikim, nie zasługiwał na wyżeranie piszczek bardziej potrzebującym. Dlatego też od dwóch dni, zapychał żołądek śniegiem.
Widząc wchodzącego Wanilie, przełknął ślinę. Kocur skinął do niego niepewnie głową, kładąc się na swój mech. Nie poruszył się, nie przywitał. Zapach krwi... docierał do niego intensywnie. Lukrecja mu wlał? A może zranił się podczas treningu? Wbił zęby w mech, czując jak coś nieznanego każe mu działać. Nie mógł go zjeść. Myśl o mięsie sprawiła, że pociekła mu ślinka. Nie mógł...
Ale chciał.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz