Zanim wyszła z Nory, czujnie przystanęła w bezruchu, rozglądając się dookoła
niepewnie. Wyczuwała ich tutaj już od jakiegoś czasu i naprawdę bardzo się jej
to nie podobało. Wszędzie śmierdziało rybojadami, a ona musiała spać przez całą
noc na czuja, by żadne klanowe kocisko ich nie zaskoczyło. Czasem robiły to na
warty, by móc obudzić resztę mieszkających.
Rosa była niewyspana, wręcz ledwo co potrafiła zobaczyć. Ryjówka nie miała o to
problemu, bo ciągle gdzieś znikała, Mysz także. Żadne jeszcze złapane nie
zostało.
Większość samotników wyniosła się częściowo ze swoich wcześniejszych
terytoriów, by nie robić sobie czasem problemu. Ruda natomiast twierdziła, że
byli po prostu zwykłymi tchórzami, którzy przestraszyli się paru wychudzonych
klanowych kotków.
Rosa obserwowała ich od jakiegoś czasu. Nauczyła się podchodzić na tyle
bezszelestnie, podpatrując ich szkolenia. I nie tylko, bo wybiedzone
rybojady nawet nie zauważały nic dookoła.
Nauczyła się dzięki temu wielu rzeczy, które chętnie wykorzystywała przeciwko
Myszy w trakcie ich małych potyczek. Strażniczka obserwowała je tylko czujnie
wraz z całą okolicą, by jednocześnie poprawić ich błędy, jak i ostrzegać o
nadchodzących niebezpieczeństwach.
Ruda pointka wypuściła głośno powietrze z nosa, wdychając świeże dżdżyste
powietrze. Popadało nieco w nocy, więc miała pewność, że żadna zwierzyna nie
wylezie ze swoich nor. Co oznaczało brak polujących klanowców.
W jej brzuchu zaburczało cicho, na co Rosa mruknęła niezadowolona. Reszty już w
Norze nie było, została tylko szturchnięta na tyle, by móc się szybko obudzić.
I żadna niestety nie zostawiła jej nic do jedzenia jak na złość. Jak tak można,
ona o nie dba, zawsze coś z rana przyniesie, jeśli jest to jej warta.
Ziewnęła ciężko, wychodząc i przeciągając się z głośnym pomrukiem. Przynajmniej
na chwile mogła spokojnie zmrużyć te oczy. Ruszyła po porannej rutynie, jaką
było przygładzenie jej półdługiego futerka na tyle, by jakoś wyglądać. Nie
musiała jednak o nie zadbać za bardzo, bo i tak najpewniej gdzieś się pobrudzi.
Ruszyła truchtem między powoli już zieleniejące się listki krzaków. Pora nowych
liści była dla niej tą pierwszą i wydawała się kotce szczególnie śliczna.
Cieplutka, miła a przede wszystkim bez śniegu, na którym można się poślizgnąć.
Podniosła pyszczek, próbując wywęszyć jakąś najbliższą zwierzynę. Szczęście jej
sprzyjało, bo wyczuła i nawet usłyszała, wychodzącą na żer nornice. Od kiedy
tylko nauczyła się polować na gryzonie, jej życie stało się o wiele prostsze.
Mogła samodzielnie znaleźć sobie jedzenie, a nie oczekiwać, że ktoś znajdzie
coś dla niej. Było to strasznie uwłaczające, a teraz? Wreszcie mogła ściągnąć z
barków Ryjówki, chociaż parę obowiązków.
Przyczaiła się krótko, widząc, jak nornica zatrzymywała się i zaczęła coś
podgryzać. Od razu, gdy znalazła się w zasięgu skoku, gryzoń uderzenie serca
później leżał już martwy pod łapami kotki.
Zadowolona zjadła ją ze smakiem, ciesząc się, że powstrzymała swoje kiszki od
zdradzenia jej własnej pozycji w lesie.
Dopiero gdy zakopywała kostki, podskoczyła nagle na donośny pisk. Jej futro na
grzbiecie uniosło się, a ona sama wygięła grzbiet zaskoczona. Co to było?
Zagrożenie? Klanowy kot? Może jakiś drapieżnik? To brzmiało jak drapieżnik,
żadna zwykła mysz nie wyda takiego dźwięku.
Ruszyła w tamtym kierunku prędkim truchtem, dopiero niedaleko przypominając
sobie, że powinna być cicho! Jeszcze ktoś się na nią przyczai i dopiero będzie!
Dlatego wychyliła głowę spomiędzy gałązek, skanując ziemię uważnie. Powoli,
łapa za łapą stawiała kolejną, węsząc przy okazji. Wyczuwała zapach, chyba
ptaka, pamiętała go po spotkaniu z tą dziwną niebieską starszą kotką jednego
dnia. Drozd? Drugiego nie mogła rozpoznać, za to trzeciego nie potrafiła
pomylić z żadnym innym. Czuła go na początku, gdy ich matka pokazywała im
tereny- z grubsza.
Jednak wszystkie znaki na ziemi wskazywały, że nic z boku, przodu czy z tyłu
jej nie zaskoczy. Żadnej nory też nie widziała w pobliżu. A gdyby już opuściła
to miejsce, zapach powoli zacząłby znikać w powietrzu. Zostało jej tylko jedno
miejsce.
Zmrużyła oczy, zerkając spode łba w górę i dostrzegając ją. W sumie, aż przez
chwilę powstrzymała parsknięcie śmiechem, widząc tę drobną kotkę z tym długim
gryzoniem w pysku. Jeszcze trzymającym się ledwo drzewa.
— Długo tam raczej nie usiedzisz! — odparła rozbawiona, widząc, jak pazury klanowiczki powoli
zsuwały się po pniu drzewa.
Pomimo jej aktualnego nastawienia, ruda miała już gotowe wysunięte pazury.
Miała nadzieję tylko, że klanowa kotka nie zamierza jej zaatakować. Znała ją z
widzenia, kiedyś dostrzegła, jak snuła się za jakimś większym kocurem w stronę
rzeki. W sumie teraz była ciekawa.
— Nie sądziłam, że w klanie, w którym się pływa, ktoś będzie na tyle odważny,
by wdrapywać się na drzewa — odparła zaciekawiona, przechylając łeb w bok.
Znała nieco klanowych obyczaj, wiedziała, w czym są dobrzy tylko dlatego, że
Ryjówka im o tym opowiedziała.
<Kminek?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz